Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ks. prałat Antoni Kamiński (1914-1986)

Treść

We wspomnieniach osób, którym dane było poznać ks. prałata Antoniego Kamińskiego, zapisał się on jako człowiek niezwykle życzliwy, odpowiedzialny, z poczuciem humoru, który troszczył się nie tylko o duchowe życie parafian, ale również o stronę materialną, pomagając ubogim wiernym. Swój patriotyzm i jednoznaczną postawę moralną przypłacił w okresie okupacji sowieckiej na Kresach więzieniem we Lwowie. W czasach PRL krytycznie oceniany przez aparat partyjny PZPR i jeleniogórskie SB, wzywany był na przesłuchania. Wśród wiernych krzewił kult Eucharystii i Najświętszej Maryi Panny. Imponował ubóstwem materialnym oraz pokorą, którą okazywał we wszystkich okolicznościach życiowych.

Antoni Kamiński urodził się w wielodzietnej rodzinie 16 stycznia 1914 r. we wsi Poznanka Hetmańska. Była to niewielka miejscowość położona w górskim paśmie Miodoborów ciągnącym się od Załoziec i Podkamienia w kierunku na Zbaraż i dalej na wschód do Skałaku i Grzymałowa. Miodobory, zwane wówczas Szwajcarią Podolską, należą do wyjątkowo pięknych okolic owianych legendami wojen tatarsko-kozacko-tereckich i skrywających wiele tajemnic.
Jego rodzice, Paulina i Michał Kamińscy, byli ludźmi bogobojnymi i zacnymi. Modlitwa towarzyszyła im w codziennych zajęciach. Zimą zaś, kiedy pracy było nieco mniej, w rodzinie śpiewano Nieszpory i czytano żywoty świętych. Kultywowanie tradycji, modlitwa i serdeczna atmosfera udzielały się także i dzieciom. Ponieważ w Poznance Hetmańskiej była tylko kaplica, a Msze św. odbywały się jedynie w zapowiedziane dni, rodzina Kamińskich często udawała się pieszo lub jechała furmanką do kościoła w Grzymałtowie.
Rodzice zajmowali się rolnictwem. Jednak część rodzeństwa z powodu trudnych warunków bytowych zdecydowała się porzucić to zajęcie: najstarszy brat Michał wyjechał wraz z żoną i synami do Urugwaju, siostra Agata zaś wstąpiła w wieku kilkunastu lat do klasztoru sióstr służebniczek starowiejskich, a najmłodszy z braci Stanisław wybrał karierę naukową. Po ukończeniu studiów zootechnicznych był profesorem Akademii Rolniczej w Krakowie. Jedynie starszy brat Józef zajmował się - podobnie jak rodzice - rolnictwem.
Antoni Kamiński był chłopcem wątłym o drobnej budowie ciała, ale uśmiechniętym. Cieszył się opinią osoby, na którą zawsze można liczyć. Łatwo nawiązywał kontakty z rówieśnikami, a wrodzona potrzeba niesienia pomocy innym rozwinęła się w późniejszym okresie życia w uczynność, a następnie poświęcenie dla ludzi i miłość do Boga.
Po ukończeniu w 1924 r. czteroklasowej Szkoły Podstawowej w Poznance rozpoczął dalszą naukę w gimnazjum typu staroklasycznego w Tarnopolu. Jednak z powodu tragedii rodzinnej (w sierpniu 1927 r. zmarł nagle ojciec, a cztery miesiące później matka) młody Antoni zmuszony był kontynuować naukę we Lwowie. Tęsknota za kolegami i nauczycielami z tarnopolskiego gimnazjum była tak mocna, że dzięki pomocy stryja (wizytatora w lwowskim kuratorium) powtórnie został przyjęty do gimnazjum nr 1 w Tarnopolu, gdzie w 1933 r. zdał egzaminy maturalne.
W 1933 r. Antoni Kamiński, mimo słabego zdrowia, został dzięki poparciu ks. J. Kruczkowskiego przyjęty do Arcybiskupiego Seminarium Duchownego obrządku łacińskiego we Lwowie. Jako alumn był też słuchaczem Wydziału Teologicznego Uniwersytetu im. Jana Kazimierza we Lwowie. Młodzież przygotowująca się do kapłaństwa pogłębiała dodatkowo swoją wiedzę w różnych samokształceniowych organizacjach np. Kole Misyjnym Kleryków, Koleżeńskiej Pomocy czy grupach harcerskich. Kleryk Kamiński aktywnie uczestniczył w zebraniach rozmaitych kół, wygłaszał referaty i żywo dyskutował.
Edukacja w seminarium lwowskim uformowała go do pracy kapłańskiej i ukształtowała jego cechy charakteru. Ogromna życzliwość, dobroć, odpowiedzialność, łatwość nawiązywania przyjaźni, serdeczność, poczucie humoru i wysublimowany dowcip zjednały mu wielu przyjaciół. W okresie wolnym od nauki chętnie pomagał zarówno bratu, jak i innym gospodarzom w pracach polowych. W seminarium zaś aktywnie uczestniczył w zajęciach sportowych; dobrze grał w siatkówkę.
26 czerwca 1938 r. przyjął święcenia kapłańskie z rąk metropolity lwowskiego ks. abp. Bolesława Twardowskiego i już 3 lipca odprawił Mszę św. prymicyjną w rodzinnej Poznance Hetmańskiej. Przez kilkanaście miesięcy był wikariuszem parafii w małym powiatowym miasteczku Podhajce, a następnie tuż przed wybuchem wojny został przeniesiony do Gołogór.

