Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kreml kryje generałów

Treść

Adwokaci ofiar ubiegłorocznej tragedii w Biesłanie żądają postawienia przed sądem członków sztabu operacyjnego, którego rażące niedbalstwo doprowadziło m.in. do bezsensownych ofiar żołnierzy specnazu. Adwokat Komitetu "Matek Biesłanu" Tajmuraz Czedżemow oświadczył, że kobiety są głęboko oburzone prowokacyjnym zachowaniem się zastępcy prokuratora generalnego Rosji Nikołaja Szepiela, który m.in. próbuje zdyskredytować pracę osetyńskiej komisji parlamentarnej badającej okoliczności tragedii.
Mieszkańców Biesłanu zbulwersowały "oskarżycielskie napady Szepiela" pod adresem "Matek Biesłanu" i świadków, na których się powołują. - Wyrażamy mu swój brak zaufania i nie akceptujemy go jako prokuratora - stwierdził Czedżemow. Adwokat uznał za niedopuszczalne zastraszanie ofiar i brak elementarnego szacunku wobec poszkodowanych.
Czedżemow jest przekonany, że w oficjalnym śledztwie celowo ukrywa się winę wysoko postawionych funkcjonariuszy, szczególnie członków sztabu operacyjnego ds. uwolnienia zakładników. - W moim przekonaniu generałowie wykazali bierność. Jeżeli, jak twierdzi się w śledztwie, do pierwszych dwóch wybuchów doszło spontanicznie, to dlaczego nie byli oni przygotowani do takiego przebiegu wydarzeń? Dlaczego żołnierze "Alfy", którzy nie z własnej winy spóźnili się o 50 minut, nie byli gotowi do operacji ratowania zakładników? Wygląda na to, że generałowie sądzili, iż Chuczbarow [dowódca terrorystów - przyp. WM] będzie działał, kierując się ich domysłami - ironizował prawnik.
Adwokat "Matek" przekonywał, że członkowie sztabu operacyjnego winni odpowiedzieć również za śmierć dziesięciu komandosów "Alfy" i "Wympieła". "Echo Moskwy" poinformowało wczoraj, że to żądanie wysunęli też adwokaci innych poszkodowanych. Zwrócili oni uwagę, że dziesięciu specnazowców faktycznie nie było przygotowanych do ratowania zakładników. Nie mieli oni na sobie nawet kamizelek kuloodpornych. Kiedy zasłaniali swoimi ciałami wybiegające dzieci, sami stawali się bezbronnym celem dla bandytów.
Czedżemow zakwestionował wiarygodność ekspertyzy sytuacyjnej, która - jak oceniał - nie wniesie niczego obiektywnego do śledztwa, a jedynie odwiedzie od odpowiedzialności najwyższych funkcjonariuszy. Podważył jedną z głównych tez śledztwa, którą świadkowie uważają za ewidentne kłamstwo, i to szyte grubymi nićmi. Według niej, terroryści, którzy zdecydowali się na napaść na szkołę, nie wysuwali żadnych żądań politycznych i nie można było toczyć z nimi negocjacji, gdyż byli pod wpływem narkotyków. Czedżemow, powołując się na zeznania sądzonego (i oficjalnie jedynego żyjącego) terrorysty Kułajewa, stwierdził, że napastnicy byli gotowi do rozmów. Co więcej - obiecali wypuścić po 150 zakładników za każdą osobę, którą oni zapraszali do negocjacji. Adwokat przekonywał, że rozmowy mogłyby zakończyć się pomyślnie, gdyby prowadził je profesjonalny negocjator. - Oni [terroryści - przyp. WM] sami smażyli się w tym piekle, wzywali do rozmów i w żaden sposób nie chcieli umierać. Przecież do ostatniej chwili niektórzy z nich mieli założone maski - przypomina Czedżemow.
Waldemar Moszkowski

"Nasz Dziennik" 2005-09-16

Autor: ab