Kontestatorzy konklawe w natarciu
Treść
W ostatnich kilku tygodniach "toczy się 'bitwa' o znacznie rozleglejszych i głębszych rozmiarach, aniżeli wygląda to z zewnątrz. Niedawne epizody dały energię i uwidoczniły tych, którzy nie mogą darować Benedyktowi XVI, że został papieżem" - napisał watykanista "Il Giornale" Andrea Tornielli. Zdaniem autora innego komentarza, zamieszczonego w mediolańskiej gazecie, ks. Giannego Baget Bozzo, "dyskusja nie dotyczy papieża Benedykta XVI, lecz roli papiestwa". Pojawia się także teza, że ośrodkiem kierującym atakiem jest rzymski lewicowy dziennik "La Repubblica". Gdzie tkwi główna przyczyna zmasowanej krytyki obecnego Papieża? Dlaczego pojawiają się tak skrajne poglądy?
Trudno tu mówić o teorii spisku, niemniej jednak zastanawiać może skala zarzutów i niespotykany impet, z jakim zwrócono się w ostatnim czasie przeciwko Papieżowi. Bezpośrednim pretekstem stały się dwa wydarzenia: przyjęcie na łono Kościoła ekskomunikowanych wcześniej lefebrystów, w tym uchylenie ekskomuniki wobec biskupa Richarda Williamsona, podważającego istnienie komór gazowych w hitlerowskich obozach koncentracyjnych, oraz wyznaczenie na biskupa Linzu Gerharda Marię Wagnera, który ze względu na swe politycznie niepoprawne wypowiedzi nie podobał się określonej grupie Austriaków.
Niepohamowany atak na Papieża
Wspomniane decyzje Ojca Świętego londyński "Sunday Times" nazwał "gafami 81-letniego papieża" i oskarżył Benedykta XVI, że kieruje Kościołem katolickim jak monarcha, że jest oderwany od spraw, którymi żyją wierni i otoczony lojalnymi wprawdzie, ale niekompetentnymi doradcami. "Nie konsultuje się z biskupami, wyobcowuje się i ignoruje rady, które mogłyby mu pomóc w uniknięciu błędnych decyzji" - cytuje gazeta włoskiego watykanistę Marco Politiego (przy okazji: dziennikarz ten wielokrotnie, m.in. na łamach "Gazety Wyborczej", zarzucał Benedyktowi XVI cofnięcie Kościoła do czasów sprzed soboru Watykańskiego II, postawę antydialogiczną, pesymistyczne spojrzenie na dzisiejsze społeczeństwo i fałszywe przeświadczenie, iż katolicyzmowi zagraża zniknięcie z dzisiejszego świata. "Papież biurka - trzy lata pontyfikatu Benedykta, "GW" z 1 maja 2008 r.). Kolejny zarzut brytyjskiego dziennika jest utrzymany w podobnym tonie: Benedykt XVI kieruje nawą kościelną "od wierzchołka górnego masztu, ale brak mu doświadczenia w trzymaniu steru. Obowiązki papieża pełni z rana, ale po południu i wieczorami jest teologiem" - sądzi Giancarlo Zizola. Niepokój budzi nawet to (oczywiście wysuwa się z tego daleko idące wnioski), że Papież spotyka mniej ludzi niż jego poprzednik Jan Paweł II i w odróżnieniu od niego nie ma zwyczaju zapraszać gości na posiłki, jego osobisty sekretarz 52-letni Georg Gaenswein stosuje ścisłą selekcję osób dopuszczanych do Benedykta XVI, zaś główny doradca, watykański sekretarz stanu, 74-letni kardynał Tarcisio Bertone nie ma większego doświadczenia politycznego ani dyplomatycznego. To tylko przykłady. Elementem, który łączy praktycznie wszystkie krytyczne opinie, jest swoista dialektyka, wedle której wspomniane wydarzenia stanowią jedynie pretekst do oskarżeń natury znacznie ogólniejszej. Materializują rozczarowanie Papieżem, nieakceptującym zasad poprawności politycznej i "nieuwzględniającym stanowiska opinii publicznej", nierozumiejącym, że dziś wyniki sondaży powinny być priorytetem dla każdej władzy. Zaskakującą opinię na temat zaistniałej sytuacji wyraził przewodniczący Unii Ortodoksyjnych Rabinów USA i Kanady rabin Yehuda Levin. Uważa on, że medialny atak na Benedykta XVI w związku ze zdjęciem ekskomuniki z biskupa Richarda Williamsona to dzieło lewicowych katolików. Zdaniem żydowskiego duchownego, w całej sprawie chodzi raczej o zablokowanie rosnących wpływów konserwatywnych katolików niż o potępienie biskupa negacjonisty.
