Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Konstytucja UE za dwa tygodnie

Treść

Wszystko wskazuje na to, że za dwa tygodnie przywódcy obecnych i przyszłych państw Unii Europejskiej zaakceptują na brukselskim szczycie pierwszą w historii "konstytucję dla Europy". Unijni szefowie dyplomacji na spotkaniu w Neapolu wyjaśniali ostatnie sporne zapisy eurokonstytucji.
"Znaczące zbliżenie stanowisk" co do kształtu unijnej polityki zagranicznej i obronnej oraz "krok do przodu" w dyskusji na temat podziału władzy w przyszłej Unii Europejskiej to według gospodarza neapolitańskiego spotkania, szefa włoskiej dyplomacji Franco Frattiniego duża szansa na zakończenie w terminie prac nad unijną ustawą zasadniczą. Jej ostateczny kształt unijni przywódcy mieliby ustalić w ciągu najbliższych dwóch tygodni.
Kierujący pracami nad eurokonstytucją rząd włoski nie zaproponował powrotu do ustalonego w Nicei systemu podejmowania decyzji w UE. W kuluarach spotkania spekulowano o pomyśle opóźnienia decyzji wprowadzającej nowy, korzystny dla Niemiec, Francji i Włoch, system głosowania. Przewiduje on podejmowanie decyzji na drodze "podwójnej większości" z poparciem co najmniej połowy państw członkowskich Unii, które zamieszkuje łącznie przynajmniej 60 proc. unijnych obywateli.
Według obecnych zapisów projektu unijnej konstytucji, Nicea przestałaby obowiązywać automatycznie w 2009 r. Jednak gospodarze rozmów, Włosi, w sobotę zaprzeczali pogłoskom o możliwości opóźnienia decyzji w sprawie obalenia systemu z Nicei. Włoski minister Franco Frattini na konferencji prasowej poinformował, że większość państw chciałaby rewizji systemu "podwójnej większości", mając jednak na myśli nie tyle powrót do Nicei, co zrównanie proporcji "państw i obywateli Unii" przy podejmowaniu decyzji na unijnym forum. - Zapłacimy słoną cenę za powrót do Traktatu Nicejskiego - ostrzegł z kolei w Neapolu niemiecki minister spraw zagranicznych Joschka Fischer. Być może mówiąc to, miał on na myśli kształt przyszłego budżetu Unii Europejskiej do 2013 r., którego projekt Komisja Europejska przedstawi w Brukseli 12 grudnia, na dzień przed planowanym zakończeniem prac nad unijną konstytucją.
Unijni ministrowie w ramach trwającej od 4 października konferencji międzyrządowej porozumieli się już w sprawach wspólnej polityki obronnej. Otwarta teoretycznie dla wszystkich państw ściślejsza współpraca militarna niektórych stolic europejskich zawarta w specjalnym protokole konstytucji miałaby zostać obwarowana surowymi kryteriami "możliwości operacyjnych". Dzięki temu tylko nieliczne państwa Unii mogłyby brać w niej udział. Takie zapisy uzgodnili wcześniej przedstawiciele Berlina, Paryża i Londynu.
W Neapolu zarysował się wyraźnie kompromis w sprawie składu Komisji Europejskiej. Pełniąca funkcję unijnego rządu instytucja miałaby w przyszłości, podobnie jak dziś, przedstawiciela każdego z państw członkowskich UE.
Włoski minister spraw zagranicznych Franco Frattini podkreślił, że nowy system głosowania w rozszerzonej UE musi być łatwiejszy niż system nicejski. Ostateczną decyzję w tej sprawie podejmą jednak nie ministrowie, a przywódcy państw na brukselskim szczycie 13 grudnia.
Bardzo gwałtowna okazała się debata na temat zmiany preambuły unijnej konstytucji. Proponowana przez gospodarzy spotkania preambuła miałaby zarówno zawierać odwołanie do "judeochrześcijańskiej" tradycji Europy jak i podkreślać "laicki" (w praktyce ateistyczny) charakter instytucji państwowych w Unii Europejskiej. Jednak nawet ta "kompromisowa" formuła popierana przez Polskę, Hiszpanię i siedem innych stolic wzbudziła zdecydowany sprzeciw rządów Francji, Belgii, Danii, Finlandii i Grecji. Aprobatę zyskała natomiast propozycja wpisania do katalogu oficjalnych unijnych wartości "praw mniejszości". Większość europejskich ministrów nie chce, aby w przyszłości kluczową rolę przy ustalaniu unijnego budżetu miał Parlament Europejski.
Atmosfera neapolitańskiego spotkania każe przypuszczać, że w ciągu dwóch tygodni unijni przywódcy porozumieją się w sprawie ostatnich elementów eurokonstytucji. Wiele wskazuje na to, że premier Leszek Miller będzie musiał najpóźniej do 13 grudnia zaakceptować nowy ład Unii Europejskiej, ustanowiony przez jej ustawę zasadniczą.
Piotr Wesołowski, Bruksela



