Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Krajobraz po aneksie

Treść

Sygnatariusze umowy stabilizacyjnej usiłowali wczoraj przejść do porządku dziennego nad poniedziałkowymi wydarzeniami. Rano w gabinecie szefa klubu PiS Przemysława Gosiewskiego spotkał się zespół ekspertów z udziałem Janusza Maksymiuka (Samoobrona) i Bogusława Kowalskiego (LPR). Rozmawiano o poparciu senackich poprawek do budżetu i ustawy o CBA.
"Protokół dodatkowy z dn. 13 lutego 2006 r. do Umowy Stabilizacyjnej pomiędzy Ligą Polskich Rodzin, Prawem i Sprawiedliwością oraz Samoobroną Rzeczypospolitej Polskiej z dn. 2 lutego 2006 r." - tytuł jest niewiele krótszy od zawartości kartki podpisanej w poniedziałek tuż po godz. 18.30 przez liderów tych trzech partii. "W Umowie Stabilizacyjnej (...) zostaje dodany punkt 4a o następującej treści: 4a) zobowiązanie dotyczące punktu 4 dotyczy także poprawek do ustaw". Pod taką treścią widnieją podpisy Jarosława Kaczyńskiego, Romana Giertycha i Andrzeja Leppera.
- Dla nas to było jasne, ale jeszcze woleliśmy uszczegółowić - tłumaczy konieczność zaistnienia takiego aneksu szef klubu PiS Przemysław Gosiewski .
Janusz Maksymiuk i Roman Giertych przekonywali, że podpisany dokument ich cieszy, bo wiąże także PiS.
- Powodem całego zamieszania było przedstawienie w sobotę w sposób niefortunny i niezręczny przez wicepremier Zytę Gilowską propozycji zmian podatkowych bez konsultacji z zapleczem parlamentarnym - wyjaśnia lider LPR. Dodaje, że nawet Jarosław Kaczyński dowiedział się o tym z telewizji.
W nieoficjalnych rozmowach politycy LPR i Samoobrony zastanawiają się, o co tak naprawdę chodziło kierownictwu PiS w poniedziałek. Najczęściej powtarzane są dwie wersje. Pierwsza to chęć umocnienia pozycji prezydenta.
- Były konsultacje, a potem cisza, więc Lech Kaczyński musiał jakoś to zakończyć i skupić na sobie uwagę - mówi jeden z polityków LPR. Dodaje jednak, że to nie był dobry pomysł.
- Mógł wygłosić półgodzinne orędzie w parlamencie, zahaczając o sprawy z wizyty w USA - uważa poseł Ligi. Jego zdaniem, sytuacja w poniedziałkowy wieczór wymknęła się PiS-owi spod kontroli. Tej wersji zaprzecza chyba jednak fakt, że przeciek pojawił się w PAP i właśnie dlatego natychmiast został podchwycony przez wszystkie media.
Druga wersja, chyba bardziej prawdopodobna, to próba przekonania "stabilizatorów" i opinii publicznej, że Prawo i Sprawiedliwość jest w stanie zrobić nawet najbardziej nieprzewidywalny krok, by osiągnąć swój cel: realizację programu rządu, a nie jakiegokolwiek innego. Dziś już nikt nie uważa za "nierealny" wariant z dymisją rządu i kilkutygodniowym kryzysem parlamentarnym.
- Wówczas znów pojawi się widmo wyborów, a przecież to może być za miesiąc, dwa czy pół roku - mówi nam poseł PiS pytany o ten wariant.
- Można raczej przypuszczać jego nietrwałość niż trwałość - mówi o pakcie i aneksie Jan Rokita.
Do jesiennych wyborów samorządowych pakt stabilizacyjny będzie raczej działał bez większych problemów. Choćby dlatego, że LPR i Samoobrona wiedzą już na pewno, że PiS jest... nieprzewidywalne.
Mikołaj Wójcik

"Nasz Dziennik" 2006-02-15

Autor: ab