Ks. Edward Gielniewski (1893-1963)
Treść
Już u progu swojego kapłaństwa jako kapelan stanął na polu walki z komunistyczną nawałnicą w 1920 roku. Jako dyrektor szkoły katolickiej w Kielcach był zawsze otwarty na nowe prądy edukacyjne i wychowawcze. Jako duszpasterz w Kazimierzy Wielkiej, w latach terroru okupacji niemieckiej, spokojem i odwagą imponował wiernym i księżom w dekanacie. Po wojnie odważnie występował przeciw komunistycznym porządkom narzucanym polskiemu społeczeństwu. Do końca życia dręczony przez komunistów, schorowany, umierał w cierpieniu. Od tzw. wielkiej rewolucji francu skiej dla ludzi religijnie obojętnych nośnym hasłem stał się "rozdział Kościoła od państwa". Dla komunistów to hasło było kluczem do rozwiązywania spraw światopoglądowych. Prymas Polski Stefan Wyszyński podkreślał, że komuniści - trwając przy światopoglądzie materialistycznym - łączyli go nierozdzielnie z ateizmem. Podjęli więc walkę z religią, głównie z Kościołem katolickim, który najmocniej trwał na gruncie sprzeciwu wobec ateizmu. Władza ludowa w PRL, głosząc rozdział Kościoła od państwa, w praktyce nie akceptowała autonomii Kościoła. Najjaskrawszą próbą podporządkowania sobie Kościoła był wydany przez Radę Państwa 9 lutego 1953 r. dekret o obsadzaniu stanowisk kościelnych, który w drastyczny sposób naruszał podstawowe prawa i niezależność organizacyjną Kościoła. Na mocy dekretu władza państwowa uzurpowała sobie prawo dowolnego kształtowania polityki personalnej od wikariusza w parafii do arcybiskupa w metropolii. Najwyższą władzą dla Kościoła w Polsce miał być nie Papież, lecz komunistyczny rząd. To on miał decydować o tym, czy dany kapłan może, czy nie objąć konkretne stanowisko kościelne. Zmian personalnych w diecezji miał dokonywać nie biskup ordynariusz, lecz Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej, urzędnicy do spraw wyznań, którzy działali w myśl instrukcji wydawanych przez KC PZPR. Nie było zezwolenia na tworzenie nowych parafii, rosła liczba nowych osiedli miejskich. O przydziale wikariuszy do istniejących parafii, a tym samym o pracy duszpasterskiej decydował nie biskup, lecz wojewódzki urzędnik do spraw wyznań, który podlegał KC PZPR i V Departamentowi Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. W Kielcach urzędnikiem ds. wyznań przez wiele lat był Stefan Jarosz, na terenie województwa (w powiatach) podlegało mu 24 pracowników. Kandydat na stanowisko kościelne pisał podanie, życiorys, wypełniał ankietę, składał ślubowanie na wierność PRL. I tak rosła biurokracja socjalistyczna, której celem było zwalczanie Kościoła katolickiego. Przeciwko dekretowi protestował Episkopat Polski, jak zawsze w tych sprawach bezskutecznie. Zadowoleni z niego byli księża "patrioci". Wspierani przez aparat rządowy ubiegali się o ważne stanowiska kościelne. W orbitę represyjnych działań personalnych w diecezji kieleckiej wciągnięty został bezkompromisowy i niezłomny wobec nowego ustroju ks. Edward Gielniewski, proboszcz i dziekan w Kazimierzy Wielkiej. Ksiądz Edward Gielniewski już u progu swojego kapłaństwa jako kapelan stanął na polu walki z komunistyczną nawałnicą w 1920 roku. Następnie kierował pracami wykończeniowymi gmachu szkoły katolickiej w Kielcach. Jako późniejszy dyrektor tej placówki był zawsze otwarty na nowe prądy edukacyjne i wychowawcze. Lubiany przez grono pedagogiczne i uczniów trwale