Ksiądz arcybiskup Walenty Dymek (1888-1956)
Treść
Walenty Dymek urodził się 31 grudnia 1888 r. w Połajewie k. Czarnkowa. Święcenia kapłańskie otrzymał 11 lutego 1912 r. w Gnieźnie. 15 maja 1929 r. został mianowany biskupem sufraganem poznańskim, 26 maja tego samego roku w archikatedrze poznańskiej konsekrował go Prymas August Hlond. Po wybuchu II wojny światowej Walenty Dymek pozostał w Poznaniu, sprawując opiekę duszpasterską nad miejscowymi Polakami. Był internowany najpierw w obrębie Ostrowa Tumskiego, a od stycznia 1943 r. na plebanii kościoła pw. Matki Bożej Bolesnej. 3 lipca 1945 r. otrzymał godność tytularnego arcybiskupa Nikopolis (w Epirze), następnie 4 marca 1946 r. objął urząd arcybiskupa metropolity poznańskiego. Uroczystość intronizacji odbyła się 30 maja 1946 r. w prokatedrze poznańskiej (rolę tę pełnił kościół farny). Ingres do katedry był niemożliwy ze względu na jej poważne zniszczenia wojenne. Obejmując urząd metropolity poznańskiego, ks. abp Walenty Dymek zdawał sobie zapewne sprawę, jak trudne zadanie zostało złożone na jego barki. Nowy arcypasterz musiał jak najszybciej dokończyć proces reorganizacji struktur wewnątrzarchidiecezjalnych, zapoczątkowany likwidacją trwającej od 1821 r. unii personalnej między stolicami arcybiskupimi w Gnieźnie i Poznaniu. Do jego zadań należało również przywrócenie pełnej obsady duszpasterskiej w wielu wielkopolskich parafiach. Ponadto odbudowy wymagała katedra poznańska, pałac arcybiskupi i wiele innych obiektów służących przed wojną Kościołowi. Warto w tym miejscu nadmienić, że w czasie II wojny światowej w obozach i więzieniach nazistowskich zginęło 212 kapłanów z terenu archidiecezji (31,1 proc. stanu z 1939 r.), 147 przeżyło więzienia i obozy, wysiedlono 68, ukrywało się na terenie archidiecezji 54, a 52 zmarło śmiercią naturalną. Zamknięto ponadto 331 kościołów, nierzadko wykorzystując je jako magazyny. W samym Poznaniu polskim katolikom pozostawiono do dyspozycji jedynie dwa niewielkie kościoły, a opiekę duszpasterską nad 200 tysiącami poznaniaków sprawowało zaledwie 4 księży. W tej sytuacji przywrócenie normalnego funkcjonowania życia religijnego w archidiecezji stanowiło nie lada wyzwanie. "Zbiera się dane co do osoby Dymka" Niezależnie od wspomnianych zadań, ważnym kierunkiem działań było ułożenie jak najlepszych stosunków z przedstawicielami nowej, "ludowej" władzy. Na początku 1946 r. komuniści zmierzający do sięgnięcia po pełnię władzy w Polsce próbowali jeszcze, ze względów taktycznych, maskować swoje strategiczne cele w odniesieniu do Kościoła i religii. Niezależnie od oficjalnych deklaracji już wtedy podejmowali oni działania mające na celu jak najlepsze rozpoznanie przyszłego przeciwnika. Oznaczało to m.in. wzmożone zainteresowanie kuriami biskupimi. Pierwszym dowodem na prowadzenie tego typu działań w odniesieniu do kurii poznańskiej jest fragment sprawozdania z pracy Wydziału V Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Poznaniu z 13 grudnia 1945 r., w którym pojawił się lakoniczny zapis: "Wszczęto opracowanie Kurii Biskupiej (1 informator)". Równie krótką informację można znaleźć w Sprawozdaniu z pracy Wydziału V za czas od 20 do 31 grudnia 1945 r. z 4 stycznia 1946 r., w którym napisano, że: "W myśl zarządzenia D[epartamentu] V M[inisterstwa] B[ezpieczeństwa] P[ublicznego] zbiera się dane co do osoby Hlonda i Dymka". Funkcjonariusze Sekcji V Wydziału V z ogromną uwagą śledzili