Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ksiądz Wacław Nowaczyk SDB (1909-2001)

Treść

Wacław Nowaczyk urodził się w 1909 r. w małej miejscowości Samarzewo należącej do powiatu Września. W wieku szesnastu lat wstąpił do nowicjatu salezjańskiego w Czerwińsku. Tak rozpoczęła się jego salezjańska droga życia. Z tygodnia na tydzień, z roku na rok pokonywał kolejne szczeble zakonnej formacji. I tak 8 grudnia 1925 r. przyjął sutannę z rąk ówczesnego generała Towarzystwa św. Franciszka Salezego ks. Filipa Rinaldiego, późniejszego błogosławionego. 15 sierpnia 1926 r. w Czerwińsku złożył swoją pierwszą profesję zakonną, sześć lat później, 15 sierpnia 1932 r., profesję wieczystą w Różanymstoku.
W latach 1929-1935 jako kleryk odbywał praktykę duszpastersko-wychowawczą, zwaną u salezjanów asystencją, w Zakładach Salezjańskich w Warszawie na Powiślu. Pełnił tam funkcję wychowawcy w internacie Salezjańskiej Szkoły Rzemiosł, gdzie chłopcy kształcili się w zawodzie drukarza i grafika. W tym okresie uczył się z myślą o podjęciu w przyszłości pracy w zawodzie nauczyciela. Pracował jako korektor w Wydawnictwie Salezjańskim oraz ukończył dwuletni kurs rysunków graficznych prowadzony przez prof. Stanisława Ostoję Chrostowskiego dla personelu pracującego w salezjańskiej drukarni i wydawnictwie. Po ukończeniu asystencji we wrześniu 1935 r. udał się do Krakowa na studia teologiczne. Święcenia kapłańskie otrzymał 29 czerwca 1939 r. z rąk ks. bp. Stanisława Rosponda.
W okupowanej Warszawie
Bezpośrednio po przyjęciu święceń prezbiteratu przełożeni skierowali ks. Wacława ponownie do Warszawy, aby wykorzystać jego doświadczenie zdobyte w czasie praktyk kleryckich. Po wybuchu II wojny światowej salezjanie kontynuowali pracę wychowawczą w szkole graficznej i internacie. W trudnych latach okupacji ks. Nowaczykowi udało się skończyć dwuletni kurs nauk wydziału administracji przemysłowej na Prywatnym Kursie Organizacji Pracy inż. A. Baykowskiego. Jednocześnie brał udział w tajnych kompletach Wolnej Wszechnicy z zakresu pedagogiki społecznej u prof. Heleny Radlińskiej oraz wykonywał drobne prace w drukarni.
Mimo wielu trudności typowych dla okresu okupacji, powtarzających się rewizji, salezjanie prowadzili w Warszawie nieprzerwanie swoją działalność do lutego 1944 roku. Problemy zakładu zaczęły się w związku z zamachem na szefa policji SS gen. Franza Kutscherę, niemieckiego kata i oprawcy Narodu Polskiego. Kutschera, po objęciu 25 września 1943 r. funkcji dowódcy SS i policji na dystrykt warszawski, wprowadził na podlegającym mu obszarze niespotykany terror, łapanki uliczne, masowe egzekucje. Kierownictwo Polskiego Państwa Podziemnego wydało na niego wyrok śmierci i przekazało decyzję likwidacji Kutschery Kierownictwu Dywersji Komendy Głównej Armii Krajowej, czyli legendarnemu Kedywowi, dowodzonemu wówczas przez gen. Emila Fieldorfa "Nila". Udanego zamachu na Franza Kutscherę dokonali 1 lutego 1944 r. młodzi żołnierze Armii Krajowej. Akcja odbyła się w biały dzień, w centrum ówczesnej niemieckiej dzielnicy Warszawy, w Alejach Ujazdowskich, w pobliżu ul. Pięknej. Niemcy, w odwecie, nałożyli na Warszawę 100 milionów złotych kontrybucji. W dzień po zamachu (2 lutego 1944 roku) w Al. Ujazdowskich 21, w pobliżu miejsca akcji, rozstrzelali 100 zakładników. Była to jedna z ostatnich publicznych egzekucji przed wybuchem Powstania Warszawskiego. Rozpoczęły się także liczne aresztowania. Sądny dzień dla salezjanów nastąpił 7 lutego.
