Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kryzys energetyczny wywołano sztucznie

Treść

Z prof. dr. hab. Mirosławem Dakowskim, fizykiem, rozmawia Łukasz Sianożęcki

Ministrowie środowiska państw G7, a więc najbardziej uprzemysłowionych krajów świata oraz Rosji, wezwali swych przywódców do obniżenia o połowę emisji gazów cieplarnianych do 2050 roku. To stanowisko popiera także Unia Europejska. Jak Pan ocenia samą inicjatywę? Jakie konsekwencje może mieć wprowadzanie tej doktryny w życie?
- Bardzo zaskakująca w tym gronie jest obecność Rosji, która znalazła się w nim bez jakichkolwiek przyczyn gospodarczych. Można to tłumaczyć jedynie próbą uwiarygodnienia ludobójczego systemu Putina. Używam tego określenia ze względu na dopuszczanie przeszło dwóch milionów "aborcji" rocznie, a liczba etnicznych Rosjan gwałtownie maleje, co najmniej o półtora miliona rocznie. Dziwi także przede wszystkim to, że USA jako przywódca G7 zgodziły się na coś tak nieuzasadnionego merytorycznie i naukowo jak wiara w istnienie efektu cieplarnianego. Dotychczas Stany Zjednoczone bardzo rozsądnie się przed tym broniły. Starały się nie doprowadzić do nałożenia tego typu podatków na swoich obywateli, co z punktu widzenia również amerykańskich biznesmenów było rozsądne. Ostatnio jednak USA uznały, że należy także własnych obywateli obciążyć tymi kosztami. Natomiast wiązanie podnoszenia cen energii z hipotetycznym przecież efektem cieplarnianym jest nieuzasadnione. Ceny energii i tak katastrofalnie szybko idą w górę, czemu towarzyszy sztuczne hamowanie podaży. Cele tych działań są czysto polityczne, a jednym z nich jest właśnie podtrzymanie gasnącej gospodarki Rosji.

Czemu jeszcze służy takie windowanie cen? Co z dwutlenkiem węgla?
- Podnoszenie cen energii poprzez tzw. wpływ efektu cieplarnianego polega na wymuszaniu na krajach słabszych, zależnych politycznie od G7 tzw. sekwestracji CO2. Na przykład w Polsce na początku lat 90. zniszczono w sposób zupełnie nieracjonalny większość spośród 71 działających kopalni. Między innymi po to, by polski węgiel przestał być konkurencyjny. Przez cały czas mojej pracy wykładowcy, opierając się na dokumentach, uczyłem studentów, że Polska ma zapasy węgla na 250-300 lat przy tempie eksploatacji z lat 80. (tj. dużym). Prowadzona od lat 90. szkodliwa polityka rządów, nazywana popularnie polityką Lewandowskiego, spowodowała, że zapasów węgla mamy obecnie, według dokumentów rządowych, zaledwie na 20-30 lat. A dodatkowo planuje się podnieść koszt wydobycia tych resztek węgla o 70 euro na tonie! Właśnie na wymuszoną przez UE "sekwestrację CO2". Miejmy nadzieję, że po upadku pewnych, ewidentnie niewydajnych reżimów będzie można jednak te prawdziwe zapasy odzyskać. Choćby przez podziemne zgazowanie pokładów węgla, ewentualnie, też pod ziemią, zamianę na wodór oraz produkcję paliw płynnych. Przy katastrofalnie rosnących cenach ropy jest to zdecydowanie opłacalne.

W pierwszym rzędzie wśród gazów powodujących efekt cieplarniany wymienia się dwutlenek węgla. Czy są jakieś udokumentowane dowody na tak ogromny wpływ CO2 na klimat ziemi?
- Wiązanie efektu cieplarnianego z dwutlenkiem węgla jest nieuzasadnione naukowo. A przy tym udział człowieka, tzn. przemysłu, oddychania ludzi i zwierząt hodowlanych itp. (tzw. wkład antropogenny) w emisji CO2 do atmosfery w stosunku do emisji całkowitej jest nieporównywalnie mały. Niestety - zostały powołane specjalne zespoły w Intergovernmental Panel on Climate Change (IPCC - Międzyrządowy), które starają się wykazać, że istnieje coś takiego jak efekt cieplarniany wywołany przez człowieka. W potężnych programach komputerowych, które mają wykazywać, że efekt cieplarniany jest antropogenny (powodowany przez człowieka) bierze się pod uwagę te czynniki, które łatwiej policzyć, czyli CO2, a także metan. Jednak te dwa gazy odpowiadają za niewiele więcej niż od 1 do 5 proc. efektu cieplarnianego. Toteż ocenia się, że udział człowieka w całkowitym efekcie cieplarnianym nie będzie przekraczał 0,05 procent. Te stwierdzenia budzą jednak furię ideologów.

