Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Konsekwencja, szczęście i... Edson

Treść

W połowie rundy jesiennej rozgrywek piłkarskiej ekstraklasy otwierająca tabelę Wisła Kraków miała siedem punktów przewagi nad znajdującą się w kryzysie Legią Warszawa. Wydawało się wówczas, że stołeczna drużyna nie będzie miała żadnych szans na włączenie się do walki o najwyższe cele, tym bardziej że prezentowała się wyjątkowo słabo. Sport bywa jednak nieprzewidywalny i oto pod koniec kwietnia różnica między obiema ekipami także wynosiła siedem punktów - tym razem jednak na korzyść Legii! Warszawiacy tej szansy zmarnować nie mogli i zostali mistrzami Polski.
Hegemonia Wisły trwała trzy lata. Przez ten czas rokrocznie sięgała po ligowe laury, zazwyczaj z dużą przewagą nad rywalami. Teraz miało być podobnie, tym bardziej że obchodzi zaszczytny jubileusz 100-lecia istnienia. Tytuł piłkarzy miał być jego najpiękniejszym ukoronowaniem. Miał, ale nie został.
Legia rozpoczęła sezon z nadziejami, których jednak długo nie spełniała. Grała bardzo źle, Jacek Zieliński - wspaniały piłkarz i ikona klubu - nie sprawdzał się w roli trenera. Do tego dochodził konflikt prezesów z kibicami, na stadion przychodziło ledwie kilka setek fanów. Wreszcie zapadła decyzja - Zielińskiemu dziękujemy, jego miejsce zajmie Dariusz Wdowczyk. Miał objąć Legię już wcześniej, nawet w nieładnym stylu zrezygnował z tego powodu z pracy w Koronie Kielce, został wówczas na lodzie. Teraz włodarze klubu przyszli do niego raz jeszcze. Strony szybko się porozumiały, Wdowczyk zasiadł na trenerskiej ławce. Debiut wypadł na mecz z Odrą Wodzisław. Warszawiacy zagrali przeciętnie, ale wygrali 2:1. Decydującą bramkę zdobyli już w doliczonym czasie gry i to stało się znakiem firmowym drużyny.
Bo ileż było później (także, a może przede wszystkim, na wiosnę) meczy, w których Legii nie szło, grała mało porywająco, a jednak zwyciężała, przesądzając o losach w ostatniej chwili. Ta konsekwencja w działaniu była jednym z największych atutów mistrzów Polski. Powiedzmy sobie szczerze
- podopieczni Wdowczyka nie przypominali Wisły Kraków z czasów Henryka Kasperczaka. Nie grali tak ładnie dla oka, ofensywnie i do przodu, nie strzelali tak wielu bramek. Mieli jednak charakter, nie załamywali się niepowodzeniami i do końca walczyli o swoje. A do tego mieli szczęście.
Wdowczyk zmontował bardzo solidny blok defensywny. Świetny bramkarz Łukasz Fabiański, znakomici środkowi obrońcy, Dickson Choto i Moussa Ouattara, twardy Wojciech Szala i rewelacyjny Edson dla większości naszych ligowców byli zaporą nie do przejścia. Nic dziwnego, że Legia straciła najmniej bramek w lidze - tylko 17. Wdowczyk ma jednak świadomość, że w trudnych momentach, przy zdecydowanym naporze przeciwnika (w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów łatwo nie będzie) ta formacja ma tendencje do prostych błędów. Będzie musiał nad tym popracować, ale fundament jest.
Kluczem do sukcesu Legii były zimowe transfery. Dwaj Brazylijczycy, Edson i Roger, wnieśli nową jakość nie tylko do stołecznej drużyny, lecz także całej ligi, świetnie wprowadził się pozyskany z Górnika Łęczna Grzegorz Bronowicki. Mistrzowsko wykonujący rzuty wolne Edson niemal w pojedynkę rozstrzygał o losach ważnych starć, świetnie wyszkolony, nietuzinkowy Roger nie był gorszy, a wręcz przeciwnie. Do ich poziomu starali się dorównać inni koledzy i to zaowocowało mistrzostwem Polski.
