Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kryzys w Sejmie zażegnany

Treść

Jeszcze około godz. 19.00 w Sejmie trwały ustalenia opozycji, że być może w proteście przeciw decyzjom marszałka Sejmu Marka Jurka Sejm zbierze się bez niego oraz Prawa i Sprawiedliwości. To była reakcja na zapowiedź możliwości przerwania obrad aż do 25 stycznia. Równolegle z poszukiwaniem kompromisu w rozwiązaniu tej patowej sytuacji trwały negocjacje w kwestii jedynego klucza, o jakim wcześniej mówił prezes Jarosław Kaczyński - stabilnej większości w parlamencie. I PiS ją znalazł w Samoobronie i PSL. Teraz rząd popierać będzie 236 posłów. Do opozycji, obok Platformy Obywatelskiej i SLD, przechodzi Liga Polskich Rodzin. Jej liderzy utrzymują, że odrzucili propozycję wejścia do koalicji rządowej, którą miał im złożyć premier. Ten zaprzecza, jakoby składał podobną ofertę.

Nie wiadomo jeszcze, czy układ PiS - Samoobrona - PSL będzie tylko parlamentarny, czy przeistoczy się w koalicję rządową. To rozstrzygną najbliższe dni. Nieoficjalnie mówi się, że Andrzej Lepper mógłby zostać wicepremierem i ministrem rolnictwa, a PSL dostałoby Ministerstwo Środowiska lub nawet Gospodarki, a wówczas do rządu wszedłby Waldemar Pawlak.
Wczoraj rano obrady Sejmu wznowione zostały tylko po to, by ogłosić przerwę, potem były kolejne. Z jednej strony wszystkie partie, poza Prawem i Sprawiedliwością, uważają, że marszałek Jurek złamał prawo, nie dopuszczając w środę do poddania pod głosowanie wniosku LPR o skrócenie czasu procedowania nad drugą rządową autopoprawką do budżetu. Z drugiej strony PiS twierdzi, że to pozostałe kluby, na czele z wicemarszałkiem Sejmu Markiem Kotlinowskim, złamały prawo. Patowa sytuacja trwała przez cały dzień. Wszyscy, poza liderami PiS, byli przekonani, że sytuacja zmierza w kierunku takiego wydłużenia czasu pracy nad budżetem, by Sejm nie uchwalił go w konstytucyjnym terminie.
Wydarzenia środowego wieczoru w Sejmie tylko pozornie mogły spowodować konflikt w w tej izbie. Być może wywołała go potęga plotki w powiązaniu z sondażem przedwyborczym, według którego w wyborach parlamentarnych, gdyby odbyły się dzisiaj, Prawo i Sprawiedliwość mogłoby liczyć na reprezentację ponad 230 posłów, wystarczającą do samodzielnego rządzenia. Dla pozostałych ugrupowań był to sygnał do działania; choć niemal dla każdego inny. LPR i PSL walczą o przetrwanie, bo dodatkowe głosy PiS miałoby zyskać głównie dzięki ich nieobecności w parlamencie. Samoobrona wie, że wówczas nie byłaby potrzebna do niczego i tak misternie budowany nowy wizerunek okazałby się zbędny. Platforma Obywatelska, a raczej jej politycy powiązani z Donaldem Tuskiem, zdają sobie sprawę, że w takiej sytuacji PiS dodatkowo zasilą jeszcze posłowie bliscy Janowi Rokicie i Platforma na lata pozostanie w opozycji, być może skazana na współpracę z Andrzejem Lepperem i SLD. To musiało spowodować wybuch, którego apogeum nastąpiło w środę po 19.00, gdy wicemarszałek Marek Kotlinowski (LPR) odmówił przekazania prowadzenia obrad marszałkowi Markowi Jurkowi (PiS), a większość przyjęła wniosek formalny Romana Giertycha (LPR) o skrócenie czasu oczekiwania na zajęcie się przez Sejm autopoprawką rządu.
Sytuację miała uspokoić noc, w czasie której żaden z czołowych polityków nie spał jednak zbyt długo. Negocjacje były w toku. Jak pokazały wydarzenia wczorajszego dnia - nic znaczącego do sytuacji nie wniosły.

