Kreml nie przebacza wrogom
Treść
Morderstwo Aleksandra Litwinienki jest dowodem, że pewne działania władz w Rosji nie zmieniły się od czasów sowieckich
23 LISTOPADA 2006 ROKU, LONDYN
W University College Hospital umiera Aleksander Litwinienko. Były podpułkownik rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB). Truciznę podano mu najprawdopodobniej w herbacie, którą wypił razem ze swymi kolegami z czasów pracy w FSB Andriejem Ługowojem i Dmitrijem Kowtunem.
W maju 2001 r. Litwinienko uzyskał azyl polityczny w Wielkiej Brytanii. Był jednym z najgłośniejszych krytyków prezydenta Władimira Putina. Nazywał go "samolubnym, tępym osiłkiem" i oskarżał m.in. o zbrodnie w Czeczenii. W książce "FSB wysadza Rosję" twierdził, że zamachy terrorystyczne w 1999 r. na budynki mieszkalne w Moskwie i Wołgodońsku były przygotowane i przeprowadzone przez agentów FSB. Winą za te zamachy obarczono następnie Czeczenów, a Rosja uzyskała tym samym pretekst do wznowienia wojny na Kaukazie. Litwienienko twierdził, że za zamachami na londyńskie metro w 2005 r. stali agenci Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Ujawnił też, że Al-Kaida narodziła się w tajnych obozach szkoleniowych KGB.
15 WRZEŚNIA 1957 ROKU, FRANKFURT
W niemieckim hotelu Palmengarten, w pobliżu granicy niemiecko-francuskiej, kończy się międzynarodowa konferencja, w której udział biorą naukowcy, eksperci i działacze najważniejszych organizacji antykomunistycznych i antysowieckich z Europy i Ameryki. Na tarasie sąsiadującym z salą konferencyjną do wygłoszenia krótkiego przemówienia przygotowuje się jeden z zaproszonych gości. Mężczyzna po raz kolejny powtarza sobie to, co ma zamiar powiedzieć o Związku Sowieckim. Wie dużo, jest przecież byłym kapitanem KGB. Ktoś z życzliwym uśmiechem podaje mu filiżankę kawy. Smaczna, poprawia samopoczucie. Za gorąca jednak, by zdążył wypić całą. Wraca na salę i wygłasza swą mowę.
Kilkanaście minut później Nikołaj Chochłow poczuł się źle. - Odczułem dziwny ból żołądka i serca - napisał później. Jego przyjaciele, m.in. Gieorgij Okołowicz, przewieźli go do szpitala. Lekarze stwierdzili zatrucie bardzo silną, nieznaną trucizną. Ciało Chochłowa pokryte było czarnymi plamami i brunatnymi smugami, a czarnoniebieskie opuchnięcia kompletnie zniekształciły twarz. Przez pory w skórze sączyła się krew, zaczęły zanikać gruczoły ślinowe i białe ciałka krwi, z oczu wyciekał mulisty płyn, a włosy wypadały przy najmniejszym ruchu. - Są siły na tym świecie, którym zależało na otruciu mnie - zdążył jeszcze wyszeptać lekarzom, zanim stracił przytomność.
Okołowicz zwrócił się o pomoc do wojskowych lekarzy amerykańskich. Podjęli oni próbę ratowania Chochłowa przez dożylne odżywianie i podawanie dużych dawek kortyzonu, witamin i sterydów. Odkryli także truciznę, którą próbowano zabić Chochłowa. Był to tal poddany uprzednio intensywnemu promieniowaniu jądrowemu. Promieniowanie spowodowało rozbicie metalu na bardzo drobne cząsteczki, które po wprowadzeniu do organizmu rozpadły się całkowicie i napromieniowały całe ciało. Chochłow, ku zdziwieniu lekarzy, przeżył.
