Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ks. Konrad Szweda (1912-1988)

Treść

Wyświęcony tuż przed wybuchem II wojny światowej, zmarł w 1988 r., nie doczekawszy wolnej Polski. Posługę kapłańską pełnił w trudnych czasach w skrajnych warunkach - w Auschwitz i Dachau. Niepokornego księdza prześladowały oba systemy totalitarne. Był świadkiem męczeństwa wielu kapłanów, a mimo tragicznych doświadczeń pozostał pełen pogody ducha. Konrad Szweda urodził się 31 grudnia 1912 r. w Rybnickiej Kuźni koło Rybnika, jako dwunaste z szesnaściorga dzieci Pawła i Ludwiny z domu Szweda. Swoją edukację rozpoczął w szkole powszechnej w Orzepowicach, a następnie, pomimo trudnej sytuacji materialnej (ojciec był murarzem, a matka prowadziła niewielkie gospodarstwo), za radą tamtejszego nauczyciela Oskara Dechowa, kontynuował ją w Państwowym Gimnazjum Klasycznym w Rybniku. W 1934 r., zarzuciwszy plany wstąpienia do zakonu franciszkanów, pod wpływem proboszcza ks. Tomasza Reginka zdecydował się zapisać do Śląskiego Seminarium Duchownego w Krakowie, które ukończył, przyjmując 25 czerwca 1939 r. w kościele św. Apostołów Piotra i Pawła w Katowicach święcenia kapłańskie z rąk biskupa katowickiego ks. Stanisława Adamskiego. Swoją posługę kapłańską rozpoczął, obejmując 10 lipca 1939 r. zastępstwo w kościele Matki Bożej Bolesnej w Rybniku. Po niespełna paru miesiącach opuścił rodzinne strony, by jako wikariusz kontynuować duszpasterską misję w parafii św. Józefa w Świętochłowicach-Zgodzie. Nie dane mu jednak było zostać tam na dłużej i począwszy od grudnia 1940 r. aż do końca II wojny światowej, zamiast w parafii, posługę kapłańską pełnił za drutami obozów koncentracyjnych, najpierw w Oświęcimiu, a od końca maja 1942 r. w Dachau. Po wyzwoleniu obozu 29 kwietnia 1945 r. wraz z grupą polskich księży udał się do Francji, gdzie od czerwca pełnił funkcję kapelana obozu deportowanych Polaków w Decize (departament Nievre). Pomimo propozycji pozostania wiosną 1946 r. zdecydował się na powrót do kraju i wkrótce po raz kolejny trafił do Świętochłowic, obejmując na krótko zastępstwo w parafii św. Piotra i Pawła, a następnie do Cieszyna, gdzie został mianowany wikarym w parafii św. Marii Magdaleny. Tam udało mu się zakotwiczyć na dłużej, bo aż do września 1950 r., kiedy to został zmuszony do opuszczenia miasta. Kolejnym etapem kapłańskiej wędrówki księdza Szwedy była parafia Najświętszej Maryi Panny i Świętego Bartłomieja w Piekarach Śląskich, z której, po blisko trzech latach posługi kapłańskiej w charakterze wikarego, na polecenie wikariusza kapitulnego ks. Filipa Bednorza przeniósł się do Chudowa. Ten mały kościółek filialny był pierwszym, ale nie ostatnim probostwem, jakie objął ks. Szweda. Po powrocie biskupów katowickich z wygnania na początku 1957 r. został skierowany do nowo powstającej parafii św. Floriana w Chorzowie, gdzie na wiosnę tego samego roku otrzymał nominację na proboszcza. Chorzowska świątynia na ponad dwadzieścia lat stała się domem kapłana. Opuścił ją dopiero na początku 1980 r. ze względu na zły stan zdrowia, a po paru miesiącach przeszedł na emeryturę. Nie wytrzymał jednak długo na zasłużonym odpoczynku i już w lutym 1981 r., na własną prośbę, objął parafię Matki Bożej Różańcowej w Łaziskach Górnych, gdzie pełnił funkcję proboszcza przez kolejnych osiem lat aż do maja 1988 r., kiedy to złożył rezygnację. Umarł parę miesięcy później, 28 lipca 1988 roku. Obóz - parafia ks. Szwedy Czasy okupacji hitlerowskiej odcisnęły duże piętno na życiu księdza Szwedy. Praktycznie cały ten okres spędził w hitlerowskich obozach, najpierw w KL Auschwitz, a następnie w Dachau. Po raz pierwszy aresztowany został w styczniu 1940 roku. Pełnił wtedy posługę kapłańską jako wikary w Chorzowie. Gestapo aresztowało go w mieszkaniu w czasie spotkania z młodzieżą pod zarzutem prowadzenia dla niej wykładów w języku polskim. Ta pierwsza styczność młodego ks. Szwedy z gestapo zakończyła się wówczas dla niego szczęśliwie - na prośbę proboszcza został jeszcze tego samego dnia wypuszczony. Takiego szczęścia nie miał już parę miesięcy później, kiedy to w grudniu 1940 r. został po raz kolejny aresztowany. Tym razem zarzuty były dużo cięższe niż