Papież z przypadku?
Dla niektórych teologów i publicystów (nie jest to grupa liczna, ale sceptyczne wypowiedzi są nieproporcjonalnie mocno nagłaśniane, komentowane i stawiane jako wzór nowoczesnego podejścia do kwestii eklezjalnych) konklawe, na którym wybrano kardynała z Bawarii na kolejnego Papieża, było porażką Kościoła. Dobitnie (i z rozbrajającą szczerością) wyraził to Marco Politi we wspomnianym wcześniej wywiadzie. Na pytanie: "W jakim kierunku idzie Kościół? Następnym papieżem będzie kolejny Ratzinger czy też nastąpi nagły przełom?", odpowiedział: "To jest papiestwo przejściowe. Na konklawe kardynałowie byli wystraszeni luką, pustką po tak niesłychanie wielkiej postaci, jaką był Jan Paweł II. Byli pod presją, musieli szybko podjąć decyzję. Chodziło także o uniknięcie podejrzenia, że są podzieleni. Brakowało pośród nich osobowości o wielkim wymiarze. Takich jak np. kardynał Carlo Maria Martini, który był bardzo chory i oświadczył, że nie będzie uczestniczył w wyborach. Można powiedzieć, że pod ręką znalazł się kardynał Ratzinger jako osobowość o największym wymiarze moralnym, duchowym i kulturalnym". Jeszcze dalej w ocenie pontyfikatu posunął się południowoamerykański magazyn "O Globo". Powołując się na anonimowego uczestnika konklawe z Brazylii, wykazuje, że "wszystko, co mówi i czyni obecny papież, nie jest wynikiem działania Ducha Bożego we wspólnocie Kościoła, ale walką koterii w Jego łonie, która nie ma z wiarą nic wspólnego. Co więcej, jest to zemstą zmarginalizowanej przez Sobór i Jana Pawła II Kurii Rzymskiej i reakcyjną czkawką przeciwników soborowego aggiornamento". Skąd tak absurdalne dowodzenie?...
Zatem - Papież z przypadku? Poczciwy, konsekwentny, "pachnący naftaliną" relikt czasu, który już nie wróci? Przeszkoda w dialogu Kościoła ze światem? Wydaje się, że są środowiska, które chciałyby tak postrzegać Benedykta XVI i taki jego obraz prezentować społeczeństwu. Wielu teologów nie wybaczyło też ks. kard. Ratzingerowi tak jednoznacznego i ważnego dla tożsamości katolickiej dokumentu, jakim była deklaracja "Dominus Iesus", której jako prefekt Kongregacji Doktryny Wiary był głównym autorem. Milczeniem okrywa się działania Ojca Świętego na rzecz pojednania chrześcijan, umożliwienie wejścia do Kościoła katolickiego dla odchodzących z anglikanizmu, zatwierdzenie Statutów Drogi Neokatechumenalnej, zabiegi dyplomatyczne na rzecz zaniechania prześladowania katolików w świecie - w zamian wyciągając na pierwsze strony gazet sprawy zupełnie drugoplanowe wobec doktryny wiary, której to przede wszystkim każdorazowy następca św. Piotra ma być stróżem.
Prawda nie potrzebuje jupiterów
Zarzuca się niekiedy obrońcom Benedykta XVI zamykanie oczu na problemy Kościoła. Oczywiście jest ich niemało. Wspólnota wiary to też ludzie, którzy popełniają błędy. Papież niezmiennie podkreśla, że ratunkiem jest wierność Prawdzie, a nie lawirowanie pomiędzy gustami czy zawieranie wątpliwej jakości kompromisów. Prawda ma to do siebie, że nie potrzebuje blasku jupiterów. Nie musi ulegać presji sondaży. Ojciec Święty ma świadomość, czemu daje wyraz np. podczas audiencji, że nie może wchodzić w jałowe polemiki, które mają na celu wprowadzenie do depozytu wiary treści dalekich od Ewangelii. Jest potrzebna dyskusja, wykorzystywanie potencjału, jaki tkwi w zróżnicowanym sposobie oglądu Prawdy. Nikt tego nie kwestionuje. Problemem jest sposób jej prowadzenia. Młody Kościół także był polem wielu polemik - wystarczy otworzyć Dzieje Apostolskie czy listy św. Pawła, aby się o tym przekonać. Instrumentalizacja niefortunnej wypowiedzi biskupa Williamsona czy wykorzystywanie nominacji ks. Wagnera do szkalowania Papieża i przypinania mu etykietki ultratradycjonalisty są po prostu nieuczciwe i celowo fałszują prawdę. A to jest niedopuszczalne.
ks. Paweł Siedlanowski
"Nasz Dziennik" 2009-02-28
Autor: wa