Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kosowo to część nas

Treść

Z Nicolą Zurovaciem, chargé d'affaires Republiki Serbii, rozmawia Joanna Kozłowska

Jakie jest stanowisko Serbii po ogłoszeniu niepodległości przez Kosowo?
- Serbia zajęła stanowisko w tej sprawie jeszcze przed ogłoszeniem niepodległości przez Kosowo. Odbyło się posiedzenie serbskiego rządu, a potem i parlamentu, po których ogłoszono, że wszystkie decyzje tymczasowego rządu w Prisztinie w sprawie niepodległości są nielegalne i nieobowiązujące zarówno dla Serbii, jak i dla innych krajów, gdyż są one sprzeczne z prawem międzynarodowym, Rezolucją 1244 RB ONZ i Kartą Narodów Zjednoczonych. Każda zmiana granic musi być wynikiem negocjacji stron i uzyskanego wspólnego kompromisu. W tym przypadku takiego porozumienia nie było. Strona albańska nie chciała rozmawiać, chociaż negocjacje trwały pół roku. Mimo starań z naszej strony nie przyniosły one żadnych rezultatów. Kosowscy Albańczycy wiedzieli, że jeżeli nie dojdzie do porozumienia, to otrzymają niezależność. Takie sygnały otrzymywali nie tylko z Waszyngtonu, lecz również z Brukseli, Paryża i kilku innych krajów UE. Serbia zaoferowała się pójść na znaczące ustępstwa. Była to bardzo szeroka autonomia, praktycznie powodująca, że ludność albańska rządziłaby w Kosowie. Pozostałyby jednak zachowane już istniejące granice. Albańczycy nie mieliby także swojego wojska, terytorium Kosowa byłoby zdemilitaryzowane. Nie prowadziliby własnej polityki zagranicznej, mogliby jednak posiadać swoje przedstawicielstwa handlowe czy reprezentację sportową. To byłaby rzeczywiście szeroka autonomia, ale niestety serbska oferta okazała się niewystarczająca, czego rezultatem jest obecna sytuacja w regionie. Serbia nigdy nie zgodzi się na niepodległość Kosowa i nigdy nie uzna go jako niepodległego państwa. Dopóki tego nie uczyni, Kosowo nie będzie uznane w świecie, nie będzie mogło być członkiem ONZ. Zwłaszcza że i Rosja, i Chiny nie zgadzają się na uznanie Kosowa, gdyż stoją na stanowisku poszanowania prawa międzynarodowego. Indonezja, Sri Lanka, Kanada, Nowa Zelandia, Azerbejdżan, Wietnam, a także niektóre państwa Unii Europejskiej, na przykład Hiszpania, Cypr, Rumunia, nie uznają niepodległości Kosowa. Chciałbym też podkreślić, że po 1991 roku działała międzynarodowa komisja arbitrażowa, która wyraźnie stwierdziła, iż granice między republikami są granicami państwowymi, które nie mogą ulegać zmianie, chyba że za porozumieniem stron. W tym przypadku ani nie było porozumienia, ani rezolucji Rady Bezpieczeństwa, natomiast zrobiono wszystko, żeby ten organ ONZ pominąć.

Jaki rozwój wypadków przewiduje Serbia?
- Będziemy korzystać z wszelkich prawnych i moralnych środków, aby odzyskać Kosowo, zwłaszcza że prawo międzynarodowe i moralne jest po naszej stronie. Zawsze wierzyliśmy, że prawda zwycięży. Może trzeba na to trochę czasu - raz już w historii utraciliśmy Kosowo po słynnej bitwie na Kosowym Polu w 1389 roku - czekaliśmy 500 lat na odzyskanie naszych ziem. Będziemy czekać, jeśli zajdzie taka potrzeba, nawet kolejne 500 lat. Nie użyjemy sił wojskowych, chyba że sami zostaniemy zaatakowani. Nigdy nie uznamy separacji Kosowa od Serbii. Uznanie przez inne państwa Kosowa za niepodległe państwo będzie miało swoje konsekwencje w stosunkach dyplomatycznych, które na pewno ulegną ochłodzeniu. Te kraje, które zdecydują się uznać Kosowo, muszą liczyć się ze stanowiskiem Serbii. Kosowo jest teraz może inne niż nasze wyobrażenia o nim zawarte w serbskich legendach o tej kolebce serbskiego narodu i państwa, ale jesteśmy wszyscy na tym wychowani, to jest część naszej tradycji, naszej kultury, naszej tożsamości - to jest część nas. Dlatego trudno oczekiwać, że teraz z tego zrezygnujemy.