Czwartek, 12 stycznia, Sejm

10.00
Marszałek Sejmu Marek Jurek wznawia obrady. Już jednak wiadomo, że nie potrwają one zbyt długo, bo PiS nie chce procedować w atmosferze poprzedniego wieczoru, a tę podtrzymują wszystkie pozostałe partie, domagając się odwołania marszałka. W kuluarach mówi się nawet o zarządzeniu przerwy do 24 stycznia. Ostatecznie jednak na mównicy pojawia się wiceszef klubu PiS Tadeusz Cymański i tylko prosi o przerwę - bez podania jej wymiaru czasowego.
- Obraz parlamentu został bardzo poważnie naruszony i, aby z tego cienia wyjść, potrzeba nie tylko dobrej woli i determinacji, ale i najlepszego lekarza, jakim jest czas - argumentuje.
Jurek ogłasza przerwę do godziny 14.00, obwieszczając, że z ekspertyz, które otrzymał, wynika, iż doszło do naruszenia art. 110 ust. 2 Konstytucji, który mówi o władzy marszałka.
- Ale kryzys jest głębszy i polega na tym, że także kilku innych wicemarszałków poparło te działania i trzeba podjąć trud, by anarchizacja władzy nie została uznana za obowiązujący model w tej izbie - mówił.
Czekający na udzielenie im głosu m.in. Giertych i były marszałek Sejmu Józef Zych nie zostali dopuszczeni do głosu. Wcześniej Zych mówił nam, że sytuacja jest skomplikowana i zamierza się do niej odnieść na forum Sejmu.

10.10
Prosto z sali sejmowej do zacisznego miejsca sejmowej restauracji "U Hawełki" udają się na, zaaranżowane na prośbę Tuska, spotkanie szefów dwóch największych partii, czyli PiS-u i PO. To pierwsza rozmowa "w cztery oczy" Kaczyńskiego i Tuska od pierwszych dni listopada. Spotkanie trwa ponad godzinę.
- Napięcie opadło, byliśmy w stanie rozmawiać - powie potem Kaczyński.
- Nie potrafimy powiedzieć, dokąd nas ta rozmowa zawiedzie - przyznaje Tusk. Dodaje, że lepsze "dobre otwarcie niż kiepski finał". Kaczyński przyznaje, że tylko jednym zdaniem w rozmowie wspomniano o budżecie, a w ogóle nie rozmawiano o kryzysie w parlamencie.
- Wynika z tego, że rozmawiano tylko o stołkach, bo mnie zdumiewa fakt, że spotykają się szefowie największych ugrupowań i nie interesuje ich, co się dzieje - skomentuje to później przewodniczący SLD Wojciech Olejniczak.
Po południu Jarosław Kaczyński powiedział, że nie rozmawiał z Tuskiem o polityce, czym zdumiał dziennikarzy. Ale i samego szefa PO.
- Zaproponowałem spotkanie poza Sejmem, już o polityce, ale Donald Tusk nic nie powiedział, co odebrałem jako niezgodę na takie konsultacje - wyjaśnił Kaczyński.

10.30
Bez Jarosława Kaczyńskiego i premiera Kazimierza Marcinkiewicza, który w ogóle nie pojawił się wczoraj w Sejmie, zbiera się w Sali Kolumnowej Sejmu klub PiS. Głos zabiera tylko marszałek Marek Jurek, który tłumaczy okoliczności środowego zamieszania. Przedstawia kolegom klubowym ekspertyzy wybitnych konstytucjonalistów. Ale posłowie PiS wciąż nie wiedzą, jak wygląda sytuacja. Nawet najlepiej dotychczas poinformowani mówią o "kilku scenariuszach". Jedni najbardziej wierzą w ten z przedterminowymi wyborami już w kwietniu, inni mówią o czerwcu, bo do tego czasu uda się rozwiązać sytuację powstałą z Krajową Radą Radiofonii i Telewizji. Głównie jednak trwa akcja pod hasłem "Pokażmy społeczeństwu, że to całe zamieszanie nie jest z naszej winy". Przyznają, że w środę to nie wyszło. Sondaże? Wierzą, że społeczeństwo ich popiera, bo i rząd dobry, i premier sprawny, i prezydent nie angażuje się w spory, czym straszono przed wyborem Lecha Kaczyńskiego.