wpisał się w historię kieleckiego "Biskupiaka". Jako duszpasterz w Kazimierzy Wielkiej, w latach terroru okupacji niemieckiej, spokojem i odwagą imponował wiernym i księżom w dekanacie. Po wojnie ks. Gielniewski robił wszystko, by uprzystępnić wiernym liturgię Kościoła. Odważnie i otwarcie stawał przeciw komunistycznym porządkom narzucanym polskiemu społeczeństwu. Do końca życia dręczony przez komunistów, schorowany, umarł w cierpieniu. Był pierwszym kapłanem kieleckim, na którego pogrzebie ordynariusz ks. bp Czesław Kaczmarek sprawował liturgię w języku polskim. Droga do seminarium duchownego w Kielcach Edward Gielniewski urodził się 22 listopada 1893 r. w Żarkach w powiecie Będzin, jako syn Edwarda i Kazimiery z Mieczyńskich. Ojciec był organistą w miejscowej parafii, syn wyrastał blisko ołtarza, co z pewnością miało wpływ na jego powołanie i posługę kapłańską. Szkołę elementarną ukończył w rodzinnej miejscowości. Od 1904 r. uczęszczał do ośmioklasowego gimnazjum rządowego w Częstochowie. Ku zaskoczeniu rodziny i znajomych maturzysta Edward rozpoczął studia na Wydziale Mechanicznym politechniki w Warszawie. Po dwóch latach nauki rozpoznał u siebie powołanie kapłańskie. W 1916 r. wstąpił do seminarium duchownego w Kielcach. Należał do wyjątkowo uzdolnionych alumnów. W ciągu trzech lat opanował materiał pięcioletnich studiów filozoficzno-teologicznych. 3 kwietnia 1919 r. otrzymał święcenia kapłańskie z rąk ordynariusza kieleckiego ks. bp. Augustyna Łosińskiego. Jako wyjątkowo uzdolniony absolwent seminarium duchownego ks. Edward Gielniewski zaraz po święceniach został skierowany na KUL na studia z zakresu prawa kanonicznego. Na krótko, od 16 lipca do 31 grudnia 1920 r., przerwał naukę. Zgłosił się do służby w Wojsku Polskim, by jako kapelan służyć żołnierzom walczącym z czerwoną ordą sowiecką. Był z żołnierzami na przedpolach stolicy w czasie słynnego Cudu nad Wisłą. Po odparciu najazdu czerwonoarmiejców wrócił do Lublina. W krótkim czasie uzyskał licencjat z prawa kanonicznego. Arkusz z wynikami zdanych egzaminów wskazuje, że ze wszystkich przedmiotów miał najwyższe oceny. Po powrocie z Lublina ks. Gielniewski pełnił funkcję redaktora "Kieleckiego Przeglądu Diecezjalnego" i sędziego prosynodalnego. Nauczał religii w kieleckich szkołach. Doskonale czuł się w roli katechety i wychowawcy młodzieży szkolnej. Efektem tej pracy i osobistych zainteresowań była wydana własnym nakładem w 1926 r. "Etyka katolicka" - podręcznik dla starszych klas gimnazjalnych. W styczniu 1927 r. ks. Edward Gielniewski otrzymał nominację na wykładowcę prawa kanonicznego w kieleckim seminarium duchownym, pełnił tę funkcję do 1931 roku. Przejął wykłady po znanych prawnikach: ks. Jacku Pyci i ks. Piotrze Kałwie. Ksiądz Pycia był autorem pierwszej w Polsce pracy "Prawo małżeńskie", opracowanej w oparciu o wydany w 1918 r. Kodeks Prawa Kanonicznego. Ksiądz Kałwa został profesorem na KUL. Sam ks. Gielniewski jako prawnik zawsze kierował się zasadą, że prawo ma służyć ludziom, a nie ludzie prawu. Zgodnie z tą zasadą nauczał w seminarium i pełnił posługę duszpasterską. Dyrektor i wychowawca w gimnazjum biskupim Ksiądz biskup Łosiński, widząc zdolności organizacyjne ks. Edwarda Gielniewskiego, mianował go w 1927 r. dyrektorem Gimnazjum Biskupiego w Kielcach, popularnie zwanego "Biskupiakiem". Gimnazjum miało wybudowany własny okazały