Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Ks. Antoni Kowalski (1905-1963)

Treść

Władza ludowa wbrew głoszonym deklaracjom nie przestrzegała zasady wolności sumienia i wyznania. Przez rozporządzenia wydawane w trybie administracyjnym przygotowywała warunki do całkowitej eliminacji katechezy szkolnej. Zgodnie z ideologią marksistowską komunistom zależało na całkowitym przejęciu szkolnictwa i uzyskaniu możliwości kształcenia młodzieży, w tym przyszłych nauczycieli, w duchu socjalistycznym. Minister oświaty Stanisław Skrzeszewski, zapowiadając zastąpienie wychowania chrześcijańskiego wychowaniem socjalistycznym, w 1949 r. publicznie oświadczył, że wykaże na przykładach wyższość etyki socjalistycznej nad etyką chrześcijańską. Szczególne wyzwanie, jakim była katechizacja w latach nachalnej ateizacji w PRL, doskonale rozumiał ks. dziekan Antoni Kowalski ze Szczekocin. Z całym zasobem energii i zdolności podjął obowiązek głoszenia Ewangelii. Początkowo inspektorzy, dyrektorzy i nauczyciele poprawnie i życzliwie odnosili się do księży i nauczania religii w szkole. Dzieci i młodzież chętnie uczestniczyły w katechezie, tworzyły organizacje katolickie. Wkrótce jednak władze państwowe zaczęły dawać kierownikom szkół ustne instrukcje, "jak mają przeprowadzać laicyzację szkoły". W podręcznikach pojawiało się coraz więcej treści osnutych na ideologii marksistowskiej. W tym duchu młodzieży oferowano możliwość urządzania zebrań, wieczorów i uroczystości. Wbrew ustaleniom porozumienia z 14 kwietnia 1950 r. systematycznie postępowało rugowanie religii ze szkół publicznych. Towarzyszyła temu akcja usuwania krzyży z sal lekcyjnych. Najczęściej dokonywano tego nocą pod nadzorem UB. Oczywiście sprawcy byli "nieznani". Stosując taką politykę oświatową, komuniści z Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Kielcach odnotowali, że duchowieństwo podjęło usilną pracę nad przyciągnięciem młodzieży do religii. Na każdej konferencji kapłańskiej księżom przypominano o obowiązku katechizacji w szkole, kościele lub w punkcie katechetycznym, zachęcano do bycia na co dzień z młodzieżą i dziećmi, organizowania atrakcyjnych imprez i uroczystości kościelnych. Według komunistów, autorem takich zobowiązań był ordynariusz ks. bp Czesław Kaczmarek, chociaż przebywał w więzieniu. Księżom nakazywał katechizację dzieci po porannej Mszy św. w niedzielę i święta, a rodzicom przypominał, że mają obowiązek katechizować własne potomstwo. Nad całością pracy katechetycznej mieli czuwać księża dziekani. Ksiądz dziekan Antoni Kowalski ze Szczekocin zrozumiał szczególne na czasie wyzwanie do katechizacji w latach nachalnej ateizacji w PRL. Z całym zasobem energii i zdolności podjął obowiązek głoszenia Ewangelii. Sam był gorliwym katechetą w miejscowej szkole, czuwał nad katechizacją w całym dekanacie. Sprawie nauczania religii był całkowicie oddany od pierwszych dni swojego kapłaństwa. Jego proboszczowie nie szczędzili mu pochwał za nauczanie religii, gdy był jeszcze wikariuszem. Nauczał religii jako proboszcz w Tarnawie i Chrząstowie. Katechizował dzieci w trudnych latach okupacji niemieckiej, jednocześnie służył posługą kapłańską działającym w konspiracji oddziałom AK. W okolicach Koniecpola w 1942 r. organizował wiernych do pomocy Żydom, pieszo pędzonym na dworzec PKP w Sędziszowie. Jako proboszcz w Szczekocinach uświadamiał uczniów i ich rodziców o roli, jaką