W tym dniu, jak pisze śp. ks. Wiktor Jacewicz SDB, badacz martyrologii duchowieństwa polskiego w czasie II wojny światowej, "wcześnie rano esesmani otoczyli zwartym pierścieniem ulice: Dobrą, Browarną, Gęstą i Lipową. Hitlerowcy uderzeniami kolb karabinów budzili mieszkańców zakładu. Księży, kleryków, koadiutorów oraz tych chłopców, którzy mieli ukończone 16 lat, zgromadzili na dziedzińcu zakładu, a w domu trwała rewizja". Niemcy szukali w zakładzie broni. W wyniku rewizji znaleźli w piwnicy kilka starych płaszczy wojskowych, które służyły w razie potrzeby za koce dla wychowanków, oraz menażki, których używano w czasie kolonii letnich. Gestapowcy w tym dniu aresztowali 58 osób, w tym 22 salezjanów, których wywieziono samochodami na Pawiak. Oficjalnym powodem aresztowania było wychowywanie młodzieży w duchu patriotycznym i ukrywanie w zakładzie chłopców pochodzenia żydowskiego. Kilku księżom udało się zbiec w czasie zamieszania. Należał do nich także ks. Wacław Nowaczyk, który razem z ks. Stanisławem Ormińskim (późniejszym kapelanem powstania), skorzystał z nieuwagi strażników, gdy ci prowadzili ich na ul. Browarną i Lipową, i skręcił w pierwszą bramę, uciekając w ten sposób oprawcom.
Po uspokojeniu się sytuacji zbiegli salezjanie powrócili do zakładu i starali się kontynuować pracę. Zakład Salezjański łącznie z drukarnią został zniszczony podczas Powstania Warszawskiego. Po jego zakończeniu ks. Wacław Nowaczyk wraz z trzema innymi współbraćmi został aresztowany przez hitlerowców i trafił na jeden dzień do obozu w Pruszkowie, skąd udało się wszystkim salezjanom wydostać dzięki fortelowi. W czasie tych perypetii wojennych personel wychowawczy przy współudziale PCK przeprowadził zakładowych chłopców do Czerwińska. Ksiądz Nowaczyk z polecenia księdza inspektora wrócił jednak do Warszawy, aby uratować resztki salezjańskiego dobytku. Od lutego 1945 r. zajął się odbudową domu salezjańskiego i drukarni.
W powojennej rzeczywistości
W latach 1948-1958 ks. Wacław Nowaczyk pracował w Zakładzie Salezjańskim przy ul. Wodnej w Łodzi. Jednocześnie podjął dalszą naukę. W roku 1948 ukończył studia na Uniwersytecie Łódzkim w zakresie pedagogiki społecznej, uzyskując na podstawie pracy "Młodzież ucząca się zawodu ślusarskiego w Łodzi" dyplom magistra filozofii. W Łodzi przebywał do roku 1958. Były to trudne lata, w czasie których salezjanom przyszło walczyć z władzami o możliwość realizacji swojego posłannictwa. Komuniści w tych latach programowo likwidowali kolejne salezjańskie placówki szkolno-wychowawcze. W Łodzi salezjanie wciąż musieli zmagać się z wrogo nastawionymi wizytacjami i kontrolami władz oświatowych oraz nagonką prasową na prowadzone przez siebie gimnazjum i liceum mechaniczne. W latach 1958-1959 ks. Nowaczyka skierowano do kolejnej placówki w Rumi. Został kierownikiem internatu przy Domu Dziecka. Również tutaj komuniści systematycznie nękali salezjanów, ostatecznie likwidując sierociniec dla chłopców w 1960 roku.
