Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kościół nie boi się prawdy

Treść

Podczas zakończonego w minioną środę 347. Zebrania Plenarnego Konferencji Episkopatu Polski księża biskupi podjęli decyzję o zamknięciu sprawy własnej "lustracji". Zdecydowano tak po liście wystosowanym przez księdza kardynała Tarcisio Bertone, przesłanym na ręce przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. Sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej poinformował w nim księdza arcybiskupa Józefa Michalika, iż "Stolica Apostolska stwierdza, że nie znajduje podstaw do oskarżania członków Episkopatu Polski o zawinioną i dobrowolną współpracę ze służbami bezpieczeństwa PRL-u".

Po tak jednoznacznym oświadczeniu w mediach zawrzało. Dziennikarze zaczęli domagać się upublicznienia nie tylko wszystkich dokumentów na temat "lustracji" księży biskupów, ale także kompletnych wyników prac Kościelnej Komisji Historycznej, które wraz z tymi pierwszymi zostały przekazane Stolicy Apostolskiej. Wobec polskiego Episkopatu ponownie wysunięto znane skądinąd oskarżenia o chęć "ukrycia prawdy" czy "zamiatania pod dywan".
Odnoszę wrażenie, że krytycy decyzji księży biskupów zapomnieli o jednym - chyba najważniejszym - problemie związanym z tą sprawą. Otóż z pewnością Episkopat Polski nie miałby żadnych zastrzeżeń do publikacji wszystkich materiałów, których domagają się dziennikarze, gdyby był pewien ich pełnego obiektywizmu i rzetelności w kwestii weryfikacji, badań i analiz tych materiałów, będących w tym wypadku pierwszym krokiem ku prawdzie. Niestety, żyjemy w kraju, w którym media takiej uczciwości nie zapewniają. Jak zdążyliśmy się już przekonać, z jednej strony pracujący w polskojęzycznych środkach przekazu dziennikarze - na podstawie jednej notatki sporządzonej przez funkcjonariusza SB - są w stanie z uczciwego człowieka uczynić w opinii publicznej donosicielem, który "dał się złamać SB". Z drugiej strony - człowieka, w którego teczce znajdą konkretne donosy, są w stanie wykreować na narodowego bohatera, mającego zasługę w tym, iż "nie bał się kontaktów z SB". Ponieważ podstawowym kryterium nie jest obiektywna prawda, lecz doraźna potrzeba, również polityczna, prowadzi to do dezinformacji i wyrządzonych konkretnym osobom konkretnych krzywd. Ich naprawienie, niestety, nie leży już w kwestii zainteresowań dziennikarzy. Jest to bez wątpienia zło i trudno się dziwić księżom biskupom, że nie chcą w nim brać udziału.
W tym miejscu trzeba się jednak zatrzymać nad jedną z kwestii wynikających z ich oświadczenia. Otóż wśród członków Konferencji Episkopatu Polski, wobec których Stolica Apostolska nie znalazła podstaw do oskarżenia ich "o zawinioną i dobrowolną współpracę ze służbami bezpieczeństwa PRL-u", jest ksiądz arcybiskup Stanisław Wielgus. Jednak osoba byłego metropolity warszawskiego wciąż wymieniana jest w wielu środkach przekazu jako "były tajny współpracownik SB", którego współpracę ze specsłużbami PRL miała rzekomo potwierdzić Kościelna Komisja Historyczna. Zaskakujący wydaje się fakt, iż Biuro Prasowe Konferencji Episkopatu Polski jak dotąd nie wydało żadnego wyjaśniającego oświadczenia w tej sprawie, ale także to, że w stosunku do konkretnych mediów nie wystosowało żadnej prośby o sprostowanie skądinąd nieprawdziwych informacji. A warto zauważyć, iż sprawa dotyczy nie tylko fałszywych oskarżeń wobec księdza arcybiskupa Wielgusa, ale również nieprawdziwych twierdzeń wysuwanych wobec Kościelnej Komisji Historycznej.
Wypada mieć nadzieję, że sprawa znajdzie szybkie wyjaśnienie, zważywszy na fakt, iż na szali jest przecież prawda, a "Kościół nie boi się prawdy"...
Sebastian Karczewski
"Nasz Dziennik" 2009-03-13

Autor: wa