budynek, trzeba było jednak prowadzić prace nad jego całkowitym wykończeniem i wyposażeniem. Na szkole ciążyło też spłacanie zaciągniętych na budowę pożyczek. Koszty funkcjonowania gimnazjum były ogromne. Nadto oprócz wypłacania nauczycielskich pensji nieustannie należało dopłacać do kosztów nauczania biedniejszych uczniów. Nie bardzo można było liczyć na pomoc finansową diecezjan, gdyż całemu polskiemu społeczeństwu mocno doskwierał kryzys gospodarczy. Ksiądz Gielniewski jakoś sobie radził w zaspokajaniu tych potrzeb materialnych, skoro na stanowisku dyrektora gimnazjum wytrwał do 1939 roku. Oprócz zaradności gospodarczej dobrą ocenę zyskiwała posługa ks. Gielniewskiego jako organizatora i kierownika zespołowej pracy dydaktycznej i wychowawczej. Dyrektor stworzył zespół nauczycieli dość dobrze wykształconych zawodowo, zgranych ideowo. Zawsze też mobilizował ich do pogłębiania wiedzy, do fachowej lektury, do poznawania psychiki uczniów. Dbał o wysoki poziom nauczania w szkole, o kształcenie obywatelskie i religijne. W kieleckim gimnazjum katolickim, podobnie jak w całym społeczeństwie polskim po 1918 r., wielką troską otaczano wychowanie patriotyczne, świętowano ważne wydarzenia z historii Polski. W 1932 r. szkolnictwo polskie przeżywało moment przejścia od modelu wychowania narodowego do państwowego. Wypowiedział się na ten temat dyrektor szkoły w dniu inauguracji roku szkolnego: "Szkoła nasza powierzonych chłopców musi kształtować na twórczych obywateli Rzeczypospolitej, dać im najlepsze przygotowanie do życia, zapewnić im najwyższe wyrobienie religijne, moralne, umysłowe i fizyczne". Przeobrażenia modelu wychowania miały też w katolickiej szkole przykre reperkusje. Działacze organizacji politycznych, zwłaszcza o orientacji socjalistycznej, na siłę wdzierali się w społeczność uczniów i nachalnym upolitycznieniem antagonizowali ich, aż do rękoczynów. Ksiądz dyrektor Edward Gielniewski miał w gronie pedagogicznym i wśród uczniów opinię człowieka wszechstronnie wykształconego. Pod nieobecność nauczyciela prowadził lekcje z każdego przedmiotu na temat wynikający z programu. Zarówno nauczyciele, jak i uczniowie zawsze widzieli w nim przyjaciela, a on pobudzał wszystkich do odpowiedzialności za siebie. Dyrektor "Biskupiaka" szczególną troską otaczał istniejącą w szkole drużynę harcerską - "Czarną Ósemkę". Harcerze szkoły katolickiej byli aktywni w działaniach Kieleckiego Hufca Harcerskiego. Oprócz harcerstwa w polu zainteresowania nauczycieli i uczniów biskupiego gimnazjum były różne uczniowskie kółka, nadto pielęgnowano regionalizm i uprawianie turystyki. Wychodząc z założenia, że w zdrowym ciele zdrowy duch, dyrektor urządził w szkole salę gimnastyczną, co wtedy było nowością. Osobiście bywał na ćwiczeniach gimnastycznych, imponował młodzieży tym stylem bycia. Lata okupacji niemieckiej Piękny egzamin dojrzałości obywatelskiej złożyli nauczyciele "Biskupiaka" i ich uczniowie w latach okupacji niemieckiej. Odważnie stanęli do walki o wolność Polski. W 1939 r. ks. Gielniewski został mianowany proboszczem w Sokolnikach. W 1942 r. został przeniesiony do Kazimierzy Wielkiej, z nominacją na proboszcza i dziekana. Jego ówczesny wikariusz ks. Michał Leśniak wspominał, że był dla niego i dla księży w dekanacie przede wszystkim kapłanem - kolegą i przyjacielem. Do każdego odnosił się z wielką dobrocią serca. Za