Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kosztowny kult jednostki

Treść

Cieszę się bardzo, że Janusz Jankowiak znalazł czas na lekturę mojego tekstu "Konieczność harmonizacji polskiej polityki pieniężnej i fiskalnej" zamieszczonego w "Naszym Dzienniku" 5 stycznia br. Niestety, felieton, który opublikował 6 stycznia w "Gazecie Wyborczej" - pod jakże charakterystycznym dla "GW" tytułem: "Pomylony adresat pomylonego apelu" - jest jedynie o tyle wartościowy, że świadczy o nieprawidłowościach w sposobie opisu procesów dotyczących polityki pieniężnej i charakteryzuje poziom dyskusji publicznej, jaka się toczy na jej temat w ostatnich latach, a która niewiele ma wspólnego ze współczesną wiedzą.
Światowe dzienniki, takie jak "Financial Times", są dostępne w Polsce tylko w językach angielskim i niemieckim, dlatego w polskiej "niszy językowej" mógł ukształtować się swoisty "kult jednostki", który wymagał od publicznie wypowiadających się komentatorów popierania nawet odizolowanych naukowo opinii prezesa Narodowego Banku Polskiego. W efekcie prasa zasadniczo nie informuje o zależnościach występujących w polityce pieniężnej.
Dobrą ilustracją jest absencja medialna w kontekście braku spójności w komunikatach Rady Polityki Pieniężnej aż do jej ostatniego posiedzenia. W czasie kadencji poprzedniej Rady, zdominowanej przez "jastrzębie", komunikaty na temat perspektyw polityki pieniężnej cały czas były zafałszowane zbyt optymistyczną oceną sytuacji gospodarczej, zawyżonymi perspektywami dotyczącymi inflacji i zapowiedziami podwyżek lub koniecznością utrzymania zawyżonych stóp procentowych. W efekcie nawet 15-procentowe (sic!) realne stopy procentowe uznawane były za przejaw odpowiedzialności. Stara Rada przed końcem kadencji sama zeszła z wysokich stóp - co przełożyło się na przyspieszenie wzrostu gospodarczego lat 2003-2004, zahamowując ów wzrost niepotrzebnymi podwyżkami stóp w roku 2004, a jednocześnie uniemożliwiając nowej Radzie podjęcie decyzji radykalnej obniżki i empirycznego okazania szkodliwości utrzymywania zawyżonych stóp procentowych.

Upolitycznienie debaty
Mimo zmiany RPP medialna sytuacja się nie zmieniła, a w publicystyce nadal dominuje "jastrzębi" ton, mimo że 15 przegranych głosowań prezesa banku centralnego jest ewenementem w historii światowej polityki pieniężnej. Również fakt rozminięcia się "jastrzębich" komunikatów - na które wpływ ma prezes NBP - z decyzjami RPP należy do precedensów w funkcjonowaniu ciał kolegialnych odpowiedzialnych za politykę pieniężną. Charakterystyczne, że u Jankowiaka występują tak typowe dla tego publicystycznego nurtu oceny, w tym dotyczące ryzyk inflacji i wpływu finansów publicznych na presję inflacyjną. A przecież właśnie dysonans między obszernym opisaniem bilansu ryzyk inflacyjnych, który przygotowywał prezes NBP, a zaledwie paroma zdaniami dotyczącymi bilansu ryzyk w komunikatach RPP, jak i jednostronność w podejściu do roli finansów publicznych stały się nawet obiektem badań za granicą.
Nadrestrykcyjność polityki pieniężnej była stale usprawiedliwiana kryzysowym stanem finansów publicznych. Tego typu argumentacja jest nadal obecna, mimo że nie ma ona nic wspólnego z podjętymi w ostatnich latach decyzjami budżetowymi. Przecież dostosowanie się Polski do wymogów konwergencji w praktyce oznacza bardzo silną restrykcyjność finansów publicznych. W ujęciu porównywalnym polskie 3,4 proc. deficytu zgłoszone dla roku 2007 jest porównywalne z ewentualnym 1,5 proc. deficytu niemieckiego. Oznacza to, że obecnie nasz budżet jest dwukrotnie bardziej restrykcyjny od niemieckiego, i to przy znacznie niższym poziomie długu publicznego. Również wyznaczony Polsce cel średniookresowy (MTO) w postaci 1-procentowej nadwyżki finansowej, w ujęciu porównywalnym, a więc uwzględniając nakłady na reformę emerytalną, do którego osiągnięcia nasz kraj jest zobowiązany, jest najbardziej restrykcyjny wśród krajów UE. Dlatego zasadne jest stwierdzenie, że ze względu na restrykcyjność polityki fiskalnej, do której jesteśmy zobowiązani przez Komisję Europejską, właściwe byłoby poluzowanie polityki pieniężnej, a publicystyczny charakter oceny budżetu na rok 2007 to efekt wcześniej opisanego upolitycznienia debaty.

