Kryształowa Kula i lekcja pokory
Treść
Jako udany, ale jednocześnie pełen lekcji pokory oceniła miniony  sezon Justyna Kowalczyk, triumfatorka klasyfikacji generalnej Pucharu  Świata i trzykrotna medalistka mistrzostw świata w biegach narciarskich.  Od samego początku zmagań toczyła porywający i szalenie twardy bój z  Norweżką Marit Bjoergen, w którym nie brakowało pięknych, dramatycznych i  kontrowersyjnych momentów. Obie zawodniczki zdominowały rywalizację  niemal absolutnie i na mecie mogły ogłosić się jej zwyciężczyniami.
Kowalczyk  zrealizowała swój cel, jakim była trzecia z rzędu Kryształowa Kula za  wygraną w klasyfikacji generalnej cyklu. Polka od pierwszych startów  imponowała wysoką formą, biegając niezwykle równo i dobrze. W  przeciwieństwie do Bjoergen nie odpuszczała zawodów, nie kalkulowała, do  najwyższej dyspozycji dochodziła stopniowo, krok po kroku. Norweżka  przygotowała kilka szczytów formy, z jej eksplozją podczas mistrzostw  świata w Oslo. Zrezygnowała m.in. z występu w prestiżowym i niezwykle  wyczerpującym Tour de Ski. Kowalczyk stanęła w szranki i w wielkim stylu  zwyciężyła. Stała się jednocześnie pierwszą w historii zawodniczką,  która w tym cyklu obroniła sukces sprzed roku. Na początku lutego  biegaczka z Kasiny Wielkiej okazała się najlepsza w biegu łączonym w  rosyjskim Rybińsku i była to jej druga i... ostatnia wygrana w całym  sezonie. Na ten fakt sama zwróciła uwagę. - Z trzech ostatnich sezonów w  minionym odniosłam najmniej zwycięstw. Często plasowałam się za to na  drugich miejscach i mogę nawet powiedzieć, że tych lokat było zbyt dużo.  Stanowiło to dla mnie pewną lekcję pokory - przyznała. Podobnie  wyglądała rywalizacja w Oslo na mistrzostwach świata. Na doskonale sobie  znanych trasach brylowała Bjoergen, niespodziankę sprawiła jej młodsza  rodaczka Therese Johgaug, a Polce pozostały dwa srebrne i brązowy medal.  Dwa lata wcześniej w Libercu trzykrotnie stała na najwyższym stopniu  podium, no ale wówczas Bjoergen przeżywała kryzys, a do tego nie miała  jeszcze specjalnego zezwolenia na przyjmowanie środków znajdujących się  na liście dopingowej. Temat ten znów powrócił w trakcie sezonu i na  moment przyćmił to, co działo się na narciarskich trasach. Norweżka  przyznała, jak mocny środek przyjmuje, Kowalczyk i jej trener Aleksander  Wierietielny kąsali wielką rywalkę, twierdząc, że Polka w rywalizacji  zdrowych jest najlepsza, a innych spraw nie jest w stanie przeskoczyć.  Zdenerwowana Bjoergen ogłosiła, że nie jest oszustką, naprawdę choruje  na astmę, a norwescy działacze zaczęli domagać się kary dla Kowalczyk za  nieuzasadnione oskarżenia. Atmosfera stała się ciężka, Wierietielny  kilka dni temu przyznał, że gdyby jego podopieczna miała "papiery" na  astmę to nikt i nic by jej nie zatrzymał. - Nie mamy jednak zamiaru  wywoływać chorób - powiedział.
Faktem jest, że od listopada do marca  Kowalczyk przegrała prawie wszystkie biegi z Bjoergen, czy to w  pucharze, czy na mistrzostwach. Choć trenowała jak zwykle, czyli za  dwóch, nie była w stanie sprostać rywalce funkcjonującej jak  zaprogramowana maszyna. Mimo to okazała się najlepszą zawodniczką w  przekroju całego sezonu. Najbardziej wszechstronną. Zdobyła trzecią z  rzędu Kryształową Kulę, a do tej pory sztuka ta udała się tylko Fince  Marjo Matikainen w latach 1986-88. Klasyfikację generalną wygrała z  rekordową liczbą punktów na koncie. Do bogatej kolekcji dodała trzy  kolejne medale mistrzostw świata i choć w bezpośredniej rywalizacji  ustępowała Norweżce, może być z siebie dumna. - Sezon na pewno był  trudniejszy od poprzednich, zresztą z każdym rokiem skala wyzwań rośnie.  Do tego czwarty rok z rzędu utrzymałam się na najwyższym poziomie,  wytrzymałam trudy rywalizacji. Trzecia Kula była moim celem i marzeniem,  cieszę się, że udało się go osiągnąć - zaznaczyła.
W przyszłym  sezonie będzie jeszcze trudniej, także z tego powodu, że na trasie  zabraknie zawodniczek, z którymi Kowalczyk skutecznie przeciwstawiała  się skandynawskiej koalicji. Kariery pokończyły bowiem Słowenka Petra  Majdić (jako jedna z nielicznych głośno wypowiedziała się o  kontrowersjach związanych z astmą Norweżek, bo przecież cierpi na nią  nie tylko Bjoergen) i Włoszka Arianna Follis. Do tej pory, szczególnie  ze strony Majdić, Polka mogła odczuwać wsparcie, teraz na placu boju  pozostanie sama. W kolejnym rozdaniu Bjoergen ma zamiar pojawiać się na  starcie wszystkich (albo niemal wszystkich) biegów, także Tour de Ski.  Ostatnią edycję oglądała w telewizji i w pewnym momencie wyraziła żal,  iż nie ma jej wśród rywalizujących. Ciekawe, jak Norweżka zniesie walkę  od listopada do marca, czy uda się jej długo zachować formę. Kowalczyk  ta sztuka się powiodła, przez kilka miesięcy nie zanotowała większych  wahań, a jej słabsze występy można było policzyć na palcach. Bjoergen  dawkowała sobie starty, w najbliższej przyszłości ma być inaczej. Być  może swe plany skoryguje za to Polka. Nasza reprezentantka od lat  pracuje na najwyższych obrotach, nie odpuszcza, a takiego tempa nie da  się wytrzymać bez delikatnego wyhamowania w pewnym momencie. Dłuższej  przerwy co prawda nie ma zamiaru robić, ale małą zmianę w treningowych  obciążeniach najprawdopodobniej przeprowadzi. Wszystko po to, by móc  potem wystartować ostro z przygotowaniami do igrzysk w Soczi. 
A niedługo, podobnie jak przed rokiem, Kowalczyk uda się na Kamczatkę na obóz regeneracyjny.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2011-03-24
Autor: jc
 
                    