kontakty kurialistów z przedstawicielami władz partyjno-państwowych. Dlatego też zanotowali zarówno fakt złożenia gratulacji po wyborze na stolicę arcybiskupią w Poznaniu ks. abp. Dymkowi przez dowódcę DOW gen. Wsiewołoda Strażewskiego, jak i rozmowy prowadzone przez ks. Maksymiliana Rodego (w tamtym czasie jednego z najbardziej zaufanych współpracowników arcybiskupa) z sekretarzem wojewódzkim PPR w Poznaniu Marianem Izydorczykiem "na tematy polityczne i sprawy rozbieżności między kościołem a PPR". Odnotowano również wydanie w drugiej połowie 1946 roku odezwy "Udział duchowieństwa w życiu politycznym", zabraniającej księżom, w związku ze zbliżającymi się wyborami, bezpośredniego angażowania się w walkę polityczną. Z uwagą obserwowano ostatnie chwile rządów w archidiecezji Prymasa ks. kard. Augusta Hlonda i początki ks. abp. Walentego Dymka. Nie zaniedbywano przy tym ciągłej rozbudowy sieci agenturalnej mającej opleść nowego arcypasterza. Z satysfakcją odnotowywano posunięcia abp. Dymka mogące świadczyć, w przekonaniu funkcjonariuszy, o jego koncyliacyjnym nastawieniu wobec władz, zbierając jednocześnie, najprawdopodobniej dzięki informatorom w samej kurii, odpisy dokumentów przekazanych przez Episkopat. Planowano też, w celu poprawienia organizacji działań, wprowadzić "po linii kleru ewidencję ogólną, przygotowanie planów opracowania do poszczególnych spraw, starania w kierunku pozyskania agentury". Bacznie obserwowano zaangażowanie abp. Dymka w działania mające na celu wsparcie organizacji katolickich, takich jak Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży czy Sodalicja Mariańska, i pojawiające się przy tej okazji wypowiedzi, pilnie poszukując w nich ewentualnych akcentów "antypaństwowych". Również w trakcie rozmów (ostrzegawczych lub profilaktycznych) przeprowadzanych z księżmi wzywanymi przez WUBP na rozmowy starano się uzyskiwać informacje o działaniach planowanych przez arcybiskupa. Przy pomocy lokalnej agentury i funkcjonariuszy powiatowych urzędów bezpieczeństwa publicznego usiłowano monitorować przebieg wizytacji duszpasterskich prowadzonych przez abp. Dymka, biskupa sufragana Franciszka Jedwabskiego i innych dostojników kościelnych, zwracając przy tym szczególną uwagę na okazałość przyjęcia zgotowanego przez parafian, a także na ewentualne "akcenty polityczne" pojawiające się w czasie wizyty. Zauważono, że w trakcie tych odwiedzin duszpasterskich, nie odnosząc się bezpośrednio do sytuacji politycznej w kraju, metropolita poznański gorąco wzywał słuchaczy do wiernego stania przy Kościele i walki z bezbożnictwem. Ze szczególnym zainteresowaniem odnotowywano wszelkie przejawy bezpośredniej krytyki, jak w przypadku wypowiedzi abp. Dymka w czasie Mszy św. w Nowym Tomyślu, gdzie miał powiedzieć, że "obecnie w Polsce rządzą ludzie, którzy wprowadzili nowy ustrój i nowe metody rządzenia. Metody te odrzucają wiarę katolicką. A władza, która odrzuca wiarę katolicką, długo się nie utrzyma, bo nie jest ona zgodna z religią katolicką". Z uwagą śledzono formy pracy duszpasterskiej. Dostrzegano, że kuria, podkreślając swoją apolityczność, jednocześnie wstrzymuje się z wszelkimi gestami, które mogłyby być odczytane jako wyraz poparcia dla nowej władzy, co więcej, toleruje takie zachowania u podległych sobie księży, np.: ignorowanie święta 22 lipca, odmawianie, czasem z obraźliwym komentarzem, święcenia sztandarów PPR, szykanowanie "księży pozytywnych" i