Nie dajmy się oszukać
W debacie nad kształtem unijnej konstytucji z kilku względów Polska stoi na przegranej pozycji. Po pierwsze, Niemcy oraz Francja i Włochy nigdy nie zgodzą się na utrzymanie nicejskiego systemu podejmowania decyzji. Po drugie, Francja pod pozorem obrony neutralności światopoglądowej i świeckości państwa (w praktyce ateizmu w życiu publicznym) nigdy nie zgodzi się na umieszczenie w konstytucji UE zapisu odwołującego się do chrześcijańskiej tradycji Europy, nie mówiąc już o odwołaniu do Boga w Trójcy Świętej Jedynego. To, co proponują Włochy, a na co łaskawie mogliby zgodzić się Niemcy (równoczesne odwołanie się do "judeochrześcijańskiej" tradycji i zastrzeżenie "laickości" unijnych instytucji), nie jest ani odniesieniem do Boga, ani do wartości chrześcijańskich. Takie postawienie na równi religijnej tradycji i laickości w rzeczywistości umożliwia, pozorując światopoglądową neutralność, propagowanie treści sprzecznych z chrześcijaństwem. W praktyce sprowadza się to do walki z chrześcijaństwem. Dla Francji, co kilkakrotnie potwierdzał prezydent Jacques Chirac, zachowanie ateistycznego charakteru unijnej konstytucji jest sprawą priorytetową.
Tymczasem reprezentujący Polskę politycy nie mają żadnych atutów w pozorowanym w istocie sporze z Francją i Niemcami. Nastawiając się całkowicie na integrację Polski z UE, rządząca Polską klasa polityczna nie wypracowała w tym względzie żadnej alternatywy, włącznie z ewentualnością niewstąpienia do UE. Francja i Niemcy doskonale zdają sobie z tego sprawę i wiedzą, że ustępowanie w sytuacji, kiedy można wziąć wszystko, nie ma sensu. Z tego względu Polska nie ma szans na przeforsowanie swoich postulatów. Deklaracje prounijnych polityków, dające zmęczonym biedą Polakom fałszywe poczucie nadziei na "korzystny" kompromis, są zwykłym okłamywaniem Narodu.
Chociaż słowo "kompromis" będzie padać często, jednak żadnego kompromisu nie będzie. Przy tak ważnym dokumencie, jakim jest konstytucja dla 25 państw Europy (w perspektywie 28), który na całe dziesięciolecia ma ustanowić na naszym kontynencie nową rzeczywistość, nie ma miejsca na półśrodki. Zdają sobie sprawę z tego Niemcy i Francja, które nie zamierzają ustąpić w istotnych dla siebie sprawach. Nazywanie kompromisem ewentualnej zgody Niemiec na odłożenie do 2009 r. wprowadzenia większościowego systemu głosowania jest okłamywaniem społeczeństwa. Podobnie nie jest żadnym "kompromisem" sugerowanie, że równoczesne odniesienie do "judeochrześcijańskiej" tradycji i "laickości" UE jest pełnowartościowym równoważnikiem invocatio Dei. Lepiej takich "kompromisów" w ogóle nie zawierać.
Nie oszukujmy się. W zamierzeniach twórców konstytucja UE ma zagwarantować żywotną dla ekonomicznych i politycznych interesów Niemiec ich hegemonię w Europie Zachodniej i Środkowej. Jednocześnie - czyniąc ludzki egoizm jednym z "duchowych" filarów UE - eurokonstytucja ma umożliwiać prawne zabijanie dzieci poczętych, ludzi starych, zawieranie quasi-małżeńskich związków przez homoseksualistów czy też w imię światopoglądowej tolerancji poniżanie i demoralizowanie europejskich chrześcijan.
Krzysztof Warecki
Nasz Dziennik 1-12-2003

Autor: DW