Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ksiądz arcybiskup Wielgus zaprzecza medialnym oskarżeniom

Treść

W sobotę ks. abp Wielgus powiedział Katolickiej Agencji Informacyjnej, że nigdy nie złożył fałszywej przysięgi na ręce nuncjusza apostolskiego ks. abp. Józefa Kowalczyka w sprawie swoich kontaktów z SB. - W związku z medialnymi oskarżeniami, jakobym złożył na ręce nuncjusza apostolskiego w Polsce fałszywą przysięgę dotyczącą moich kontaktów ze służbami specjalnymi w PRL, przekazuję kopię tekstu wspomnianej przysięgi, której treść w całości podtrzymuję - powiedział ks. abp Wielgus.
W piątek, zaraz po opublikowaniu przez Katolicką Agencję Informacyjną o godz. 12.22 wywiadu z nuncjuszem apostolskim w Polsce z tytułem: "Abp Kowalczyk stwierdza, że abp Wielgus zataił przed Papieżem fakt współpracy z SB", w mediach były metropolita warszawski został okrzyknięty krzywoprzysięzcą. Wszędzie cytowano i komentowano przede wszystkim sam tytuł wywiadu - zresztą stwierdzenie, które w takiej formie nie występuje w rozmowie. O godz. 18.58 KAI zmieniła tytuł tego samego wywiadu na znacznie ostrożniejszy - "Abp Kowalczyk: wydaje się, że abp Wielgus nie podał pełnego obrazu swej współpracy z SB". Naturalne jest, że - jak to w wyjaśnieniu opublikowanym przez KAI w sobotę zostało napisane - "tytuły publikowanych artykułów i wywiadów, zgodnie z zasadami sztuki dziennikarskiej, pochodzą od redakcji". Prawdą jest, że - jak czytamy dalej - "zarówno tytuł, jak i nagłówek stanowią najkrótsze redakcyjne streszczenie treści depeszy bądź wywiadu, który następuje dalej". To oczywiste. Nadal jednak niestety nie wiemy, dlaczego agencja "chciała" najpierw dać jeden bardzo radykalny i niepozostawiający złudzeń tytuł, tak strasznie uderzający w katolickiego arcybiskupa, aby następnie po kilku godzinach z niego się wycofać? Czy to nie wpisuje się w kampanię dezorientowania wiernych? Przecież można było przewidzieć, że "machina medialna" bezlitośnie ruszy. Wszędzie zaczęły padać groźne słowa pod adresem ks. abp. Wielgusa, który - jak cytowano - "zataił przed Papieżem fakt współpracy z SB". I nikt nie mówił "wydaje się, że...". No cóż. Każda redakcja ma rzeczywiście prawo nadawać takie tytuły swym artykułom czy wywiadom, jakie chce. Ocenę tego, jak z tego prawa w przypadku wywiadu z nuncjuszem skorzystała KAI, pozostawiam Czytelnikom.
Wróćmy zatem do tego, co rzeczywiście stwierdził ks. abp Józef Kowalczyk w piątkowym wywiadzie. "Wezwałem bp. Wielgusa i zapytałem go bezpośrednio, jak ta sprawa [kontaktów z SB - przyp. red.] u niego wygląda. On napisał szczegółowe wyjaśnienie, które natychmiast zostało przekazane Stolicy Apostolskiej. Bp Wielgus napisał o swoim wyjeździe do Niemiec, przedstawił całą procedurę, jak uzyskał paszport, itp. Jednak ani jednym słowem nie wspomniał o fakcie podpisania współpracy. Wszystkie te zeznania były składane pod przysięgą. Trudno więc było je podważać. W Kościele przy tego typu procedurach wychodzi się z założenia, że biskup zeznający pod przysięgą nie może wprowadzić nikogo w błąd. Natomiast my nie możemy podważać wiarygodności tego, co mówi nam biskup pod przysięgą. Tak więc Stolica Apostolska była poinformowana o tym wszystkim, co bp Wielgus powiedział o swojej pracy i swoich kontaktach z SB. Z przekazanej przez Księdza Biskupa wiedzy nie wynikała żadna współpraca". I dalej nuncjusz apostolski stwierdza, że na początku stycznia "Abp Wielgus w pełni podtrzymał swoje poprzednie zeznania i zapewnił ponownie Stolicę Apostolską, że nigdy żadna współpraca nie miała miejsca".
To, co ujawnił ks. abp Kowalczyk w wywiadzie, i to, co powiedział ks. abp Wielgus w reakcji na medialne oskarżenia, że złożył fałszywą przysięgę na ręce nuncjusza apostolskiego, świadczą o jednym i są pewną nawet obroną byłego metropolity warszawskiego. Potwierdzają bowiem to, co ks. abp Wielgus stwierdził w swych oświadczeniach, że nie traktował swych kontaktów z komunistycznymi służbami jako współpracy: "nigdy nie podpisałem żadnej współpracy z SB i nigdy nie uważałem się za współpracownika SB", przyznając się jedynie do wymuszonego przez funkcjonariusza "wrzaskami i groźbami, że mnie zniszczy" podpisania deklaracji współpracy z wywiadem - podkreślmy z wywiadem, a nie ze Służbą Bezpieczeństwa. Stwierdził też, że i to było jego chwilą słabości, której zawsze żałował. Jednocześnie - jak podkreśla - nigdy żadnego zadania wywiadowczego nie zrealizował, a ujawnione dokumenty mówią jedynie o tym, czego od niego oczekiwano czy co mu sugerowano. Jednocześnie jeśli chodzi o ujawnione dokumenty, to wobec tak kategorycznego stwierdzenia arcybiskupa, że nigdy nie podpisał żadnej deklaracji współpracy z SB, rzeczywiście pilna jest potrzeba zbadania autentyczności podpisu "Grey".
Mamy tu zatem problem z tym, jakie znaczenie przypisuje się w kontekście tej sprawy słowu "współpraca". Czy "współpraca" rozumiana jako dobrowolna "kolaboracja", "zdrada", "współdziałanie" w przypadku ks. Wielgusa zaistniała? Ksiądz arcybiskup, stwierdzając, że nie zdradził Chrystusa i Jego Kościoła "ani w czynach, ani słowach, ani w intencjach", rzeczywiście konsekwentnie od samego początku zaprzecza tak rozumianej "współpracy". Nigdy natomiast nie zaprzeczał, że miał wymuszone kontakty ze służbami, związane z uzyskaniem paszportu. Nieporozumienia wzięły się stąd, że niektórzy są skłoni nazwać "współpracą", osądzić i potępić człowieka już za te same kontakty z funkcjonariuszami czy pod przymusem podpisany dokument. Bez względu na to, czy coś konkretnego z tego wszystkiego wyniknęło, czy doszło do aktywnego wykonywania zaleceń, czy są dowody, że zaszkodził swym działaniem jakiejś sprawie, czy przekazanym słowem komuś konkretnemu wyrządził krzywdę.
Sławomir Jagodziński