na początku, bo dotyczyły przynależności do nielegalnej organizacji (ks. Szweda był aktywnym członkiem Polskiej Organizacji Podziemnej w Chorzowie, gdzie zajmował się m.in. kolportażem pisma "Zryw"). Początkowo trafił do Świętochłowic, a następnie na gestapo w Chorzowie, skąd po nieludzkich torturach wywieziono go do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Tutaj pracował najpierw na tzw. Schonungsblocku, gdzie pełnił funkcję pomocnika pielęgniarza, a następnie w komandzie Buna Werke przeznaczonym do wykonywania ciężkich robót ziemnych. Pomimo skrajnie trudnych warunków panujących w obozie młody ksiądz kontynuował posługę kapłańską. Z narażeniem życia odprawiał Msze Święte lub potajemnie w nich uczestniczył, spowiadał za barakiem kantyny, w szpitalu i podczas spacerów, przynosił chorym Komunię Świętą, zaopatrywał na śmierć, a po przeniesieniu do komanda "przemycał" do obozu w rękawie hostie, a w buteleczkach wino. Prócz obowiązków kapłańskich nie zaniedbał też powinności czysto ludzkich, przekazując współwięźniom żywność, lekarstwa czy listy. W czerwcu 1942 roku ks. Szweda w transporcie 58 duchownych został przewieziony do obozu koncentracyjnego w Dachau, gdzie umieszczono go w bloku przeznaczonym dla polskich księży. Tutaj pracował początkowo m.in. w zakładzie odzieżowym, a następnie w poczcie obozowej. W Dachau pozostał aż do wyzwolenia obozu w kwietniu 1945 roku. W czasie pobytu w obozach koncentracyjnych ks. Szweda miał szczęście poznać wielu wspaniałych duchownych, którzy niejednokrotnie złożyli ofiarę z własnego życia. Niewątpliwie najsłynniejszym z nich był o. Maksymilian Kolbe, którego spotkał w czasie pobytu w KL Auschwitz. Męczennik z Niepokalanowa był spowiednikiem młodego Szwedy, wspólnie też głosili rekolekcje dla przebywających w obozie księży. Niewątpliwie o. Kolbe wywarł na nim wówczas ogromne wrażenie. Głębokiemu przekonaniu o jego niezwykłości ks. Szweda dał wyraz w napisanych zaraz po wyzwoleniu z obozu wspomnieniach, w których opisując okoliczności śmierci o. Kolbego, nazywa go "prawdziwym rycerzem Niepokalanej". Kilkadziesiąt lat później wystąpił w charakterze świadka na jego procesie beatyfikacyjnym. W październiku 1971 roku ks. Szweda wziął też udział w beatyfikacji o. Kolbego, a w 1982 r. w czasie uroczystości kanonizacyjnych był jednym z koncelebransów Mszy św. w Rzymie. "Na kompromis i współpracę nie pójdę" Niezłomny charakter księdza Szwedy, na który niewątpliwie duży wpływ miały doświadczenia obozowej niewoli oraz bohaterska postawa współwięźniów, zdeterminował jego stosunek do władzy w rządzonym przez komunistów kraju. Odważnie bronił praw Kościoła, przez co niemal od samego początku stał się dla komunistów kapłanem bardzo niewygodnym. W kazaniach głoszonych w czasie pełnienia funkcji wikarego w parafii św. Marii Magdaleny w Cieszynie publicznie dawał wyraz swojej niechęci wobec władz. W czasie jednego z nich, wygłoszonego zaraz po zdemolowaniu kościoła przez umysłowo chorego w listopadzie 1946 r., odważnie stwierdził, że "wróg Kościoła i wiary nie spał, lecz zdemolowano nam kościół". Z kolei rok później, w czasie uroczystości związanych z poświęceniem sztandaru Sodalicji Mariańskiej, powiedział m.in.: "W dniu dzisiejszym przypominają mi się rysy cesarstwa rzymskiego, kiedy to na gmachu cesarstwa ukazały się rysy i pęknięcia fundamentów, który opanował diabeł i piekło. To samo można zaobserwować i teraz, i to runie jak i cesarstwo". W podobnym duchu wyraził się w kazaniu wygłoszonym w lipcu 1948 r.: "Bądźmy szczerzy, gdyby nie było religii, to z kościołów porobiliby więzienia, z ołtarzy szubienice, a z ambony odzywałyby się pepesze". Taka postawa ks. Szwedy nie pozostała bez reakcji ze strony ówczesnych władz. Konsekwencją były szykany i represje polegające na ciągłym nachodzeniu i wzywaniu na przesłuchania przez urzędników Urzędu Bezpieczeństwa. Jak później wspominał w swoich pamiętnikach ks. Szweda: "Z sali szkolnej, ulicy czy mieszkania wzywano mnie na przesłuchania do Urzędu Bezpieczeństwa. Kiedyś o godz. 12 w nocy telefonicznie wezwano mnie na śledztwo. Poszedłem z myślą, że już nie wrócę... Podczas krzyżowego ognia pytań cytowano wyrwane zdania z