Na harcerskim szlaku
W opisywanych latach ks. Wacław Nowaczyk swoją wychowawczą pasję realizował m.in. w harcerstwie. W okresie międzywojennym zaczęło ono cieszyć się niesłychanym powodzeniem w Zakładach Salezjańskich. Prawie w każdym istniały mniejsze lub większe środowiska harcerskie. Podobnie było po zakończeniu działań wojennych, gdy wraz z odbudową salezjańskich placówek oświatowo-wychowawczych reaktywowano działalność harcerską. Odwołując się do tej metody pracy z młodzieżą, salezjanom łatwo było realizować jeden z celów pedagogicznej myśli wyznaczonych przez ich świętego założyciela ks. Jana Bosko, który mawiał, że trzeba wychowywać młodzież "na dobrych chrześcijan i prawych obywateli".
Do najaktywniejszych drużyn salezjańskich należały w tym okresie: 57. WDH przy Zakładzie i Szkole Graficznej im. ks. K. Siemca w Warszawie, 42. ŁDH im. św. Jana Bosko przy salezjańskim oratorium Szkoły Rzemiosł w Łodzi, 95. Męska Drużyna Harcerzy im. Romualda Traugutta działająca przy kolegium Księży Salezjanów w Aleksandrowie Kujawskim, 16. LDH przy zakładzie im. Abrahamowiczów pod zarządem salezjanów we Lwowie, 11. Drużyna Harcerzy im. Cz. Mączyńskiego w Przemyślu. Inne drużyny działały także w Różanymstoku, Rumi, przy małych seminariach w Lądzie i Jaciążku, przy zakładzie wychowawczym w Wilnie (ul. Dobrej Rady 22), a także w Supraślu, Sokołowie Podlaskim, Marszałkach. Wiele relacji z różnych harcerskich imprez i obozów z tego okresu organizowanych przez wyżej wymienione drużyny odnajdziemy w ówcześnie wydawanym periodyku salezjańskim zatytułowanym "Pokłosie salezjańskie".
Początki harcerskiej działalności ks. Nowaczyka sięgają jego lat kleryckich. W trakcie studiów seminaryjnych w Krakowie wstąpił do istniejącej od 29 października 1934 r. przy Salezjańskim Instytucie Teologicznym "Orlej" Drużyny Starszoharcerskiej im. ks. Jana Bosko. Zbiórki drużyny odbywały się raz w tygodniu w budynku seminarium. Posiadała ona własną harcówkę oraz bibliotekę, prenumerowała czasopisma harcerskie: "W Kręgu Wodzów" i "Czuj Duch".
Od początku działalności w Związku Harcerstwa Polskiego Wacław Nowaczyk należał do najaktywniejszych członków swojej drużyny, spędzając każde wakacje na harcerskich obozach, będąc jednocześnie na nich salezjaninem wychowawcą. Corocznie wyjeżdżał na wakacyjny obóz z 57. WDH z Zakładu i Szkoły Graficznej im. ks. Siemca w Warszawie. Znał tych młodzieńców bardzo dobrze, spędził przecież w tym Zakładzie Salezjańskim okres asystencji. Do szkoły zawodowej przy ul. Lipowej przysyłano chłopców głównie z opieki społecznej. Drużyna Harcerzy im. św. Jana Bosko skupiała przede wszystkim mieszkańców internatu. Większość z nich pozostawała w zakładzie podczas dłuższych przerw w nauce (sobotnio-niedzielnych, świąt, ferii i wakacji), a harcerstwo było dla nich pożytecznym wypełnieniem czasu.