Uczestnik gehenny Polaków na Kresach
W pierwszym okresie okupacji sowieckiej (1939-1941) Kościół katolicki na Kresach znalazł się w trudnej sytuacji. Władze sowieckie usunęły polskich biskupów z zajmowanych stanowisk, upaństwowiły wszystkie szkoły kościelne, klasztory i seminaria duchowne. Upaństwowiono i zukrainizowano wszystkie szkoły świeckie oraz zakazano nauczania religii. Zlikwidowano prawie wszystkie klasztory, wypędzono z nich zakonników i zakonnice, rozwiązano organizację kościelną, a przedszkola, ochronki, domy opieki społecznej i szpitale prowadzone przez Kościół przejęto na rzecz państwa.
Władze okupacyjne wprowadziły dokuczliwe podatki progresywne, którymi obciążono kościoły, plebanie i duchownych. W szkołach zaczęto propagować materializm dialektyczny i ateizm. Dodatkowo sytuację ludności polskiej pogorszył terror NKWD oraz liczne deportacje, aresztowania i mordy, jakich dopuszczały się organy bezpieczeństwa ZSRS. Wszelkie przejawy życia religijnego i narodowego były bezwzględnie tępione przez władze sowieckie i zwalczane przez organizacje nacjonalistów ukraińskich. W tych nader trudnych warunkach przyszło żyć i pracować młodemu kapłanowi.
Odwaga, poświęcenie, umiłowanie Boga, życie w prawdzie okazały się cechami niezwykle przydatnymi. Ksiądz Kamiński boleśnie przeżywał gehennę Polaków na Kresach i te doświadczenia jeszcze bardziej związały go z parafianami z Gołogórza. Nieliczni mieszkańcy rozproszeni po wojnie wspominają też ks. Kamińskiego jako obrońcę pamiątek narodowych. Szczególnie umiłował obraz Matki Boskiej Gołogórskiej, zwanej Madonną Hetmanów Podolskich, który wykupił przez podstawionych ludzi od okupantów sowieckich i z narażeniem życia przechowywał przez okres wojny, a następnie przewiózł na Dolny Śląsk.
Wierni z Gołogór pamiętają ks. Kamińskiego jako dobrego opiekuna dzieci i młodzieży, troszczącego się o moralną, duchową i materialną stronę życia, pomagającego ubogim wiernym i umacniającego ich w wierze.
Ksiądz Kamiński był także "zakonspirowany w AK pod pseudonimem 'Kaleb' i należał do 5. kompanii Kondratowsko-Gołogórskiej". W zakrystii parafii w Gołogórzu osobiście odbierał przysięgę od osób wstępujących do ZWZ, a następnie AK i wygłaszał patriotyczne kazania, w których zachęcał wiernych do wytrwania w wierze i oporze przeciwko polityce sowieckiego okupanta.
Niemal jawna pomoc, jakiej udzielał Polakom, zwróciła uwagę band ukraińskich. Banderowcy usiłowali zatrzymać ks. Kamińskiego, gdy ten wbrew ich zakazom pogrzebał 40 Polaków bestialsko zamordowanych przez nacjonalistów ukraińskich. Mimo ochrony, jakiej udzielili mu Polacy zamieszkujący Gołogór, został w końcu aresztowany przez policję ukraińską i przekazany gestapo w Złoczowie, a po kilkunastu dniach przewieziony do lwowskiego więzienia przy ul. Łąckiego. Dzięki staraniom ks. abp. Eugeniusza Baziaka wierni z Gołogór, Kondratowa i innych wsi złożyli okup w złocie i władze niemieckie zwolniły z więzienia ks. Kamińskiego i kościelnego Piotra Mielimąkę.
Przez krótki okres ks. Antoni Kamiński przebywał w kościele na Łyczakowie we Lwowie, gdzie pomagał rodzinom wyznaczonym przez władze sowieckie do wysiedlenia na Wschód. Gromadził dla nich ziemniaki, kaszę, mąkę i inne produkty żywnościowe. Następnie zgłosił się na ochotnika do pracy w parafii w Haliczu, która od kilku miesięcy była pozbawiona opieki duszpasterskiej.
Miał pełną świadomość zagrożenia życia, jako że w okolicy od wielu miesięcy bardzo aktywne były nacjonalistyczne bandy ukraińskie, które mordowały Polaków. W Haliczu przebywał od maja do listopada 1944 roku. Szybko wznowił nabożeństwa, przygotował dzieci do Komunii św. i rozpoczął praktykę sakramentalną w parafii. W drugiej połowie 1944 r. pracował niemal bez wytchnienia, gdyż oprócz codziennych posług duszpasterskich przygotowywał dokumentację z ksiąg metrykalnych dla osób wyjeżdżających do Polski w ramach akcji repatriacyjnej. Wiernym towarzyszył do ostatnich chwil. W listopadzie 1945 r. wyjechał ostatnim transportem Polaków na Dolny Śląsk i zatrzymał się we wsi Doboszowice (wówczas zwanej w okresie przejściowym Jodłówką), położonej w powiecie Ząbkowice Śląskie.