Region Kosowa był kolebką kulturową Serbii.
- Serbskie zabytki historyczne związane z tradycją chrześcijańską, cerkwie i monastyry, których wiele datuje się na okres średniowiecza, były i są nadal systematycznie niszczone, a przecież jest to dziedzictwo europejskie. Docierają do nas informacje, że przywódcy albańscy zapewniają, iż będą szanować zabytki serbskiej kultury. Trudno nam w to jednak uwierzyć. Już teraz w Prisztinie twierdzą, że te pomniki nie są pomnikami kultury serbskiej, lecz ilirsko-wizantijskiej. Za 10-20 lat posuną się zapewne do twierdzenia, że Serbów w ogóle nie było w Kosowie.

Jakie są obecnie nastroje wśród ludności serbskiej w Kosowie?
- Nasz rząd zwrócił się do ludności serbskiej, aby decyzję o niepodległości przyjęła spokojnie. Najważniejsze jest teraz, aby im się nic nie stało. Ludzkie życie jest najważniejsze, a protesty i manifestacje mogłyby wywołać incydenty ze strony Albańczyków. Ludność serbska żyje tam w bardzo trudnych warunkach, w gettach, nie mogą się swobodnie poruszać, nawet dzieci nie mogą swobodnie wychodzić do szkoły, nie mogą pracować ani prowadzić handlu. W tych gettach żyją teraz również Serbowie, którzy wcześniej mieszkali w innych częściach Kosowa, ale zostali zmuszeni do ucieczki przed prześladowaniami. Nie uciekli do centralnej Serbii, chcieli pozostać w Kosowie. Ludzie ci żyli praktycznie z pomocy humanitarnej uzyskiwanej od Serbii i Czerwonego Krzyża. Trudno powiedzieć, czy ci uchodźcy teraz zdecydują się wyjechać do Serbii. Taka ich decyzja oznaczałaby klęskę deklaracji wspólnoty międzynarodowej, że Kosowo miało stać się obszarem wieloetnicznym. Po marcowych wydarzeniach w 2004 roku, kiedy wobec ludności serbskiej stosowano terror, kiedy to zniszczono tyle świątyń i innych budynków, tymczasowy rząd w Prisztinie zadeklarował, że ludność serbska może powrócić do swoich domów. Faktycznie odbudowano niewielką ich liczbę. Jednak gdy Serbowie powrócili do swoich domów, te znowu były burzone, a oni znowu musieli uciekać. Dlatego wieloetniczność w Kosowie nie funkcjonuje. Nowy rząd Kosowa obiecuje, że teraz powołany zostanie urząd odpowiedzialny za przestrzeganie praw ludności serbskiej, ale jest to celowe i pozorne działanie skierowane do europejskiej opinii publicznej i nic poza tym. Cały czas ideą albańską było uzyskanie Kosowa dla Albańczyków i zmiana istniejących państwowych granic Serbii. Nie rozumiem twierdzeń z Brukseli, że jak Serbia i Kosowo pewnego dnia wejdą do Unii Europejskiej, granice już nie będą ważne. To dlaczego teraz dzielić jeden obszar, skoro potem te granice już nie miałyby być ważne?... Ale odpowiedzi na takie pytanie Serbia nie uzyskuje.

Czy proklamowanie przez Kosowo niepodległości zainicjuje serię podobnych zdarzeń w innych regionach świata?
- Jestem pewien, że tak. Zarówno władze w Brukseli, jak i w Kosowie twierdzą, że jest to przypadek sui generis, że nie ma on charakteru precedensu. Jednak już teraz ogłaszają się Baskowie, Czeczenia, Abchazja i Osetia. Jak wytłumaczyć, że jedna grupa etniczna mogła to uczynić, a inna już nie może. Rozumiem sprzeciw Hiszpanii, Kanada ma problemy z Quebekiem, Rumunia, Bułgaria czy Słowacja mają także swoje mniejszości etniczne. Dla nich Kosowo już jest precedensem. Dlaczego wobec tego Albańczycy nie mogą domagać się niezależności od Macedonii, a Serbowie z Republiki Serbskiej od Bośni i Hercegowiny?

Dlaczego Pana zdaniem Unia Europejska przyjęła stanowisko prokosowskie?
- Na pewno uwarunkowane to było kilkoma czynnikami. Jeden z nich to taki, że Unia nie wiedziała, jak rozwiązać problem Kosowa i rozpatrywała różne możliwości. Wydaje się, że uznała, iż ta decyzja będzie stanowiła mniejsze zło. Przyszłość pokaże, czy rzeczywiście. Uważaliśmy, że należało zaczekać, ogłosić szeroką autonomię dla Kosowa i wydać moratorium na 5, 10 czy 15 lat i w tym czasie zobaczyć, jak to funkcjonuje. Myślę też, że duży nacisk na decyzje Unii miały Stany Zjednoczone. Inną kwestią pozostaje to, dlaczego Amerykanom zależy na oddzieleniu Kosowa. Była to błędna decyzja Brukseli i Waszyngtonu. Administracja amerykańska zrobiła w ostatnim czasie tyle błędów, że decyzja w sprawie Kosowa jest tylko jedną z nich. Miejmy jednak nadzieję, że konsekwencje kosowskiej secesji nie będą tak katastrofalne, jak zaangażowanie się sił międzynarodowych w Iraku.