wyznaczyli komuniści szkołom pod patronatem Towarzystwa Przyjaciół Dzieci. Za to został osadzony w więzieniu. Po wyjściu z więzienia nieustannie był nękany przez władze powiatowe z Włoszczowy, między innymi za to, że nauczał religii w zakrystii, że modlił się za zmarłych w procesji w dzień Wszystkich Świętych i za posłuszeństwo władzy diecezjalnej. Na naszych oczach, chociaż nie nagłaśniany, rodzi się powszechny sprzeciw zdrowego polskiego społeczeństwa na publikację "Strachu" J.T. Grossa. Także wobec wzmożonej obecnie lawiny oszczerstw rzucanych na biskupów, kapłanów, wiernych i niewątpliwie na państwo polskie należałoby pilniej poznawać sylwetki "księży niezłomnych" publikowane w "Naszym Dzienniku". Przedstawiani księża, głosząc "w porę i nie w porę" prawdy Boże, jednocześnie z wielkim uporem walczyli o niepodległość Ojczyzny, godność człowieka, ale też z narażaniem własnego życia wspomagali i ratowali braci Żydów. W tym duchu kształtowali postawy wiernych. Jednym z takich kapłanów był ks. Antoni Kowalski, a w całej Polsce takich księży było bardzo wielu. Początki i pierwsze lata kapłaństwa Antoni Kowalski urodził się 8 sierpnia 1905 r. we wsi Zabrodzie, parafia Gidle k. Radomska. Rodzice jego - Wincenty i Maria z Borowików - pracowali na roli. Od najmłodszych lat do tej pracy był wciągany Antoni. Od rodziców uczył się szacunku do rodzinnej ziemi i pracy. Wspólnie z rodzicami z wiarą uczestniczył w nabożeństwach maryjnych w kościele OO. Dominikanów, gdzie znajduje się słynąca łaskami figura Matki Bożej Gidelskiej, odnaleziona - według tradycji - w czasie prac przy uprawie roli. Do szkoły powszechnej Antoni uczęszczał w Ciężkowicach, gimnazjum prywatne ukończył w Radomsku. W 1922 r. wstąpił do seminarium duchownego w Kielcach. Święcenia kapłańskie przyjął 17 grudnia 1927 roku. Z początkiem 1928 r. rozpoczął pracę wikariusza w Sławkowie. W 1930 r. przeniesiono go na wikariat do Ogrodzieńca. Został też prefektem w miejscowej szkole, prowadząc lekcje religii. Jego proboszcz ks. H. Grochulski napisał o nim piękną opinię dla ordynariusza diecezji, podsumowując ją wielce wymownym stwierdzeniem, że ksiądz wikariusz Antoni Kowalski "jest przyjacielem Boga, a nie świata". Po roku pracy w Ogrodzieńcu ks. Kowalski został przeniesiony na wikariat do Pilicy, wkrótce skierowano go do samodzielnej pracy - na probostwo w Tarnawie. W 1933 r. ks. Antoni Kowalski został mianowany proboszczem parafii św. Michała Archanioła w Koniecpolu-Chrząstowie, wtedy liczącej niespełna dwa tysiące mieszkańców. Jako proboszcz nauczał religii w miejscowej dwuklasowej szkole elementarnej, a głównie zajmował się rozwijającą się Akcją Katolicką, Krucjatą Eucharystyczną, III Zakonem i wieloma kołami żeńskimi i męskimi Żywego Różańca. W Chrząstowie ks. Antoni Kowalski duszpasterzował przez niespokojne lata okupacji niemieckiej. Po walkach na przedpolach Koniecpola Niemcy weszli do Chrząstowa rano 4 września 1939 roku. Zatrzymał się w tej miejscowości na odpoczynek większy oddział wojska. Po południu nad oddziały niemieckie nadleciał polski samolot i je ostrzelał. W odwecie za to Niemcy urządzili pacyfikację Chrząstowa. Spalili kilkadziesiąt gospodarstw w północnej części wsi i zamordowali 20 osób. Następnego dnia, gdy znaleźli u mieszkańców mundury członków Związku Strzeleckiego, spalili kuźnię, młyn i trzy gospodarstwa. Represje niemieckie spotykały mieszkańców Chrząstowa