10.45
W gabinecie wicemarszałka Kotlinowskiego trwa spotkanie szefów wszystkich klubów (poza PiS) i wicemarszałków. Potwierdza się, że łatwiej było się dogadać co do środowego głosowania, niż ustalić, co dalej. Wicemarszałek Wojciech Olejniczak z SLD przyznaje, że PiS trzyma w ręku wszystkie instrumenty do blokowania prac Sejmu. I sam może sprawić, że budżet nie zostanie przyjęty w terminie. Tym bardziej mając swojego prezydenta. Platforma Obywatelska informuje inne kluby, że zgłosi swój wniosek o odwołanie Jurka. Dzień wcześniej zrobił to już SLD. Obie partie namawiają do podobnych kroków LPR, PSL i Samoobronę. Liderzy tych trzech ugrupowań podchodzą jednak do tej propozycji wstrzemięźliwie. Tłumaczą, że wówczas PiS na pewno doprowadzi do szybkich wyborów, a to, delikatnie mówiąc, nie leży w ich interesie. Nieoficjalnie jednak wiadomo, że powodem jest kontynuacja rozmów z PiS nt. porozumienia programowego. Do gry wracają bowiem ludowcy.
- Najłatwiej się dogadać z Samoobroną - przyznaje jeden z posłów PiS. W zamian za dość luźną obietnicę koalicji rządowej w przyszłości Samoobrona nie ma zbyt wielu propozycji programowych. Jeden z jej liderów przyznaje, że chcą jedynie, by po stronie zobowiązań dla PiS znalazło się "dopuszczenie do pierwszego czytania kilku ustaw". Wymienia projekt nowelizacji ustawy o Narodowym Banku Polskim, o wielkopowierzchniowych obiektach handlowych i paliwo rolnicze.
- Dogadamy się - mówi z uśmiechem.
Ale ten uśmiech ma także swój drugi powód. To jedynie Lepper ma być wtajemniczony w trzecią alternatywę PiS. I to właśnie jego ludzie, za pośrednictwem Ryszarda Czarneckiego (były polityk ZChN, a dziś eurodeputowany Samoobrony), powiadamiają o niej PSL.

11.45
W Sejmie odwoływane są posiedzenia kolejnych komisji. Jednym z odwołujących jest przewodniczący sejmowej Komisji Infrastruktury Bogusław Kowalski (LPR).
- Jest takie zamieszanie, że to nie ma sensu - przyznaje. Po chwili jednak dostaje wiadomość: marszałek Sejmu nakazał zawieszenie prac wszystkich komisji sejmowych. Opozycja jest oburzona. Jurek na konferencji prasowej tłumaczy, że to czysto techniczne postanowienie. Ale kuluary aż kipią od domysłów liderów PiS, że porozumienie przeciw nim jest wciąż żywe, a jego kolejnym planem mają być zmiany przewodniczących poszczególnych komisji.
- Chcą nam udowodnić, że nie radzimy sobie z tym wszystkim - mówi nam jeden z polityków PiS, przekonany, że PO dogadała się z SLD. Tym bardziej że stojący obok Mirosław Drzewiecki (PO), jeden z najbliższych Tuskowi ludzi, nie zaprzecza, tylko z kamienną twarzą nie komentuje tych doniesień.

12.30
O tej godzinie Roman Giertych miał się spotkać w kancelarii premiera z Kazimierzem Marcinkiewiczem. Ale spotkanie jest przełożone na 15.30. W końcu zostaje odwołane. Lidera LPR gości w swoim gabinecie Jarosław Kaczyński. Dowiadujemy się, że Liga chce jak najszybszego porozumienia programowego. Nie ma, jak Samoobrona, zbyt wielu żądań. Nawet w kwestii wyprowadzenia wojsk z Iraku już nie chce być tak stanowcza, by nie narażać na szwank autorytetu państwa.
- Bo w końcu decyzja już została podjęta, więc głupie byłoby wycofywanie się z niej - tłumaczy jeden z posłów LPR.
Ale PiS zamiast LPR wolałby w tym układzie PSL.
- Bo PSL nie ma wyjścia i musi ciągnąć ten Sejm, a Giertych jest nieprzewidywalny i środową zagrywką znacznie pogorszył swoje notowania - wyjaśnia jeden z polityków PiS. I dodaje, że gra na "dwie partie ludowe" jest racjonalna.
- Tym bardziej że na sygnał czeka już grupa kilkunastu szabel w PO, która wyjdzie, założy własny klub i wzmocni nas - snuje plan. Ale i on po chwili dodaje, że najbardziej realne rozwiązanie w tej chwili to wcześniejsze wybory.
- Takiej sytuacji możemy już nigdy nie mieć i warto zaryzykować, że możemy mieć niewiele lepszą pozycję niż teraz albo znacznie lepszą - tłumaczy. Zaznacza jednak, że o tym decydować będzie Jarosław Kaczyński, a ten podejmie taki krok tylko wówczas, gdy nie wyniknie on ze złej woli PiS.

14.00
Przerwa zostaje przedłużona o kolejne dwie godziny. Szef klubu PiS Przemysław Gosiewski uspokaja, że wszystko zmierza w stronę złagodzenia sytuacji. Giertych po opuszczeniu gabinetu Kaczyńskiego mówi, że do porozumienia jest "bliżej niż dalej". Daje do zrozumienia, że wciąż pracuje nad porozumieniem PiS - LPR - Samoobrona. Dwadzieścia minut później Kaczyński opuszcza Sejm. Wróci tam dopiero po 17.00, gdy sytuacja się jeszcze bardziej zaostrzy, a posłowie opozycji zaczną mówić o "kryzysie parlamentaryzmu" i "powrocie liberum veto".

