Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ks. Jan Wiącek (1900-1973)

Treść

W ubeckich dokumentach nazywano go "kolegą" Prymasa Wyszyńskiego; jego brat w okresie okupacji niemieckiej był dowódcą oddziału partyzanckiego "Jędrusie". To wystarczyło, aby ks. Jana Wiącka uznać za "zdecydowanego wroga obecnej rzeczywistości" i zażądać jego usunięcia ze stanowiska proboszcza parafii pw. Opieki Matki Bożej w Radomiu (dziś katedra). Wokół jego osoby w 1953 r. toczył się zacięty spór między komunistycznymi władzami a biskupem sandomierskim. Urodził się 24 czerwca 1900 r. w Trzciance, parafia Niekrasow, niedaleko Sandomierza. Był synem Pawła i Zofii z Podsiadłych. Po wojnie oskarżano go, że pochodzi z rodziny "kułackiej i reakcyjnej", która "nie potrafi zrozumieć przemian społecznych, tj. dyktatury proletariatu". Do szkoły podstawowej uczęszczał w Ossali i Tursku Wielkim. W 1915 r. na podstawie egzaminu został przyjęty do pierwszej klasy gimnazjum w Sandomierzu. W 1921 r. po ukończeniu VI klasy wstąpił do Seminarium Duchownego w Sandomierzu. Ukończył je z wynikiem ogólnym dobrym. Święceń diakonatu (10 kwietnia 1927 r.) i kapłańskich (29 maja 1927 r.) udzielił mu ks. bp Paweł Kubicki, sufragan sandomierski. W okresie wakacji zastępował kapelana w Zakładzie Sióstr NMP Miłosierdzia przy ul. Kozienickiej w Radomiu i proboszcza w Lasocinie. 28 września 1927 r. ks. bp Marian Ryx, ordynariusz diecezji, skierował go na studia na Wydziale Prawa Kanonicznego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Tam poznał ks. Stefana Wyszyńskiego, z którym w przyszłości utrzymywał koleżeńskie kontakty. W 1930 r. obronił pracę doktorską "Wybór papieża na podstawie kodeksu prawa kanonicznego", której promotorem był J. Roth. Przez rok pracował jako etatowy prefekt szkół powszechnych w Radomiu, a następnie w Państwowym Seminarium Nauczycielskim w Ostrowcu Świętokrzyskim i szkołach powszechnych. Po reorganizacji szkolnictwa był zatrudniony w 7-klasowej Szkole Powszechnej i Państwowym Gimnazjum im. J. Chreptowicza w Ostrowcu, a od 1 września 1938 r. pracował jako prefekt w Gimnazjum i Liceum Pedagogicznym w Solcu, pełniąc równocześnie obowiązki rektora kościoła poreformackiego pw. św. Stanisława. Kierował remontem tej XVII-wiecznej, chylącej się ku ruinie świątyni, a środki finansowe na ten cel zgromadził, rozsyłając odezwę do polskiego społeczeństwa. We wrześniu 1939 r. był świadkiem masakry 50 Żydów, których Niemcy zamknęli w zakrystii kościoła. Księdza Wiącka hitlerowcy umieścili w areszcie domowym, ale życie uratował mu oficer niemiecki, który kwaterował w jego mieszkaniu. Nocą udało mu się zbiec - schronił się u ks. J. Suwary w Pętkowicach. Po kilku miesiącach wrócił na dawną placówkę, a 3 czerwca 1940 r. otrzymał nominację na pierwszego wikariusza w Solcu. "Trzeba stuknąć choć jednego księdza..." 4 lipca 1941 r. ks. bp Jan Kanty Lorek mianował ks. Wiącka proboszczem parafii Najświętszego Serca Jezusowego na Glinicach w Radomiu. Zastąpił na tym stanowisku zamordowanego przez Niemców ks. Bolesława Strzeleckiego. Nowy proboszcz podjął współpracę z Polskim Komitetem Opiekuńczym, oddając pomieszczenie w lokalu parafialnym na ochronkę dla biednych dzieci. Warunki wojenne uniemożliwiły kontynuowanie budowy kościoła parafialnego (Niemcy zabrali zgromadzony materiał). Dopiero po wojnie ks. Wiącek kontynuował prace budowlane. 16 grudnia 1946 r. otrzymał dodatkowo nominację na adwokata Sądu Biskupiego w Sandomierzu. Organizował także pomoc dla przebywających w więzieniach członków legendarnego oddziału partyzanckiego "Jędrusie". Jego brat Józef Wiącek, ps. "Sowa", dowódca oddziału, odznaczony Krzyżem Virtuti Militari, był trzykrotnie raniony przez Niemców; zaś bracia: Stanisław i Antoni, byli jego bliskimi współpracownikami. Ksiądz Wiącek zapewnił im obronę adwokacką, odwiedzał w więzieniach w Sandomierzu, Kielcach, Rawiczu i Sztumie, wreszcie okazał pomoc materialną, finansując leczenie. Józef Wiącek 16 lutego 1948 r. "po bardzo długim dochodzeniu został uniewinniony" przez sąd w Sandomierzu, a następnie przez Sąd Najwyższy (27 czerwca 1948 r.). Kolejny z braci - Wincenty, był Sybirakiem, żołnierzem Korpusu gen. Andersa, zaś siostra Eleonora - żoną polskiego konsula - oboje pozostali po wojnie na Zachodzie. 