Koreańskie prowokacje zaczynają drażnić Zachód
Treść
Korea Północna stoi na stanowisku, że sytuację na Półwyspie Koreańskim sprowokowali ich sąsiedzi z południa poprzez prowadzenie manewrów wojskowych na spornych terenach, które Północ określiła mianem "nieodpowiedzialnej wojskowej prowokacji". Phenian w poniedziałek rano wystrzelił kilkadziesiąt pocisków artyleryjskich w stronę południowokoreańskiej wyspy Yeonpyeong. W ataku zginęło dwóch południowokoreańskich żołnierzy i dwóch cywili. Kilkanaście osób zostało rannych.
W takiej ocenie sytuacji dyktatura w Phenianie jest jednak osamotniona. Po stronie Korei Południowej stanęły największe państwa Zachodu. Jako pierwszy wyrazy solidarności przesłał prezydent USA Barack Obama. Szef Białego Domu podkreślił, że całą winę za atak należy złożyć na barki Korei Północnej. Stwierdził również, że to właśnie ten atak był prowokacyjny, a jednocześnie oburzający. Dodał, że jeśli zajdzie taka potrzeba, armia USA stanie po stronie swoich sojuszników z Południa. - Korea Południowa jest naszym sojusznikiem, i tak było od czasów wojny koreańskiej. Z całą mocą potwierdzamy nasze zaangażowanie w obronę Korei Południowej, stanowiące część tego sojuszu - stwierdził Obama zaraz po pierwszych doniesieniach o ataku. Waszyngton zaapelował do społeczności międzynarodowej, aby wywarła presję na ten kraj. Szczególnie podkreślił wagę wsparcia Chin, głównego sojusznika Phenianu.
Podobne opinie napływają także z Europy. Pierwsze sygnały, iż postawa Phenianu zaczyna dość mocno zachodzić za skórę także państwom Zachodu, napłynęły z Niemiec. - Wspólnota międzynarodowa nie pozwoli się szantażować - powiedział szef dyplomacji Niemiec Guido Westerwelle. - Takiej agresji nie da się niczym usprawiedliwić - dodał i wezwał Koreę Północną do respektowania postanowień rozejmu.
Łukasz Sianożęcki
Nasz Dziennik 2010-11-25
Autor: jc