Kapitan Josif
Tylko wada wzroku Nikołaja Chochłowa sprawiła, że nie został wcielony do Armii Czerwonej po ataku Niemiec na Związek Sowiecki w 1941 r. Jako zdolny student, artysta-amator i dobrze zapowiadający się reżyser, na dodatek "czysty" klasowo i rwący się do służenia ojczyźnie, został zwerbowany przez wywiad. - W wieku 19 lat sądziłem, że wywiad to coś niemal romantycznego - wspominał później. Jesienią 1943 r. został przerzucony na tereny okupowane przez Niemców, do Mińska, gdzie wziął udział w zamachu na niemieckiego gauleitera Wilhelma Kobe. Po wojnie był przez ponad trzy lata rezydentem wywiadu w Rumunii, a następnie w Austrii. Na początku lat 50. przeszedł specjalistyczne szkolenie. Miał zostać ekspertem w dziedzinie mordowania ludzi niewygodnych władzy radzieckiej. Pierwszym celem miał być lider antysowieckiej Organizacji Narodowego Związku Pracy (NTS) w Niemczech - Gieorgij Okołowicz. NTS przeciwstawiała się sowieckiej dominacji w NRD, prowadząc antyradziecką podziemną propagandę i zbrojny bunt. Nikita Chruszczow osobiście podpisał rozkaz zabicia Okołowicza. Za narzędzie zbrodni posłużyć miał elektrycznie odpalany samopał z tłumikiem ukryty w pudełku papierosów.
Chochłow niejeden raz strzelał do człowieka. Był doświadczonym zabójcą, ale tym razem ogarnęły go wątpliwości. Podsycała je żona Jana: - Jeśli zabijesz tego człowieka, będziesz mordercą, a ja nie mogę być żoną mordercy - powiedziała mu tuż przed udaniem się na misję.
18 lutego 1954 r. "kapitan Josif", taki pseudonim nosił wówczas Chochłow, zapukał do drzwi mieszkania ofiary. - Georgij Siergiejewicz? - zapytał. - Tak, to ja - odpowiedział Okołowicz. Chochłow uśmiechnął się - Czy mogę wejść? - Nie znam pana, więc... - zawahał się gospodarz domu. - Ale ja pana znam bardzo dobrze - przerwał mu Chochłow i dodał: - Jeżeli pozwoli mi pan wejść, wszystko wyjaśnię. Gdy upewnił się, że nikt go nie śledzi, wszedł do mieszkania Okołowicza i powiedział: - Komitet Centralny Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego zarządził likwidację pana. Nie mogę jednak pozwolić, aby to zostało wykonane. Okołowicz w milczeniu skłonił głowę.
Krótko potem Chochłow oddał się w ręce Amerykanów i wyjechał do USA. Na jednej z konferencji prasowych zaprezentował papierośnicę przekształconą w śmiercionośną broń z zatrutymi pociskami przeznaczonymi dla Okołowicza.
Podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych Chochłow poznał sympatyczną staruszkę Kristinę Kratkową, z którą spędzał wiele godzin na wspominaniu dalekiej ojczyzny. Znajomości tej nie łączył wówczas z regularnie pogarszającym się stanem zdrowia. Jesienią 1957 r. wyjechał do Paryża, a dolegliwości nagle ustąpiły. Wiele lat później dowiedział się, że starsza pani była agentką KGB, ekspertką w dziedzinie toksyn i jadów. Przez kilka miesięcy regularnie go podtruwała.
Żonę Chochłowa aresztowano i zmuszono do osiedlenia się kilkaset kilometrów od Moskwy. Nikołaj nie chciał się rozwodzić, ale prawnicy amerykańscy doradzili mu, by uczynił to z myślą o własnym bezpieczeństwie, ale również w trosce o Janę. Jako żonę "wroga ojczyzny" spotykały ją same szykany. Chochłow ożenił się powtórnie w 1963 r. Jana nigdy nie wyszła za mąż. Z Nikołajem pozwolono się jej skontaktować dopiero w 1994 roku. W 1959 r. Chochłow wydał książkę "W imię świadomości", w której ujawnił wiele faktów dotyczących funkcjonowania NKWD i Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego Związku Sowieckiego. Później był nieformalnym doradcą Ngo Dinh Diema, pierwszego prezydenta Wietnamu Południowego. W latach 60. Chochłow poświęcił się studiom psychologicznym i został profesorem psychologii na uniwersytecie w Kalifornii. W 1992 r. przeszedł na emeryturę. W tym samym roku został ułaskawiony przez prezydenta Rosji Borysa Jelcyna.
