Kryzys finansowy już w Polsce?
Treść
Wczoraj na warszawskim parkiecie zapikowały w dół notowania największych banków, pociągając za sobą całą giełdę. Najbardziej spadały akcje PKO SA, na półtorej godziny przed zamknięciem o 16 procent, by ostatecznie zamknąć się na 10 procentach. To największy jednorazowy spadek notowany od połowy lat 90. Wczoraj na warszawskim parkiecie doszło do załamania kursów banków. Prym w spadkach przypadł PKO SA, który stracił w pewnym momencie aż 16 procent. W dół poszły też notowania innych banków, ale spadki były w ich wypadku mniejsze, np. akcje City-Handlowego spadły o mniej więcej 10 procent. Czy to znaczy, że kryzys finansowy wkracza do Polski? - W Polsce, odwrotnie niż na światowych giełdach, gdzie w piątek miały miejsce wzrosty, sektor bankowy pociągnął w dół cały rynek. To obnaża słabość strukturalną polskiego sektora bankowego - ocenia Jerzy Bielewicz, doradca finansowy z firmy JB Consulting. - Rynek reaguje, ponieważ spada złoty w relacji do innych walut, rośnie koszt pożyczek na rynku międzybankowym, zaś Komisja Nadzoru Finansowego nie reaguje na nieprawidłowości występujące w sektorze - twierdzi Bielewicz. Na dowód przywołuje brak reakcji KNB, a potem KNF na protesty wnoszone od dwóch lat przez mniejszościowych akcjonariuszy PKO SA dotyczące działania na szkodę banku i jego akcjonariuszy mniejszościowych przez zarząd banku i jego większościowego akcjonariusza UniCredito Italiano. Bielewicz jest jednym z pokrzywdzonych w tej sprawie. Spór, wobec braku reakcji KNF, trafił do polskiego sądu gospodarczego. Wczorajsze wydarzenia na giełdzie każą postawić pytanie: czy Komisja Nadzoru Finansowego posiada pełne, wiarygodne dane o tym, co dzieje się w sektorze bankowym, zwłaszcza w filiach banków zachodnich, które stanowią blisko 80 proc. tego sektora? Szef KNF Stanisław Kluza zapewnia, że wszystko jest pod kontrolą. Na tle tych zapewnień zdziwienie budzi jednak informacja, że Komisja Nadzoru Finansowego dopiero 10 października br. zażądała od banków raportów na temat wszelkich przepływów finansowych z polskich placówek do zagranicznych centrali. Tymczasem "bankowe domino", czyli seria upadłości i przejęć na rynku amerykańskim, ruszyła już w początkach września, szybko przenosząc się do Europy. Czy nadzór posiada pełne informacje, co działo się w sektorze w tzw. międzyczasie? Zasadne jest także inne pytanie: czy KNF ma narzędzia, aby zapobiec ewentualnemu transferowi pieniędzy z banków w Polsce do ich zagranicznych centrali, które znajdują się w tarapatach? Zapytaliśmy o to eksperta. - W obecnym stanie prawnym uchwały KNF mają jedynie moc zaleceń. To oznacza, że tak naprawdę najważniejsze decyzje podejmują zarządy banków. Jedyny realny ruch, jaki pozostaje w możliwościach KNF, to wprowadzenie kuratora do banku, który nie przestrzega zaleceń. Ale to już jest krok ostateczny - wyjaśnia Janusz Szewczak, analityk finansowy. Największy niepokój inwestorów wzbudza ostatnio PKO SA, którego włoski właściciel UniCredito Italiano od początku stracił już 62 proc. wartości akcji (wczoraj na pomoc ruszyli mu inwestorzy libijscy). W ślad za tym największe agencje ratingowe - Moody's, Poor and Standard - obniżyły również ratingi PKO SA na negatywne. Dla banku oznacza to konkretne szkody, m.in. podniesienie kosztów pożyczek na rynku międzybankowym, oraz rezygnację przez partnerów z umów. PKO SA - po fuzji z BPH - jest największym podmiotem na polskim rynku i jego kłopoty, przy braku właściwego nadzoru, mogą stanowić zapowiedź prawdziwego trzęsienia ziemi. Szef Warszawskiej Giełdy Papierów Wartościowych Ludwik Sobolewski na specjalnie zwołanej konferencji prasowej zapewnił, że głębokie spadki na GPW, w których prym wiodły banki, nie mają żadnego związku z sytuacją ekonomiczną Polski. - Przecież nic nadzwyczajnego się nie stało w gospodarce między godziną 11.00 a 15.00 - przekonywał. Jego zdaniem, decydujący wpływ na bezprecedensową przecenę na warszawskim parkiecie miało postrzeganie Polski przez inwestorów jako kraju usytuowanego w tym samym regionie co Węgry, kraje bałtyckie czy Rosja - które obecnie silnie dotyka kryzys. - Inwestorzy wrzucili nas do złego koszyka - zaznaczył Sobolewski. Podkreślił też, że kryzys finansowy nie powstał w Polsce, ale "w tych gospodarkach, które niesłusznie uważają, że mają monopol na mądrość". Mniej powściągliwy był szef KNF Stanisław Kluza, który komentując w TVP wczorajszy głęboki spadek WIG i WIG 20 największych spółek, wyraził przypuszczenie, że "może zagraniczni inwestorzy zwyczajnie potrzebują środków, by podreperować bilanse w krajach macierzystych". Wypowiedź szefa KNF to przyznanie racji takim ekspertom jak dr Cezary Mech, doradca szefa NBP, czy prof. Artur Śliwiński, którzy od miesięcy na łamach "Naszego Dziennika" ostrzegali, że w warunkach globalnego kryzysu spółki-córki będą wycofywać kapitały z Polski, ratując swoje zagraniczne spółki-matki. Doktor Cezary Mech już latem przewidywał, że wielkim zagrożeniem dla Polski w warunkach nadciągającego kryzysu okaże się zdominowanie polskiej gospodarki i sektora bankowego przez obcy kapitał oraz niekontrolowane zadłużanie się kraju za granicą, które sięga już ponad 52 proc. PKB. Małgorzata Goss "Nasz Dziennik" 2008-10-18
Autor: wa