księży brał odpowiedzialność, stając często przed urzędami okupanta. Jego odważna postawa wobec Niemców ratowała niejednego z opresji. Gdy po morderstwach dokonanych przez okupanta w Skalbmierzu ludność Kazimierzy Wielkiej w większości ze strachu i grozy opuściła miasto na wiele dni, dziekan pozostał na plebanii. Wraz z powstaniem podziemnej armii polskiej ks. Edward Gielniewski, jako porucznik rezerwy, został zaprzysiężony w 106. Pułku Piechoty AK Inspektoriatu Miechów. Wkrótce został awansowany do stopnia kapitana. Nie przebywał na stałe w oddziałach partyzanckich. Pełnił posługę kapelana, będąc wzywany do udzielania sakramentów świętych, sprawowania Mszy św., przyjmowania przysięgi żołnierskiej i urządzania pogrzebów poległym. W ramach posługi kapelana AK i proboszcza w Kazimierzy Wielkiej, ratując Żydów od śmierci, wypisywał dla nich fikcyjne metryki chrztu. Wyszukiwał im bezpieczne miejsca schronienia. Niejedna osoba pochodzenia żydowskiego zawdzięczała mu przeżycie gehenny okupacji hitlerowskiej. Ksiądz Leśniak wspomina dalej, że gdy wierni i kapłani patrzyli na ks. Gielniewskiego, wydawało im się, iż ten kapłan nie zna lęku ani strachu. Wszystkim dawał przykład wielkiego bohaterstwa. Taka postawa była szczególnie ważna i potrzebna w tamtych latach zarówno dla kapłanów w dekanacie, jak i dla wiernych. Pobudzała do walki z Niemcami, dawała nadzieję na odzyskanie wolności. Liturgista uprzedzający Sobór Watykański II Od początku posługi kapłańskiej ks. Gielniewskiego "prześladowała" jedna uporczywa myśl: pragnął udostępnić wiernym "zamknięte skarby modlitw liturgicznych" przez ich przekład z łaciny na język ojczysty. Mógł to zrealizować dopiero po zakończeniu okupacji niemieckiej. Osobiście dokonał przekładu na język polski liturgicznych obrzędów pogrzebu, poświęcenia pól, modlitw i śpiewów z procesji Bożego Ciała, Jutrzni przed Pasterką i na Wielkanoc. Zaproponował też pewne nowe nabożeństwa. I tak w uroczystość Wniebowzięcia Matki Bożej organizował w parafii Kazimierza Wielka nabożeństwo dożynkowe, jako dziękczynienie Bogu za urodzaje, za błogosławieństwo w pracach polowych. Wprowadził śpiew Różańca i rozważań poszczególnych tajemnic. Sam ułożył teksty tych śpiewów. Śpiew "Ojcze nasz" i "Zdrowaś Maryjo", także rozważań różańcowych, upowszechnił się nie tylko w parafii, ale i w okolicy. Wierni przez długie lata z upodobaniem uczestniczyli w śpiewanym nabożeństwie różańcowym. W oryginalny sposób parafianie z Kazimierzy Wielkiej przeżywali tajemnicę odkupienia w Wielki Piątek. Tego dnia proboszcz zaprowadził w parafii post prawdziwie ścisły. On sam i wierni raz dziennie jedli jedynie chleb z wodą. Nabożeństwo wielkopiątkowe rozpoczynało się o godz. 12.00 i trwało do 16.00. Gromadziło rzesze parafian, głównie z Kazimierzy Wielkiej, ale byli też wierni z sąsiednich parafii. Nabożeństwo składało się z pięciu stacji, z rozważaniem najważniejszych wydarzeń Wielkiego Piątku, a więc: modlitwa Chrystusa w Ogrójcu, sąd nad Jezusem przez najwyższych kapłanów i Piłata, biczowanie, droga krzyżowa i pogrzeb. Główną myślą rozważań była wdzięczność Bogu za dzieło odkupienia człowieka. Pod koniec nabożeństwa z kościoła wychodziła procesja. Bito w dzwony, śpiewano marsz żałobny Chopina w języku polskim. W procesji niesiono figurę zmarłego Pana Jezusa i Najświętszy Sakrament w monstrancji okrytej białym welonem. Procesja