Zaangażowanie w ruch harcerski w tym okresie życia kleryka Nowaczyka zaowocowało wydaniem podręcznika metodycznego harcerskiej służby Bogu, który napisał wraz z phm. M. Boryńskim. Książeczkę zatytułowano "Uderzmy w głąb!" i ogłoszono drukiem w 1938 roku. Wydanie podręcznika metodyczno-programowego stało się wielkim sukcesem harcerzy salezjanów. W tym okresie ciągle zauważało się prężny rozwój ideałów harcerskich w Zakładach Salezjańskich. Wraz z rozwojem ilościowym salezjanie pragnęli prowadzonym przez siebie drużynom nadać własną specyfikę, wzbogacić je pogłębionym życiem religijnym oraz systemem prewencyjnym ks. Bosko. Stąd w 1939 r. powstała myśl, by przy Głównej Kwaterze stworzyć referat lub wydział drużyn salezjańskich z całego kraju. Spowodowane to było chęcią wzbogacenia religijnego wychowania w harcerstwie elementami stylu salezjańskiego. Wszelkie plany i pracę salezjanów w harcerstwie przerwał jednak wybuch II wojny światowej.
Po zakończeniu działań wojennych ks. Wacław Nowaczyk zaangażował się ponownie w działalność harcerską w Warszawie i Łodzi. Najpierw w stolicy zorganizował 56. WDH i pełnił w niej funkcję drużynowego. Ze swoimi harcerzami wyjechał w 1946 r. na obóz, który odbył się w Głoskowie koło Piaseczna. Tym akcentem skończyła się systematyczna działalność ks. Nowaczyka z harcerzami z Warszawy. Od nowego roku został przeniesiony do Łodzi, do Zakładu Salezjańskiego przy ul. Wodnej. Rozpoczął tam działalność w 47. ŁDH. Sentyment do środowiska warszawskiego dawał jednak o sobie znać, ponieważ latem 1947 r. jako członek komendy Ośrodka Obozów Harcerskich Hufca Warszawa Śródmieście przez 25 dni brał udział w obozie nad Jeziorem Łańskim koło Olsztyna. Ostatni obóz harcerski, na który natrafiamy w archiwaliach z życia ks. Nowaczyka i wiemy, że w nim uczestniczył, odbył w 1948 r. wraz z 42. ŁDH, zlokalizowany był w Kurowie koło Koszalina.
Wraz z objęciem w Polsce rządów przez komunistów rozpoczęli oni walkę o "rząd dusz". Związek Harcerstwa Polskiego, jako organizacja nawiązująca do "złych" przedwojennych tradycji, był przez nowe władze systematycznie niszczony. Początkowo jednak działania komunistów wymierzone w związek nie przyniosły pożądanych efektów. W drużynach praca harcerska przebiegała zgodnie z przedwojennymi tradycjami, na obozach prowadzono intensywne życie religijne, panowały nastroje patriotyczne i antysowieckie. Ostateczne rozprawienie się rządu komunistycznego z harcerstwem nastąpiło na przełomie lat 1948-1949 roku. Wtedy zaczęto likwidować drużyny międzyszkolne oraz te, w których pracowali księża. Z drużyn salezjańskich najdłużej przetrwała 42. ŁDH, ponieważ działała jako drużyna szkolna, poza tym drużynowym była osoba świecka.
Drużyna warszawska, z którą przez większość swojego harcerskiego życia związany był ks. Wacław Nowaczyk, została rozwiązana 15 stycznia 1949 roku, a wraz z nią gromada zuchowa działająca przy tej drużynie od 14 września 1947 roku. Harcerskie sztandary drużyn animowanych przez salezjanów zostały zwinięte na kilkadziesiąt lat.
Samotna krucjata
Od roku 1959 rozpoczyna się nowy okres w życiu ks. Nowaczyka, który jak się okazało, był najdłuższym w jego życiu kapłańskim, a mianowicie czas posługiwania w charakterze kapelana. Najpierw trafił do Sióstr Salezjanek do Rokitna, gdzie pełnił także funkcję kierownika Studium Katechetycznego. W latach 1962-
-1964 dojeżdżał z wykładami z katechetyki i historii Kościoła do salezjańskiego seminarium w Lądzie. W 1964 r. przeniósł się z Rokitna do domu kapelana zakonnego Braci Serca Jezusowego w Puszczykowie. Tam prowadził swoją posługę aż do roku 1990, kiedy to decyzją przełożonych został przeniesiony w charakterze spowiednika do Wyższego Seminarium Duchownego w Lądzie.
