Krajobraz po zniszczeniu
Treść
Agitatorzy legalizacji i finansowania z budżetu państwa zapłodnienia  pozaustrojowego jak ognia unikają w debacie publicznej informacji o  wyniszczających skutkach procedury in vitro dla kobiecego organizmu. A fora  internetowe zapełnione są wypowiedziami kobiet, które poddały się zapłodnieniu  pozaustrojowemu. Ich relacje wskazują na ciężkie przeżycia, fizyczne i  psychiczne, jakich doświadczyły w czasie całej procedury.  
Wypowiedzi, jakie można znaleźć na forum Stowarzyszenia na Rzecz  Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji "Nasz Bocian", to relacje typu:  "Bardzo proszę o opinię i wskazówki do dalszego postępowania. Mam 29 lat. Jestem  po nieudanym in vitro. (...) Podchodząc do in vitro, byłam pewna sukcesu,  ponieważ nic w zasadzie nie wskazywało, że tak ciężko mogę reagować na  stymulacje. Jakie mogą być tego przyczyny? Czy taki rezultat in vitro może być  wynikiem próby w "nieodpowiednim cyklu". Mój lekarz trochę załamał ręce i nie  bardzo wiem, co teraz z tym począć". Czy: "Jestem właśnie po drugim in vitro  (nieudanym). Zaliczyłam dwie kliniki, cały pakiet badań...". Inna relacja jest  następująca: "Jestem po trzech inseminacjach w Poznaniu i po dwóch transferach w  'Novum'. Trzeci nie doszedł do skutku, bo zarodki się uśpiły po zamrożeniu i nie  wskazywały na rozwój. Koszt, jaki poniosłam wraz z dojazdami, to ponad 15  tysięcy. I wyniki zerowe. Byłam przestymulowana, 17 owocytów, chyba to było za  dużo i dlatego były, jak oni mówią, złej jakości. Ale nikt nie powiedział mi, o  co chodzi. A w głowie obecnie też mam mętlik, chcę nadal próbować, ale sił  brakuje". Kolejna: "Wspomóżcie mnie duchowo, bo nie wyrabiam, mam za sobą cztery  inseminacje i jedną nieudaną próbę in vitro. (...) Psychicznie mam dość". Takie  opinie można znaleźć na forum Stowarzyszenia na Rzecz Leczenia Niepłodności i  Wspierania Adopcji "Nasz Bocian", organizacji promującej działalność ośrodków in  vitro (w zarządzie stowarzyszenia zasiada m.in. Barbara Szczerba, członek  społecznego zespołu ds. przygotowania obywatelskiego projektu ustawy w sprawie  zapłodnienia in vitro, znoszącego wszelkie ograniczenia w jego stosowaniu).
W  opinii lekarzy, tego typu traumatyczne sformułowania potwierdzają tylko  słuszność tezy, że najwłaściwszym rozwiązaniem byłby całkowity zakaz  zapłodnienia pozaustrojowego. - To wszystko jest podobne do syndromu  postaborcyjnego. In vitro powinno być całkowicie zakazane jako moralnie  niegodziwe i jako godzące w dobro nie tylko matek, ale przede wszystkim dzieci -  tłumaczy Ludwika Sadowska z Katolickiego Stowarzyszenia Lekarzy Polskich. Nie  przekonuje to stowarzyszenia. 
- To naturalne, że nie wszystkie terapie, nie  tylko patrząc na in vitro, mają pełne szanse powodzenia. W jednych przypadkach  się to udaje, w innych nie. Jednak kobiety podchodzą dalej [do tej procedury -  przyp. red.] i udowadniają, że potrzeba posiadania dziecka i zostania rodzicem  jest większa niż niepowodzenie i chwilowe załamanie - powiedziano nam w  stowarzyszeniu. 
Jedno jest pewne: agitujący za legalizacją i finansowaniem z  budżetu państwa zapłodnienia pozaustrojowego jak ognia unikają w debacie  publicznej informacji o wyniszczających skutkach procedury in vitro dla  kobiecego organizmu. Stowarzyszenie przekonuje, że w "razie wystąpienia depresji  oferuje się kobiecie możliwość internetowego kontaktu zarówno z lekarzem  ginekologiem, jak i z psychologiem". To samo powiedziano nam w jednym z  warszawskich ośrodków zajmujących się technologią sztucznego rozrodu. Pacjentki  są poinformowane o wszelkich skutkach "terapii", a w sytuacji depresji mogą  skonsultować się z psychologiem. Koszt to 120 zł - informuje ekipa lekarska z  "Novum". Podobnej argumentacji używa InviMed - Europejskie Centrum  Macierzyństwa. Placówka wspólnie ze stowarzyszeniem "Nasz Bocian" lobbuje za  całkowitą dowolnością w stosowaniu in vitro.
To bardzo nieodpowiedzialne  podejście. A co do psychologa to uważam, że taka konsultacja powinna odbyć się  przed przystąpieniem kobiety do całej procedury. A to, że kliniki jeszcze  ściągają za to pieniądze, to nieuczciwość, zważywszy na to, ile pacjentka musi  wydać na wszystkie badania. Nie mówić już o tym, że ta metoda powinna być  całkowicie zakazana - oceniają lekarze medycy ze Szpitala  Ginekologiczno-Położniczego im. Świętej Rodziny w Warszawie. 
Poddanie się in  vitro nie jest równoznaczne z zajściem w ciążę. I tak np. w "Novum" wskutek  zapłodnienia pozaustrojowego i mikromanipulacji (czyli wprowadzeniu pojedynczego  plemnika do cytoplazmy komórki jajowej), w ciążę zachodzi ok. 30-40 proc.  pacjentek, z czego ok. 10 proc. kończy się poronieniem. 
Anna Ambroziak  
"Nasz Dziennik" 2009-01-30
Autor: wa