21 lutego 1949 r. ks. Jan Wiącek został dziekanem nowo utworzonego dekanatu Radom Południe. Cieszył się zaufaniem księdza biskupa Lorka, który 7 października 1949 r. mianował go proboszczem eksponowanej parafii Opieki NMP w Radomiu (dziś katedra). Po spłacie ogromnego zadłużenia parafii (Wydział Finansowy nałożył bardzo wysoki podatek w związku z zakupem domu przeznaczonego na plebanię) kontynuował prace wykończeniowe przy neogotyckiej świątyni. Władze wyznaniowe krytycznie oceniały działalność ks. Wiącka. W jednym ze sprawozdań zapisano: "Jest wrogiem obecnego ustroju ludowego, broni przywilejów Kościoła, b [yłego] Caritasu. Jest ślepo oddany biskupowi i papieżowi". Równocześnie dostrzegano autorytet, którym cieszył się w Radomiu: "Wpływ na parafian znaczący (cieszy się wielkim zaufaniem i poważaniem). W kazaniach nie porusza zagadnień politycznych. Do obecnej rzeczywistości ustosunkowany pozytywnie". W 1951 r. obciążono go, podobnie jak innych proboszczów radomskich, wysokimi domiarami podatkowymi, których zmniejszenie uzależniano od włączenia się w działalność "księży patriotów". Ksiądz Wiącek nie zamierzał sięgać po "miskę soczewicy". Odrzucał oferty składane przez komunistów. Zyskiwał natomiast uznanie w oczach ks. bp. Lorka, który 20 września 1950 r. mianował go kanonikiem honorowym Kapituły Katedralnej w Sandomierzu, zaś 10 lutego 1951 r. powołał go do nowo utworzonej delegatury Towarzystwa Przyjaciół KUL. Radom był w tym czasie największym miastem diecezji sandomierskiej i ważnym ośrodkiem przemysłowym (liczył ponad 100 tys. mieszkańców). Silną pozycję wśród miejscowej społeczności miał Kościół katolicki (w 1954 r. istniało tu 8 czynnych świątyń i 5 parafii). Na wpływy księży zazdrosnym okiem patrzyły władze komunistyczne, które starały się ich zastraszyć i sparaliżować inicjatywy duszpasterskie. Służyły temu aresztowania przeprowadzone przez bezpiekę w 1950 roku. Do więzień trafili wówczas: ks. Andrzej Łukasik, proboszcz parafii pw. św. Teresy (14 lipca 1950 r.) i ks. kanonik dr Wacław Kosiński, proboszcz parafii pw. św. Jana (22 października 1950 r.). Pierwszego z nich, budowniczego nowej radomskiej świątyni, oskarżono o "niezłożenie meldunku o powstaniu nielegalnej organizacji 'Orzeł Biały'". W wyniku procesu został skazany na dwa lata więzienia i utratę praw publicznych na rok. Ze względu na zły stan zdrowia 28 sierpnia 1951 r. otrzymał przerwę w odbywaniu kary. Jej wykonywanie zawieszono na mocy decyzji prezydenta z 7 maja 1952 roku. Natomiast ks. Kosińskiego, proboszcza radomskiej fary, bezpieka usiłowała oskarżyć o współpracę z Niemcami. Jednak wobec braku dowodów śledztwo zostało umorzone, a ksiądz Kosiński w marcu 1951 r. wyszedł na wolność. Na czas pobytu ks. Wiącka w więzieniu ks. bp Lorek 23 listopada 1950 r. powierzył ks. Wiąckowi pełnienie obowiązków dziekana dekanatu radomskiego północnego. Represje ze strony bezpieki przyniosły połowiczny skutek. Niewątpliwie wywołały poczucie niepewności wśród księży, jednak nie sparaliżowały działalności duszpasterskiej. Duchowni radomscy zachowywali także dystans wobec prób formowania w mieście ruchu "księży patriotów", o co zabiegali komuniści. Pierwsze publiczne zebranie "księży postępowych" w Radomiu, zresztą nieudane, odbyło się 11 grudnia 1950 roku. Organizował je Polski Komitet Obrońców Pokoju w lokalu sióstr szarytek. Zaproszenia rozesłano do 42 księży świeckich i zakonnych mieszkających w Radomiu oraz do kleru z trzech sąsiednich powiatów. Jednak księża radomscy zbojkotowali spotkanie, a przybył na nie jedynie ks. Burowski, kapelan wojskowy ("człowiek bez autorytetu, który po opuszczeniu Radomia ożenił się") oraz dwóch ojców bernardynów. Urzędnicy państwowi usiłowali wcześniej skłonić ks. Wiącka, by objął przewodnictwo podczas zebrania. Chcąc wprowadzić go w błąd, twierdzili, że na zjazd miał przybyć ks. bp Jop, ale w "ostatniej chwili" udał się na takie samo zebranie do Kielc. Obiecywali "sute przyjęcie" - wyglądało - relacjonował ks. Wiącek, że "traktują zebranie raczej od strony libacji i na wesoło". Podczas "obrad" jeden z księży referentów udowadniał, "że światopogląd Marksa da się zupełnie pogodzić ze światopoglądem chrześcijańskim i że na etyce Marksa wyrastają święci". Na zebranie przybył ks. Stanisław Skurski, były proboszcz ze Wszechświętych, a wówczas już jeden z czołowych działaczy Caritas w Warszawie. Krytykował on hierarchię kościelną, ks. biskupa Lorka, ks. Wiącka, "wymyślał im, że są reakcyjnie nastawieni i zacofani, że słuchają audycji zagranicznych, nie rozumieją obecnych czasów, na zebranie nie chcą przyjść". Spotkanie zakończyło się "libacją" w stołówce caritasowskiej, a jeden z "'księży patriotów' upił się do nieprzytomności". Wkrótce ks. Wiącka wezwano do Referatu ds. Wyznań w Radomiu, gdzie pytano: "Dlaczego z księżmi gremialnie na zjazd nie przyszedł?". Nie wdawał się w długie dyskusje. Stwierdził, że zjazd miał charakter dobrowolny i był organizowany bez wiedzy i zgody władz diecezjalnych. Władze komunistyczne były bezradne. O trudnościach napotykanych w Radomiu dyskutowano 9 sierpnia 1952 r. na odprawie referentów wyznaniowych w Kielcach. Józef Balcerowski, referent do spraw wyznań w Prezydium MRN w Radomiu, charakteryzując sytuację, mówił, że kler coraz lepiej "organizuje swoje imprezy", a kierują nim dziekani: Wiącek i Kosiński, "znani z wrogiej działalności". Spośród 42 księży pracujących w mieście tylko trzech określił jako "pozytywnych". Sam Radom nazwał "drugą Częstochową". Jego ocena była dość pesymistyczna, gdyż nie widział możliwości zmiany sytuacji na lepsze. Wystąpienie spotkało się z ostrą krytyką ze strony Stefana Jarosza, kierownika Referatu do Spraw Wyznań Prezydium WRN w Kielcach. W tej sytuacji Balcerowski zadeklarował gotowość ustąpienia ze stanowiska. Jednak władze faktycznie nie miały w danej chwili lepszego pomysłu na prowadzenie polityki wyznaniowej. Krytyka miała zmobilizować referentów do bardziej wydajnej pracy. Balcerowski pełnił więc dalej swoje obowiązki. Bardziej konkretnych wskazówek udzielił Jarosz referentom wyznaniowym 8 października 1952 roku. Powiedział wówczas, że "w Radomiu trzeba stuknąć choć jednego księdza, trzeba o tym myśleć i żyć tymi sprawami". Działania w tym kierunku prowadził także Urząd Bezpieczeństwa. Można się domyślać, że prowokacją bezpieki wymierzoną w ks. Wiącka była przesyłka, którą otrzymał za pośrednictwem poczty w marcu 1953 roku. Pakiet został opatrzony zaleceniem, by przekazać go za granicę. W środku miał się znajdować raport sekcji dywersyjno-sabotażowej. Intryga była szyta grubymi nićmi. Ksiądz Wiącek nie miał wątpliwości, kto jest nadawcą paczki - przekazał ją na Komendę Powiatową MO. Bezpieka próbowała więc innych metod. W lutym 1953 r. proboszcza Kościoła Mariackiego niepokojono anonimowymi telefonami "pełnymi gróźb i bluźnierstw", a te zdarzały się także nocą. Batalia o obsadę parafii radomskich Narzędziem umożliwiającym władzom komunistycznym prowadzenie skutecznej polityki wyznaniowej miał być dekret Rady Państwa z 9 lutego 1953 roku. W istocie dawał on urzędnikom partyjno-administracyjnym całkowitą kontrolę nad obsadą wszystkich stanowisk kościelnych, od wikariusza poczynając, a na arcybiskupie kończąc. Zgodnie z dekretem ordynariusz przed każdą nominacją, przeniesieniem księdza na inne stanowisko musiał uzyskać zgodę prezydium wojewódzkiej rady narodowej. Artykuł 6 umożliwiał także władzom usunięcie duchownych, którzy "uprawiali, popierali bądź osłaniali" działalność "sprzeczną z prawem i porządkiem publicznym". Takie sformułowanie pozwalało na stosowanie dowolnej interpretacji, zresztą władze komunistyczne nie zamierzały przestrzegać litery prawa. Koordynacją polityki wyznaniowej w województwie kieleckim zajmował się działający w sposób "ściśle tajny" Wojewódzki Zespół Organizacji Masowych przy KW PZPR w Kielcach (wchodzili do niego kierownicy: Referatu Organizacji Masowych przy KW - Władysław Skorek, Wojewódzkiego Referatu do Spraw Wyznań - Stefan Jarosz, i Wydziału V Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego). Na zebraniach WZOM dyskutowano głównie nad polityką kadrową prowadzoną wobec Kościoła. Już 2 marca 1953 r. wytypowano do "zdjęcia z urzędu" kilku duchownych, w tym ks. Jana Wiącka. Wkrótce kierownik RdSW zakomunikował te żądania kurii. Ksiądz Wiącek o zarzutach, które mu stawiano, dowiedział się od ks. prałata Edwarda Górskiego, wikariusza generalnego Kurii Diecezjalnej w Sandomierzu. Na jego polecenie 14 marca 1953 r. przesłał do kurii obszerne wyjaśnienia. Domyślał się, że zarzut "wrogiego stosunku do PRL" został postawiony z powodu odmowy udziału w zjazdach organizowanych przez "ludzi niepoważnych" ("księża patrioci"). Odcinał się od działalności konspiracyjnej, którą traktował jako "wybitnie szkodliwą". Zarzut, jakoby 9 marca 1953 r. w związku ze śmiercią Stalina nie chciał uruchomić dzwonów kościelnych, uznał za bezpodstawny. Proboszcz mariacki tłumaczył, że informację o poleceniu kurii przyniosło dwóch pracowników Miejskiej Rady Narodowej w poniedziałek rano - 9 marca. Zastosował się