mnożenie przeszkód tym wszystkim, którzy chcieliby zaangażować się w "pracę społeczną", a nawet wywieranie presji na niektórych z nich, aby rezygnowali ze sprawowania funkcji kościelnych. Raportowano także, że abp Dymek odmówił sprawowania Mszy Świętej w czasie uroczystości "zbratania społeczeństwa wielkopolskiego z W.P.", na której mieli być obecni Bolesław Bierut z Michałem Rolą-Żymierskim. Zauważono też, że w czasie wspomnianych już wizytacji duszpasterskich hierarchowie przestrzegają księży, aby sumiennie prowadzili wszelkie księgi rozrachunkowe i nie dawali żadnego pretekstu do interwencji władz. Próby kompromitacji arcybiskupa Jak już wcześniej wspomniano, funkcjonariusze WUBP w Poznaniu starali się uzyskać informacje, które mogłyby skompromitować arcybiskupa bądź służyć jako podstawa do represji skierowanych przeciwko niemu. Jako przykład może posłużyć sprawa, której początek dało doniesienie informatora ps. "Rogalski" z 21 kwietnia 1948 r., w którym tenże napisał, że do kurii wieczorami przyjeżdżały samochody z zagranicy i przywoziły lekarstwa. Transporty te mieli prowadzić rzekomo oficerowie i podoficerowie amerykańscy, którzy w drogę powrotną zabierali za granicę ludzi z podrobionymi dokumentami. Ostatecznie funkcjonariuszom UB nie udało się potwierdzić rewelacji przekazanych przez "Rogalskiego". W innym przypadku wzięto pod lupę mieszkającą w Bydgoszczy, a korespondującą z ks. abp. Dymkiem nauczycielkę języków obcych, którą arcybiskup poznał jeszcze przed wojną. Postanowiono zbadać charakter owej znajomości, by ewentualnie wykorzystać ją do działań mających na celu skompromitowanie metropolity. Jednak po dogłębnym zbadaniu sprawy jeden z ówczesnych funkcjonariuszy Sekcji V zaopiniował: "Naszym zdaniem utrzymywanie bliższych stosunków pomiędzy P. a ks. Dymkiem jest niemożliwe, gdyż P. jest kaleką (małego wzrostu, garbata, ma krzywe nogi)". Na tym sprawę zakończono. Funkcjonariusze Sekcji V Wydziału V WUBP w Poznaniu z uwagą śledzili, jaką postawę przyjmą abp Dymek i jego najbliżsi współpracownicy wobec tzw. księży patriotów. Dzięki doniesieniom informatorów wiedzieli, że pod oficjalnie neutralną postawą przyjmowaną przez kurię wobec tych kapłanów w rzeczywistości arcybiskup i jego współpracownicy robią wiele, by księżom tym utrudnić ich "działalność społeczną". W omawianym okresie funkcjonariusze działający "na odcinku kurialnym" momentami wręcz zadziwiali nieudolnością. Przykładem jest sprawa trzech zdjęć przypadkowo odnalezionych w czerwcu 1950 r. w budynku znajdującym się w majątku Gąsawy k. Szamotuł (w czasie wojny przez pewien czas przebywał w nim generał SS Kurt Daluege), na których można zobaczyć abp. Dymka w towarzystwie umundurowanych Niemców w trakcie pogrzebu ofiar amerykańskiego nalotu na Poznań w 1944 r. (Nalotu 9 kwietnia 1944 r. dokonały samoloty 96. Grupy Bombowej USAF, celem były niemieckie fabryki zbrojeniowe, znajdujące się na terenie obecnych Międzynarodowych Targów Poznańskich). Wydawać by się mogło, że zdjęcia te w połączeniu z wcześniejszymi doniesieniami informatorów o podpisaniu przez członków rodziny arcybiskupa volkslisty w czasie wojny spowodują podjęcie natychmiastowych działań operacyjnych, mających na celu pogłębienie wiedzy w obu tych sprawach, a następnie przygotowanie jakiejś kampanii propagandowej mającej na celu skompromitowanie arcybiskupa w oczach opinii publicznej. Tymczasem, jak wynika z treści "Planu