w następnych latach okupacji. Wszystkie te zdarzenia sprowadzały też Niemców na plebanię w tej miejscowości. Były poszukiwania broni, śledzenie proboszcza. Zwyczajem okupanta, ks. Kowalskiego powołano do komisji egzekwującej nałożone obowiązkowe kontyngenty zboża i bydła. Sam proboszcz został aresztowany na kilka dni za to, że nie oddał przymusowych dostaw. Najboleśniejsze dni spotkały parafian Chrząstowa jesienią 1942 r., gdy Niemcy przez tamten teren z całej okolicy pędzili pieszo Żydów na dworzec kolejowy w Sędziszowie. Wielu z nich padało na drodze z wycieńczenia, ich życie kończył strzał. Tych, którzy doszli, ładowano do wagonów wysypanych wapnem. 5 października taki pieszy transport Żydów z rynku w Koniecpolu wpław przez Pilicę ruszył do Sędziszowa. Prowadzonych do obozów śmierci Żydów, ukrywających się w zaroślach rzeki, dożywiali także parafianie Chrząstowa. W okolicy Koniecpola i w samym Chrząstowie znalazło czasowe schronienie kilkunastu Żydów, którym udało się uciec z getta w Częstochowie. Paru z nich przystąpiło do partyzantów z NSZ i AK. Do czynnej pomocy Żydom parafian inspirował proboszcz, ks. Antoni Kowalski, podobnie postępowali inni księża z parafii położonych w pobliżu Sędziszowa. W swoich wspomnieniach opisał te zdarzenia jeden z kapelanów Armii Krajowej, pochodzący z Warmii. Już od wiosny 1942 r. na ziemi włoszczowskiej działały partyzanckie placówki AK. W Chrząstowie powstała placówka AK nr V. Ksiądz Antoni Kowalski nie był zaprzysiężony w jej szeregach. Jednak ciesząc się zaufaniem partyzantów, na różny sposób ich wspierał. Przyjmował dowództwo na plebanii, gdzie miały miejsce konspiracyjne narady, wspomagał żywnością i w potrzebie udzielał posługi duszpasterskiej. Nie mógł darzyć sympatią ludzi związanych z PPR, którzy grając rolę partyzantów, szli do lasu, nie naprzykrzali się Niemcom, za to często napadali i rabowali dwory, bogatszych ludzi i zwalczali żołnierzy z AK. W tutejszym terenie nie stanowiła tajemnicy tego rodzaju działalność tzw. ludowych partyzantów. Wiedział o niej ks. Kowalski. Ludzie komunistycznej orientacji głosili nowe porządki społeczne. Zaraz po zakończeniu okupacji przejmowali władzę w terenie, krwawo rozprawiali się z przeciwnikami politycznymi, byli wierni Moskwie, a nie Polsce. Kapłan nie mógł chwalić takiej działalności. Uwięzienie proboszcza ze Szczekocin 7 listopada 1947 r. biskup kielecki ks. Czesław Kaczmarek mianował ks. Antoniego Kowalskiego administratorem i dziekanem w Szczekocinach. Prawnie proboszczem parafii został w 1950 roku. Zajął się najpierw remontem kościoła parafialnego, który częściowo uległ uszkodzeniu w czasie działań wojennych. Wraz z przybyciem do Szczekocin ks. Kowalski został też etatowym prefektem w miejscowych Zakładach Naukowych. Taką nazwę nadano w 1945 r. szkole podstawowej - ćwiczeniówce, i Liceum Pedagogicznemu w Szczekocinach. Z początkiem lutego 1950 r. wojewódzkie władze oświatowe i ubowcy podstępem zebrali podpisy uczniów za przejęciem szkoły przez Towarzystwo Przyjaciół Dzieci (TPD). Ksiądz prefekt Kowalski wyjaśniał uczniom i ich rodzicom, jakie konsekwencje niesie przejęcie szkoły przez TPD. Mówił, że w takiej szkole nie ma już miejsca na lekcje religii ani dla prefekta. Pod wpływem jego wyjaśnień młodzież wycofała swoją zgodę na przejęcie ich szkoły przez TPD. 14 lutego 1950 r. ks. dziekan Kowalski został aresztowany i osadzony w więzieniu