do polecenia i zawiadomił parafie, które posiadały telefon. Natomiast oskarżenie, jakoby przetrzymywał przez pół roku na plebanii bandę, było "z gruntu fałszywe". "Gdyby to była prawda, to władze inaczej by mnie potraktowały - oni sami w to nie wierzą" - uzasadniał. Domyślał się jednak, że oskarżenie mogło mieć związek z gościną, jakiej udzielił swemu bratu Józefowi. Za śmieszny uznał zarzut organizowania nielegalnych konferencji dla wikariuszy. Spotkania takie były konieczne i wiązały się z normalnym funkcjonowaniem parafii. Ksiądz Wiącek prosił ordynariusza o wyznaczenie komisji celem zbadania sprawy i podkreślał, że nie boi się "nawet najsurowszego osądu". Tłumaczenia jednak nie mogły przekonać władz komunistycznych, które z usunięciem ks. Wiącka wiązały ściśle określone cele - chodziło o przekazanie głównych parafii radomskich "księżom patriotom" - ludziom całkowicie uległym i dyspozycyjnym wobec świeckich mocodawców. Na posiedzeniu WZOM w Kielcach 5 czerwca 1953 r. ponownie zażądano usunięcia ks. Wiącka ze stanowiska, a wniosek ten zyskał akceptację władz centralnych. Żądanie to ponownie zakomunikował księdzu biskupowi Lorkowi przewodniczący Prezydium WRN w czasie spotkania w Kielcach 19 czerwca 1953 roku. Oświadczył wówczas, że ks. Wiącek w czasie okupacji i "po wyzwoleniu" powiązany był z "wrogami klasy robotniczej, walczył przeciwko niej i walczy nadal". Biskup próbował bronić radomskiego proboszcza. Twierdził, że pozbawienie ks. Wiącka urzędu dziekana będzie wystarczającą karą dla niego. Natomiast spełnienie żądań władz świeckich "spowoduje rozgoryczenie ludności, a nawet może coś więcej" - "nie należy zadrażniać" - ostrzegał. Wobec dalszych nacisków ordynariusz poprosił o sprecyzowanie żądań na piśmie. Może w nadziei na uzyskanie ustępstw zadeklarował, że "zdejmie ks. Wiącka z dziekaństwa i składa gwarancję, że nic złego nie będzie z jego strony". Przysłuchujący się rozmowie Stefan Jarosz, kierownik RdSW, podsumował w raporcie: "z rozmowy wynikało, że [biskup] specjalnych oporów czynił nie będzie". Rzeczywistość okazała się jednak inna. Sandomierski ordynariusz nie kwapił się z wypełnieniem zaleceń. 13 lipca 1953 r. pisemnie poprosił o podanie motywów wniosku o usunięcie ks. Wiącka. W odpowiedzi otrzymał lakoniczny list od Stefana Dybowskiego, przewodniczącego PWRN, z żądaniem odwołania ks. Wiącka z Radomia przed 15 sierpnia 1953 roku. W tej sytuacji 19 sierpnia kuria wystosowała protest do Urzędu do Spraw Wyznań w Warszawie. Dzień wcześniej na posiedzeniu Wojewódzkiego Zespołu Organizacji Masowych w Kielcach ustalono, by w rozmowie z ks. bp. Lorkiem, wyznaczonej na 20 sierpnia, zażądać kategorycznie "zdjęcia" księży: Wiącka, Pałkiewicza i Chojnackiego. Rozmowa odbyła się w wyznaczonym terminie i trwała prawie trzy godziny (od 11.20 do 14.10). Uczestniczyli w niej: zastępca przewodniczącego Prezydium WRN - Barwiński, sekretarz prezydium - Kozak, i kierownik RdSW - Jarosz. Biskupowi towarzyszył kapelan ks. Prądzyński. Sandomierski ordynariusz, atakowany za niewykonanie personalnych przesunięć, których domagały się władze, bronił się, wskazując, że nie otrzymał pisemnego wniosku z podaniem motywów, a jedynie "suche pismo". Przewodniczący Barwiński przypomniał, że motywy komunikowano ustnie. Chcąc wzmocnić "siłę swoich argumentów", prawie wykrzyczał: "Jesteśmy władzą dyktatury proletariatu, walka trwa i będziemy konsekwentnie walczyć z takimi wrogami, jakim jest ks. Wiącek i jemu podobni". Jeszcze jaśniej sprecyzował intencje władz sekretarz Prezydium WRN: "...Nie chodzi zresztą o ten czy inny zarzut. Ogólnie działalność ks. Wiącka jest antypaństwowa. Dlatego masy społeczne, czynniki robotnicze domagają się jego przeniesienia". Wiceprzewodniczący stwierdził też, że: "Radom jest ośrodkiem przemysłowym. Dyktatura proletariatu (jaką jest obecnie władza ludowa) wymaga ostrożności - ludzie nieodpowiedni nie mogą zajmować takich stanowisk... Społeczeństwo, masy robotnicze, lud mają swoją władzę ludową, którą sobie wybrały. Ustosunkowanie się negatywne do władzy ludowej jest wyrazem tejże postawy do mas robotniczych". W protokole zanotowano, że ks. bp Lorek uśmiechał się ironicznie i powiedział: "Lud wymaga tego, by usunąć ks. Wiącka, lud chciał i chce go bronić i chcieli pisać petycję w tej sprawie, pojechać tu do was, tylko ks. Wiącek na to nie pozwolił". Żadne argumenty nie mogły jednak zmienić nastawienia oponentów. Kierownik Referatu do Spraw Wyznań dość obcesowo groził biskupowi: "Niewykonanie dekretu z 9 lutego spowoduje karę". Sandomierski ordynariusz wyraźnie "grał na zwłokę" i nie zamierzał kapitulować. 