Z okresu kapelanii w Puszczykowie w archiwalnej spuściźnie po ks. Wacławie Nowaczyku zachowały się dwa oprawione tomy listów z lat 1967-1992, które on sam zatytułował "Sto razy NIE wobec 'Polityki'". Jest to imponujący zbiór polemicznych listów, które ks. Nowaczyk wysyłał do tygodnika "Polityka" w obronie Kościoła i chrześcijańskich wartości. Gros z nich dotyczył m.in. obrony życia. Można by rzec, że ks. Nowaczyk prowadził samotną, nikomu nieznaną krucjatę skierowaną przeciwko jednej z najważniejszych trybun komunistycznej propagandy, jaką w okresie PRL była właśnie "Polityka". Tygodnik ten został powołany do istnienia decyzją Sekretariatu KC PZPR z 2 stycznia 1957 r., po likwidacji przez władze pisma "Po Prostu". Ideą wprowadzenia na rynek "Polityki" było stworzenie tytułu mniej krytycznego wobec władz partyjnych. Tygodnik ten wraz z dziennikiem "Trybuna Ludu" stanowił oficjalny organ PZPR i przez kolejne lata konsekwentnie realizował zadania wyznaczone mu przez partię. W okresie, w którym ks. Nowaczyk wysyłał do "Polityki" swoje polemiczne listy, redaktorami naczelnymi tego pisma byli: Stefan Żółkiewski (1957-1958), który na Zjeździe Literatów Polskich w styczniu 1949 r. w Warszawie wygłosił "pamiętne słowa": "Chcemy, aby literatura pomagała budować socjalizm w Polsce", oraz Mieczysław Rakowski (1952-1982), wicepremier w rządzie Wojciecha Jaruzelskiego w mrocznych czasach stanu wojennego, ostatni I sekretarz KC PZPR, i Jan Bijak (1982-1994).
Szczegółowa analiza listów wysłanych przez ks. Wacława do redakcji "Polityki" domaga się oddzielnego opracowania. Ich autor we wstępie do II tomu zbioru sam zauważa, że nie wyczerpują one "serii błędów, jakie pojawiły się na łamach tego tygodnika. Było ich znacznie więcej. Nie zawsze też miałem czas i odpowiedni materiał dowodowy pod ręką, by prostować dostrzeżone uchybienia". Najczęściej swoje polemiki ks. Nowaczyk prowadził z takimi komunistycznymi propagandzistami, jak: Zygmunt Kałużyński, Jerzy Urban czy też Kazimierz Koźniewski, o którym wiemy dzisiaj, że mimo pięknej karty związanej z jego zaangażowaniem się w przedwojenne harcerstwo, a od 1939 r. w działalność podziemia niepodległościowego, po wojnie od lat 40. aż do 1989 r. był współpracownikiem III Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, Komitetu ds. Bezpieczeństwa Publicznego i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Tym organom władzy przekazywał przez lata opracowane przez siebie analizy podpisane pseudonimami "33", "Harcmistrz" lub po prostu imieniem i nazwiskiem. Ksiądz Nowaczyk polemizował także z tezami Daniela Passenta, felietonisty "Polityki", który na łamach tego tygodnika w latach 80. wielokrotnie bronił decyzji o wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego oraz polityków ówczesnych władz.