W służbie pojednania
Sytuacja Kościoła katolickiego na Dolnym Śląsku była wówczas bardzo trudna. W 1945 r. administrator apostolski ks. dr Karol Milik miał do dyspozycji tylko 45 kapłanów i jeden ksiądz prowadził posługę duszpasterską niekiedy na terenie całego powiatu. Choć osadnicy ze Wschodu przyjeżdżali na Dolny Śląsk ze swoimi proboszczami, to obecność na tych terenach duchownych niemieckich nie ułatwiała polskiemu Kościołowi działalności. Hierarchowie niemieccy oczekiwali stosownych decyzji Watykanu i zalegalizowania polskiej administracji kościelnej. Ponadto katastrofalny stan materialny kościołów (na Dolnym Śląsku uległy zniszczeniu 273 świątynie) dodatkowo utrudniał pracę polskich księży.
Władze Administracyjne Dolnego Śląska początkowo wspierały działalność ks. infułata dr. Karola Milika, ale począwszy od wyborów do Sejmu w 1947 r. i postępującej sowietyzacji w kraju wzmogła się propaganda ateistyczna. Również organy bezpieczeństwa nasiliły przeciwko Kościołowi i duchownym działania operacyjne, a władze administracyjne i samorządowe zaczęły utrudniać działalność duszpasterską.
Ksiądz Antoni Kamiński przystąpił energicznie do pracy duszpasterskiej i organizowania parafii. Szczególną troską otoczył młodzież i jako cel doraźny postawił sobie pojednanie młodych pochodzących z różnych stron, zmniejszenie uprzedzeń i wzajemnych animozji. Dla nich zorganizował w Doboszewicach kółko teatralne, chór kościelny i kółko różańcowe. Aby ukierunkować młodzież i spożytkować jej energię, wytworzył atmosferę "zgody" wśród parafian, co zjednało mu uznanie dorosłych.
Działalność ks. Kamińskiego napotkała jednak na liczne przeszkody. Rozluźnienie moralne, plaga alkoholizmu, szaber, terror UBP utrudniały integrację nawet na poziomie lokalnym. Kapłanowi udało się jednak znacznie zmniejszyć napięcia między poszczególnymi grupami osadników zamieszkujących Doboszowice. Z jego inicjatywy wiosną 1946 r. pasjonaci muzyki zaczęli grać melodie maryjne z wieży kościelnej. W maju 1946 r. ks. Kamiński odwiedził wraz z młodzieżą sanktuarium Matki Boskiej w Bardzie Śląskim.
W rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja zrealizował z wiernymi przedstawienie "Krakowskie wesele", a nieco później jednoaktówkę "Krata". Jednocześnie duchowny konsekwentnie propagował wśród dorosłych postawę "życia w trzeźwości". Jeszcze przed Świętami Bożego Narodzenia przygotował z młodzieżą sztukę pt. "Noc św. Mikołaja", która piętnowała alkoholizm.