kieleckim. Oddano go do dyspozycji prokuratora za "podburzanie uczniów przeciwko bezwyznaniowemu charakterowi szkoły" przejętej przez TPD i za odczytanie odezwy Episkopatu z 30 stycznia 1950 r. o upaństwowieniu Caritas. W przeddzień odczytywania odezwy, 11 lutego 1950 r., przybył do Szczekocin wicewojewoda kielecki Marian Kowalczewski w towarzystwie urzędnika Wydziału ds. Wyznań i UB. Nachalnie namawiano ks. Kowalskiego, by nie czytał odezwy, by przystąpił do prorządowych "księży patriotów". Dziekan zdecydowanie odrzucił żądania urzędników państwowych, mówiąc o swoim posłuszeństwie dla władzy diecezjalnej. Trzy dni później ks. Kowalski został aresztowany przez funkcjonariuszy wojewódzkiego UB i przewieziony do więzienia w Kielcach. Podczas śledztwa i rozprawy sądowej ks. Kowalski nie przyznał się do winy. Tłumaczył się wypowiedziami uczniów, że "podstępnie wyłudzono od nich podpisy na przejęcie szkoły przez TPD, a ponieważ nie wiedzieli, jak będzie wyglądać taka szkoła świecka, przeto wyjaśnił im, że będzie to szkoła bez nauki religii, bez modlitwy, czyli bezwyznaniowa. Ze względu na niepełnoletniość uczniów kazał im w tej kwestii poradzić się rodziców". Przedłużał się czas bez wyroku przetrzymywania księdza w więzieniu. Dlatego pod koniec czerwca 1950 r. ks. bp Czesław Kaczmarek interweniował u rządzących w sprawie więźnia. Interwencja pozostała bez odpowiedzi. W sprawie ks. Antoniego Kowalskiego odbyły się dwie rozprawy sądowe w Sądzie Apelacyjnym w Kielcach - 14 września i 12 października 1950 roku. Wyroku nie wydano. Pobyt w więzieniu był przedłużany. 6 listopada 1950 r. w tej sprawie ks. bp Czesław Kaczmarek interweniował u sekretarza Episkopatu Polski ks. bp. Z. Choromańskiego. Biskup kielecki prosił o podjęcie działań w Ministerstwie Sprawiedliwości i w Urzędzie ds. Wyznań w sprawie zwolnienia ks. Kowalskiego z więzienia, twierdząc, że obie rozprawy sądowe "wykazały całkowitą bezpodstawność stawianych ks. Kowalskiemu zarzutów". W aktach sądowych zakrawa na żart argument, że nie uniewinniono księdza, bo w aktach brak było tekstu odezwy biskupów w sprawie Caritas. Gdy tekst dostarczono, sędzia go nie przyjął. Sądowe akta przesłano do Nadzoru Sądowego Ministerstwa Sprawiedliwości, a ciężko chorego na serce kapłana nadal przetrzymywano w więzieniu. Kolejną prośbę o zwolnienie ks. Kowalskiego z więzienia 13 marca 1951 r. wysłał do prezydenta B. Bieruta ks. bp sufragan Franciszek Sonik, który argumentował swoje wystąpienie chorobą serca więźnia i niepokojem parafian ze Szczekocin. 31 marca 1951 r. ks. Kowalski wyszedł na wolność, a w sierpniu Prokuratura Wojewódzka w Kielcach sprawę umorzyła. Szykany za katechizację i posłuszeństwo biskupowi Ksiądz Antoni Kowalski opuścił więzienie, gdy walka komunistów z Kościołem katolickim sięgnęła szczytu. Jednym z jej przejawów było rugowanie nauczania religii ze szkół. Tymczasem dręczony Kościół wskazywał na katechizację dzieci i młodzieży jako na najpilniejszą troskę duszpasterską tych czasów. W diecezji kieleckiej szybko rosła liczba szkół bez nauczania religii. Przybywało też usuwanych ze szkół najbardziej aktywnych księży. Rozpoczęto nauczanie religii w punktach katechetycznych, których tworzeniu przeciwstawiał się kierownik wojewódzkiego Wydziału ds. Wyznań Stefan Jarosz. Tymczasem zbliżał się 1956 rok. Coraz bardziej aktywizowały się społeczności parafialne. Proboszcz i dziekan ze