KRUS do reformy
Treść
Jednym z elementów rządowego programu konsolidacji finansów publicznych jest reforma Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego (KRUS). Rolnicy mieliby płacić składki emerytalno-rentowe uzależnione od osiąganych dochodów, a nie - jak teraz - jednakowe.
- KRUS nie zostanie zlikwidowany - zapewniał minister w kancelarii premiera Michał Boni, choć część ekspertów namawia rząd właśnie do zniesienia rolniczej kasy i do przeniesienia ponad 1,5 mln ubezpieczonych rolników do ZUS. Ale gwoli ścisłości trzeba podkreślić, iż rząd nie zaproponował żadnego konkretnego projektu zmian w ubezpieczeniach rolniczych, a jedynie "rozpoczęcie debaty nad przeprowadzeniem ewolucyjnej reformy systemu ubezpieczenia emerytalno-rentowego rolników poprzez powiązanie wysokości składek na ubezpieczenie emerytalno-rentowe z wysokością rzeczywiście opłacanych dochodów". Ponadto wysokość emerytury byłaby uzależniona "od wielkości składek wpłaconych w okresie aktywności zawodowej oraz długości oczekiwanego dalszego trwania i wprowadzenia instrumentu dopłaty do emerytury minimalnej osobom o wymaganym stażu ubezpieczenia, których zgromadzone składki są jednak niewystarczające do sfinansowania emerytury na poziomie przysługującym osobom ubezpieczonym w powszechnym systemie emerytalnym". Teraz, gdy rolnicy płacą w większości jednakowe składki (tylko właściciele dużych gospodarstw, powyżej 50 ha, płacą więcej, ale jest ich zaledwie kilkadziesiąt tysięcy), mają w ten sam sposób wyliczane emerytury - ich wysokość określa ustawa o ubezpieczeniu społecznym rolników. Jednocześnie nowe prawo umożliwiałoby "swobodny przepływ między KRUS i ZUS", a także łączenie ubezpieczenia rolniczego z powszechnym w przypadku podejmowania najemnej pracy poza rolnictwem przez osoby pracujące w gospodarstwach rolnych. Teraz można należeć albo do ZUS, albo do KRUS.
- Nie zapisaliśmy w tym dokumencie żadnych konkretów, a jedynie zainicjowanie debaty publicznej nad powiązaniem opłacanych przez rolników podatków i składek z wysokością uzyskiwanych przez nich dochodów. To są tylko propozycje - zastrzegał Boni. I zapewniał rolników, że nie stracą na nowym systemie.
Koalicyjny PSL na razie podchodzi do kwestii KRUS ze spokojem. Zdaniem ludowców, rolnicza kasa funkcjonuje całkiem nieźle, a problemem jest zasadniczo niewydolność naszego całego systemu emerytalnego. - Dopłaty do ZUS wzrastają co roku, a teraz wynoszą 100 mld zł - przypomniał Marek Sawicki. Dla porównania do KRUS państwo dopłaca ok. 16 mld zł i od dawna dotacja ta pozostaje na prawie niezmienionym poziomie.
Ale PO może na pewno liczyć na PSL w jednej kwestii: uszczelnienia KRUS. Chodzi o to, aby z rolniczych ubezpieczeń korzystali tylko rolnicy, a nie np. przedsiębiorcy, którzy nabyli ziemię, zarejestrowali gospodarstwo, płacą niskie składki (200 zł kwartalnie zamiast ok. 800 zł miesięcznie na ZUS), ale z pracą na roli nie mają nic wspólnego, utrzymując się z innej działalności gospodarczej.
Znaczna część ekspertów popiera rządowe założenia, wskazując, że składki płacone przez rolników pokrywają tylko ok. 10 proc. wydatków państwa na ich emerytury i renty. Ale nawet jeśli taki projekt miałby zostać wprowadzony, musi być wdrażany ewolucyjnie, gdyż naszej wsi nie stać na drastyczne podwyżki składek. Padają choćby propozycje, aby nowy system objął najpierw młodych rolników, którzy będą rozpoczynać działalność. A potem stopniowo reforma składek obejmowałaby kolejne grupy rolników. Nie brakuje jednak i takich głosów, że rządowe propozycje pozostaną w sferze haseł, gdyż przynajmniej do wyborów parlamentarnych w 2011 r. PO i PSL nic nie zmienią w sprawie KRUS, aby nie narazić się rolnikom. Ci bowiem w zdecydowanej większości są przeciwni zmianom, bo twierdzą, że w warunkach kryzysu na rynku i niskich cen skupu nie stać ich na płacenie wyższych składek.
Krzysztof Losz
Nasz Dziennik 2010-02-02
Autor: jc