Co ciekawe, niektóre fragmenty listów ks. Nowaczyka opublikowano. Były one jednak tak okrojone, że częściowo zatracały sens swojej wymowy. W latach 80. Zygmunt Kałużyński przysłał ks. Wacławowi kilka odpowiedzi na jego polemiczne listy, które każdorazowo kończył w charakterystyczny sposób: cynicznymi kpinami z postawy swojego adwersarza, zamiast rzeczową dyskusją. Oto kilka przykładów: "Co do mnie, nie mam już energii, by odpowiadać Panu, i spodziewam się, że tym samym nasze stosunki skończą się raz na zawsze. Co do steku obelg, insynuacji, pomówień oraz wyrazów pogardy wobec mnie, zawartych w Pana liście, przesyłam Panu staropolskie, chrześcijańskie, katolickie 'Bóg zapłać'!" (1 kwietnia 1984 roku); "List Pana jest prawdziwie katolicki: kłamliwy, obelżywy i hipokrytyczny. Gratuluję" (1 marca 1983 roku); "W. Nowaczyk reprezentuje Kościół, Kościół zaś religię, religia zaś - to Jezus. Tak więc W. Nowaczyk przemawia w imieniu Jezusa; wygląda to tak, że Jezus mówi, myśli i zachowuje się tak, jak Nowaczyk sobie życzy. W rezultacie, Nowaczyk przypisuje Jezusowi swoje błędy, swój obskurantyzm i swoją złą wolę. "(...) pisze Pan, że ja 'obraziłem Jezusa', żąda Pan od redakcji 'przeprosin', w poprzednim liście wymienił Pan nawet dwa artykuły Kodeksu Karnego, które jakoby tyczą mojego przestępstwa! W. Nowaczyk jest prokuratorem Jezusa, bo przywłaszczył go sobie; Jezus jest 'jego'. W tym miejscu ja stawiam Panu pytanie i żądam odpowiedzi, tak samo jak Pan żądał jej ode mnie: Czy Jezus Pana upoważnił mnie, bym Go reprezentował? Czy ma Pan na to jakiś dowód? Nie musi Pan zresztą odpowiadać, bo wiem z góry, że NIE. Pana postępowanie stanowi już nawet nie potwornie arogancką uzurpację, ale o wiele gorzej: jest bluźnierstwem, i jeszcze więcej, grzechem" (9 sierpnia 1983 roku). Tyle Zygmunt Kałużyński.
W jednym ze swoich ostatnich listów wysłanych do tygodnika "Polityka" ks. Wacław Nowaczyk stanął w obronie Prymasa Polski kard. Józefa Glempa, którego w artykule "Samochód i zakonnica" zaatakował Tadeusz Komendant ("Polityka" z 19 września 1992 roku). Swoją polemikę z tezami wysuniętymi przez dziennikarza sędziwy już salezjanin zakończył słowami: "wstrzymuję abonament tego tygodnika na ostatni kwartał tego roku, choć abonowałem go przez 30 lat".
Ostatnia warta
W roku 1990 ksiądz Wacław Nowaczyk został przeniesiony z Puszczykowa do Lądu, gdzie wytrwale, aż do swojej śmierci, pełnił posługę spowiednika kleryków w Wyższym Seminarium Duchownym Towarzystwa Salezjańskiego. W tym okresie, dopóki pozwoliły mu siły, z pasją oddawał się sadownictwu. W seminarium całym sercem wspierał również odradzające się po latach salezjańskie harcerstwo.
Warunki sprzyjające reaktywowaniu harcerstwa wśród salezjanów zaistniały dopiero w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, kiedy po wydarzeniach Sierpnia '80 władza komunistyczna w Polsce nie potrafiła już kontrolować zachowań społecznych. W roku 1986 została zainicjowana praca Ruchu Harcerskiego w Inspektorii Pilskiej, który swoje centrum ulokował przy WSD w Lądzie. Z każdym rokiem ruch nabierał dynamizmu, organizując się w końcu w Hufiec Harcerzy "Dęby" przy Inspektorii św. Wojciecha w Pile. W roku 1991 salezjańskie "Dęby" przyłączyły się do ZHP 1918, który nawiązywał do tradycji harcerstwa przedwojennego i wraz z tą organizacją wstąpiły w 1992 r. do Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej. Otworzyła się tym samym nowa karta harcerskiej historii polskich salezjanów.