operacyjnych przedsięwzięć do sprawy rozpracowania bp. Dymka Walentego", do działań takich przystąpiono dopiero pod koniec listopada 1952 roku! Dopiero wtedy ówczesny kierownik Sekcji V por. Marian Śron polecił: "W związku z nieposiadaniem na rodzinę Dymka danych..., wysłać funkcjonariuszy do Czarnkowa, aby dokonali stosownych ustaleń w sekcji ewidencji ludności powiatu, uzyskać informacje o wszystkich mieszkańcach Poznania noszących nazwisko Dymek, ustalić, poprzez dotarcie do rodzin ofiar alianckiego nalotu, treść przemówienia Dymka w czasie pogrzebu w 1944 r., zebrać dane o szoferze Arcybiskupa, a następnie przystąpić do jego rozpracowania, korzystając z pomocy informatorów sporządzić charakterystykę poznańskiego metropolity, śledzić każdy jego wyjazd i monitorować publiczne wypowiedzi". Miano też "opracować" wszystkie osoby kontaktujące się z arcybiskupem i spośród nich wytypować kandydatów do werbunku. Ponadto jednemu z informatorów (ps. "Dobrowolski) por. Śron polecił sporządzić plan mieszkania abp. Walentego Dymka. Wyznaczył przy tym termin realizacji tych zadań na 31 grudnia 1952 roku. Jednak ostatecznie cały plan nie przyniósł spodziewanych efektów. Wydaje się, że funkcjonariusze ostatecznie odstąpili od zamiaru skompromitowania abp. Dymka, zdając sobie sprawę, m.in. na podstawie doniesień agenturalnych, że mieszkańcy Poznania, pamiętając z lat wojny jednoznacznie pozytywną postawę arcybiskupa dzielącego z nimi niedole okupacji i przebywającego przez jej znaczną część w areszcie domowym, nie uwierzą w zarzut jego proniemieckich sympatii; tym bardziej że nie potwierdziły się plotki o podpisaniu przez członków rodziny arcybiskupa volkslisty. W pierwszych miesiącach kolejnego, jak się miało okazać, bardzo dla Kościoła trudnego roku 1953, funkcjonariusze Sekcji V Wydziału V skoncentrowali się, poza kontynuowaniem zadań zawartych w "Planie operacyjnych przedsięwzięć do spraw rozpracowania bp. Dymka", na poszukiwaniach kilkudziesięcioosobowej organizacji sięgającej swoimi początkami okresu okupacji, której nieformalnym przywódcą miał być rzekomo abp Dymek. Pomimo usilnych starań w kolejnych miesiącach nie natrafiono jednak na żaden ślad domniemanej konspiracji. Po aresztowaniu Prymasa Stefana Wyszyńskiego, jak wynikało z doniesień informatorów, abp Dymek miał uznać konieczność składania żądanej przez władze przysięgi na wierność PRL, jednak, solidaryzując się ze zdaniem Prymasa, zabronił księżom pod karą ekskomuniki wstępować do ZBoWiD. Głosił przy tym, że władze nie wywiązują się z ustaleń umowy z roku 1950. Sprawa ks. Rodego W tym samym czasie funkcjonariusze WUBP z zainteresowaniem odnotowali narastający konflikt na linii abp Walenty Dymek - ks. Maksymilian Rode, snując plany jego "operacyjnego wykorzystania". Warto na chwilę zatrzymać się przy tej sprawie, która bulwersuje do dziś nie tylko mieszkańców Ostrowa Tumskiego, ale i wielu, szczególnie starszych, poznaniaków. Dotyczyła bowiem jednego z najbardziej zasłużonych dla archidiecezji poznańskiej kapłana, o pięknej karcie z okresu okupacji, człowieka wielkich talentów, ale też, jak wiele na to wskazuje, i wielkich ambicji. Wydaje się, że pierwsze nieporozumienia na linii Dymek - Rode nastąpiły jeszcze w roku 1951 i były spowodowane zawiedzionymi nadziejami na uzyskanie zaszczytów, które przypadły ostatecznie kolegom ambitnego kapłana. Sytuację dodatkowo komplikowało utrzymywanie przez Rodego bliskich