Szczekocin, ks. Antoni Kowalski, niezłomny mimo zaliczonego komunistycznego więzienia, niepoddający się chorobie serca, swoją aktywnością duszpasterską budził niepokój urzędników wyznaniowych i funkcjonariuszy UB. W raportach powstałych w tych urzędach odnotowano, że krytykował porozumienie rządu z Episkopatem z 14 kwietnia 1950 r., podobnie publicznie poddawał krytyce władze państwowe, PZPR. Nie licząc się z faktem rozwiązania organizacji kościelnych, tworzył w parafii kółka różańcowe. Miano mu za złe, że nie wypełniał poleceń władz państwowych bez wyraźnej zgody władzy diecezjalnej. Niezwykłe napięcie między rządem a Kościołem wywołał "Dekret o obsadzaniu duchownych stanowisk kościelnych" z 9 lutego 1953 roku. Ksiądz Kowalski nie dał się zastraszyć, choć zaliczony został do "wrogiej części kleru (...), która dekret z dnia 9 lutego próbowała tłumaczyć jako jawne pogwałcenie porozumienia (...) oraz wtrącanie się władz państwowych do spraw kościelnych". Dziekan ze Szczekocin nie został więc dopuszczony do rzekomego wyróżnienia, czyli wynikającego z dekretu ślubowania na wierność PRL. Po wizycie na plebanii w Szczekocinach kielecki urzędnik wyznaniowy donosił przełożonym, że ks. Kowalski "kategorycznie odmówił uruchomienia dzwonów w czasie pogrzebu Józefa Stalina". Negatywnie i z oburzeniem władze komunistyczne odebrały zachowanie księdza proboszcza, gdy czytał z ambony po aresztowaniu Prymasa Stefana Wyszyńskiego komunikat spędzonych do Warszawy biskupów polskich, potępiających osądzonego w pokazowym procesie ks. bp. Czesława Kaczmarka. Gdy czytał komunikat, "to się rozpłakał i przerwał czytanie i dopiero po kilku minutach skończył". Podobnie jak ks. Kowalski, na kłamstwa z procesu biskupa i jego potępienie przez współbraci biskupów zareagowali liczni księża, nie tylko z kieleckiej diecezji. Czytany komunikat w kieleckiej katedrze wywołał poruszenie i pomruk obecnych kleryków i wiernych. Gorliwy katecheta młodzieży W niezwykle bolesnych dla Kościoła katolickiego latach stalinowskich ks. dziekan Antoni Kowalski najwięcej pracy wkładał w katechizację młodzieży i dzieci. Ubowcy zauważyli nie tylko jego wielką aktywność w sprzeciwie wobec polityki zniewalania Kościoła i społeczeństwa polskiego, ale też dostrzegali ogromny wpływ kapłana na młodzież szkolną. Na nic się zdało działanie aktywistów z ZMP, młodzież trwała przy odważnym księdzu. Swoim autorytetem gromadził uczniów szkoły średniej i podstawowej w punktach urządzonych przy kościele, w kancelarii parafialnej. Osobiście prowadził katechizację młodzieży z Liceum Pedagogicznego. Młodzież do tego stopnia uwielbiała swojego prefekta, że władze rządowe czuły pewien respekt czy też lęk wobec niego. Kielecki urząd wojewódzki, urzędnicy ds. wyznań i UB, w oparciu o donosy z Prezydium Rady Narodowej z Włoszczowy obawiali się, że dziekan ze Szczekocin ks. Kowalski "mógłby się zdobyć na urządzenie manifestacji przeciwko obecnemu ustrojowi". Na początku 1955 r. ks. Antoni Kowalski doznał zawału serca. Po dłuższym leczeniu wrócił do czynnej pracy duszpasterskiej. W tym też roku na polu katechetycznym mocno zaktywizowała swoją działalność kielecka kuria diecezjalna. Nie ulega wątpliwości, że wpłynął na to ks. bp Czesław Kaczmarek, który otrzymał tzw. roczny urlop z więzienia. Tylko parę dni był w Kielcach, jego aktywności przestraszył się dyrektor kieleckiego Wydziału ds. Wyznań Stefan Jarosz. Ksiądz biskup musiał opuścić Kielce, na dłużej zamieszkał w Warszawie, odtąd jednak mieli z nim kontakt kieleccy księża. W tymże 1955 r. społeczeństwo dojrzewało, by domagać się swobód religijnych, powrotu lekcji religii do szkoły. Sprawy katechizacji stały się przewodnim tematem konferencji dekanalnych. 