Unia Europejska czyni gesty zap raszające Serbię do członkostwa we Wspólnocie.
- Z naszej perspektywy wyglądało to, jak próba przekupstwa: dajcie Kosowo, a wejdziecie do struktur unijnych. Większość Serbów jest proeuropejska, a przynajmniej tak było przez ostatnie lata, przed rządami Milo˘sevića i po jego ustąpieniu. Obecnie mówi się, że Serbia jest antyeuropejska czy prorosyjska. Niedawno przeprowadzono sondaż, z którego wynika, że 75 proc. obywateli jest za wejściem Serbii do Unii. Obecnie nastąpił spadek poparcia, będący formą protestu. Jesteśmy narodem upartym i dumnym, czasami nie robimy czegoś, co przyniosłoby nam korzyść, działamy impulsywnie, ale może właśnie w tym jesteśmy trochę podobni do Polaków. A Unia albo nie może, albo nie chce nas zrozumieć.

Czy posiada Pan informacje, jakie decyzje podejmie strona rosyjska?
- Rosja, jak każdy kraj, ma swoje interesy polityczne i ekonomiczne. Cenimy bardzo, że strona rosyjska stoi po stronie przestrzegania prawa międzynarodowego. Między Rosją a Serbią, to prawda, istnieją związki, które wynikają ze wspólnej tradycji pansłowiańskiej. W czasach walki Serbii z Turcją o uzyskanie niepodległości to Rosjanie przychodzili nam z pomocą. Z tamtych czasów pochodzi sympatia dla narodu rosyjskiego i odwrotnie. Natomiast w stosunkach serbsko-rosyjskich na płaszczyźnie politycznej bywało różnie. Dużo więzi łączy nas też z Polską, co pokazuje liczba telefonów i e-maili z poparciem dla nas. Dziękuję wszystkim Polakom - a wierzcie mi, jest ich bardzo dużo - którzy w takich trudnych dla nas chwilach wyrażają swoje poparcie dla stanowiska Serbii. Każdy taki głos jest dla nas ważny. Oczekujemy także, że strona polska również oficjalnie wyrazi poparcie dla Serbii.

Jaki wpływ na gospodarkę Serbii i Kosowa będzie miało odłączenie tego ostatniego?
- Kosowo będzie się utrzymywało ze środków Unii Europejskiej, w tym również polskich podatników. Tam praktycznie gospodarka nie istnieje i nie jest to stan spowodowany wojną w latach 90. Przez cały okres istnienia Jugosławii region Kosowa otrzymywał dofinansowanie. Środki te nie były jednak gospodarnie pożytkowane, a kierowanie regionem w tamtym okresie należało do Albańczyków. Właściwie cały kryzys w Kosowie zaczął się, gdy przyszło do spłacania długów i kiedy niektóre republiki jugosłowiańskie, a przede wszystkim Słowenia, odmówiły wtedy przekazywania pieniędzy na Kosowo. Chciałbym podkreślić, iż za czasów Tito, a i po nim, to Albańczycy rządzili Kosowem. Albańczycy z Kosowa mieli wtedy nawet prezydenta Jugosławii, który nie był obywatelem Jugosławii, lecz Albanii. Tito zawsze ulgowo traktował ten region. Pozwolił nawet, aby 200 tys. Albańczyków osiedliło się w rejonie Kosowa, przy czym jednocześnie zabronił serbskim uchodźcom, którzy w czasie II wojny światowej musieli uciekać z okupowanego Kosowa, powrotu na swoje ziemie. Konflikt serbsko-albański pojawił się, gdy Albańczycy nie chcieli autonomii, ale utworzenia własnej republiki. Czy zmieni się gospodarowanie, gdy będą środki z Unii Europejskiej, tego nie wiem. Serbia miała kontakty handlowe z Kosowem, ale równie dobrze może tych kontaktów nie utrzymywać. My jesteśmy im bardziej potrzebni niż oni nam. Zwłaszcza że najkrótsza droga do Europy prowadzi przez Serbię. Trudno powiedzieć, jak będzie kształtowała się sytuacja gospodarcza w rejonie Kosowa, gdyż jest tam duże bezrobocie, to ponadto obszar przemytniczy i kryminogenny. Obawiam się, iż Albańczycy oczekują, że skoro otrzymali niezależność, Kosowo szybko się będzie rozwijać. Może się jednak okazać, że będą tam problemy, jeśli nie od razu, to za półtora roku czy za dwa lata.

Dziękuję serdecznie
za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2008-02-20

Autor: wa