kontaktów z kobietami, co z całą pewnością nie mogło się podobać abp. Dymkowi. Z kolei zbuntowany kapłan zaczął otwarcie krytykować stosunki interpersonalne panujące w kurii, a także linię przyjętą przez arcybiskupa w odniesieniu do władz. Oddalając się od swych współbraci w kapłaństwie, Rode jednocześnie zacieśniał stosunki z pracownikami Wydziału do spraw Wyznań przy Prezydium WRN w Poznaniu. Stało się to szczególnie widoczne na początku roku 1953, kiedy to duchowny, pomimo protestów arcybiskupa, postanowił nadal redagować "Głos Katolicki", korzystając przy tym w sposób ewidentny ze wsparcia ze strony WdsW. Co ciekawe, Rode był przekonany, że treść jego rozmów z urzędnikami Wydziału nie jest przekazywana do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, a kiedy dowiedział się o tym, że jest inaczej, ostro protestował. We wrześniu 1953 r. jego konflikt z kurią stał się na tyle nabrzmiały, że opuścił mieszkanie na Ostrowie Tumskim, kierując jednocześnie listy do życzliwych mu księży, w których wylewał swoje żale na abp. Dymka i niektórych kurialistów. Zażądał również wypłaty za ostatnie trzy lata. Pomimo wysiłków arcybiskupa i wielokrotnie ponawianych prób zażegnania konfliktu nie udało się doprowadzić do pojednania kapłana z jego przełożonym. W efekcie ks. Rode najpierw porzucił stan kapłański i zawarł związek małżeński, a następnie, w wyniku nacisku Urzędu ds. Wyznań, ponownie przywdział sutannę i w 1957 r. został zwierzchnikiem Kościoła polskokatolickiego. Zanim to się jednak stało, w UB myślano o nakłonieniu go do pozornego pogodzenia się z abp. Dymkiem i zwerbowania, tak by po powrocie na Ostrów Tumski pełnił rolę cennego źródła informacji. Był to pomysł tym bardziej kuszący, że, jak donosił informator ps. "Opona", abp Dymek był gotów zaproponować Rodemu wysokie godności w kurii, jeśliby ten tylko zdecydował się na powrót. Plan ten, skonkretyzowany w roku 1955, nie wszedł jednak w fazę realizacji, najprawdopodobniej ze względu na zawirowania personalne w Wydziale VI (w tym czasie zmieniono numerację Wydziału V, zajmującego się zwalczaniem Kościoła, najpierw na Wydział XI, a następnie na Wydział VI). Wracając do roku 1953, należy zauważyć, że według opinii ówczesnego naczelnika Wydziału XI: "abp Dymek i jego podkomendni po złożeniu deklaracji Episkopatu (którą, jak podkreślił, przyjęli, a nie wydali) prowadzi politykę bardziej awanturniczą niż uprzednio". W materiale sprawozdawczym WUBP z tego okresu odnotowano też zmianę form działalności arcybiskupa Dymka, który m.in. ogłosił zawieszenie na 3 lata wizytacji duszpasterskich, aby z bp. Franciszkiem Jedwabskim skoncentrować się na udzielaniu sakramentu bierzmowania. Pomysł ten, opierający się na zasadzie gromadzenia w wybranych punktach archidiecezji bierzmowanych z kilku miejscowości, spowodował zaniepokojenie funkcjonariuszy UB, obawiających się, że planowane uroczystości staną się okazją do "masowych manifestacji religijnych". Z niepokojem zauważono również dużą aktywność kurii w zakresie organizowania konferencji dla kapłanów, w trakcie których referenci, w tym przedstawiciele kurii i sam arcybiskup, podkreślali trudną sytuację Kościoła i konieczność wytrwania w przeciwnościach. Analizując postawę kurii, wskazywano też, że rzekomy brak sprzeciwu wobec angażowania się księży w "pracę społeczną" jest obwarowany takimi warunkami, że de facto nie sposób ich spełnić. "Negatywnie ustosunkowani do