Kryzys weryfikuje hurraoptymizm
Treść
Jeszcze w tym roku Polska może spełnić fiskalne kryterium przystąpienia do strefy euro – poinformował wczoraj minister finansów Jacek Rostowski. Ocenił, iż trudniej będzie z realizacją kryteriów stóp procentowych i inflacji. Rostowski podkreślił, iż samo przygotowywanie Polski do przystąpienia do unii walutowej jest dla kraju korzystne, gdyż zwiększa jego wiarygodność.
Po wtorkowej Radzie Gabinetowej prezydent Bronisław Komorowski i premier Donald Tusk ogłosili, iż kryteria wejścia Polski do strefy euro powinny zostać przez nasz kraj spełnione do 2015 r., czyli roku kolejnych wyborów parlamentarnych. PO liczy, że wybory pozwolą na stworzenie koalicji zdolnej do przegłosowania zmian w Konstytucji, umożliwiających zamianę złotego na euro.
Pełnomocnik rządu do spraw wprowadzenia euro, wiceminister finansów Jacek Dominik, powiedział wczoraj, iż różnego rodzaju techniczne czynności związane z wejściem do strefy euro zajmą około 3 lat.
Problem z inflacją i stopami
Minister Jacek Rostowski podczas organizowanej przez resort finansów debaty w sprawie wejścia Polski do strefy euro ocenił, iż kryterium fiskalne przystąpienia do unii walutowej możemy spełnić w drugiej połowie roku, jeśli zostanie zniesiona wobec Polski procedura nadmiernego deficytu.
– Na pewno w następnych latach będziemy dalej to kryterium spełniali – mówił Rostowski.
Zdaniem ministra finansów, znacznie trudniejsze do spełnienia będą kryteria dotyczące inflacji i stóp procentowych. Rostowski przypomniał, iż w 2009 r. Litwa nie weszła do strefy euro, gdyż nie spełniła kryterium inflacyjnego – ze względu na bardzo niski wzrost cen w Polsce.
Jako ostatnie miałoby zostać spełnione kryterium kursu walutowego związane z koniecznością wejścia do systemu ERM2 i utrzymywaniem w okresie dwóch lat stabilnej relacji złotego do euro.
– Do tego systemu kursowego należy przystąpić, jak już się wie, że w bardzo trwały sposób spełnia się wszystkie inne, wobec tego przed nami jeszcze trochę czasu – wyjaśnił Rostowski.
Minister finansów podkreślił, iż aby wykorzystać szanse związane z przystąpieniem do unii walutowej, należy być do przyjęcia euro „bardzo dobrze przygotowanym”.
– Fakt dobrego przygotowania do tego procesu jest korzystny dla kraju – wzrasta jego pozycja międzynarodowa – mówił Rostowski. Silniej akcentował polityczne korzyści z wejścia naszego kraju do unii walutowej niż gospodarcze.
– Trzeba pamiętać o kosztach politycznych pozostawania poza strefą euro w długim horyzoncie. Nie ma wątpliwości, że strefa euro zdecydowała się na głęboką integrację, uważając, że jeśli tego nie zrobi, jest poważne ryzyko jej rozpadu. (…) Pozostawanie poza strefą euro grozi nam drastyczną marginalizacją w Unii Europejskiej – ocenił Rostowski.
Polityka nad ekonomią
O przewadze politycznych argumentów nad gospodarczymi przekonywał Andrzej Wojtyna, były członek Rady Polityki Pieniężnej, chociaż zaznaczył, że korzyści będą zarówno natury politycznej, jak i gospodarczej. Wojtyna jako możliwy termin wejścia Polski do strefy euro wskazał rok 2018.
Przewodniczący sejmowej Komisji Finansów Publicznych Dariusz Rosati ocenił, iż korzyści z przyjęcia euro sięgnęłyby ok. 1,5 proc. PKB w skali roku. Wśród korzyści długookresowych wymienił m.in. wzrost konkurencyjności oraz przyspieszenie inwestycji.