Polityka fiskalno-pieniężna ma być spójna
Tej jakże charakterystycznej argumentacji zawdzięczamy również uwagi dotyczące wysokich kosztów obsługi długu. Wydawałoby się rzeczą oczywistą, że koszty obsługi długu są uzależnione nie tylko od wysokości długu, ale i warunków, na jakich jest on zaciągnięty. Jeśli weźmiemy pod uwagę jego wysokość, to należy ona do najniższych w Europie i jeśli odejmiemy od długu aktywa funduszy emerytalnych w celu zachowania porównywalności, to jest ona przez cały okres na bardzo bezpiecznym poziomie około 40 proc. PKB, powodując, że ryzyko kredytowe jest szalenie niskie. Dlatego apele o zmniejszenie jego uciążliwości tylko poprzez zmniejszenie deficytu budżetu państwa są niezrozumiałe i dezinformujące.
Pamiętajmy, że koszty obsługi długu są znacząco zawyżone przez zyski nadzwyczajne, jakie osiągają podmioty inwestujące w dług polski, ze względu na nieefektywność rynku kapitałowego, co poszerza przestrzeń dla potencjalnych oszczędności. Upraszczając analizę finansową, można ich skalę w miarę łatwo policzyć, porównując koszty obsługi polskiego długu z hipotetyczną sytuacją, kiedy ten dług byłby obsługiwany przez rząd niemiecki czy też francuski, np. w ciągu ostatnich sześciu lat. Niezależnie od metodologii obliczeń uzyskujemy olbrzymią różnicę między 145 mld zł, które Skarb Państwa terminowo uregulował, a hipotetycznym wydatkiem 88 mld zł w przypadku funkcjonowania rynku efektywnego prawidłowo wyceniającego ryzyka, bez zakłóceń ze strony polityki pieniężnej. Według innej metodologii wyliczenia, różnica ta wynosi 44 mld zł. Ta realnie występująca nadwyżka stała się zyskiem nadzwyczajnym dla inwestorów i bonusem dla dilerów.
A należy pamiętać, że zawyżone rentowności obligacji oznaczają również znaczące koszty dla całej gospodarki w postaci wypadania szeregu inwestycji produkcyjnych generujących zatrudnienie, które okazują się nieopłacalne dla inwestorów wymagających wyższych stóp zwrotu. Dzieje się tak dlatego, że przedsiębiorstwa, analizując opłacalność planowanych inwestycji, dyskontują przyszłe zyski z planowanej inwestycji, odejmują je od koniecznych nakładów inwestycyjnych. Zawyżone stopy procentowe podwyższają stopę dyskontową, powodując, że tylko najzyskowniejsze inwestycje stają się opłacalne.
W tym miejscu zasadne jest przypomnienie osiągnięć w zarządzaniu długiem podczas pierwszych pięciu miesięcy rządu Marcinkiewicza. W opisanym okresie udało się obniżyć koszty obsługi długu o 2 mld 321 mln zł do poziomu 19 mld 400 mln zł na dzień 3 kwietnia 2006 r. w ujęciu aktualnym, i to pomimo faktu, że trendy światowe w tym okresie miały tendencję wzrostową, a Polska ogłosiła, że na razie nie wchodzi do strefy euro. Również osiągnięcia w emisjach zagranicznych - używając słów Jankowiaka - były swoistym "rekordem świata". Na początku roku 2006 nastąpiło wyemitowanie 3 mld dziesięcioletnich euroobligacji na rekordowych warunkach: 4 (!) pb za emisję, trzykrotnie mniej niż poprzednio przy kuponie 3,625 proc. - podczas gdy obecnie Niemcy emitują po 4,06 proc., a aktualna polska euroemisja nastąpiła po 4,528 proc. - co oznacza, że osiągnięto oszczędności dla budżetu na dzień dzisiejszy w wysokości 672 mln zł.
Polityka pieniężna nie powinna zakłócać procesu dążenia do redukcji obciążeń finansowych, a autorzy felietonów powinni w ramach wyjaśniania rentowności obligacji prezentować tzw. term structure teorie w połączeniu z przewidywaniami dotyczącymi wysokości stóp procentowych i oczekiwaniami co do kursu wymiany złotego. Wprowadzenie spójnej polityki fiskalno-pieniężnej było postulatem Prawa i Sprawiedliwości w programie gospodarczym - po to, aby polityka pieniężna stanowiła pozytywny element polityki gospodarczej prowadzonej w celu ograniczenia bezrobocia, powstrzymania kryzysu demograficznego i kryzysu finansów publicznych.

