Krok w stronę życia
Treść
Głośnym echem odbiło się środowe postanowienie Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych uznające za zgodną z konstytucją ustawę zakazującą tzw. częściowej aborcji. Obecnie trwają dyskusje na temat konsekwencji tej, uważanej za przełomową, decyzji. Widać szanse na dalsze prawne ograniczenie zabijania dzieci poczętych w USA.
"Częściowa aborcja" to niezwykle okrutna forma zabicia dziecka. Nie można już nawet powiedzieć o niej "zabicie dziecka nienarodzonego", ponieważ polega ona na przebiciu główki noworodka podczas akcji porodowej, gdy duża część ciała już się urodziła. W ten sposób uśmierca się osobę zdolną do życia poza organizmem matki niejako w ostatniej chwili, gdy można jeszcze zastosować bezduszne przepisy mówiące o "przerwaniu ciąży".
Jasne jest, że - nawet w liberalnym społeczeństwie amerykańskim i przy tamtejszym kazuistycznym systemie prawnym - dopuszczenie stosowania takiej praktyki musiało wzbudzać sprzeciwy. Pierwsza ustawa zakazująca tego okrutnego mordu została uchwalona w 1995 r., wtedy jednak zawetował ją prezydent Bill Clinton. W listopadzie 2003 r. George Bush podpisał kolejną wersję ustawy, ale przeciwnicy prawa do życia próbowali ją obalić, wykorzystując uwarunkowania amerykańskiego systemu prawnego. W USA konstytucja jest praktycznie niezmienna, a strony procesów w sądach mogą się na nią bezpośrednio powoływać tak jak na inne ustawy. Spory często przenoszą się pomiędzy sądami różnych instancji, a ostateczne rozstrzygnięcie należy do Sądu Najwyższego.
Aborcyjny precedens
Ponieważ - zgodnie z tzw. prawem precedensu - raz wydane orzeczenie jest wiążące dla wszystkich podobnych spraw, interpretacje konstytucji dokonywane przez Sąd Najwyższy mają kluczowe znaczenie. Takie właśnie znaczenie miała decyzja tegoż sądu z 1973 r. w słynnej sprawie "Roe v. Wade", kiedy to sędziowie orzekli, że tzw. prawo do aborcji wynika z amerykańskiej konstytucji.
Odtąd obrońcy prawa do życia od poczęcia stoją przed poważnym problemem prawnym, ponieważ rozstrzygnięcie z 1973 r. obowiązuje nie tylko w poszczególnych sprawach, ale także uchwalane przez parlamenty (federalny i stanowe) ustawy muszą być z nim zgodne. Co gorsza, wśród sędziów Sądu Najwyższego przeważało do niedawna stanowisko sprzyjające dotychczasowym rozwiązaniom. Sędziowie są praktycznie nieusuwalni i prezydent może mianować nowego tylko w przypadku śmierci lub odejścia na emeryturę jednego z nich. Niedawno tak właśnie się stało i odtąd sędziowie bardziej przychylni życiu, mianowani przez prezydenta Busha, są w większości.
Jednak nawet w obecnym składzie Sąd Najwyższy stoi na stanowisku zgodnym z wyrokiem z 1973 roku. Stąd obecne uzasadnienie przedstawione przez sędziego Anthony'ego Kennedy'ego mówi, że ustawa nie narusza konstytucji, gdyż "prawo do aborcji" wciąż istnieje. Rzeczywiście z ponad miliona morderstw dzieci poczętych dokonywanych rocznie w USA, ustawa o "częściowej aborcji" dotyczy kilku tysięcy przypadków. Jednak znaczenie tego aktu prawnego można uważać za przełomowe. Po raz pierwszy od ponad 30 lat wchodzi w życie ogólnokrajowe uregulowanie ograniczające możliwość zabicia dziecka poczętego. Zmiana kierunku w prawodawstwie amerykańskim może też być przykładem dla innych państw.
Politycy podzieleni
Werdykt Sądu Najwyższego z zadowoleniem przyjął prezydent Bush, który zapowiedział kontynuowanie wysiłków, "aby życie każdego dziecka było z radością witane i chronione przez prawo". Podobne stanowisko zajęli republikańscy kandydaci ubiegający się o nominację do wyborów prezydenckich w listopadzie 2008 r.: Rudolf Giuliani, John McCain, Mitt Romney i Sam Brownback. Ten ostatni wskazał nawet na perspektywę rewizji fatalnego orzeczenia w sprawie "Roe v. Wade". Tymczasem kandydaci z Partii Demokratycznej: Hilary Clinton, Barack Obama i John Edwards, jednogłośnie skrytykowali orzeczenie sądu, demonstrując przywiązanie do obowiązujących uregulowań. Demokratyczni kandydaci obawiają się dalszych podobnych uregulowań i obiecują swoim zwolennikom ich powstrzymywanie. A to do prezydenta należy mianowanie sędziów Sądu Najwyższego, w którym obecnie przewaga obrońców życia jest tylko jednoosobowa. Miejmy nadzieję, że wezmą to pod uwagę Amerykanie, coraz lepiej uświadamiający sobie rzeczywiste znaczenie i skutki aborcji.
Beata Falkowska
"Nasz Dziennik" 2007-04-21
Autor: wa