Zabójczy parasol
Tajemne mordy wykonywane przez zabójców z KGB nie były rzadkością w historii Związku Sowieckiego. Do najgłośniejszych należy niewątpliwie zabójstwo Georgi Markowa, bułgarskiego dramaturga i powieściopisarza. W 1969 r. zbiegł on na zachód. Pracował w serwisie światowym BBC, Radiu Wolna Europa i Deutsche Welle. Był nieprzejednanym krytykiem komunizmu. KGB i bułgarskie służby specjalne dokonały dwóch nieudanych zamachów na jego życie. Trzecią udaną próbę podjęto 7 września 1978 r. na przystanku autobusowym, niedaleko mostu Waterloo w Londynie. Czekającego na przystanku Markowa lekko potrącił parasolką nieznajomy przechodzień. Bułgar poczuł się źle i udał się do lekarza, jednak, gdy skojarzył to potrącenie z bólem łydki, na której był ślad po ukłuciu, było już za późno na podanie antytoksyny. Georgi Markow zmarł po trzech dniach. Dopiero w czasie obdukcji w prosektorium znaleziono wbitą w łydkę platynową kulkę, zawierającą śmiertelną dawkę rycyny.
Udział KGB w zabójstwie Markowa i wielu innych akcjach sowieckiego wywiadu potwierdził Oleg Gordijewski, były pułkownik KGB, który współpracował z wywiadem brytyjskim w latach 1974-1985. Po zdekonspirowaniu go przez wysokiego funkcjonariusza CIA Aldricha Amesa pracującego dla sowieckich służb specjalnych, Oleg Gordijewski został potajemnie wywieziony z Rosji. Pułkownik przebywa w Wielkiej Brytanii. Był dobrym znajomym Aleksandra Litwinienki.
Ucieczka likwidatora
Mniej znanym, a równie dla KGB zasłużonym mordercą zbiegiem był Bohdan Staszyński. KGB zwerbowało go w 1955 r. Trzy lata później zlecono mu dokonanie zabójstwa jednego z głównych teoretyków ukraińskiego ruchu narodowego, byłego szefa Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) Lwa Rebeta, mieszkającego wówczas w RFN. Zamachowiec został wyposażony w pistolet nabity ładunkami kwasu pruskiego oraz tabletkę z antidotum, która miała chronić go przed działaniem trucizny. Trafienie ofiary w twarz wywoływało symptomy zbliżone do ataku serca i bardzo utrudniało wykrycie prawdziwej przyczyny zgonu. Staszynski zabił Rebeta 12 października 1957 r.
Kolejnym powierzonym mu zadaniem była eliminacja legendarnego lidera OUN Stepana Bandery. Pierwsza próba zamachu nie powiodła się, ale Staszynski, pomimo coraz większych obiekcji wykonał zdanie w Monachium 15 października 1959 r. Nadano mu za to Order Czerwonego Sztandaru, który otrzymał z rąk ówczesnego przewodniczącego KGB Aleksandra Szelepina. Trzecią jego ofiarą miał być były premier Ukrainy, kolejny przywódca OUN Jarosław Stećko. Staszynski, który w tym czasie poślubił Ingę Pohl, Niemkę z NRD, zdecydował się za jej namową złamać rozkaz i 12 sierpnia 1961 r. zgłosił się do Amerykanów w Berlinie Zachodnim. Osądzony i skazany w 1962 roku na 8 lat więzienia po kilku miesiącach został zwolniony i wywieziony do Stanów Zjednoczonych, gdzie jemu i jego żonie nadano nową tożsamość.