Sieć medialnych usprawiedliwień
W związku z oczywistością tych stwierdzeń muszą budzić zdziwienie zastrzeżenia dotyczące celów w aspekcie prawnym, a ich wytłumaczeniem może być dążenie do medialnego usprawiedliwiania poczynionych błędów w prowadzonej polityce pieniężnej. Nie jest żadną "fanfaronadą" oczekiwanie dbania o stan polskiej gospodarki i interesy kraju w sytuacji, kiedy jest to proste wymaganie wypełnienia wymogów ustawowych poprzez wspieranie "polityki gospodarczej Rządu" i dochowania wierności złożonej przysiędze, której treść zawartą w art. 9 ust. 3 ustawy o NBP jej prezes ślubuje przed parlamentem, w tym, "że we wszystkich swoich działaniach dążyć będę do rozwoju gospodarczego Ojczyzny i pomyślności obywateli". Wprost przeciwnie, w sytuacji występowania niskiej inflacji wszelkie dywagacje dotyczące konieczności utrzymywania wyższych stóp procentowych mogą być wprost traktowane jako niezgodne z art. 227 Konstytucji, która wymaga dbania o siłę waluty, podczas gdy z parytetu stóp procentowych wyższe stopy procentowe oznaczają osłabienie jej w przyszłości.
Na koniec, oceniając "kult jednostki", warto posłużyć się jakże wymownym cytatem noblisty Josepha Stiglitza, który w rozdziale "Triumf i klęska porozumienia waszyngtońskiego" konkluduje: "MFW [Międzynarodowy Fundusz Walutowy] i Ministerstwo Skarbu nader często forsowały za granicą rozwiązania całkowicie odwrotne od tych, o które walczyliśmy w kraju... W kraju walczyliśmy przeciwko poprawce dotyczącej równoważenia budżetu, gdyż ograniczałoby to naszą zdolność do stosowania ekspansywnej polityki fiskalnej w sytuacji spadku koniunktury, natomiast za granicą narzucaliśmy restrykcyjną politykę fiskalną krajom wchodzącym w recesję. W kraju walczyliśmy o prawo upadłościowe w celu ochrony dłużników i dania im szansy zaczynania od nowa; za granicą traktowaliśmy bankructwo tak, jakby to było anulowanie umowy kredytowej. W kraju walczyliśmy przeciwko zmianie statutu Rezerwy Federalnej w taki sposób, by skupiała się wyłącznie na inflacji - w istocie niepokoiliśmy się, że kładzie ona zbyt mały nacisk na tworzenie miejsc pracy - za granicą zaś żądaliśmy, aby banki centralne skupiały się wyłącznie na inflacji".

Autor jest doktorem ekonomii, w przeszłości pełnił funkcję prezesa Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi, był też wiceministrem finansów w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza. Współautor programu gospodarczego PiS. Absolwent SGH oraz prestiżowego programu doktorskiego w IESE w Barcelonie. Obecnie pracuje w Kancelarii Sejmu.

Śródtytuły pochodzą od redakcji.
"Nasz Dziennik" 2007-01-24

Autor: wa