24 sierpnia 1953 r. złożył odwołanie w Urzędzie do Spraw Wyznań w Warszawie, podkreślając, że po zbadaniu zarzutów nie może pozbawić ks. Wiącka stanowiska, gdyż działałby "wbrew sumieniu, wbrew zdrowej opinii parafian i wbrew przepisom prawa kościelnego". Kopię pisma przesłał do Sekretariatu Episkopatu, opatrując ją uwagą: "Odnoszę wrażenie, że oni sami do tych zarzutów niewielką przywiązują wagę; to tylko pretekst. Istotnym jest, że osoba ks. kan. Wiącka zawadza im w Radomiu". O tym, że tak było w istocie, przekonał się ks. bp Choromański, który podjął interwencję w obronie radomskiego proboszcza. Minister Bida, szef UdSW, oświadczył, że "ks. Wiącek musi ustąpić, bo jest nieprzychylny dzisiejszej rzeczywistości. Radom zaś ma wielkie znaczenie jako miasto biskupie - w takim środowisku musi pracować człowiek nam oddany". Motywy, którymi kierowały się komunistyczne władze, formułując swoje żądania, stają się jasne po analizie pism przesyłanych do UdSW z Kielc. Podkreślano w nich, że ks. Wiącek jest: "kolegą uniwersyteckim prymasa Wyszyńskiego, a ten z kolei jest kolegą bpa Lorka i dlatego ks. Wiącek ma poparcie i zaufanie u władz kościelnych. Na jego plebanii są dwa pokoje zarezerwowane, gdzie zatrzymuje się bp Lorek, odwiedza go również i prymas Wyszyński, gdy przejeżdża przez Radom. Dla zamaskowania tych pokoi ks. Wiącek wywiesił na drzwiach tabliczkę z napisem 'Sąd Biskupi - Ekspozytura w Radomiu'". Oceniano także, że "ks. Wiącek jest jednym z najwierniejszych dziekanów bpa Lorka i kontynuatorem jego polityki i zarządzeń". Ponadto w opinii odnotowano: "Występuje przeciw księżom, którzy biorą udział w zjazdach, należą do KK [Komisji Księży - wyj. red.] przy ZBoWiD, wskazując, że zjazdy przeciw hierarchii, a księża, który biorą udział są nie w porządku wobec zarządzeń bpa Lorka [zdanie zostało podkreślone]. Na konferencji dekanalnej 5 IX 1950 r. wskazywał na nieprzestrzeganie zawartego porozumienia przez władze szkolne. Przypomniał zarządzenie biskupa, że nie wolno angażować się do pracy w 'Caritasie', a akcje charytatywne prowadzić należy przy kościołach. Oświadczenie episkopatu w sprawie 'Caritas' odczytał i polecił odczytać innym księżom. Jego bracia należeli do AK - Józef w 1944 r. został awansowany na kapitana. Po wyzwoleniu Józef wstąpił do UB i pracował w Wojewódzkim Urzędzie z siedzibą w Sandomierzu, skąd zdezerterował. Zorganizował wtedy nielegalną organizację 'Jędrusie'. W 1 poł. 1945 r. został ranny w akcji i schwytany przez UB. Postawiono go przed sądem, ale zwolniono z braku dowodów. Brat Stanisław odsiaduje karę 15 lat więzienia. Siostra pracowała w konsulacie polskim w Paryżu. Ks. Wiącek odmówił bicia w dzwony w czasie pogrzebu tow. Stalina. Dopiero po mocnej interwencji wyraził zgodę". Końcowy wniosek zawierał się w stwierdzeniu: "Zdecydowany wróg obecnego ustroju i na stanowisku proboszcza i dziekana w Radomiu pozostać nie może". Mający wyraźną ochotę na objęcie probostwa w Radomiu ks. Stanisław Skurski oceniał, że według powszechnej opinii ks. bp Lorek mianował ks. Wiącka proboszczem na skutek bezpośredniej interwencji Prymasa Wyszyńskiego. Potwierdzał to donos informatora "Ul", który twierdził, że ks. Wiącek jest "bezkompromisowy, trochę awanturnik, to człowiek najbardziej zaufany biskupa. Można powiedzieć, że to prawa ręka biskupa. Jest w bliskich stosunkach z prymasem Wyszyńskim" (doniesienie z 14 sierpnia 1953 r.). Trudno się więc dziwić, że 9 września 1953 r. z Urzędu do Spraw Wyznań wysłano do Sandomierskiej Kurii pismo z żądaniem usunięcia ks. Wiącka ze stanowiska. Presja wywierana na Kościół zwiększyła się wraz z aresztowaniem Prymasa Wyszyńskiego (w nocy z 25 na 26 września 1953 r.). Mimo to 15 października 1953 r. ks. Wiącek odmówił wzięcia udziału w zebraniu "księży patriotów" w Radomiu. Odczytano tam referat z inwektywami pod adresem Ojca Świętego, Prymasa, hierarchii. Ksiądz Stanisław Skurski, proboszcz z Wszechświętych, jeden z czołowych przedstawicieli ruchu "księży patriotów", zabierając głos w dyskusji, oświadczył: "Prawda była w referacie, ksiądz prymas za dolary amerykańskie sprzedawał Polskę". Atakował także biskupów: Lorka i Kaczmarka. Według informacji pozyskanych przez ks. Wiącka, młodzież z kursów wieczorowych "spędzona na zebranie" wyrażała dezaprobatę głośnym tupaniem nogami, zaś co odważniejsi wychodzili z sali. Na zakończenie odbyła się libacja w lokalu "Caritas" przy ul. Słowackiego, na którą "przygotowano 11 litrów gorzały". Ksiądz Skurski ubolewał nad duchowieństwem, że jest reakcyjnie nastawione. Ksiądz Wiącek w relacji przesłanej biskupowi pisał: "Pili zdrowie ks. Skurskiego proboszcza parafii mariackiej". Los ks. Wiącka był więc przesądzony. Nic nie zmieniła rozmowa, jaką odbył z ministrem A. Bidą w Warszawie 25 listopada 1953 r. (usłyszał wówczas, że brakuje mu "serca i entuzjazmu dla Polski Ludowej"). 