Sowieckie metody
Najbardziej znaną, niedoszłą ofiarą skrytobójców jest prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko, którego twarz szpeci tzw. trąd chlorowy, będący objawem zatrucia organizmu dioksynami. 11 grudnia 2004 r. wiedeńscy lekarze stwierdzili, że ich stężenie w organizmie Juszczenki przekracza tysiąc razy normalną wartość. O zorganizowanie próby otrucia rywala Leonida Kuczmy w wyborach prezydenckich podejrzewa się Wołodymyra Saciuka, byłego wiceszefa ukraińskich służb specjalnych, wywodzącego się z sowieckiego KGB. Inspiratorem próby morderstwa był jednak z pewnością ktoś stojący w ukraińskiej hierarchii politycznej znacznie wyżej niż Saciuk. Nie ma dziś jednak jednoznacznych dowodów, że mógł nim być sam Kuczma.
Najwyższy wymiar kary
Najwyższy wymiar kary orzekano w Związku Sowieckim w przypadkach szczególnych. 5 czerwca 1954 r. karę tę wymierzono Nikołajowi Chochłowowi. Zdaniem Kolegium Wojskowego Sądu Najwyższego ZSRR dopuścił się on zdrady ojczyzny i dezercji. Nie dość, że nie wykonał rozkazu, to jeszcze przeszedł na stronę imperialistycznego, amerykańskiego wroga. Podobnie Aleksander Litwinienko. Ten nie tylko zdradził centralę, ale jeszcze oskarżał o zbrodnie uwielbianego przez naród Władimira Władimirowicza. Na domiar złego, był na tyle bezczelny, że w pożegnalnym liście skierowanym do przyjaciela, Aleksandra Goldfarba, odpowiedzialnością za swoje otrucie obarczył prezydenta Rosji. Kreml nie potrafił ukryć wściekłości z faktu niemal natychmiastowego upublicznienia listu przez brytyjskie media i zażądał zamknięcia jednej ze stacji telewizyjnych. Prezydent Władimir Putin najwyraźniej przeoczył jednak to, że Zjednoczone Królestwo to nie Rosja i likwidowanie niewygodnych mediów jest na Wyspach nie do pomyślenia.
84-letni dziś Nikołaj Chochłow, mieszkający w San Bernardino w Kalifornii, jest pewien, że śmierć Litwinienki to zemsta FSB. - Sytuacja w Rosji jest bardzo niebezpieczna. Nie ma prawa, nie ma porządku - mówi. Zamordowanie Litwinienki jest dowodem, że pewne mechanizmy w Rosji, mimo kilkunastu lat transformacji ustrojowej, są niezmienne od czasów sowieckich. Osobom niewygodnym dla władz grozi, podobnie jak kilkadziesiąt lat temu - najwyższy wymiar kary.
JACEK ŻUR
Brytyjska policja prowadząca śledztwo dotyczące śmierci byłego rosyjskiego agenta Aleksandra Litwinienki poinformowała wczoraj o przekazaniu sprawy do prokuratury.
43-letni Litwinienko zmarł 23 listopada ubiegłego roku w wyniku otrucia radioaktywnym polonem 210.
- Dziś rano przekazano dokumentację do prokuratury - brzmiało oświadczenie londyńskiej policji metropolitalnej. - Nie będziemy omawiać zawartości tej dokumentacji.
Prokuratura teraz rozważy, czy istnieją wystarczające dowody, by postawić komuś zarzuty.
Według mediów w Wielkiej Brytanii dwoma głównymi podejrzanymi o zabójstwo są byli agenci rosyjskich służb specjalnych, a obecnie biznesmeni - Andriej Ługowoj i Dmitrij Kowtun. Mężczyźni spotkali się z Litwinienką 1 listopada ubiegłego roku w restauracji londyńskiego hotelu "Millennium" na kilka godzin przed tym, jak Litwinienko zachorował. Obaj Rosjanie przebywają w Moskwie. (PAP)
"Dziennik Polski" 2007-02-01
Na zdjęciu z 18 listopada 1998 r. konferencja prasowa w siedzibie agencji Interfax w Moskwie. Były tajny agent FSB Aleksander Litwinienko i jego kolega w kominiarce nieujawniający swych danych oskarżyli wówczas swych przełożonych z 7. departamentu FSB o zlecanie porwań oraz zabójstw kilku osób, m.in. Borysa Bieriezowskiego, rosyjskiego magnata finansowego.
Fot. Sergiej Kaptilkin (PAP/EPA)
Autor: wa