16.00
Na sali posiedzeń niemrawo zbierają się posłowie. Choć to o tej godzinie ma zostać wznowione posiedzenie, tylko dwa fotele są zajęte.
- To jedyne ciche miejsce w tym budynku, gdzie można spokojnie poczytać dokumenty - słowa jednego z tych parlamentarzystów obrazują najlepiej, gdzie tego dnia było centrum wydarzeń.
A właśnie takim miejscem był niewątpliwie gabinet marszałka Jurka, gdzie trwały obrady Konwentu Seniorów. Dość szybko wyciekła stamtąd informacja przekazana dziennikarzom w formie sms przez wicemarszałka Olejniczaka: PiS chce przerwy do 25 stycznia. Niedługo potem z gabinetu wybiegł wiceszef PO Zbigniew Chlebowski, który zawiadomił o całej sprawie Tuska. Dopiero wówczas wicemarszałek z Platformy pofatygował się na posiedzenie Konwentu.

16.55
Z gabinetu marszałka wychodzi Gosiewski. Mówi nam, że do 23.00 marszałek zdecyduje, co dalej z "kontynuacją tego posiedzenia". Po nim gabinet opuszcza Andrzej Lepper, który wprost mówi, że "PiS zmierza do nieuchwalenia budżetu w konstytucyjnym terminie". Po nim wychodzą przedstawiciele LPR.
- Po tym konwencie muszę z przykrością powiedzieć, że głosowaliśmy za wyborem Marka Jurka na marszałka Sejmu i bardzo się tego wstydzimy - powiedział Giertych.
Chwilę później w gabinecie zostaje już tylko Jurek, ale niedługo wraca Gosiewski, a z nim prezes Kaczyński. Potem wchodzi tam również wicemarszałek Bronisław Komorowski (PO). Nieoficjalnie wiadomo, że proponuje kompromisowe rozwiązanie - jeśli przerwa ma być taka długa, to niech marszałek umożliwi chociaż w tym czasie normalne prace komisjom sejmowym, w tym oczywiście Komisji Finansów Publicznych.

18.00
Zaplanowane wcześniej na tę godzinę spotkanie liderów wszystkich partii poza PiS i wicemarszałków Sejmu w gabinecie Marka Kotlinowskiego zostaje odwołane. Liderzy LPR zostali wezwani do KPRM na odwoływane wcześniej spotkanie z premierem Kazimierzem Marcinkiewiczem. Na 19.00 zaproszony został Andrzej Lepper, ale to spotkanie zostało później przełożone, bo po raz kolejny zbierał się w Sejmie Konwent Seniorów.
W czasie gdy Giertych i Kotlinowski rozmawiali z Marcinkiewiczem, w Sejmie na sali plenarnej zebrało się kilkunastu posłów, głównie z Samoobrony. Wcześniej w kuluarach rozeszła się plotka, że zaraz po ogłoszeniu przerwy do 25 stycznia, sala zostanie zamknięta przez Straż Marszałkowską. Ale Tusk ma lepszy pomysł - jeśli marszałek Jurek postawi na swoim, to obrady powinny zostać wznowione bez niego i to gdziekolwiek w Sejmie, np. w Sali Kolumnowej. Wówczas jednak w "spisek przeciw PiS" bawiły się tylko PO i SLD. Lepper dogadywał z ludowcami i PiS szczegóły porozumienia.

