Krwawa sobota w Irlandii
Treść
Nieznani zamachowcy zabili dwóch żołnierzy armii brytyjskiej i ranili cztery inne osoby w ataku na bazę Massereene, w pobliżu miasta Antrim, w Irlandii Północnej. Wśród rannych jest młody Polak. Jest to pierwszy tak poważny atak na siły Wielkiej Brytanii od ponad 10 lat, kiedy to obie strony podpisały porozumienie pokojowe. Liderzy obu krajów zaznaczają jednak, że incydent ten nie zachwieje procesem pokojowym. Do ataku przyznała się Real IRA (Prawdziwa IRA), czyli najbardziej radykalne skrzydło irlandzkich separatystów.
Wśród rannych w zamachu jest także Polak, który dostarczał żołnierzom pizzę, gdy nagle w ich kierunku padły strzały. Konsulat naszego kraju w Irlandii potwierdził tę informację. Spośród osób, które odniosły obrażenia w wyniku ataku, rany naszego rodaka są najcięższe. Służby medyczne poinformowały, że w jego ciele utkwiło ok. 6 pocisków. Młody mężczyzna został natychmiast zoperowany. Jego stan lekarze ocenili jako ciężki, ale stabilny.
Brytyjscy i irlandzcy politycy jednogłośnie potępili sobotni zamach. - To jest straszliwe wspomnienie wypadków z przeszłości - komentował Peter Robinson, lider największej protestanckiej partii w Irlandii Północnej. Również premier Wielkiej Brytanii Gordon Brown nie krył swojego zaskoczenia i oburzenia atakiem. Nazwał go "straszną i tchórzliwą akcją", która zszokowała cały kraj. - Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by zapewnić, że Irlandia Północna jest bezpieczna i spokojna - mówił szef brytyjskiego rządu w telewizji SkyNews. Dodał, iż żadne morderstwo nie spowoduje "wykolejenia" procesu pokojowego, który w jego opinii ma poparcie większości obywateli, zaś jego kraj dołoży wszelkich starań, "by on trwał i się umacniał". Podobnego zdania jest Brian Cowen, premier Irlandii, który stwierdził, że mała grupka złych ludzi nie może niszczyć woli sąsiednich narodów, by żyć razem w pokoju.
Jak donosi irlandzka telewizja RTE, ofiary zamachu miały odbierać pizzę, gdy w tym samym czasie z samochodu dostawcy otworzono do nich ogień. W rejonie bazy rozpoczęto zakrojoną na szeroką skalę obławę na napastników. Sobotnie ataki poprzedziły ostrzeżenia o zagrożeniu ze strony republikańskich dysydentów, którego poziom, jak stwierdził szef brytyjskiej policji, jest najwyższy od ponad dekady. W związku z tym od pewnego czasu wywiad brytyjski zintensyfikował działania na terenie Irlandii Północnej. Oficerów służb działających do tej pory na terenie Afganistanu i Iraku wycofano i skierowano do operacji na Wyspach. Na takie doniesienia gniewnie zareagowała część polityków północnoirlandzkiej partii nacjonalistycznej.
Obowiązujące po dziś dzień porozumienie pokojowe podpisano w 1998 roku. Układ ten zakończył trwający od 30 lat zbrojny konflikt między Irlandzką Armią Republikańską (IRA) a ugrupowaniami protestanckich lojalistów opowiadających się za utrzymaniem zależności Irlandii Północnej od Wielkiej Brytanii. Od tego czasu brytyjskie wojska stacjonujące w prowincji nie odnotowały żadnych poważniejszych aktów przemocy poza sporadycznymi działaniami, których charakter określano bardziej jako kryminalny niż polityczny czy separatystyczny. Najtragiczniejszy jak do tej pory atak miał miejsce zaledwie na miesiąc przed podpisaniem porozumienia, kiedy to w rezultacie wybuchu samochodu-pułapki w mieście Omagh na zachód od Belfastu zginęło 31 osób. Wówczas to do zamachu oficjalnie przyznała się IRA.
Łukasz Sianożęcki, Reuters
"Nasz Dziennik" 2009-03-09
Autor: wa