PRL" Działania mające na celu rozpracowanie abp. Dymka uległy wyraźnej intensyfikacji od marca 1955 roku. Najpierw kierownik Sekcji I Wydziału VI por. K. Jędraszczak przygotował "Streszczenie materiałów na arcybiskupa Dymka Walentego", a następnie referent Sekcji I chor. Leszek Gorączniak sporządził "Analizę materiałów w sprawie arcybiskupa Walentego Dymka". Oprócz przypomnienia w niej wcześniejszych doniesień agenturalnych, w których pojawiała się osoba arcybiskupa, oraz przedstawienia listy osób świeckich kontaktujących się z metropolitą postulował m.in. "Zabezpieczenie sobie dopływu wiadomości i rozmów przeprowadzanych przez arcybiskupa Dymka w jego gabinecie prywatnym". Na podstawie zachowanych dokumentów można domniemywać, że pomysł założenia podsłuchu w gabinecie arcybiskupa nie doczekał się za jego życia realizacji. Przełożenie postulatów zawartych w "Analizie" na konkretne zadania znalazło odbicie w szczegółowym "Planie operacyjnych przedsięwzięć do sprawy arcybp. Dymka", przygotowanym przez tego samego autora co "Analiza". Sprowadzały się one do bardzo dokładnego zbadania, przy wszechstronnym wsparciu Biura "B" (zajmującego się obserwacją), wiadomości dostarczanych przez informatorów w latach poprzednich, uwrażliwienia agentury na zbieranie informacji o wszelkich publicznych i prywatnych wypowiedziach metropolity, rozpoznania terenu pod ewentualne założenie podsłuchu w pałacu arcybiskupim. W tym ostatnim przypadku poza zleceniem dwóm informatorom sporządzenia rozkładu pomieszczeń w pałacu arcybiskupim i ustaleniem częstotliwości wykonywania prac naprawczo-remontowych wzięto pod lupę właścicieli zakładu instalacyjno-blacharskiego świadczącego usługi na rzecz kurii. Plan ten, choć bardzo ambitny i dobrze opracowany, mimowolnie odsłaniał skalę zaniedbań funkcjonariuszy Wydziału i brak sukcesów w rozpracowywaniu abp. Dymka i kurii we wcześniejszych latach. Był on być może próbą ucieczki do przodu w chwili, gdy nad głową naczelnika Stanisława Proszowskiego zaczęły gromadzić się czarne chmury. Widząc bowiem marne efekty działań podejmowanych przez Wydział VI WUdSBP w Poznaniu, kierownictwo Departamentu VI postanowiło poszukać przyczyn i bliżej przyjrzeć się sytuacji panującej w Wydziale. Efektem tych dociekań było karne usunięcie ze służby 1 sierpnia 1955 r. naczelnika Wydziału VI WUBP kpt. Stanisława Proszowskiego za "zbyt bliskie kontakty z klerem". Podejrzewano bowiem, że w trakcie licznych spotkań towarzyskich z jednym z księży mógł przekazywać mu pewne informacje dotyczące pracy Wydziału, którymi później ów kapłan prawdopodobnie dzielił się z abp. Dymkiem. Nowym naczelnikiem Wydziału VI mianowano por. Ireneusza Wikieła, który w kolejnych miesiącach znacząco zdynamizował działania podległych sobie funkcjonariuszy "na odcinku kurialnym". W sprawozdaniach kwartalnych sporządzanych w okresie ostatniego półtora roku rządów w archidiecezji abp. Dymka uderza przekonanie funkcjonariuszy UB o narastaniu "wrogiej działalności reakcyjnej części kleru" realizowanej "pod maską oficjalnej działalności". Zauważono również "usztywnienie postawy politycznej" samego abp. Dymka, który, jak donosili informatorzy, w czasie odbywających się 7 marca 1956 r. dni skupienia dla księży diecezji poznańskiej wzywał kapłanów "do uległości papieżowi nie tylko w sprawach Kościoła, ale i w sprawach politycznych". Głosił ponadto, że "władzy Kościoła nie wolno zawężać tylko do