"Nie chcesz dać palca, to ci rękę odrąbią"
Na działalność ks. Kamińskiego, który przywiązywał ogromną wagę do nauczania religii i propagował postawy moralne zgodne z Dekalogiem, zwróciły baczną uwagę miejscowy aparat partyjny PPR/PZPR oraz PUBP w Ząbkowicach Śląskich, który wzywał go wielokrotnie na przesłuchania. Utrudnienia w pracy duszpasterskiej stały się coraz częstsze, gdy na nowego wikariusza kapitulnego wybrano w 1951 r. ks. Kazimierza Lagosza podporządkowanego władzom. Z inicjatywy władz nowy wikariusz podejmował szereg "inicjatyw społecznych", np. skłaniał księży, aby zachęcali wiernych do wywiązywania się z obowiązkowych dostaw płodów rolnych oraz popierali politykę władz.
Ksiądz Antoni Kamiński odmawiał udziału w takich wątpliwych przedsięwzięciach propagandowych i krytycznie ocenił działalność "księży patriotów", którzy apelowali do wiernych o udział w wyborach do Sejmu w październiku 1952 r. i głosowania na listę kandydatów Frontu Narodowego. W tym okresie był wielokrotnie namawiany zarówno przez duchownych, jak i świeckich, aby przystąpił do "księży patriotów", ale zawsze odmawiał.
Po utworzeniu w kwietniu 1950 r. Urzędu ds. Wyznań duchowni w Polsce znaleźli się pod szczególnym nadzorem. Kierujący urzędami kierownicy lub referenci (często współpracownicy lub niejawni funkcjonariusze UB) stosowali presję wobec tych duchownych, którzy nie akceptowali polityki władz. Władze samorządowe zaś nakazywały księżom wywiązywanie się z rożnych opłat związanych np. z opodatkowaniem kolęd. Ksiądz Kamiński uważał, że polityka władz i szykany finansowe naruszają swobody religijne i wolność wyznania w Polsce. Nie krył się z tymi poglądami i mówił o swoich wątpliwościach podczas kazań.
Kapłan obawiał się, że władze mogą w końcu zabronić księżom sprawować Liturgię i dlatego w Doboszowicach przygotowywał kobiety do prowadzenia pewnych nabożeństw. Aparat partyjny drażniła nieprzejednana postawa ks. Kamińskiego, który podczas uroczystości Trójcy Świętej modlił się o uchronienie wiernych od "niewiary, ateizmu i komunizmu".
Wiosną 1955 r. odmówił złożenia podpisu pod zbiorowym protestem przeciwko informacji zawartej w "Annuario Pontificio", uwzględniającej (z powodu braku traktatu pokojowego z Niemcami) sytuację prawną Kościoła na Ziemiach Odzyskanych sprzed 1 września 1939 roku. Wówczas ks. Lagosz przeniósł go pod naciskiem UB we Wrocławiu do maleńkiej parafii do Gostkowa w powiecie kamiennogórskim. Powiedział wówczas do ks. Kamińskiego: "Nie chcesz dać palca, to ci rękę odrąbią".
Miejscowość zamieszkiwali głównie reemigranci z Francji, wrogo lub neutralnie postrzegający Kościół. W nowej parafii niewiele osób uczęszczało na niedzielne Msze św., gdyż większość pracowała w niedzielę w PGR. Ksiądz Kamiński wielokrotnie szedł w niedzielę do pracujących i zapraszał na Mszę św., podając nawet godzinę, w jakiej się ona odbędzie. UB uznał, że duchowny prowadzi niezgodną z prawem agitację polityczną, gdyż odrywa ludzi od pracy.
W maju 1957 r. ks. Kamiński został przeniesiony do Wrocławia na stanowisko ojca duchownego w Arcybiskupim Seminarium Duchownym i funkcję tę pełnił do października 1959 roku. Klerykom imponował wiedzą teologiczną, dobrą znajomością literatury niemieckiej oraz żarliwą postawą w głoszeniu Słowa Bożego i nauk ascetycznych. Duchowny nie czuł się jednak dobrze w nowym miejscu pracy. Wśród doradców nowego ks. bp. Bolesława Kominka znalazły się osoby, które nie darzyły sympatią i życzliwością ks. Kamińskiego. Zapewne był to czytelny sygnał dla SB, która szybko przystąpiła do operacyjnego rozpracowania księdza. Wśród alumnów (i nie tylko) udało się SB zwerbować kilku TW, którzy bacznie obserwowali tego kapłana.