kończyła się przy grobie urządzonym w kaplicy przykościelnej. Mimo czterech godzin trwania w napięciu uczestnicy nabożeństwa nie okazywali żadnego zmęczenia. Nie wszyscy mieścili się w kościele, ale wszyscy trwali w głębokim zamyśleniu. Tego rodzaju liturgia wielkopiątkowa szokowała wielu kapłanów, wzbudzała ich komentarze, czasem nieodpowiednie żarty, ale wszyscy po latach wspominają jej zbawienne owoce. Na ten temat były wtedy podzielone zdania liturgistów, muzyków, padały słowa bezlitosnej krytyki. Do proboszcza jednak z całego kraju napływały listy z zachwytami, pochwałami i podziękowaniami, co mobilizowało go do pracy w poszukiwaniu nowych dróg w upowszechnieniu liturgii w posłudze duszpasterskiej. Ksiądz Edward Gielniewski podejmował dużo starań, by jego przemyślenia liturgiczne były znane, a później akceptowane przez duchowieństwo. Dużo pisał, powielał swoje materiały, rozsyłał księżom i władzy diecezjalnej. Pojechał też do Rzymu, by tam przedstawić owoce swojej pracy, zyskać aprobatę władz kościelnych. Korespondował z wieloma liturgistami. Nie dawała mu spokoju troska o coraz doskonalszy udział wiernych w zbawczym dziele odkupienia. U schyłku życia cieszył go zwoływany przez Jana XXIII sobór powszechny, zapowiedź reform liturgicznych. Owoce odnowy soborowej dane zostały wiernym dopiero po śmierci ks. Gielniewskiego. Tuż po zakończeniu okupacji niemieckiej ksiądz proboszcz Gielniewski dość czynnie zaangażował się w pomoc małżonkom w powikłanych sprawach prawnych ich związków. Pojednał kilka małżeństw skłóconych. Czasem był źle osądzony przez niektórych księży, zarzucano mu łatwowierność. To nie przeszkadzało mu w świadczeniu dobra, służbie bliźniemu. Wobec represji rządzących PRL W 1945 r. nabożeństwo Wielkiego Piątku odprawiane przez księdza proboszcza Gielniewskiego w Kazimierzy Wielkiej było transmitowane przez dwa główne programy radiowe ogólnopolskie. Rządzącym komunistom zależało na przychylności katolickiego społeczeństwa. Jednak wkrótce, bo już w 1947 r., w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego opracowano taktykę zwalczania Kościoła, wyznaczono kierunki represyjnych poczynań wobec biskupów, kapłanów, kurii biskupich, seminariów duchownych i zakonów. Na przełomie lat 40. i 50. XX w. komuniści z PZPR poprzez UB i terenowe organy władzy samorządowej przystąpili do działań przeciw Kościołowi. Po spacyfikowaniu niepodległościowego podziemia rządzący rozpoczęli likwidować lekcje religii i usuwać księży katechetów ze szkół. Tworzono szkoły pod patronatem Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, ale już bez religii i księdza w szkole. Księży dzielono na prorządowych - "patriotów" i wrogich władzy, czyli "agenturę imperialistów". Ksiądz biskup Czesław Kaczmarek poznał na zachodzie Europy skutki bezbożnego wychowania młodzieży, dlatego od początku istnienia Polski Ludowej bezwzględnie nakazywał duchowieństwu kieleckiemu katechizację dzieci i młodzieży. Od księży dziekanów wymagał, by nadzorowali katechizację w parafiach dekanatu i w posłudze parafialnej stawiali ją ponad innymi poczynaniami. Machina pozbawiania szkół nauczania religii posuwała się. Przy kościołach i w domach prywatnych tworzono punkty katechetyczne. Ksiądz dziekan Gielniewski z Kazimierzy Wielkiej, zaszeregowany do "agentury imperialistycznej", wiernie wykonywał nakazy swojego ordynariusza. Dlatego