Prawda obroni arcybiskupa
Kościół nie boi się prawdy, prawda nas obroni, mówił w piątek ks. abp Józef Michalik po nadzwyczajnych obradach biskupów związanych z sytuacją, jaka zaistniała po rezygnacji nowego metropolity warszawskiego ks. abp. Stanisława Wielgusa. Rzeczywiście, z dnia na dzień widać, że aby ostatecznie rozstrzygnąć wszelkie wątpliwości związane z przeszłością ks. Wielgusa, jego kontaktami ze służbami reżimu komunistycznego i tego, co z nich konkretnego wynikło, konieczne jest postępowanie sądowe. Czy do niego dojdzie? Oby.
Niech historycy, dziennikarze, publicyści, politycy, którzy tak wiele wypowiadają się dziś, wydając sądy i rzucając czasem epitetami w stosunku do arcybiskupa, powtórzą to wszystko pod rygorem odpowiedzialności prawnej za wypowiadane słowo, a sąd niech rozstrzygnie ich prawdziwość.
Nieustannie powraca przecież pytanie o wartość dowodową ujawnionych dokumentów na temat kontaktów ks. Wielgusa ze służbami komunistycznymi. Trzeba je jak najszybciej zweryfikować, aby dojść do całej prawdy. Ufam, że to nastąpi i że ta prawda ostatecznie obroni ks. abp. Wielgusa. Tak, jak broni go już to wielkie dobro, jakiego poprzez jego posługę profesora, rektora KUL i biskupa doświadczał przed długie lata Kościół.
Jako katolicy, ludzie wierzący, nie pozwólmy też się napuszczać na siebie. Nie dajmy się ponieść medialnej wizji rzekomej walki pomiędzy pasterzami Kościoła, zestawianiu ich wypowiedzi i prowokowaniu złośliwych komentarzy. To służy jedynie dalszej "dezorientacji" wiernych i jest atakiem na Kościół. Niech opadną emocje i zacznie przemawiać cała prawda - i o historii, i o teraźniejszości.
Sławomir Jagodziński

Oto treść własnoręcznie podpisanej przez wówczas jeszcze ordynariusza płockiego przysięgi:

"Bp Stanisław Wielgus
Płock
Przysięgam na Boga w Trójcy Świętej Jedynego, że w czasie spotkań i rozmów, które prowadziłem z przedstawicielami milicji i wywiadu, w związku z moimi wyjazdami za granicę w latach siedemdziesiątych XX wieku - nigdy nie występowałem przeciw Kościołowi, nie uczyniłem też ani nie powiedziałem nic złego przeciw duchownym i świeckim osobom. Płock, 2 grudnia 2006".


"Nasz Dziennik" 2007-01-15

Autor: wa