Korzenie holenderskiego niezadowolenia
Treść
Antykonstytucyjne nastroje w Holandii, drugim po Francji kraju Unii Europejskiej uważanym za bastion jej zwolenników oraz federalizacji, wywołały przerażenie w Brukseli i stolicach europejskich. Jeszcze rok temu, gdy kończono opracowywanie traktatu, nikt się tego nie spodziewał. Do tej pory nie wszyscy jeszcze rozumieją, dlaczego tak wielu Holendrów jest przeciwnych ustawie zasadniczej UE i planom przekształcania Unii w superpaństwo.
Jeszcze w przeddzień plebiscytu premier Holandii Jan Peter Balkenende zaapelował do obywateli, aby poparli ten traktat. - Głosowanie na "nie" nie jest w interesie ani Holandii, ani Europy. Jeśli chcecie, aby gospodarka się rozwijała, powinniście głosować "tak" - próbował przekonywać obywateli szef rządu w wywiadzie telewizyjnym.
Balkenende dał też do zrozumienia, że w przypadku zwycięstwa przeciwników eurokonstytucji nie poda się do dymisji. Tłumaczył, że referendum jest inicjatywą deputowanych do parlamentu, a nie rządu.
Rząd Jana Petera Balkenende coraz gorzej wypada w rankingach. Jest obwiniany m.in. o pogorszenie sytuacji gospodarczej kraju, a przede wszystkim o dopuszczenie do spadku siły nabywczej wynagrodzeń po wprowadzeniu euro.
Euro i składka
Podłożem sceptycyzmu znacznej części elektoratu są kwestie finansowe. Zwolennicy odrzucenia konstytucji wskazują, że Holandia jest największym płatnikiem netto do budżetu UE w przeliczeniu na jednego mieszkańca, a zastosowany przy wprowadzeniu unii walutowej kurs euro wobec guldena faktycznie zaniżył wartość waluty narodowej. By zneutralizować te nastroje, holenderski minister spraw zagranicznych Bernard Bot zapowiedział kilkanaście dni temu w wywiadzie prasowym, że składka na rzecz Unii Europejskiej musi zostać zmniejszona, w skrajnym przypadku poprzez zawetowanie przez Hagę propozycji budżetowych Komisji Europejskiej. Choć prezes holenderskiego banku centralnego Henk Bouvers potwierdził niedawno, że kurs guldena wobec euro był zaniżony od 5 do 10 procent, to w opinii premiera Balkenende za związany z unią walutową wzrost cen odpowiedzialni są wyłącznie handlowcy.
Obawa przed dużymi krajami i Brukselą
Także w Holandii dużą rolę odgrywa narastające niezadowolenie z rosnącego znaczenia organów unijnych, które odbierają coraz więcej uprawnień państwom narodowym. Przeciwnicy konstytucji w tym kraju uzasadniają swą niechęć obawą przed silnym wpływem dużych krajów UE i tym, że integracja może dokonać się kosztem niepodległości państwa - wynika z sondaży.
- Ludzie chcą dać nauczkę rządzącym oraz Brukseli. Czują się urażeni, że to Unia decyduje w ostatnich latach ponad ich głowami lub przynajmniej tak to postrzegają - uzasadnia eurosceptyczne nastroje w swoim kraju eurodeputowana Sophie in't Veld z frakcji europejskich demokratów i liberałów.
Tymczasem unijna konstytucja odbiera dużą część suwerenności krajom członkowskim i jeszcze bardziej centralizuje władzę w Brukseli. W Holandii budzi to sprzeciw nawet liberałów z szokujących dla normalnych ludzi powodów.
Liberałowie boją się o zablokowanie deprawacji
Ich obóz skupia liberałów o różnej orientacji, ale jednakowo zaniepokojonych, że wzmocnienie roli decyzyjnej Unii może doprowadzić do erozji holenderskich społecznych "zdobyczy", takich jak... tolerancja dla eutanazji, zalegalizowanie domów publicznych i narkotyków, a także związków homoseksualnych, choć nie wydaje się, by unijni decydenci, do tej pory tak bardzo broniący rzekomych praw tych ostatnich, zdecydowali się je ograniczać.
Argumenty "imigracyjne" i religijne
Bardzo ważnym dla Holendrów argumentem za odrzuceniem eurokonstytucji jest to, że w praktyce otwiera ona drzwi UE dla muzułmańskiej Turcji. Holandią wstrząsnął w ubiegłym roku poważny konflikt ze społecznością islamską po zabójstwie przez muzułmanina liberalnego reżysera. Doszło nawet do podpaleń meczetów.
Konflikt pokazał, że tamtejsi muzułmańscy imigranci nie asymilują się, a ich sprzeciw wobec libertyńskiego modelu państwa, w którym mieszkali, zagraża stabilności kraju.
W liberalnej Holandii pojawiają się także argumenty religijne. Zdaniem Bastiana Beldera, holenderskiego eurodeputowanego z protestanckiej Unii Chrześcijańskiej, istnieją też poważne powody natury wyznaniowej. Belder zwraca uwagę na fakt, że preambuła unijnej konstytucji ignoruje "judeo-chrześcijańskie korzenie europejskiej spuścizny". Zdaniem holenderskiego polityka, w kontekście tureckich starań o wejście do Unii, nie jest to przypadek.
WP
"Nasz Dziennik" 2005-06-02
Autor: ab