był śledzony przez UB, wzywany do Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Kazimierzy Wielkiej, upominany przez władze powiatu, straszony, nawet szantażowany. Bez lęku mówił urzędnikom z powiatu, że postępuje zgodnie z powołaniem kapłańskim. Rosła w donosy jego kartoteka osobista, kartoteki księży dekanalnych i dekanatu. Jemu osobiście zarzucano najczęściej "nadużywanie wolności sumienia i wyznania w celach wrogich ustrojowi" PRL. Zaliczano go do grupy księży "reakcyjnych", ponieważ nie podpisał propagandowego Apelu Sztokholmskiego. Bolesnym uderzeniem komunistów w duszpasterstwo diecezjalne było przekazanie przez rząd kościelnej Caritas pod zarząd księży "patriotów", czyli pod agenturę komunistyczną, zajęcie całego majątku tego stowarzyszenia. W tej sytuacji biskupi zmuszeni zostali do rozwiązania Caritas, podobnie jak innych stowarzyszeń kościelnych. Przy tej okazji wydali specjalne oświadczenie do odczytania wiernym, co zaniepokoiło rządzących, którzy akcję przejęcia Caritas tłumaczyli rzekomymi nadużyciami w stowarzyszeniu. Wtedy funkcjonariusze UB masowo odwiedzali księży, nakłaniając ich, by nie odczytali deklaracji, grożąc surowymi konsekwencjami, gdyby tak się stało. Ubowcy byli też u ks. Gielniewskiego. Mimo groźby aresztowania dziekan odczytał deklarację. Nachodząc go na plebanii, strasząc karami, ubowcy bezskutecznie agitowali, by przystąpił do ruchu postępowych księży, czyli "patriotów". W związku z coraz to nowymi nieprawościami rządzących wobec Kościoła, duchowieństwa katolickiego ks. Gielniewski nie milczał. Jak nie bał się hitlerowców w czasie okupacji niemieckiej, tak teraz nie lękał się komunistów, szczególnie funkcjonariuszy UB. Wiedział, że na każdym kroku jest śledzony, że ma szczególnych "słuchaczy" w kościele. Mimo to odważnie mówił parafianom o prześladowaniu Kościoła. W kazaniach zwracał uwagę wiernych na postawę prawdziwego Polaka, obywatela i katolika. Wzywany do miejscowego Prezydium Powiatowej Rady Narodowej nie usprawiedliwiał się ze swoich słów. Urzędnicy, a nawet funkcjonariusze UB mieli z nim szczególny kłopot, bo ksiądz dziekan cieszył się wielkim autorytetem nie tylko w parafii, ale także w dekanacie. Dla księży "patriotów" był wyrzutem sumienia, dla niezgadzających się z polityką rządową - wielkim oparciem. Niezmiernie mocnym uderzeniem komunistów w Kościół katolicki był wspomniany dekret Rady Państwa z 9 lutego 1953 roku. Dekret, który podporządkowywał Kościół władzy państwowej, całkowicie przeczył rozdziałowi dwóch autonomicznych instytucji: państwa i Kościoła. Nakładał na wszystkich duchownych zajmujących stanowiska kościelne obowiązek ślubowania na wierność PRL. Ten akt był w propagandzie reżimowej znakiem "łaski" rządzących dla duchowieństwa, ale w rzeczywistości stanowił środek zastraszenia i nacisku. Niektórym księżom nie okazano tej łaski. Do łaskawego "przywileju" nie został dopuszczony ks. Edward Gielniewski. Z nieukrywaną satysfakcją nie ślubował uroczyście "wierności Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i jej Rządowi". Dość szybko władze rządowe wykorzystały dekret lutowy przeciw siedmiu księżom z diecezji kieleckiej, w tym trzem dziekanom. 2 marca 1953 r. na posiedzeniu w Kielcach Wojewódzkiego Zespołu Organizacji Masowych postanowiono domagać się usunięcia nie tylko z parafii, ale też z diecezji księży dziekanów: Edwarda Gielniewskiego z Kazimierzy Wielkiej, Adama Adamka z Pacanowa i Piotra Banacha ze Stopnicy. 