Wymienia się wśród nich także inne gazy cieplarniane, takie jak CH4, N2O, HFCs, PFCs, SF6, czy one nie posiadają wpływu na środowisko?
- Gazy te, czyli głównie freony, używane kiedyś w chłodziarkach czy dezodorantach, oddziałują wprawdzie na środowisko, jednak nie stwierdzono ich znacznej szkodliwości dla niego, a ich udział w realnym efekcie cieplarnianym jest znikomy. Z tej zamiany gazów zyski mają głównie firmy, które wcześniej opatentowały technologie użycia w lodówkach gazów zastępczych. Natomiast CH4 jest 30-50 razy bardziej aktywny w powstawaniu cieplarni, ale... jego ilości są małe, a czas życia w atmosferze bardzo krótki.

W takim razie, który gaz najbardziej wpływa na zmiany klimatu?
- Na to zjawisko co najmniej 20 razy bardziej niż gazy policzalne oddziałują trzy stany skupienia wody. Tzn. igiełki lodu (jakie widzimy np. jako halo wokół księżyca), woda w postaci kropelek oraz woda w postaci gazu, czyli prawdziwa para wodna. Jednak w związku z tym, że są ogromne trudności w policzeniu, jak mogą wpływać poszczególne stany skupienia wody, przyjmuje się jej wpływ jako wartość uśrednioną. Jest to podejście zupełnie antynaukowe. Szkodliwe. Zawartość CO2 w atmosferze Ziemi była w jej historii wiele razy dużo większa niż obecnie. Co jest akurat bardzo korzystne, gdyż CO2 jest gazem pożytecznym, ułatwiającym wzrost roślin. To gaz życia, a nie - jak napisała pewna żurnalistka, wykazując się całkowitą niewiedzą i ignorancją - gaz trujący. Najprawdopodobniej obecne zmiany klimatu są naturalnymi wahaniami, a planeta jest systemem samoregulującym się.

Skąd czerpiemy dane na temat temperatury czy składu chemicznego powietrza sprzed tysięcy czy milionów lat?
- Przeszłość klimatu Ziemi znamy z najróżniejszych badań. Jeśli chodzi o badanie ostatnich 200 tys. lat naszej planety, to najbardziej popularne jest robienie odwiertów w lodach Antarktydy czy Grenlandii. W miejscach, gdzie można stwierdzić, że lody te nakładały się na siebie przez co najmniej tak długi okres (np. odwiert Wostok), w znalezionych w lodzie bańkach powietrza, analizujemy ówczesny skład powietrza. Choć może być to obarczone błędem systematycznym.

Innym, obecnie największym zagrożeniem dla świata, są kurczące się zapasy paliw kopalnianych. Obecnie możemy się spotkać z dwiema koncepcjami na temat zastąpienia paliw kopalnych poprzez odnawialne źródła energii - pesymistyczna i optymistyczna. Pesymistyczna mówi, że owszem w przyszłości będziemy w stanie produkować energię elektryczną całkowicie z odnawialnych źródeł energii, jednak jeśli chodzi o wytworzenie energii potrzebnej do transportu, nie będziemy w stanie jej wyprodukować (argumentuje się, że 90 proc. transportu to użycie pochodnych ropy naftowej), gdyż nie ma żadnych alternatyw dla ropy i węgla. Zaś optymistyczna mówi, że nie ma najmniejszego problemu, by niekonwencjonalne źródła energii pomagały w transporcie bądź ogrzewaniu. I tu mówi się o biopaliwach (estry i alkohole) w transporcie czy biogazach i biomasie w ogrzewaniu. Która koncepcja jest, Pana zdaniem, bardziej trafna?
- Pierwsza koncepcja jest zwyczajnym kłamstwem. W Polsce forsują ją przede wszystkim zwolennicy energetyki jądrowej. Propagują oni tezę jakoby energie odnawialne były niekonkurencyjne i że jest ich za mało. My zaś, bez żadnego wsparcia kolejnych rządów, umieściliśmy na wsiach kotły na biomasę (drewno i słomę o mocy całkowitej przeszło 6 gigawatów) już w 2004 r., a więc dość dawno. Jest to moc (co prawda cieplna tylko), ale będąca odpowiednikiem mocy sześciu dużych reaktorów jądrowych. A już przyniosła zyski, zamiast planowanych 8 mld zł wydatków na elektrownie jądrowe.