kazań, insynuowano nieprzychylność wobec Ojczyzny... Wypuszczono mnie po kilku godzinach kpin, upokorzeń i gróźb". Wielokrotnie był też wzywany do Inspektoratu Szkolnego z żądaniem rozwiązania Krucjaty Eucharystycznej dzieci szkolnych i zakazem organizowania dla nich imprez. Jako były więzień obozów nazistowskich ks. Szweda namawiany był przez współpracujących z komunistami "księży patriotów" do zaangażowania się po ich stronie. Odpowiadał wówczas: "Do polityki się nie mieszam; na kompromis i współpracę nie pójdę". Notorycznie wrogi Krytykowanie przez ks. Szwedę poczynań władz spowodowało, że stał się on obiektem szykan. Najpierw w sierpniu 1950 r. Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Cieszynie odmówiło mu zatrudnienia w szkołach powiatu cieszyńskiego, a we wrześniu zakazało również przebywania w strefie pasa nadgranicznego. Niezłomną postawę ks. Szwedy da się również zaobserwować w czasie jego posługi w parafii w Chudowie. Pomimo szykan ze strony miejscowych władz (kilka razy wzywany był pod różnymi pretekstami do Powiatowego Urzędu do spraw Wyznań) kontynuował ożywioną działalność duszpasterską, m.in. organizując często dni skupienia i rekolekcje dla różnych stanów. Nie zaprzestał również otwartej krytyki poczynań władz. W rezultacie w końcu 1954 r. Referat ds. Wyznań Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Stalinogrodzie [w latach 1953-1956 oficjalna nazwa Katowic - przyp. red.] postawił wniosek o udzielenie mu ostrzeżenia z powodu "wrogich wypowiedzi z ambony". Ksiądz Szweda nie przejął się tym zbytnio i już kilka miesięcy później, nie licząc się z możliwymi konsekwencjami, na konferencji rejonowej kapłanów w Rybniku po raz kolejny skrytykował władze komunistyczne, oskarżając je o łamanie praworządności i prześladowanie Kościoła (m.in. usuwanie biskupów i promowanie "księży patriotów"). Jawnie wrogą wobec reżimu komunistycznego postawę prezentował również po przeniesieniu do Chorzowa. Jak donoszą ówczesne władze, po wydanym w 1959 r. zarządzeniu nakazującym usunięcie krzyży z klas szkolnych ks. Szweda w kazaniu "pozwolił sobie na bardzo ostre i utrzymane w wulgarnym tonie kazanie, atakując rodziców za to, że nie domagają się nauki religii w szkołach. Zakazał dawania pieniędzy na budowę szkół 1000-lecia, gdyż jak się wyraził, i tak nic z tego nie będą mieli, jeżeli nie dbają o religię w tych szkołach". Znów więzienie Ksiądz Szweda, zaliczony do grupy "reakcyjnego i wojującego kleru", stał się w końcu lat 50. figurantem sprawy ewidencyjno-obserwacyjnej. W lipcu 1960 r. SB posiadała materiały pozwalające na postawienie ks. Szwedzie zarzutów w sprawie "nadużyć" przy budowie kościoła św. Floriana w Chorzowie. Ze względu na duże zaufanie, jakim cieszył się u ks. bp. Herberta Bednorza i kurialistów, planowano przeprowadzić jego werbunek na tajnego współpracownika SB. Gdyby ks. Szweda nie wyraził zgody, miał zostać aresztowany i pociągnięty do odpowiedzialności sądowej. Tak też się stało we wrześniu tego roku, kiedy to został tymczasowo aresztowany i osadzony w Katowicach. Przedstawiony mu akt oskarżenia dotyczył zarzutu wręczenia łapówki w kwocie 40 tys. zł pracownikom Kozielskich Stoczni Rzecznych w Koźlu w zamian za wykonanie robót konstrukcyjno-stalowych. Ostatecznie, decyzją Sądu Wojewódzkiego w Katowicach, ksiądz został uznany za winnego wręczenia łapówki w kwocie około 17 tys. 500 zł i skazany na 8 miesięcy więzienia z zaliczeniem okresu tymczasowego aresztowania. Biorąc pod uwagę jego zły stan zdrowia związany z pobytem w hitlerowskich obozach koncentracyjnych, sąd zawiesił wykonanie kary na 3 lata. Przetrzymywanie ks. Szwedy w komunistycznym więzieniu odbiło się szerokim echem - w jego sprawie interweniował m.in. Międzynarodowy Komitet Oświęcimski, dzięki czemu kapłan wyszedł na wolność w styczniu 1961 roku. Areszt nie nauczył ks. Szwedy pokory wobec władzy. Już w 1961 r., gdy zniesiono naukę religii w szkołach, oświadczył kierownikowi szkoły, że jest to "gwałcenie sumienia katolickich dzieci". Z właściwą sobie bezkompromisowością ks. Szweda pełnił przez następne lata posługę "kapłana na trudne czasy". Sylwia Pałczyńska, IPN Katowice "Nasz Dziennik" 2008-07-05

Autor: wa