5 czerwca 1953 r. wyżej wymieniona agenda komunistyczna ponowiła żądanie usunięcia wymienionych księży z diecezji kieleckiej. Naciski partii i UB szły dalej, niż to było zapowiadane w lutowym dekrecie - nie tylko pozbawiały księdza piastowanego stanowiska, ale także wyrzucały go z diecezji. Już po śmierci Józefa Stalina, gdy na szczytach moskiewskiej władzy następowały zmiany, w Warszawie w dniach 14-21 września odbył się wyreżyserowany pokazowy proces ks. bp. Czesława Kaczmarka i księży kieleckich. Sam proces i wydane wysokie wyroki spowodowały przygnębienie duchowieństwa kieleckiego. Odnotowali to funkcjonariusze UB, na każdym kroku śledzący nastroje społeczne. W tej atmosferze ks. bp Franciszek Sonik, zarządzający diecezją kielecką w czasie uwięzienia ordynariusza, ponaglany przez władzę, ugiął się i 16 października 1953 r. przeniósł ks. Edwarda Gielniewskiego na małą parafię w Sławicach koło Miechowa. Kapłan poniósł karę za bezkompromisową postawę wobec rządzącej komuny. Proboszczem w Kazimierzy Wielkiej został ksiądz "patriota". Dwaj inni dziekani uniknęli przeniesienia na mniejsze parafie. Ksiądz Gielniewski boleśnie przeżył przesunięcie, ale wobec władzy komunistycznej pozostał niezłomny. Nie pochwalał metod działania, ale z satysfakcją obserwował już poza Kazimierzą Wielką radykalizowanie się nastrojów wiernych w sprawach katechizacji. W Kieleckiem służby reżimowe odnotowały ponad 50 miejscowości, w których powstały "zapalne" nastroje. Działo się tak m.in. w pobliżu Kazimierzy Wielkiej. Domagano się pozbawienia stanowisk kierowników szkół, którzy usuwali religię ze szkoły. W jednej miejscowości na ulicy krzyczano za kierownikiem: "Wynoś się stąd, ty niedowiarku - precz z antychrystem". W innej, na zebraniu rodzicielskim, nauczycieli prorządowych "zwymyślano od pachołków, komunistów i niedowiarków". Młodzież szkolna manifestowała z hasłami: "Precz z komunistami, do Rosji - nie chcemy w Polsce komunistów - wyrżnąć ich". Podobnych zachowań UB odnotował wiele. Pojawiła się konieczność, by kapłani wchodzili z lekcjami religii do szkoły, by wyciszyć niepokoje wiernych. Jeszcze raz ks. Edward Gielniewski zamanifestował swoją niezłomną postawę wobec komunistycznego rządu pod koniec lat 50. Ksiądz biskup Czesław Kaczmarek zwolniony z więzienia "nie spokorniał" przed siłami reżimu, intensywnie działał na niwie duszpasterskiej i patriotycznej, odważnie wytykając rządzącym ich niegodziwości. Chciano go "zneutralizować", zbuntować przeciw niemu duchowieństwo kieleckie. W plebiscycie posłuszeństwa schorowany ks. Edward Gielniewski wypowiedział się za swoim ordynariuszem. Wrogowie Kościoła ponieśli klęskę. 29 września 1960 r. schorowany ks. Gielniewski zamieszkał w Domu Księży Emerytów w Kielcach. Tracił władzę w nogach, Mszę św. odprawiał w pozycji siedzącej. Od początku 1962 r. był całkowicie sparaliżowany. Zmarł 21 maja 1963 roku. Liturgię pogrzebową w języku polskim sprawował ks. bp Czesław Kaczmarek. W egzorcie pogrzebowej przypomniał zasługi kapłana dla diecezji kieleckiej, jego umiłowanie Kościoła diecezjalnego, posłuszeństwo zarządzeniom władzy diecezjalnej, zasługi dla liturgii i Ojczyzny. Ksiądz Gielniewski pochowany został na cmentarzu kieleckim. ks. Daniel Wojciechowski "Nasz Dziennik" 2008-03-01
Autor: wa