"Kryzys i odrodzenie" oczami posoborowego trzydziestolatka
Treść
Nigdy nie brałem udziału we Mszy św. tzw. trydenckiej. Z łaciną raczej nie mam nic wspólnego poza niezrozumiałymi dla mnie zwrotami na wypisie lekarskim ze szpitala czy opisami roślin w ogrodzie botanicznym lub zwierząt w zoo. Pamiętam wspomnienia mojej babci, która mówiła, że kiedyś Msza św. była po łacinie, ksiądz odwrócony plecami do ludzi (a poprawniej ad orientem, w stronę Boga – Wschodzącego Słońca; tymi i podobnymi terminami operuję dzięki książce pana Petera, za co jestem autorowi bardzo wdzięczny) i że w trakcie liturgii z książeczki korzystała. Nie komentowała, czy wtedy było lepiej czy gorzej. Po prostu inaczej. W dzieciństwie byłem ministrantem, co pozwoliło mi zobaczyć w starych szafach zakrystii dawne szaty i księgi używane do Mszy jeszcze przed reformą soborową. Były pięknie zdobione. Lubię muzea, a więc „skarby” zakrystii robiły na mnie wrażenie bardziej jako niepubliczne „eksponaty”. Nic oryginalnego w tym wspomnieniu. Prawda. Podobnie może powiedzieć spora grupa moich rówieśników.
Fakt, iż urodziłem się piętnaście lat po Soborze Watykańskim II sprawiał, iż novus ordo to dla mnie jedyna znana, a przez to jedyna słuszna forma sprawowania Liturgii mszalnej. Moja ignorancja w kontekście poszukiwań wiedzy o usus antiquior wydaje mi się usprawiedliwiona. No bo i po co? Dla mnie zawsze tak było! I zawsze było pięknie… Msza św. była dla mnie pierwszym i najsilniejszym zarazem doświadczeniem obecności Boga, które nadal trwa. To doświadczenie zapoczątkowane w dzieciństwie stało się przysłowiową kroplą drążącą skałę, a właściwie drążącą serce. Tak jest do dziś. Sięgam czasami po książki o Mszy św. czy o liturgii, co jest efektem i echem wspomnianego „drążenia”. Tak było również w przypadku książki pana Petera Kwasniewskiego. I nie żałuję.
Wyszedłem z założenia, że adresatem tej książki może być również zwykły świecki katolik praktykujący, który nie posiada zbyt wiele wiedzy liturgicznej. Pomyślałem, że warto coś więcej dowiedzieć się o liturgii z dawnych lat. Przemyślenia i osobiste świadectwo miłości do Mszy św. pana Petera (zgodnie ze recenzjami w książce „rozpalają nabożną miłość do sprawowania niewypowiedzianych misteriów naszego Zbawiciela”) miały się okazać korzyścią duchową i intelektualną dla mnie. Fragmenty kilku już wspomnianych recenzji wydają się przypisywać książce pana Kwasniewskiego liczne zasługi w dziedzinie merytorycznych badań, nie tylko w odniesieniu do tradycyjnej liturgii, ale liturgii w ogóle. Tym bardziej wzbudziło to we mnie zainteresowanie.
Po przeczytaniu kilku pierwszych stron książki, odniosłem jednak wrażenie, że autor będzie ze wszech sił próbował nakłonić mnie do całkowitego odejścia od zwyczajnej formy Mszy św. rzymskiej (ta wprowadzona przez Sobór Watykański II), a powrotu do jedynie słusznej i chyba jedynie godziwej, zdaniem pana Petera, formy nadzwyczajnej rytu zwanej usus antiquior, czy Mszą tradycyjną, lub też „trydencką”.
Ku wzmocnieniu tegoż postulatu autor nie bał się posłużyć argumentami bardzo skrajnymi i nie do końca zrozumiałymi, a przynajmniej niewłaściwie wyjaśnionymi dla zwykłego laika.
Mam tu na myśli m.in. stwierdzenia o „objawach i tendencjach arianizujących w ceremoniale i oficjalnych tekstach Novus Ordo”. Autor wprost pisze, że „redakcja nowego Mszału zdaje się sugerować niemal ariańską chrystologię”. Ponadto uważa, że redaktorzy Mszału Pawła VI umyślnie usunęli wcześniej znajdujące się w nim treści antyariańskie i antypelagiańskie. W innym miejscu zarzuca, że „nowa Msza ma z założenia pewien rys protestancki”, co może sprawiać, iż „mniej skrupulatny protestant mógłby się czuć na Novus Ordo tak komfortowo, jak na własnym nabożeństwie”. Sugerowana obecność akcentów heretyckich czy innowierczych w nowej Mszy św. może napawać czytelnika, delikatnie mówiąc, poważnym niepokojem.
Trudno uwierzyć, iż Mszał zatwierdzony przez prawowitą władzę kościelną może zawierać w sobie wspomniane treści. Pomijając aspekt posłuszeństwa wobec Magisterium Kościoła (które jest najistotniejsze w takich kwestiach!), a stosując jedną z ewangelicznych zasad rozeznawania duchów – po owocach poznacie – warto obiektywnie stwierdzić, iż nie brak dowodów na uświęcające działanie obecnej Mszy rzymskiej na człowieka. Świadczą o tym chociażby świadectwa osób kanonizowanych czy beatyfikowanych przez papieża Jana Pawła II, Benedykta XVI i Franciszka, żyjących Liturgią już posoborową. Wystarczy przytoczyć przykład chociażby św. Matki Teresy z Kalkuty ogłoszonej świętą tak niedawno, dla której codzienna Msza św. (sprawowana już w rycie Novus Ordo), adoracja Najświętszego Sakramentu stanowiła źródło, szczyt i centrum jej życia wewnętrznego.