Ksiądz Wacław z wielką radością przyjął odradzanie się tradycji salezjańskiego harcerstwa w ramach ZHR. Brał udział w spotkaniach, kominkach organizowanych przez Ruch Programowo-Metodyczny "Dęby" i drużyny w nim skupione przy lądzkim seminarium. Z inicjatywy nowego pokolenia salezjanów harcerzy, w 60. rocznicę opublikowania podręcznika ks. Nowaczyka "Uderzmy w głąb!", postarano się o jego wznowienie. Ukazał się nakładem Wydawnictwa Drogowskazów przy Głównej Kwaterze Harcerzy ZHR i Wydawnictwa Trifolium przy Głównej Kwaterze Harcerek ZHR w Warszawie w 1998 roku. We wstępie do tej pozycji ówczesny przewodniczący "Dębów" phm Kazimierz Chudzicki HR (wówczas jeszcze kleryk salezjański, dzisiaj proboszcz parafii w Czaplinku i dyrektor tamtejszego domu zakonnego) napisał m.in.: "Myślę, że książka ta, która w tym roku 'obchodzi 60. urodziny', nic nie straciła na aktualności. I dzisiaj chcemy wychowywać młodych ludzi na 'dobrych obywateli i gorliwych chrześcijan' (św. Jan Bosko), szukając różnych metod, by ten cel wychowawczy osiągnąć".
Ksiądz Wacław przez długie lata był dla współczesnych salezjanów harcerzy nicią łączącą czasy przedwojennego zaangażowania naszego zgromadzenia na tym polu wychowawczym z czasami współczesnymi. Ideały harcerskie przetrwały w mentalności salezjańskiej właśnie dzięki takim świadkom jak ks. Wacław. W opowieściach, tradycyjnych słówkach wieczornych salezjanie często powracali do dni, kiedy z gromadami chłopców spędzali czas na łonie przyrody, spędzali ciekawie czas, wychowując tych młodych ludzi na dobrych Polaków, wiernych Bogu i Ojczyźnie. Oddajmy może na koniec głos samemu ks. Wacławowi, który na kartach swojego harcerskiego podręcznika wyjaśnia kolejnym pokoleniom polskich harcerzy i harcerek, co znaczy tytułowe "uderzenie w głąb": "'Mam szczerą wolę całym życiem pełnić służbę Bogu...' - tak brzmiało nasze przyrzeczenie. Religijność więc, służba Bogu jest wybitną cechą harcerskiej ideologii, co nadaje naszej organizacji specjalny wyraz szlachetności i rycerskości. Jest to jedna z różnic między harcerstwem a wielu innymi organizacjami.
Musimy zatem zgodnie z naszym przyrzeczeniem ugruntować podstawy wiary w młodych umysłach, dbać o rozwój uczuć religijnych i tworzenie starych dobrych nawyków. Musimy wykrzesać w naszych szeregach wyjątkowy hart ducha, by nadążyć z postępem dobra, by stale iść na czele odrodzenia, by oprzeć się zgubnym prądom i zwalczać je".
Na koniec tej opowieści o pięknym człowieku, kapłanie zakonniku, harcerzu, wychowawcy pokoleń młodzieży, na usta cisną się jeszcze słowa z "Upominku dla harcerzy" napisane przez ks. kard. Augusta Hlonda, Prymasa Polski. Niech w tym miejscu staną się słowami hołdu i pożegnania dla ks. Wacława Nowaczyka.
"Harcuj dalej, harcerzu Polski, po barwnych ścieżkach, ozłoconych polskim słońcem. A wśród tych harców gwarnych i wesołych niech Ci uświęconą wiarę twego serca każdy kociołek przypomina i każdy krzyż przydrożny i każdy cmentarz cichy. Bądź rycerzem ojców wiary, mężnym sercem, czysty duszą, a w czyny wspaniały. Czuwaj nad Polską, nad jej duszą, nad jej ołtarzami. Za twe piękne przymioty, za twą wiarę i cnotę, niech Cię cały naród szczerze pokocha, Drogi Harcerzu Polski!".
Ksiądz hm. Wacław Nowaczyk SDB odszedł na wieczną wartę 6 kwietnia 2001 roku. W zgromadzeniu salezjańskim przeżył prawie 76 lat. Został pochowany w kwaterze zakonnej na cmentarzu w Lądzie.
ks. Jarosław Wąsowicz SDB
"Nasz Dziennik" 2009-06-13

Autor: wa