19.15
W gabinecie marszałka po raz kolejny zbiera się Konwent Seniorów.
- Proponujemy, żeby we wcześniejszym terminie odbyło się drugie czytanie budżetu, żeby nie robić tak długiej przerwy, a przede wszystkim wznowić prace komisji sejmowych - proponuje wicemarszałek Komorowski.
Jurek się zgadza, a Gosiewski szybko uzupełnia, że drugie czytanie mogłoby się odbyć w sobotę, a trzecie - we wtorek, 24 stycznia, wydłużając tym samym o dzień posiedzenie zaplanowane na 25-27 stycznia. Wszyscy się zgadzają, choć PO, SLD i LPR nie ukrywają zaskoczenia taką szybką zgodą. Po chwili jednak staje się jasne, że doszło do porozumienia, zgodnie z którym w Sejmie powstanie nowa większość.
- Ja zdecydowałem, że po takim pokazie fatalnego stylu sprawowania władzy przez PiS, nasze stronnictwo do tej koalicji nie wejdzie - powiedział zaraz po wyjściu Roman Giertych.
Tusk cieszył się tylko, że został zażegnany kryzys. O zmianie sytuacji politycznej rozmawiać nie chciał. Pewnie wciąż zastanawiał się, po co było jego ranne spotkanie z Kaczyńskim.
- Po co było to wszystko? - głowił się przecież zaraz po powrocie z konferencji z prezesem PiS do biura PO.
Dużo czasu minęło, zanim dziennikarze, ale i niektórzy politycy zorientowali się, jak wygląda rzeczywisty, nowy układ sił. LPR określiła się jako partia opozycyjna wobec PiS, a jeden z jej posłów powiedział nam, że "nie pasują do tego układu". PSL był zaskoczony, że Liga powiedziała "nie" i jej posłowie nie chcieli rozmawiać o ostatecznym kształcie porozumienia z PiS. Nieoficjalnie kilku z nich przyznało nam, że dobrze byłoby zawiązać koalicję rządową, bo "co jak co, ale ludzi, umiejętności rządzenia i dobrą przeszłość" to PSL ma.
- Nigdy nie zrobiliśmy niczego, czego mielibyśmy się teraz wstydzić, nawet rządząc z SLD - powiedział nam poseł Stanisław Kalemba.

20.30
Marszałek Sejmu Marek Jurek wznawia przy pełnej sali obrady Sejmu. Informuje posłów o szczegółach kompromisowego rozwiązania. Brawa biją jednak tylko posłowie PiS i poszczególne osoby z szeregów Samoobrony i PO. Kilkanaście minut później, po wygłoszeniu tradycyjnych oświadczeń poselskich, zamyka posiedzenie, które z pewnością przejdzie do historii. W tym samym czasie w kancelarii premiera Kazimierz Marcinkiewicz rozmawia z Lepperem. Nieoficjalnie wiadomo, że o poprawkach, jakie Samoobrona zamierza zgłosić do budżetu. Podobno "kilkaset milionów tolerancji" w budżecie jeszcze jest.
- Samoobrona do tego porozumienia ciągnęła od dawna, więc na pewno wchodzi, a PSL nie ma wyjścia, bo jeśli powiedzą "nie", to w chwili skłócenia PiS z LPR musimy pójść na wybory w tym roku - tłumaczy bez ogródek jeden z liderów PiS. Więc tylko kwestią dni i konkretnych ustaleń jest to, kiedy formalnie i w jakim kształcie powstanie ostatecznie ta nowa koalicja.
Mikołaj Wójcik

Instrukcje dla posłów PO
Prawo i Sprawiedliwość przygotowuje instrukcję dla swoich posłów, by uniknąć sytuacji, w których dziennikarze pytają osoby nieczujące się najlepiej w danym temacie. Tymczasem kierownictwo klubu Platformy Obywatelskiej ma zupełnie inny sposób na rozwiązanie tej kwestii. W sprawach gospodarczych odsyła się do liderów, ale w politycznych - im więcej głosów z partii, tym lepiej.
Oto, co mają mówić posłowie PO według instrukcji z 12 stycznia br.:

"1. PiS przyjął świadomą politykę dyskredytowania Sejmu polegającą na wywoływaniu awantur, nadużywaniu i łamaniu regulaminu, przepychankach między Marszałkami. Kluczową rolę w tej grze odgrywa Marszałek Marek Jurek, który jest pierwszym po 1989 r. Marszałkiem wykonującym jawnie partyjne zalecenia własnego klubu parlamentarnego.
2. Polska straciła ponad 100 dni od wyborów na skutek jałowych rządów PiS-u i przepychanek parlamentarnych. Najgorsze cechy III RP - prywata, dominacja interesów partyjnych wygrały nad interesem państwa.
PiS torpeduje prace Sejmu nad budżetem, co prowadzi do pogłębienia obecnego kryzysu państwa.
I luźne myśli do wykorzystania w dzisiejszych komentarzach:
"Stracone 100 dni Sejmu"
"Marszałek Sejmu służy partyjnym interesom PiS"
"PiS wpędził państwo w kryzys instytucji"
"Nie wystarczy wygrać wybory, trzeba umieć rządzić"
"PiS - najgorsze cechy III RP"
"Konflikty w PiS uniemożliwiają współpracę"
Prosimy także w wypowiedziach dla mediów używać zdania: Marszałek Jurek zakazał zwoływania komisji sejmowych w celu storpedowania prac nad budżetem".

"Nasz Dziennik" 2006-01-13

Autor: ab