24 listopada 1955 r. na konferencji dekanalnej w Szczekocinach ks. dziekan Kowalski przekazał księżom, że jest zalecenie biskupów, aby nie dawać rozgrzeszenia przy spowiedzi tym rodzicom, którzy nie posyłają swych dzieci na naukę religii. Oświadczył też, że niektórzy biskupi tę praktykę wprowadzili w swoich diecezjach. Mówił również, że można zaniedbać starszych, ale nie wolno zostawić młodzieży. Przy nauczaniu religii należy korzystać z pomocy katechetycznych, nie żałować pieniędzy na ich zakup. Na uwagę zasługuje fakt, że ks. dziekan Antoni Kowalski jako proboszcz w Szczekocinach cieszył się szacunkiem parafian. Z kilkoma zasłużonymi dla tego miasta i dla Ojczyzny ludźmi utrzymywał bliskie kontakty. Przyjaźnił się z Pawłem Jasienicą (Leon Lech Beynar), eseistą i historykiem, mieszkającym w Szczekocinach w latach 1946-1955. Historyk wspominał swoją młodość, studia, działalność partyzancką w AK. Paweł Jasienica był człowiekiem znienawidzonym przez Władysława Gomułkę, czemu nie można się dziwić, gdyż żona historyka Zofia Nena O'Bretenny, jako konfidentka UB, ps. "Ewa", przekazała wiele donosów na męża. Czy nie pisała też donosów na ks. Kowalskiego? W wyniku "odwilży" października 1956 r. lekcje religii nie na długo wróciły do sal szkolnych. Samego Gomułkę denerwowały wiszące na ścianach krzyże. Stopniowo religię usuwano ze szkoły. Znowu postawa gorliwego katechety, kapłana nieustępliwego w obronie praw Kościoła, niepokoiła władze wojewódzkie i powiatowe z Włoszczowy. Powiatowy Referat Wyznań w 1959 r. stawiał zarzut, że ks. Kowalski bez pozwolenia naucza religii w kancelarii parafialnej. Za "przekroczenie prawa" powiatowy Wydział Finansowy nakładał na księdza kary pieniężne. O niepłaceniu kar i domiarów finansowych powiat informował władze wojewódzkie. Władze powiatowe nie dawały proboszczowi zezwolenia na urządzanie żałobnych procesji z kościoła na cmentarz 1 i 2 listopada, chociaż taką zgodę wydały władze wojewódzkie. Przez parę lat, gdy rządy w PRL sprawował Gomułka, trwało tego rodzaju nękanie ks. Kowalskiego. 16 stycznia 1960 r. Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Kielcach wydało postanowienie o odwołaniu ks. Antoniego Kowalskiego ze stanowiska proboszcza i dziekana w Szczekocinach. Powodem decyzji była nieprzejednana postawa księdza w wyżej przedstawionych sprawach, głównie "przeciwstawianie się prawomocnej decyzji Rządu". Tą prawomocną decyzją rządu było "odsunięcie" ks. bp. Czesława Kaczmarka od rządów w diecezji, której odważnie i otwarcie w swoich publicznych wypowiedziach przeciwstawiał się proboszcz ze Szczekocin. 2 kwietnia 1963 r. ks. Antoni Kowalski zmarł przed ołtarzem w kościele parafialnym w Szczekocinach. Był ubrany w komżę, wychodził z kościoła po ciało zmarłej parafianki. 5 kwietnia 1963 r. obrzędom pogrzebowym zmarłego kapłana przewodniczył ks. bp Czesław Kaczmarek. Pogrzeb ks. Kowalskiego był wielką manifestacją wiary tysięcy wiernych. Po ekshumacji z cmentarza w Szczekocinach ks. Antoni Kowalski został pochowany w grobowcu rodzinnym w Gidlach. ks. Daniel Wojciechowski "Nasz Dziennik" 2008-02-23

Autor: wa