Pojawiają się jednak sugestie, że wyprodukowanie tej energii jest droższe niż zyski, jakie się z niej czerpie.
- Możemy tę tezę wrzucić do worka z pozostałymi kłamstwami. Tak się dzieje tylko w krajach, które postawiły na wielką mechanizację. To ona jest bardzo energochłonna. Energia odnawialna, jeśli zostanie właściwie wybrana, jest co najmniej 10-krotnie tańsza od energii cieplnej wyprodukowanej przy pomocy paliw kopalnych czy elektryczności. A więc jest całkowitą nieprawdą, że źródła energii odnawialnej są drogie. O wiele szerzej piszę na te i podobne tematy na stronie Dakowski.pl. Należy iść również w kierunku mikroenergetyki tzn. małych elektrociepłowni i kotłowni. A rynek wykazał na przykład w USA i Niemczech, że takie właśnie kotłownie są konkurencyjne, mimo braku pomocy ze strony państwa.

W tym momencie usłyszymy zarzut, że nie jest możliwe wykorzystanie biomasy na szeroką, ogólnoświatową skalę.
- Jest to zarzut ignorantów. W Stanach Zjednoczonych, gdzie rynek nie został jeszcze w całości zawłaszczony przez monopolistów, mikroenergetyka dała ok. 14 razy więcej mocy niż nowo powstające tam wielkie elektrownie. Toteż tendencją racjonalną dla świata wydaje się być produkowanie energii - tak cieplnej, jak i elektrycznej w małych urządzeniach. W gigantach tracimy wielokrotnie więcej. W przypadku awarii takiej elektrowni lub linii przesyłowych wali się cały system przesyłu. Takie, bardzo drogie w skutkach, awarie już nie raz miały miejsce na całym świecie (Australia, USA, Francja, niedawno Polska). Natomiast jeśli w poszczególnej dzielnicy czy wiosce każdy produkuje dla siebie energię elektryczną, a nadmiar sprzedaje do sieci, to taki system nie może upaść. Wypróbowano to w Stanach.

Czy dzień, w którym będziemy mogli całkowicie uniezależnić się od paliw kopalnych, jest odległy?
- To nie jest pytanie do energo-analityka, lecz do polityka. Planowa polityka Unii Europejskiej idzie, niestety, w innym kierunku. Zmierza w stronę uzależnienia od paliw kopalnych i energetyki jądrowej. Na przykład prezydent Francji Nicolas Sarkozy zachęcał w tych dniach prezydenta Kaczyńskiego do zakupienia francuskiej technologii jądrowej i reaktorów. Wynika to z tego, iż tamtejsi inżynierowie i technicy jądrowi są bezrobotni, bo nie ma już komu "wcisnąć" tego typu energetyki. Jest za droga. Gdyby Polska rządziła się mądrze, śmiało powinna postawić na energetykę odnawialną. Także ze względów na bezpieczeństwo energetyczne. A obecny kryzys energetyczny na świecie jest sztucznie wywoływany przez polityków czy finansistów rządzących politykami.

Jak Pan ocenia kroki obecnego rządu, który wydaje się lekceważyć potrzebę dywersyfikacji dostaw gazu czy ropy do Polski? Bo chyba nie wypada dyskutować nad tym, czy lepszy jest rynek, na którym panuje konkurencja, czy zaopatrywanie się u monopolisty?
- Witold Michałowski (znany specjalista od budowy rurociągów) już w 1972 r. (35 lat temu!) pisał o konieczności sprowadzania do Polski metanu skroplonego (LNG) drogą morską. Już wtedy było to konieczne, a od 1989 r. - możliwe, za względu na pewne uniezależnienie polityczne od ZSRS, a potem Rosji. Jednak od tego czasu wszystkie ekipy rządzące (to nie przejęzyczenie, niestety!) uciekają od dywersyfikacji, realizując w ten sposób politykę wrogą polskiemu bezpieczeństwu energetycznemu. Utrudnia ją także m.in. PGNiG (formalnie państwowe przedsiębiorstwo), a wynika to z prostych przyczyn, iż w ważnych strukturach tej organizacji do dziś pracują byli oficerowie służb GRU czy WSI. Toteż nie nazwałbym tego lekceważeniem. Dla bezpieczeństwa energetycznego Polski jest to wręcz zbrodnią.

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2008-05-31

Autor: wa