Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kościół nie może być obojętny na człowieka

Treść

Z JE księdzem arcybiskupem Andrzejem Dzięgą, nowym metropolitą szczecińsko-kamieńskim, rozmawia Sławomir Jagodziński
Na tydzień przed Wielkanocą odbył Ekscelencja uroczysty ingres do archikatedry w Szczecinie. Jakie są odczucia Księdza Arcybiskupa i pierwsze refleksje po rozpoczęciu pełnienia posługi pasterza tej archidiecezji?
- Panie redaktorze. Najpierw proszę przyjąć słowa serdecznych pozdrowień i najlepszych życzeń głębi przeżyć paschalnych i radości Zmartwychwstania Pańskiego dla pana osobiście oraz dla całego zespołu redakcyjnego, a także dla wszystkich Czytelników "Naszego Dziennika". Nie ma przecież dla chrześcijanina czasu bardziej bogatego w duchowe przeżycia, bardziej intensywnego religijnie. Jednocześnie chcę też za pana pośrednictwem podziękować Zespołowi "Naszego Dziennika" za wielokrotne przywoływanie na forum ogólnopolskim trudnych spraw Szczecina, także w kontekście mojego ingresu i rozpoczęcia posługiwania w archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej. Mówimy bowiem o ziemi niezwykłej i ludziach niezwykłych. Mało znam jeszcze sprawy tej ziemi i tych ludzi, ale już mogę je tak określać. Są niezwykłe. Z czego to wynika...
Na początek warto podkreślić chociażby fakt, że obecna katedra pw. Świętego Jakuba Apostoła jeszcze w latach siedemdziesiątych była w ruinie. Jest to ewenement w skali całej Polski. Do dzisiaj faktycznie trwają prace nad przywróceniem tej świątyni jej pełnego wystroju architektonicznego oraz liturgicznego. Dla przykładu: dopiero w ostatnim czasie została odbudowana iglica na wieży katedralnej po zniszczeniach wojennych oraz na nowo pobudowane piękne organy. Kolejne prace trwają. Ta świątynia jest więc szczególnym znakiem zniszczeń w obszarze kultury sakralnej i duchowej na ziemi zachodniopomorskiej, a jednocześnie jest znakiem nadziei, znakiem powolnego, aczkolwiek stałego powrotu normalności na tym terenie. Ten powrót Pomorze Zachodnie zawdzięcza wielu ludziom o twardej osobowości i o gorącym polskim sercu. Wśród tych ludzi w pierwszym szeregu stali zawsze i stoją kapłani katoliccy. Ci ludzie są jednocześnie bardzo radośni i otwarci. Uśmiechnięta twarz kapłana czy osoby świeckiej jest tutaj na porządku dziennym. To świadczy także o sile wiary i o radości wiary tych, którzy biorą udział w życiu wspólnoty Kościoła. To są chyba najbardziej dominujące doznania w pierwszych dniach mojego posługiwania. Jestem przekonany jednak, że wraz z rozwojem sytuacji i otwieraniem się nowych zagadnień to wrażenie będzie się tylko pogłębiało.
W związku z przejściem do archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej zmodyfikowaniu uległ herb Księdza Arcybiskupa. Jakie znaczenie mają te zmiany i co oznaczają?
- Zasadnicze, dolne pole herbu pozostało bez zmian, nawiązując w swojej symbolice do Jezusa Chrystusa, który jest Panem świata, w którego Imię wszyscy jesteśmy wezwani do zwycięskiego budowania Królestwa Bożego już tu, na ziemi, wśród codziennych ludzkich spraw. To jest też nawiązanie do momentu moich święceń biskupich, które nastąpiły w uroczystość Chrystusa Króla. Nie ma też zmiany w polu maryjnym, którego cztery lilie przywołują fakt rozpoczęcia mojego biskupiego posługiwania w dniach, gdy Jan Paweł II dał światu czwartą część Różańca Świętego. Trzecie pole, w którym dotychczas znajdował się piastowski orzeł, na znak tysiącletniej twórczej obecności chrześcijaństwa na sandomierskiej ziemi, obecnie został zamieniony na symbol gołębicy - znak Ducha Świętego. Bezpośrednio nawiązuje to do trzydziestej rocznicy modlitwy Jana Pawła II "Niech zstąpi Duch Twój". Jednocześnie wyraża to także potrzebę nowego odczytywania ukazywanych nam przez Boga znaków czasu "tu i teraz". To jest znak większej niż kiedykolwiek potrzeby otwarcia się wszystkich, także wszystkich bierzmowanych, na dary Ducha Świętego. Jest to więc swoisty apel do duchowieństwa i do laikatu o budowanie charyzmatycznej wspólnotowości Kościoła na ziemi szczecińskiej.
