Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Konserwatywny cień liberałów

Treść

Platforma Obywatelska w 60 dni po wyborach
Konserwatywny cień liberałów

Donald Tusk się nie mylił. Platforma Obywatelska ma rację bytu na polskiej scenie politycznej tylko jako partia liberalna. To właśnie Tusk sukcesywnie "wycinał" w terenie ludzi pochodzących m.in. ze Stronnictwa Konserwatywno-Liberalnego. Można powiedzieć, że ostał mu się ino Jan Rokita, bo i Bronisław Komorowski prześciga dziś w gorliwości wielu byłych polityków Kongresu Liberalno-Demokratycznego, którzy w PO wiodą prym. Ale Platforma nie ma szans na zrealizowanie marzeń swoich liderów bez pieniędzy. I dlatego złamie swoją wyborczą obietnicę i będzie inkasować corocznie 20 mln zł z budżetu na subwencje dla partii politycznych.
Przez dwa dni w podwarszawskim Ożarowie politycy Platformy Obywatelskiej debatowali nad przyszłością partii. A raczej ustalali to, o czym zapomnieli przed kilkoma miesiącami. Każdy dzień pokazuje, że Jarosław Kaczyński nie mylił się, twierdząc z mównicy sejmowej podczas debaty nad exposé, iż PO nie miała żadnego scenariusza poza tym, że wygra wybory parlamentarne, prezydenckie czy może obie tegoroczne elekcje. PO nie była gotowa na przyjęcie werdyktu wyborców, że w ewentualnym tandemie PO - PiS to ta druga formacja będzie miała większość. Dziś szuka sobie miejsca nie tylko w obecnym układzie parlamentarnym, ale i na całej scenie politycznej w kraju.
W parlamencie w tej chwili Platforma tworzy z SLD opozycję. Co prawda nie ma koalicji rządzącej, ale Samoobrona, LPR i PSL współpracują z PiS. Partia Andrzeja Leppera nie ustaje w zabiegach, by znaleźć się w rządzie. Ludowcom chyba odpowiada ta tymczasowość, bo sami szukają sobie luki na scenie politycznej, wiedząc, że klęska w przyszłorocznych wyborach samorządowych pogrążyłaby ich na długi czas. Liga walczy, by nie oddać elektoratu PiS-owi. Jest w trudnej sytuacji, ale przynajmniej ma możliwość realizacji niektórych założeń swojego programu, a PiS przymknie oko na fakt, że to partia Marka Kotlinowskiego i Romana Giertycha błyśnie autorstwem kilku ustaw. Platforma w rywalizacji

z SLD nie ma żadnych szans
bo nie wygra z lewicowym populizmem prezentowanym przez partię Wojciecha Olejniczaka wobec każdego z poczynań rządu Kazimierza Marcinkiewicza. Ale ostatnie ruchy pokazują, że na swój sposób PO będzie chciała tak działać. Choćby sytuacja z projektem ustawy o radiofonii i telewizji. Jan Rokita zachwala, jak dobry jest ten, który mają przygotowany. Ale go nie ujawniają, tylko pastwią się nad fatalną według nich propozycją PiS. Jeśli tak wygląda działanie konstruktywnej opozycji, to rzeczywiście nietrudno o stwierdzenie, że PO wciąż jest w powyborczym szoku.
I pewnie też na karb tegoż szoku należy złożyć zapowiedź sięgnięcia po 20 mln zł rocznej subwencji z budżetu państwa. Gdzie się podziały wyborcze deklaracje? Wszystkie spoty reklamowe partii i Donalda Tuska opierały się na tym, że "Platforma z budżetu nie bierze". Gdy gazety napisały, że za kampanię wyborczą w 2001 r. do kasy ugrupowania wpłynęło ponad 7 mln zł, liderzy tłumaczyli, że to co innego. Ale subwencji brać nie będą. Dziś tylko Tusk jeszcze się upiera, by nie brać. Ale przekonują go znający się na finansach "pretorianie" z dawnego KLD. W słynnym haśle "Nicea albo śmierć" francuskie miasto zastąpiły pieniądze.
Bez stałego dochodu PO nie tylko nie będzie miała szans w najbliższych wyborach samorządowych (do spłacenia są jeszcze olbrzymie kredyty za tegoroczne kampanie), ale nie utrzyma też działaczy w terenie. Wiadomo, że

tych najbardziej konserwatywnych
zamierza do siebie przyciągnąć, wraz z ich elektoratem, partia Jarosława Kaczyńskiego. Kusić będą chociażby posady w urzędach wojewódzkich czy ich delegaturach. Co PO może zaoferować w zamian? Bez pieniędzy z budżetu praktycznie nic. Prócz frustracji z tegorocznych porażek. W takiej sytuacji zasady można sobie schować do kieszeni. Razem z pieniędzmi. - Donald mówi, żeby pieniędzy nie brać, bo nas zaraz za to zaatakują, a w terenie i tak się utrzymamy - powiedział nam jeden z działaczy Platformy. - Tusk jest ideowy - zapewnił.
Ale ta "ideowość" opiera się raczej na innych przesłankach, niż sądzi chcący nas przekonać polityk. W partii oczywiście utrzymają się liberałowie. Bo nie mają dokąd pójść, a PO w końcu jednak nie poniosła klęski - ma ponad 160 parlamentarzystów. Na "konserwatystach" Tuskowi nie zależy. Nie wierzy w zapewnienia socjologów, że klasyczna partia liberalna nigdzie na świecie nie otrzyma więcej niż kilkanaście procent głosów, i jeśli w ogóle dostanie się kiedyś do władzy, to zawsze jako ten "mniejszy". Od dwóch lat konsekwentnie do tego dążył i na drodze do pełnego "oczyszczenia" partii z nieliberałów stanął mu tylko sukces Jana Rokity w rywinowskiej komisji śledczej.
Wbrew zapewnieniom liderów PO, konflikt między nimi nie ustaje. Jego szczyt może nastąpić dokładnie za pół roku, gdy kongres będzie wybierał nowe władze partii. Pewny reelekcji jest Tusk. Co będzie z Rokitą? Czy znajdzie się dla niego miejsce w tej partii? Na razie coraz częściej przebąkuje się o tym, że premierem "gabinetu cieni" Platformy powinien być Tusk. Rokitę jedynie jako jednego z ministrów trudno sobie wyobrazić. A więc znów pójdzie na noże. Oczywiście w zaciszu gabinetów, bo na zewnątrz PO musi być ładna. Śliczna wręcz.
Mikołaj Wójcik

"Nasz Dziennik" 2005-11-28

Autor: mj