Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kościół mimo trudności trwa w Ziemi Świętej

Treść

Z ks. Humamem Khouzem, kanclerzem łacińskiego patriarchy Jerozolimy ks. kard. Fouada Twala, rozmawia Franciszek L. Ćwik
Jak wygląda obecnie sytuacja chrześcijan w Ziemi Świętej?
- Jest ona bardzo zróżnicowana w zależności od państwa, w którym żyją chrześcijanie. Dobra sytuacja jest w Jordanii, gdzie 5,5 mln chrześcijan ma takie same prawa jak większość muzułmańska. Dobrze jest na Cyprze i w Izraelu, w którym żyje 7 mln wyznawców Chrystusa. Najtrudniejsza sytuacja jest w Palestynie. Tam trzyipółmilionowa wspólnota chrześcijańska boryka się z tymi samymi trudnościami, co reszta społeczeństwa. Kościół łaciński ma jedną diecezję znajdującą się w czterech państwach.
Jako katolik i Palestyńczyk jak ocenia Ksiądz konflikt palestyńsko-izraelski? Słyszy się głosy, że trudności z dojściem do pokojowego rozwiązania stwarza również strona palestyńska niezdolna do zajęcia jednoznaczej pozycji...
- Za to, co dzieje się na Bliskim Wschodzie, jest odpowiedzialny przede wszystkim Izrael jako mocna strona tego konfliktu, i to przede wszystkim od niego zależy, czy dojdzie tam do pokoju, czy nie. To przecież Izrael okupuje terytoria palestyńskie, z których obiecał się wycofać w 1989 roku. Szaron chciał prowadzić taką politykę, ale okazało się, że społeczeństwo izraelskie nie jest na nią przygotowane. Palestyńczycy czekali. Widząc brak jakichkolwiek postępów, ponownie w 2000 r. chwycili za broń. Faktem natomiast jest, że tak z jednej, jak i z drugiej strony nie ma charyzmatycznych przywódców zdolnych do przeforsowania polityki pojednania.
Odpowiedzią Izraela na tzw. drugą intifadę nie była próba dialogu, ale budowa muru separującego Palestyńczyków od Izraela i ich zupełna niemal izolacja od świata. Jak w takich warunkach radzą sobie chrześcijanie?
- Postawienie muru pozbawiło pracy 70 proc. mieszkańców Gazy, którzy byli zatrudnieni w Izraelu. Doprowadziło to do masowego bezrobocia i zmusiło do szukania jakiegoś wyjścia, tym bardziej że od kilku już lat Izrael zaostrzył przepisy, zezwalając na dostawy zaledwie kilkunastu podstawowych produktów. Od 2000 r. dobrze prosperujące i bogate miasto Napluza stało się martwe. Obecnie brakuje wszystkiego: gwoździ, szyb, cementu itd. Istnieje możliwość sprowadzania tych dostaw przez podziemne kanały łączące Gazę z Egiptem, ale trzeba za nie bardzo drogo płacić, bo ludzie zajmujący się tym procederem ryzykują życie.
Stosunkowo dobrze radzą sobie chrześcijanie mieszkający w Betlejem i jego okolicach. Mogą normalnie żyć dzięki pielgrzymom i turystom, którzy tam przybywają. Działają restauracje, hotele, sklepy z pamiątkami. Jednak pielgrzymi to nie tylko napływ pieniędzy, ale to także dla nas wsparcie moralne i solidarność Kościoła powszechnego.
W innych miastach niektórym osobom udało się znaleźć jakieś zatrudnienie. Przy naszych parafiach staramy się organizować, czasami tylko tymczasowo, pewne przedsięwzięcia, by dać ludziom trochę zarobić. Robimy remonty, uruchamiamy jadłodajnie. Chrześcijanie otrzymują też dużą pomoc z zagranicy. Aktywnie działa Caritas. Część naszych parafii ma tzw. bliźniacze parafie zagraniczne, głównie we Włoszech, USA, Anglii, Francji, które nam pomagają. Chętnie nawiązalibyśmy taką współpracę z parafiami polskimi.
Trudności życia codziennego, niepewna przyszłość sprawiają, że chrześcijanie opuszczają Ziemię Świętą. Czy nie zagraża to przyszłości Kościoła katolickiego w tym regionie?
- Emigracja dotyczy wszystkich. Wyjeżdżają żydzi, muzułmanie i chrześcijanie. Problem w tym, że nas jest mało i nawet nieliczna emigracja odbija się bardzo negatywnie na wspólnocie. Chcę jednak powiedzieć, że Kościół katolicki jest tam obecny i żywy. Mamy także powołania do stanu kapłańskiego, w seminarium jest 31 kleryków, więc mimo trudności trwamy w Ziemi Świętej.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-08-07

Autor: wa