Pierwsze uroczystości po ingresie, którym przewodniczył Ksiądz Arcybiskup w archidiecezji, wiązały się z rozpoczynającą Wielki Tydzień Niedzielą Palmową. Jest ona także Światowym Dniem Młodzieży obchodzonym na szczeblu diecezjalnym. Czy zatem młodzież stanie się jednym z priorytetów pasterskiej posługi Ekscelencji?
- To jest rzeczywiście szczególna potrzeba czasu. Bez wątpienia trzeba wielką modlitwą, pełną nadziei, ale także wielką pracą otoczyć młodzież. Jest ona bowiem zagrożona w naszym pokoleniu z kilku stron, także ze względu na słabsze duchowo rodziny. Jest to więc zadanie dla Kościoła. Myślę, że również w tym przypadku wielką szansą może być dobrze przeżyte przez młodego człowieka bierzmowanie i osobiste przyjęcie darów Ducha Świętego.
Tegoroczne Święta Wielkanocne zapewne będą dla Księdza Biskupa inne niż wszystkie dotychczas. A jak Ekscelencja wspomina Wielkanoc we wcześniejszych latach, w rodzinnym domu?
- Powraca wspomnienie nie tylko codziennego udziału w Liturgiach Paschalnych, od Wielkiego Czwartku poczynając, co było zasadą w naszej rodzinie, aż do Rezurekcji, ale także powracania do kościoła w te dni na adoracje. Byłem zawsze ministrantem, stąd też dyżury adoracyjne, przygotowania do Liturgii, funkcje liturgiczne, potem prywatne komentarze między ministrantami, czuwania jeszcze wieczorem, prywatnie, pomiędzy ludźmi, itp. To była najbardziej zwyczajna sceneria tych dni. Wszystkie inne prace, domowe czy gospodarskie, schodziły już na dalszy plan, chociaż też były. Do dzisiaj z radością patrzę na każdą osobę, którą można zobaczyć w te dni w kościele na adoracji, także prywatnej. W pewnym sensie to buduje całe dalsze życie młodego człowieka.
Diecezja sandomierska, na czele której dotychczas stał Ksiądz Arcybiskup, jako jedna z pierwszych szybko zareagowała na problemy ludzi tracących pracę w wyniku kryzysu. Takie wzory przydadzą się chyba także w Szczecinie, gdzie na skutek choćby likwidacji stoczni problem bezrobocia będzie narastał?
- To prawda. Zareagowaliśmy, gdyż nie można było nie zareagować. To jest szczególnie istotne na terenie Centralnego Okręgu Przemysłowego, którego ważne ośrodki, ze Stalową Wolą, Ostrowcem i Tarnobrzegiem, nie licząc pomniejszych miejscowości, z racji jeszcze na poprzednie zwolnienia, sprzed ośmiu, dziewięciu lat, zostały bardzo zranione. Nie minęła jeszcze dekada, jak w niewielkim przecież regionie straciło pracę kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Gdy więc po kilku latach kolejne kilka tysięcy ma być zwalniane, Kościół nie może stać obojętnie. Najważniejsza jest modlitwa za tych ludzi i razem z tymi ludźmi, by nie czuli się samotni. Z modlitwy wyrasta otwartość na dyskusję. Z dyskusji wyrastają propozycje i wola zrobienia czegokolwiek dla tych ludzi. A w modlitwie ważna jest także modlitwa za tych, w których rękach są decyzje dotyczące zakładów pracy. To nie są przecież jakieś anonimowe, losowe wydarzenia. To są konkretne decyzje konkretnych ludzi, którzy swoją wolą rozstrzygają o losie zakładów pracy, o losie polskiej gospodarki oraz o losie wielu pracowników i ich rodzin. Trzeba się więc modlić, rozmawiać i próbować coś razem uczynić. Tak zwany fundusz interwencyjny, który powołałem po konsultacjach m.in. z księdzem biskupem Edwardem Frankowskim oraz grupą księży z kurii, a także duszpasterzami ze Stalowej Woli, był darem kurii diecezjalnej oraz Wyższego Seminarium Duchownego. To z funduszy tych instytucji powstał początek funduszu.
Tutaj, w Szczecinie, jak słyszę, wprawdzie procentowo może nie jest to najgorszy wskaźnik w skali regionu, ale przecież dla nas liczy się każda rodzina i każdy człowiek. A w wymiarze rodziny, a tym bardziej człowieka, utrata nawet jednego miejsca pracy to jest najczęściej sto procent utrzymania. Dlatego potrzebne jest jakieś poczucie bezpieczeństwa, może nawet szczególnie świadomość, że nie są sami. Byłem na modlitwie w kościele przy stoczni jeszcze przed moim ingresem, poprosiłem wszystkich o codzienną modlitwę różańcową. Było też kolejne spotkanie konsultacyjne, miałem rozmowę z prezydentem miasta Szczecina, rozmawiam z kapłanami, będzie kolejna rozmowa konsultacyjna w pewnym gronie. Z jednej strony ciągle gromadzę informacje, a jednocześnie proszę o zwykłą chrześcijańską otwartość wszystkich na sprawy swoich sąsiadów w ramach wspólnot parafialnych, aby w te święta nikt nie pozostawał bez chleba i bez czegoś do chleba.