25 listopada 1953 r. przewodniczący Prezydium WRN w Kielcach podczas rozmowy z wikariuszem generalnym diecezji sandomierskiej ks. E. Górskim przedłużył termin usunięcia ks. Wiącka do 10 grudnia 1953 roku. Ksiądz Wiącek, ostrzeżony "przez życzliwą osobę o możliwości aresztowania jeśli sam nie opuści placówki", 6 grudnia 1953 r. poprosił ordynariusza o bezterminowy urlop. Wyjechał na leczenie do Krynicy, ale władze oceniały, że jego choroba "jest upozorowana". 8 grudnia 1953 r. ks. bp Lorek podjął decyzję o zwolnieniu go z urzędu proboszcza. Administracja parafii została powierzona najstarszemu z wikariuszy. Mimo to ordynariusz nadal usiłował kwestionować decyzje władz, odwołując się do Rady Państwa (24 grudnia 1953 r.). Ksiądz Wiącek przed opuszczeniem Radomia napisał list pożegnalny do wiernych, w którym podkreślił, że musi odejść na żądanie władz administracyjnych. Po złożeniu sprawozdania z wykonanych prac wspomniał też o planach założenia centralnego ogrzewania w kościele. Wierni samorzutnie zorganizowali zbieranie podpisów pod petycją o pozostawienie cenionego proboszcza w Radomiu. Interwencja WUBP położyła kres tej akcji. Oceniając przebieg "sprawy ks. Wiącka", kierownik Referatu Organizacji Masowych KW PZPR w Kielcach Władysław Skorek stwierdzał, że napotkano na "poważne trudności ze strony biskupa Lorka, który bardzo uporczywie stał w obronie ks. Wiącka". Zauważał też, że sandomierski hierarcha parafie o większym znaczeniu powierza tymczasowym administratorom, chcąc w ten sposób uniknąć uzgodnień z władzami. Skorek oceniał, że to "od dawna wypróbowana przez niego [biskupa] metoda, aby wszystkie sprawy odwlekać dokąd się tylko da". Obsada parafii radomskich miała się stać przedmiotem ostrego sporu między biskupem a komunistami w pierwszym półroczu 1954 roku. Stało się to tym bardziej aktualne, gdyż 24 grudnia 1953 r. zmarł ks. Wacław Kosiński, proboszcz parafii pw. św. Jana w Radomiu. Opróżnienie dwóch największych parafii w diecezji dało komunistom okazję do wywarcia większego nacisku na sandomierską kurię w celu obsadzenia ich przez "księży patriotów". Księdza biskupa Lorka wezwano na kolejne rozmowy do Prezydium WRN... Do Kielc wezwano także ks. Wiącka (22 lutego 1954 r.). Kierownik Referatu do Spraw Wyznań oświadczył wówczas, że po jego wyjeździe z Radomia okazało się, iż wiele zarzutów było niesłusznych, parafia mariacka nie została obsadzona i "może być do objęcia". "To sprawa do omówienia" - kusił. Ksiądz Wiącek nie był jednak podatny na tego typu oferty. Stwierdził, że obsada parafii należy do kompetencji biskupa i uchylił się od kontynuowania tego tematu. W relacji przesłanej do sekretariatu Episkopatu pisał: "Wnioskuję z tego, że nic się za darmo od p. Jarosza nie otrzymuje i łaska jego zmusza do lojalności i grzeczności". Rozmowa zakończyła się poleceniem, by następnego dnia ks. Wiącek złożył ślubowanie na wierność PRL (wymóg wprowadzony dekretem z 9 lutego 1953 r.). Na probostwie w Koprzywnicy W lutym 1954 r. PWRN w Kielcach wyraziło zgodę na mianowanie ks. Wiącka proboszczem w Koprzywnicy koło Sandomierza. 3 marca objął to stanowisko. Stresy wpłynęły zapewne na pogorszenie się jego stanu zdrowia. Mimo to 15 czerwca 1954 r. został deputatem do spraw gospodarczych Seminarium Duchownego w Sandomierzu. Tymczasem ks. bp Lorek po długim sporze z władzami państwowymi w maju 1954 r. zgodził się na mianowanie nowego proboszcza parafii Opieki NMP w Radomiu. Został nim ks. Wacław Pośpieszyński, sympatyk ruchu "księży patriotów". Natomiast ks. Stanisław Skurski objął probostwo w parafii farnej pw. św. Jana. Czasy stalinowskie zbliżały się jednak powoli do końca. Ksiądz Wiącek po zmianach październikowych 1956 r. podjął starania o rehabilitację i powrót na wcześniej zajmowaną placówkę, o co zabiegali także parafianie radomscy. 