Śladami św. Franciszka
4 października 1959 r. ks. Antoni Kamiński został mianowany proboszczem w Sobieszowie pod Jelenią Górą. Rozpoczął się jego ostatni już okres życia i działalności duszpasterskiej, równie trudny jak poprzednie, bowiem praca w nowej parafii nie należała do łatwych. Częste zmiany personalne pracujących tu księży powodowały, że aż do początków lat 60. wielu mieszkańców traktowało pobyt w tej miejscowości tymczasowo. Dopiero ks. Antoni Kamiński ustabilizował życie parafialne. Systematycznie katechizował dzieci i młodzież, rozpoczął remont budynków kościelnych, a od 1960 r. zaczął organizować coroczne rekolekcje adwentowe i wielkopostne. Wydarzeniem w życiu religijnym Sobieszowa było uroczyste powitanie 17 czerwca 1963 r. obrazu Matki Bożej Częstochowskiej.
Głosząc Słowo Boże w różnych sytuacjach, przypominał wiernym o ich powinnościach oraz apelował do parafian, aby dzielili się swoimi dobrami materialnymi z innymi. Wielu wiernych uważało go za współczesnego św. Franciszka, który nigdy nie odmawiał pomocy biednym. Służył radą, podtrzymywał na duchu oraz uczył, jak wyzbyć się wszelkich nałogów i wad. Choć sam był człowiekiem schorowanym, to nie bacząc na warunki atmosferyczne, potrafił pieszo odwiedzać chorych mieszkających poza Sobieszowem i udzielać im sakramentów.

Orędownik i opiekun "Solidarności"
Swoją postawą i oddaniem zwrócił szybko uwagę miejscowego aparatu partyjnego i władz administracyjnych, które były zaniepokojone ożywieniem życia religijnego w Sobieszowie i okolicy. Ateistów drażnił jego żarliwy patriotyzm. W kazaniach piętnował bezbożników, mówił o niesprawiedliwości dziejowej, jaką Polakom czynili Sowieci i polscy komuniści. W latach 70. przypominał w kazaniach w dzień Wszystkich Świętych o zbrodni katyńskiej.
Władze już w latach 60. XX w. usiłowały zniechęcić duchownego do posług duszpasterskich i katechezy. Upokarzające były dla ks. Kamińskiego żądania przedkładania Powiatowemu Urzędowi ds. Wyznań w Jeleniej Górze comiesięcznych sprawozdań z działalności punktów katechetycznych czy uiszczania opłat pieniężnych (czynszu) za użytkowanie budynków parafialnych. Gdy odmawiał lub z opóźnieniem dostarczał sprawozdania, wówczas wymierzano mu wysokie kary pieniężne.
Jesienią 1980 r., po powstaniu NSZZ "Solidarność", nie ukrywał swojej sympatii do nowo powstałego związku zawodowego i w kazaniach podkreślał, jakie znaczenie ma ten ruch społeczny w życiu Narodu. Wspominał o odnowie moralnej i duchowej przemianie Polaków. Po zamachu na Ojca Świętego Jana Pawła II zainicjował modły w intencji rychłego wyzdrowienia Papieża. Gdy wprowadzono stan wojenny w grudniu 1981 r., organizował pomoc dla działaczy "Solidarności" i ich rodzin z regionu jeleniogórskiego. Po zwolnieniu z obozów internowania członków związku wspierał działalność podziemną "Solidarności". Utrzymywał bliskie kontakty z czołowymi działaczami jeleniogórskiej "Solidarności", m.in. Andrzejem Piesiakiem, braćmi Romanem i Władysławem Niegoszami. Przychylnie odnosił się do działalności sceny podziemnej Teatru 40 i 4, który w okolicznych kościołach organizował przedstawienia patriotyczne. W stanie wojennym parafianie za przyzwoleniem ks. Kamińskiego rozprowadzali wśród wiernych cegiełki "Solidarności".
Działalność patriotyczna duchownego była krytycznie oceniana przez aparat partyjny PZPR i jeleniogórskie SB, które wzywało księdza na przesłuchania. W tym okresie życia całą swą energię koncentrował jednak na dziele ewangelizacji. Choć poważnie już chorował, to nie zaniedbywał swoich obowiązków duszpasterskich i wśród wiernych krzewił kult Eucharystii i Najświętszej Maryi Panny. Wiernym imponował ubóstwem materialnym (nie posiadał nawet telewizora) oraz pokorą, którą okazywał we wszystkich okolicznościach życiowych.
Ksiądz Antoni Kamiński zmarł 12 stycznia 1986 roku. W uroczystościach pogrzebowych, którym przewodniczył ks. bp Adam Dyczkowski, uczestniczyli wierni niemal z całej Polski. W pamięci wiernych ks. Kamiński pozostał wzorem kapłana promieniującego miłością; niektórzy parafianie uważają go za człowieka świętego.
dr hab. Jan Ryszard Sielezin
"Nasz Dziennik" 2008-12-27

Autor: wa