Prezes Narodowego Banku Polskiego Marek Belka przypomniał korzyści z wejścia do strefy euro, jakie w ubiegłych latach pojawiały się w raportach NBP: spadek stóp procentowych, wyeliminowanie ryzyka kursowego, obniżka kosztów transakcyjnych czy wzrost wiarygodności kraju. Uczestnicy dyskusji zwracali także uwagę, iż część argumentów w sprawie korzyści, jakie miało przynieść wstąpienie Polski do strefy euro, została wyraźnie osłabiona.
– W 2004 roku, kiedy przygotowywaliśmy pierwszy raport NBP na temat korzyści i kosztów, wnioski wskazywały, że bilans jest jednoznacznie pozytywny. (…) W 2009 r. wnioski nie były już tak silne. Wskazywały, że ten bilans ma charakter o wiele bardziej warunkowy – mówił Marek Rozkrut, główny ekonomista Ernst & Young, były dyrektor Departamentu Polityki Finansowej w Ministerstwie Finansów.
Zaznaczył, iż wydarzenia związane z ostatnim kryzysem gospodarczym pokazały, że także wnioski z raportu z 2009 roku trzeba zweryfikować. – W szczególności spadek stóp procentowych – dzisiaj już nie jest tak automatyczny i jednak w większym stopniu zależy od postrzegania danej gospodarki – mówił.
Rozkrut dodał, iż nie jest także tak pewny wzrost inwestycji po wstąpieniu do strefy euro – obserwowany w krajach Beneluksu, jednakże już niekoniecznie w Hiszpanii czy Grecji, a który w znacznej mierze zależy od innych uwarunkować związanych np. z barierami dotyczącymi prowadzenia działalności gospodarczej w poszczególnych krajach.
Podkreślał jednak, iż niewątpliwie dużą korzyścią strefy euro będzie eliminacja ryzyka kursowego i kosztów transakcyjnych, co poprawi warunki ekspansji polskich firm. Według prezesa banku BZ WBK Mateusza Morawieckiego, osłabiło się jednak znaczenie także tych dwóch ostatnich korzyści.
Morawiecki stwierdził, iż osłabł wpływ ryzyka kursowego na handel międzynarodowy, a słabnie także argument kosztów transakcyjnych z uwagi na obniżanie marży banków. Dyskusyjny pozostaje również argument o korzystnym obniżeniu stóp procentowych po przystąpieniu do unii walutowej.
Zwracał uwagę, iż to obniżenie stóp doprowadziło do boomu na rynku nieruchomości w Hiszpanii, wyraźnego zadłużenia sektora prywatnego, co wpłynęło na kryzys w hiszpańskiej gospodarce.
Na kryzys złotówka
Stefan Kawalec, były wiceminister finansów, przekonywał z kolei, iż pozbywając się złotego, Polska traci bardzo istotny mechanizm, jakim jest kurs walutowy.
– Jest to mechanizm bardzo skuteczny i bardzo trudny do zastąpienia, zwłaszcza w sytuacji kryzysowej – argumentował.
Według Kawalca, w wyniku posiadania swojej waluty i jej osłabienia w czasie największego kryzysu, w 2009 r. mogła osiągnąć najwyższy wzrost gospodarczy w Europie.
– Między jesienią 2008 a wiosną 2009 polski złoty osłabił się o około 30 procent. Dzięki temu w roku 2009 saldo polskiego handlu zagranicznego poprawiło się o około 3 pkt proc. PKB, co było prawdopodobnie najistotniejszym czynnikiem, który doprowadził do tego, że w roku 2009 Polska była jedynym krajem w Europie, w którym gospodarka rosła – mówił Kawalec.
Zaznaczył, iż jeśli uważamy za ważne, aby rosła w Polsce liczba miejsc pracy i poprawiała się nasza konkurencyjność, to „powinniśmy zachować własną walutę i mechanizm elastycznego kursu walutowego”.
W ramach riposty Dariusz Rosati oraz Jerzy Osiatyński, były minister finansów, doradca prezydenta Komorowskiego, stwierdzili, iż dewaluacja waluty wcale konkurencyjności nie poprawia, lecz jest raczej metodą na „kupienie sobie czasu”, aby przeprowadzić w gospodarce niezbędne reformy.
Autor: jc