20 grudnia 1956 r. złożył w kurii pismo, w którym przypomniał okoliczności bezprawnego usunięcia z Radomia. Nie omieszkał odnotować, że jego następca ks. Pośpieszyński brał udział w zebraniach "księży patriotów" wbrew zakazowi z pro memoria z 15 lutego 1950 roku ("Nie tylko sam poszedł, ale pociągnął 3 wikariuszy", a informacja o tym ukazała się w "Słowie Ludu" z 18 listopada 1955 r.). Nawiązał też do krytycznych uwag prasy "o minionych latach" określanych jako "okres anarchii i bezprawia", "okres terroru stalinowskiego" ("Po prostu" nr 49, "Słowo Powszechne" z 7 października 1956 r.). 18 stycznia 1957 r. ks. Wiącek skierował pismo do min. Sztachelskiego, przypominając, że wyrządzono mu "bardzo wielką krzywdę moralną". Prosił o rehabilitację, anulowanie decyzji i zezwolenie na powrót do Radomia. O swoich staraniach poinformował też sekretarza Episkopatu. 19 lutego udał się do Warszawy i osobiście rozmawiał z min. Sztachelskim, szefem UdSW, oraz z ks. bp. Choromańskim. Kolejne pisma do UdSW wnosił: 25 lutego i 12 kwietnia 1957 roku. Władze państwowe, mimo oficjalnie deklarowanej normalizacji w stosunkach z Kościołem, nie zamierzały wycofywać się z wcześniej podjętych decyzji. Charakterystyka ks. Wiącka, którą dysponował UdSW, była dla niego niekorzystna (19 stycznia 1956 r.). Urzędnicy z Kielc podkreślali, że jako proboszcz w Koprzywnicy podejmował próby organizowania nielegalnych pielgrzymek do sanktuarium w Sulisławicach, remontował kościół i prowadził "nielegalne zbiórki", za co udzielono mu upomnienia. Zauważono również, że w 1955 r. w parafii Koprzywnica odrodziły się organizacje religijne (kółka różańcowe, milicja NMP "zaktywizowały się w roku maryjnym"). Zostały one rozwiązane po rozmowie ostrzegawczej przeprowadzonej z ks. Wiąckiem. U samego proboszcza nie zauważano jednak zmiany nastawienia do "obecnej rzeczywistości" - odmówił wzięcia udziału w zjeździe z okazji 10-lecia "ruchu społecznie-postępowego katolików polskich" w listopadzie 1955 roku. Kierownik Wydziału do Spraw Wyznań w Kielcach zdecydowanie nie godził się na powrót ks. Wiącka do Radomia. Podkreślał, że jego następca w parafii mariackiej - ks. Pośpieszyński jest "akceptowany przez ludność" i nie ma potrzeby odwoływania go stamtąd. Jednak przedstawiciele wiernych z tej parafii 25 marca wnieśli pismo do Urzędu do Spraw Wyznań w Warszawie z prośbą o zezwolenie na powrót ks. Wiącka. W tym samym dniu w UdSW sporządzono notatkę precyzującą stanowisko w tej sprawie. Przypomniano w niej, że duchowny jako proboszcz radomski wytworzył nieprzychylny stosunek do ustroju PRL i dlatego "nigdy nie udawały się w Radomiu zjazdy księży postępowych, w których kler radomski w ogóle nie brał udziału". Oceniano, że "ks. Wiącek ma bardzo duże zasługi wobec Kościoła i tym tłumaczy się jego szybka kariera po szczeblach hierarchii" (wśród zasług wymieniano: budowę kościoła w Solcu nad Wisłą i w Radomiu na Glinicach oraz remont świątyni pw. Opieki NMP w Radomiu). Podkreślono, że cieszy się on zaufaniem Prymasa Wyszyńskiego i ks. bp. Lorka. Autor notatki zapisał: "Nasz wydział w Kielcach myli się bardzo, określając ks. Wiącka jako typ przeciętnego wiejskiego proboszcza. Jest to ksiądz zdolny, operujący przekonywującymi argumentami, energiczny administrator i budowniczy - ma tytuł doktora. Trzeba przewidywać, że episkopat usilnie będzie popierać jego prośbę o powrót do Radomia... Nie mamy nieodpartych argumentów i takich zarzutów, którym ks. Wiącek nie mógłby zaprzeczyć - co zresztą już uczynił we wniesionych odwołaniach. Ks. Wiącek starał się zawsze być w porządku wobec władz pod względem formalnym, chociaż nie ulega wątpliwości, że nie odnosił się pozytywnie do ustroju Polski Ludowej". Oceniano, że powrót duchownego do Radomia byłoby niepożądany, tym bardziej że kuria usunęła z tego miasta ks. Stanisława Skurskiego. Niechęć władz wobec planowanego powrotu ks. Wiącka do Radomia zauważył ks. prałat Górski w czasie spotkania z kierownikiem WdSW w Kielcach 20 marca 1957 roku. Jarosz, zgadzając się na odwołanie ks. Stanisława Skurskiego z Radomia, oświadczył równocześnie, że ks. Pośpieszyński "jest dobrze ułożony do władz świeckich". Mimo to ks. Wiącek zabiegał o wsparcie w sekretariacie Episkopatu - zależało mu na wniesieniu sprawy na Komisję Wspólną Rządu i Episkopatu. Ponadto 16 lipca 1957 r. wniósł skargę do Rady Państwa. Starania o powrót ks. Wiącka do Radomia były przedmiotem komentarzy wśród duchowieństwa. W marcu 1957 r. pojawiły się pogłoski o planach utworzenia kurii w