mszy, ambony i konfesjonału. Kościół ma prawo - zdaniem arcybiskupa Dymka - wtrącać się i wypowiadać w takich sprawach jak określenie granic państwa, kwestia społeczna oraz wartości umów międzynarodowych". Pod koniec 1955 r. jako przykłady niewłaściwej postawy arcybiskupa funkcjonariusze UB wskazywali też na: odmowę przyjęcia delegacji PAX, przestrzeganie księży przed angażowaniem się w działalność "księży patriotów", zapraszanie z prelekcjami na dni skupienia księży o poglądach antykomunistycznych, kierowanie do peryferyjnych, a często i trudniejszych duszpastersko parafii księży deklarujących chęć zaangażowania w działalność społeczno-polityczną. Inna sprawa, że takich księży w archidiecezji poznańskiej nie było zbyt wielu. Natomiast do najbliższych współpracowników abp. Dymka w tym okresie zaliczono ks. kanonika Lucjana Haendschkego i ks. infułata Franciszka Marlewskiego. Wskazano też na ks. abp. Dymka jako tego, który buntuje ks. infułata Stanisława Brossa, wikariusza generalnego w Gnieźnie, zachęcając go do podejmowania działań wrogich wobec władz. We wzroście aktywności duszpasterskiej kurialistów w terenie dostrzegano poważne zagrożenie, ponieważ "Takie stanowisko Kurii biskupich pobudza kler do wrogiej działalności, do bojkotowania ducha porozumienia. Takie metody wychowawcze prowadzą nieuchronnie do wrogiej działalności". I nieco dalej: "Wskazania i nacisk Kurii dot. czynnego przeciwstawienia się idei postępu, a co reakcyjny kler nazywa 'walką z komunizmem', 'ujarzmieniem człowieka', itp. są realizowane przez kler parafialny w konkretnej pracy duszpasterskiej". Działalność antypaństwową dostrzegano i w tym, że "kler wpływa hamująco na rozwój spółdzielczości produkcyjnej", a ponadto zajmuje się rozprowadzaniem wrogich w treści ulotek. Zanotowano także, że "Odnośnie obserwowanych księży kurialistów i profesorów Seminarium Duchownego uzyskano dane, świadczące o tym, że są negatywnie ustosunkowani do PRL, co jaskrawo uwidoczniło się w ich stosunku do księży postępowych udzielających się we Froncie Narodowym". Przyczyn takiego stanu funkcjonariusze UB dopatrywali się w taktyce abp. Dymka, który w konsekwentny sposób, unikając formułowania publicznie ostrych słów pod adresem władz, kładł jednocześnie duży nacisk poprzez podległych sobie księży na działania mające na celu "wychowanie społeczeństwa w duchu fanatyzmu religijnego". Służyć temu miała pogłębiona i zakrojona na szeroką skalę akcja nauk stanowych, rekolekcji dla młodzieży, pielgrzymek, obozów dla ministrantów, "infiltrowanie" ZHP itp. Szczególną uwagę zwracano przy tym na młodzież akademicką. W jednym ze sprawozdań napisano: "Jak wielką uwagę Kuria kładzie na wychowanie młodzieży akademickiej, świadczy fakt, że sam Arcybp. Dymek przez swoich zaufanych duszpasterzy kieruje pracą duszpasterstwa akademickiego". Kuria kładła także duży nacisk na formację kleryków i młodych kapłanów, zwiększając wymagania stawiane przed nimi. Spiritus movens tych działań był, cieszący się pełnym zaufaniem abp. Dymka, ks. Aleksy Wietrzykowski, rektor Arcybiskupiego Seminarium Duchownego. Ksiądz arcybiskup w sposób jednoznaczny potępił również dekret o dopuszczalności przerywania ciąży, podejmując zakrojoną na szeroką skalę akcję mającą na celu uświadomienie katolików o stanowisku Kościoła w tej sprawie. Autor sprawozdania z 26 czerwca 1956 r. zauważył również z zaniepokojeniem, że "W wyniku nieugiętej postawy Kurii