Mieliśmy już próby wpływania polityków i mediów na obsadę stolic biskupich w Polsce, cięgle jest nacisk, aby lustrować tylko Kościół, mamy sterowaną przez rządzących dyskusję o zapłodnieniu in vitro i próbę wywołania debaty o eutanazji. O czym to wszystko świadczy? Czy nie chodzi tu o swoistą nową walkę z Kościołem?
- Walka z Kościołem jest faktem od wieków. Doświadczyliśmy w Polsce bezpardonowej, instytucjonalnej walki z Kościołem prowadzonej przez system komunistyczny. Jest też faktem, że w naszym pokoleniu ta walka przybiera tylko nowe oblicze. Jest to walka o człowieka. Ateizm, a raczej antychrystianizm, chce doprowadzić do osamotnienia człowieka. Kościół, wprowadzając człowieka w pełne miłości, a jednocześnie wszechmocne dłonie Boga, przez Jezusa Chrystusa jest w stanie dać nową szansę dobrego, sensownego życia każdemu. Jest to więc bez wątpienia walka o człowieka i o oblicze Polski, a także o oblicze Europy i świata, prowadzona jednocześnie na kilku frontach, także w sprawach, o których mówi pan redaktor. Szkoda, że dzisiejsza polityczna Europa jest aż tak bardzo zaangażowana w walkę przeciwko Chrystusowi, bo w rzeczywistości jest to walka przeciwko człowiekowi. Inne kraje zaczęły się już budzić. Nie bójmy się więc budzenia także sumień i dobrej woli naszych wiernych.
Moralność chrześcijańska w dziedzinie życia małżeńskiego, w kwestii czystości i wierności jest bardzo atakowana przez promowanie wzorów życia hołdujących rozwiązłości, miłości i wolności bez odpowiedzialności. Jak Ksiądz Arcybiskup skomentuje fakt niezwykle brutalnej krytyki Ojca Świętego, gdy przypomniał on nauczanie Kościoła na temat antykoncepcji?
- Jest to kolejny element tej brutalnej walki o wpływ na człowieka, o której przed chwilą mówiliśmy. Skoro jednak słowo prawdy powiedziane przez Ojca Świętego na kontynencie afrykańskim, słowo dobre dla człowieka, a w perspektywie dobre dla całych narodów, jest tak krytykowane, to tylko znowu staje się oczywiste dla dobrego obserwatora, kto naprawdę chce dobra człowieka. Kościół bez wątpienia uczy dobra i szuka dobra każdego człowieka. Ale tu chodzi o dobro pełne, integralne, zakładające także pewien wysiłek ze strony samego człowieka. Do tego prowadzi nas Bóg i to może wydać owoce. Świat zaś próbuje po raz kolejny oszukać człowieka, że możliwe jest pozyskanie szczęścia bez żadnego wysiłku, bez pewnej ofiary, bez chociażby odrobiny cierpienia. To zwykłe oszustwo. Jezus nas w tych dniach znowu uczy, że Zmartwychwstanie przychodzi drogą Męki, ale jest to także droga ofiarnej Miłości.
Rozpoczyna Ksiądz Arcybiskup swą posługę w archidiecezji w roku, którego hasłem duszpasterskim są słowa "Otoczmy troską życie". To także wyznacza chyba określone kierunki duszpasterskiego zaangażowania?
- To jest bez wątpienia jedno z najważniejszych i najtrudniejszych zadań w naszym pokoleniu. Na polskiej ziemi w minionych pokoleniach zostało uczynione bardzo wiele na tym obszarze. Mamy tego szczególne dowody na ziemi szczecińskiej, chociażby dzięki posłudze księdza arcybiskupa Kazimierza Majdańskiego. Okazuje się jednak, że każde pokolenie musi rozpoznać własne zadanie. Dzisiaj trzeba iść jeszcze bardziej do przodu, nie tylko broniąc zagrożonego życia, lecz także chroniąc każde życie przed tym zagrożeniem, a jeszcze bardziej ucząc radości z każdego życia i zachwytu każdym życiem. Dopiero rodzice zachwyceni życiem przyjmowanym z wiarą z Bożej ręki będą w stanie odmienić oblicze polskich rodzin i polskiej ziemi. To jest szczególna treść zawołania tego roku duszpasterskiego "Otoczmy troską życie". O to się więc módlmy, o to wołajmy, tego uczmy i na to czekajmy. Zmartwychwstały Pan, którego z wiarą głosimy wobec świata, niech daje nadzieję, pomnaża siłę i rodzi radość.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-04-11

Autor: wa