Radomiu, by usprawnić zarząd rozległą diecezją. TW "Ul" informował bezpiekę, że "biskup chce, by do kościoła Mariackiego poszedł ks. Wiącek, kolega Wyszyńskiego, a po ewentualnym utworzeniu tam diecezji zostałby tam biskupem". Z całą pewnością były to zbyt daleko idące przypuszczenia. Jednak niewątpliwie starania o powrót ks. Wiącka do Radomia popierał ks. bp Lorek, który wezwał na rozmowę do kurii jego następcę ks. Pośpieszyńskiego. Przypomniał mu wówczas stanowisko Stolicy Apostolskiej wobec duszpasterzy narzuconych i usuniętych z urzędów przez władze państwowe. Biskup wskazał też na ferment powstały wśród wiernych parafii mariackiej w Radomiu, którzy zwrócili się do UdSW i kurii z żądaniem przywrócenia ks. Wiącka na stanowisko proboszcza. Delegacja przybyła do Sandomierza wysunęła zarzuty pod adresem ks. Pośpieszyńskiego (skracanie nabożeństw, zaniedbywanie śpiewu, opieszałe i niedbałe prowadzenie prac w świątyni, brak zainteresowania kościołem). Ksiądz Pośpieszyński miał otrzymać do wyboru przejście do Koprzywnicy lub Pionek. Ksiądz biskup polecił mu złożyć pisemne podanie w tej sprawie. Rozmowa przebiegała w napiętej atmosferze. TW "Ul" określił ją jako "dramatyczną" (doniesienie z 24 października 1957 r.). Gdy ks. Pośpieszyński odrzucił propozycję biskupa, ten miał być "zirytowany i trząsł się". "Ul" informował też bezpiekę, że ks. Pośpieszyński prawdopodobnie rozmawiał z min. Sztachelskim w Warszawie. Być może ta wizyta w UdSW ostatecznie przesądziła o decyzji władz. 23 października 1957 r. min. Sztachelski poinformował ks. Wiącka, że usunięcie go ze stanowiska w 1954 r. było dekretem administracyjnym, w przypadku którego nie przysługuje "postępowanie rehabilitacyjne". Natomiast uzgodnienia dotyczące mianowania proboszczów leżały w kompetencji Prezydium WRN. Oczywiście był to tylko wybieg taktyczny. Na nic się zdała interwencja podjęta w UdSW przez posła Stanisława Stommę (3 stycznia 1958 r.). Ksiądz Wiącek nie wrócił już do Radomia, a funkcję proboszcza parafii pw. Opieki NMP i dziekana dekanatu Radomskiego Południowego pełnił nadal ks. Wacław Pośpieszyński. Mimo to, a może tym bardziej, wśród duchowieństwa diecezji sandomierskiej ks. Wiącek uchodził za jednego z kandydatów na biskupa pomocniczego (pierwsze miejsce na liście miał ponoć zajmować ks. Piotr Gołębiowski, a ostatnim z "trójki" był ks. Lucjan Wojciechowski). Wyrazem poparcia ze strony ordynariusza było mianowanie ks. Wiącka kanonikiem gremialnym Kapituły Katedralnej w Sandomierzu (9 stycznia 1957 r.), proboszczem konsultorem diecezji (16 grudnia 1957 r., 5 sierpnia 1964 r.), dziekanem koprzywnickim (25 maja 1959 r.), deputatem do spraw gospodarczych seminarium (20 stycznia 1961 r., 28 listopada 1969 r.) oraz sędzią prosynodalnym Sądu Biskupiego (30 grudnia 1961 r., 5 sierpnia 1964 r.). Korzystając z chwilowej "odwilży" w relacjach państwo - Kościół, ks. Wiącek podjął remont dwóch kościołów w Koprzywnicy i odbudowę wieży na kościele pocysterskim, zaliczanym do najcenniejszych zabytków sztuki sakralnej w Polsce. Za inspirowanie "aktywu kościelnego" do zbierania pieniędzy na ten cel w 1959 r. został ukarany grzywną w wysokości 500 złotych. SB prowadziła przeciw niemu sprawę "operacyjnej obserwacji". Pilnie śledzono podejmowane przez niego działania. Uwadze agentów nie uszedł fakt, że podczas wyborów do rad narodowych w 1958 r. ks. Wiącek "oficjalnie skreślił kandydatów". W latach sześćdziesiątych władze utrudniały mu pracę, wymierzając bardzo wysokie podatki. Po wyrzuceniu nauki religii ze szkół zorganizował pięć punktów katechetycznych i troszczył się o ich wyposażenie. Zaprosił do pracy w parafii siostry zakonne i starał się o otwarcie przedszkola, co zostało udaremnione przez władze. Według ocen SB, często organizował nauki stanowe, a jego kazania w latach 1956-1960 były przepojone "treścią opozycyjną" (mówił, że "ustrój, który walczy z Bogiem, długo nie utrzyma się", potępiał ustawę o przerywaniu ciąży). Od jesieni 1960 r. jego wystąpienia stały się "bardziej ostrożne". Wśród parafian cieszył się opinią "dobrego kapłana i wzorowego gospodarza" (oceny SB). 28 września 1970 r. odwiedził go Prymas Stefan Wyszyński, który wygłosił kazanie do wiernych podczas nabożeństwa w kościele parafialnym. Uroczystości inwigilowali funkcjonariusze UB. Ksiądz Wiącek zmarł 4 maja 1973 r. i został pochowany na cmentarzu parafialnym w Koprzywnicy. ks. prof. Bogdan Stanaszek "Nasz Dziennik" 2008-02-09

Autor: wa