Ostatecznie, w aspekcie wspomnianych wcześniej zarzutów autora wobec posoborowej reformy liturgicznej, pan Peter konkluduje jeden z rozdziałów przekonaniem o „deformacji” dokonującej się w sercach i umysłach chrześcijan poprzez sprawowanie Novus Ordo w (uwaga!) „większości naszych kościołów”. Dostrzega w nim ewidentne „działanie Szatana”, któremu udało się poprzez akty liturgiczne nowego rytu „wprowadzić toksyny herezji i bluźnierstwa do krwiobiegu katolickiego świata”. Widzi w tychże zmianach liturgicznych „korzyści służące imperium diabła”. Ponadto dostrzega przeszkody o iście demonicznym źródle w realizacji „reformy reformy” zainicjowanej przez papieża Benedykta XVI zmierzającej – zdaniem autora – do całkowitego powrotu do tradycyjnej liturgii tj. tej sprzed Soboru. Czy takie były rzeczywiste założenia działań na rzecz pogłębiania życia liturgicznego Kościoła przez Benedykta XVI? Nie wydaje mi się! W książce znajdziemy więcej odniesień do wpływu Szatana na posoborowe zmiany m.in. w aspekcie odwrócenia kapłana twarzą do ludu czy w praktyce udzielania wiernym świeckim Komunii św. na rękę i na stojąco. Tak skrajne podejście wydaje mi się kompletnie nie do przyjęcia!
Peter Kwasniewski nie widzi innego sposobu na „uzdrowienie” Novus Ordo, jak całkowite odejście od niego i powrót od usus antiquior. Tylko w jednym miejscu książki udało mi się znaleźć słowa, w których autor widzi jakąkolwiek alternatywę dla racji bytu posoborowej Mszy św., ale wyłącznie przy spełnieniu warunków: „po łacinie, ad orientem, ze śpiewem gregoriańskim, kadzidłem i odpowiednimi szatami”.
Dlaczego wcześniej wspomniałem, że nie żałuję zakupu książki pana Petera? Autor całkiem słusznie wskazuje na niektóre nadużycia w sprawowaniu posoborowego rytu, co może być bardzo pomocne dla kapłanów w kontekście pewnych zmian w sposobie celebracji oraz dla nas wiernych w kontekście przeżywania oraz aktywnego w niej udziału. Mam na myśli m.in.: nieodpowiednią muzykę wykorzystywaną w liturgii, złą jakość szat kapłana i ministrantów, luźny sposób bycia przy ołtarzu, błędy architektoniczne w wystroju wnętrz świątyń, stosowanie przez celebransów improwizowanych wstawek oraz ich „showmańskie” i koncentrujące na sobie zachowania, błędnie i niedbale wykonywany rytuał, brak ciszy i milczenia w liturgii, zbyt wiele recytacji, a za mało śpiewania tekstów, zbytnia powściągliwość względem chorału gregoriańskiego oraz łaciny w liturgii, rzadkie korzystanie z uroczystych form rytu z użyciem kadzidła, akolitek czy procesji z darami. Bardzo ostra krytyka ze strony autora w tym aspekcie wydaje mi się uzasadniona i może stać się rachunkiem sumienia czy nawet swoistym „liturgicznym poradnikiem” zarówno dla duchownych, jak i dla świeckich.
Wielką zaletą książki są cytowane przemyślenia Josepha Ratzingera/Benedykta XVI na temat posoborowej reformy liturgii. Przytoczone teksty ukazują, jak wielką troską otaczał papież Benedykt sprawy liturgii. Są one bardzo pięknym i wyrazistym świadectwem osobistego przeżywania przez papieża tych Świętych Misteriów. Ponadto wykazują w sposób jednoznaczny cel wydania przez Benedykta XVI Motu proprio Summorum Pontificum, które z pewnością nie stanowi w żaden sposób formy zanegowania Novus Ordo poprzez zagwarantowanie wiernym możliwości używania nadzwyczajnej formy rytu rzymskiego.
Książka Petera Kwasniewskiego jest przysłowiowym „włożeniem kija w mrowisko”. Napisana w bardzo przystępnym stylu dostarcza mnóstwa argumentów do bardzo ciekawych dyskusji o liturgii w ogóle. Na koniec postanowiłem przyznać się, iż dzięki książce pana Petera wybrałem się po raz pierwszy w życiu na Mszę św. trydencką. Stało się to bardzo pozytywnym i wartościowym doświadczeniem.
recenzja książki Petera Kwasniewskiego „Kryzys i odrodzenie. Tradycyjna liturgia łacińska a odnowa Kościoła”
Materiały dodatkowe:
Mirosław Mannlade
Źródło: ps-po.pl, 04 listopada 2016
Autor: mj
Tagi: Kryzys i odrodzenie oczami posoborowego trzydziestolatka