Metropolitalnej odnośnie spraw wychowania społeczeństwa, wzrosła aktywność kleru parafialnego". Ponadto "W ostatnim okresie Kuria poznańska, która do tej pory reprezentowała kierunek polityki umiarkowanej - przeszła na tory polityki agresywnej". W materiałach sprawozdawczych w drugiej połowie 1956 r. coraz częściej wobec dramatycznie pogarszającego się stanu zdrowia abp. Dymka zaczęły pojawiać się informacje, plotki, pogłoski o jego potencjalnych następcach. W tym gronie byli wymieniani: ks. infułat Lucjan Haendschke, bp Franciszek Jedwabski, ks. infułat Franciszek Marlewski, ks. Józef Jany, proboszcz parafii farnej w Poznaniu, i rektor seminarium ks. Aleksy Wietrzykowski. Jak pokazały wydarzenia w kolejnych miesiącach, prognozy te okazały się błędne. Funkcjonariusze Wojewódzkiego Urzędu do spraw Bezpieczeństwa Publicznego w Poznaniu z uwagą obserwowali uroczystości pogrzebowe arcybiskupa. Odnotowali, że "W dniu 26 X 1956 r. o godzinie 6.00 rano wystawione zostały zwłoki arcybiskupa Dymka w Katedrze Poznańskiej [skreślone 'zostały udostępnione do wglądu wszystkim zainteresowanym' - przyp. K.B.]. W godzinach rannych notowano niewielki przepływ ludzi. Dopiero od godziny 9.00 rozpoczął się większy napływ ludności, zakonnic, zakonników i księży. Napływ ten był raczej indywidualny poza jednym grupowym przybyciem uczennic ze szkoły SS. Urszulanek wraz ze swymi wychowawcami zakonnymi. Ponadto zaobserwowano około 150 studentów, którzy przybyli w mniejszych grupach. Polskie Radio zainstalowało nagrywanie uroczystości pogrzebowej, po czym o godz. 11.00 przeprowadzono transmisję z tych uroczystości dla mieszkańców Poznania". Śmierć ks. abp. Walentego Dymka oznaczała, rzecz jasna, zakończenie prowadzonych przeciwko niemu działań. 7 grudnia 1956 r. starszy funkcjonariusz operacyjny Sekcji I Wydziału VI WUdsBP w Poznaniu wniósł w związku ze śmiercią Walentego Dymka o "zakończenie dalszego prowadzenia sprawy ewidencyjno-obserwacyjnej nr 299 (brak informacji o kryptonimie sprawy) i przekazaniu jej do archiwum". Trzy dni później zgodę wyraził naczelnik Wydziału VI kpt. I. Wikieł. Materiał archiwalny został wpisany 29 grudnia 1956 r. w dzienniku ewidencji archiwalnej pod numerem 899. Z notatki sporządzonej 11 grudnia 1987 r. wynika, że "Ze sprawy nr 899/II zostały wyłączone i zniszczone pisma przewodnie, duplikaty oraz dokumenty techniki operacyjnej, zgodnie z Zarządzeniem nr 049/85 Ministra Spraw Wewnętrznych z dnia 8 lipca oraz decyzją nr 003/82 z dnia 15 I 1982 r.". Podsumowując dotychczasowe rozważania, można zaryzykować tezę, że kiedy wyczerpany ciężką chorobą ks. abp Walenty Dymek 22 października 1956 r. zamknął po raz ostatni oczy, bilans jego arcybiskupiego posługiwania był imponujący. Odbudowano poznańską katedrę i wiele innych obiektów sakralnych, w znacznym stopniu uzupełniono wywołane wojną braki kadrowe wśród duchowieństwa, a przede wszystkim dzięki żmudnej pracy duszpasterskiej, do której zachęcał i której wymagał od podległych sobie kapłanów arcybiskup Walenty Dymek, udało się umocnić w wierze katolickiej Wielkopolan na tyle, że w kolejnych dziesięcioleciach istnienia PRL byli oni w stanie przejść, zachowując depozyt wiary, przez "Morze Czerwone". dr Konrad Białecki IPN Oddział Poznań Instytut Historii UAM Powyższy tekst stanowi fragment większego opracowania, które ukaże się w przyszłym roku nakładem Instytutu Pamięci Narodowej. "Nasz Dziennik" 2008-10-31
Autor: wa