Rundę wiosenną Legia rozpoczęła z jednym punktem straty do Wisły. Szybko ją odrobiła i sama zaczęła zwiększać dystans. Wygrała dziewięć meczy z rzędu, co jest rekordem klubu. Przegrała tylko raz, na zakończenie sezonu z krakowianami.
Teraz przed warszawiakami wyzwanie kolejne, większe: Liga Mistrzów. Czy stać ich na awans? W obecnym składzie - nie. Jeśli uda się zatrzymać najważniejszych graczy (poza Ouattarą wydaje się to realne) i sprowadzić kilku nowych klasy Edsona, to kto wie. Już trwają rozmowy z Zagłębiem Lubin na temat Wojciecha Łobodzińskiego, przydałby się defensywny pomocnik i przynajmniej jeden (a najlepiej dwóch) skuteczny napastnik. To zdecydowanie najsłabsza formacja zespołu.
A Wisła? Jeśli w pewnym momencie wyprzedza rywala o siedem punktów, a po chwili ma do niego taką samą stratę, to... sama jest sobie winna. "Biała Gwiazda" na pewno nie była słabsza od Legii, pod okiem Dana Petrescu nabierała szlifu i charakteru, a jednak tytułu nie obroniła. Dlaczego? Zapytajcie działaczy. Wpierw zdecydowali się powierzyć drużynę trenerowi Jerzemu Engelowi. Decyzja z gatunku fatalnych. Potem Tomaszowi Kulawikowi - sytuacja podobna jak z Jackiem Zielińskim w Legii. Wspaniały piłkarz i człowiek za wcześnie wypuszczony na szerokie wody. W efekcie duża przewaga nad warszawiakami zmniejszała się w zastraszającym tempie. Zimą podpisali umowę z Danem Petrescu i na dzień dobry - w skandalicznych okolicznościach - pożegnali się z dyrektorem sportowym Grzegorzem Mielcarskim, przyjacielem i stronnikiem Rumuna. Nie zrealizowali żadnego koniecznego transferu, choć Petrescu wręcz prosił o sprowadzenie środkowego obrońcy, rozgrywającego i napastnika. Wiosna pokazała, że to był klucz do sukcesu... Legii. Nie wiem, kto pociąga za sznurki w krakowskim klubie, wiem jednak, że jeśli Wisła nie chce lecieć na łeb i szyję, musi jak najprędzej podziękować temu komuś za "współpracę".
Początki pracy pod Wawelem Petrescu miał trudne, z każdym tygodniem udowadniał jednak, że warto na niego stawiać. To nietuzinkowy człowiek, ubarwiający naszą ligę (choćby swoim ciętym językiem), a przy okazji dobry trener. Ze składem, jakim dysponował, osiągnął maksimum. Więcej nie dał rady, bo nie mógł. O niepowodzeniu w walce o tytuł - w sensie sportowym - zadecydowało kilka minut w meczu w Poznaniu. Fatalne rozprężenie i błędy kosztowały Wisłę porażkę w praktycznie wygranym meczu i tych punktów na finiszu zabrakło.
W nowym sezonie na pewno ujrzymy inną Wisłę. Raczej na 100 procent opuści ją Marcin Baszczyński, być może także Radosław Sobolewski. Kto przyjdzie na ich miejsce - zobaczymy. Wiadomo, że Petrescu widziałby w składzie Marcina Wasilewskiego z Amiki Wronki i Macieja Iwańskiego z Zagłębia. Poza nimi nowe twarze mają pochodzić z południa Europy.
Walka Legii i Wisły elektryzowała piłkarską Polskę. Już dawno losy mistrzowskiego tytułu nie ważyły się prawie do końca rozgrywek i nie dostarczyły tylu emocji. Lepsza okazała się Legia. Podobnie jak pojedynkami piłkarzy, kibice emocjonowali się "starciem" trenerskich indywidualności - Wdowczyka i Petrescu. Obaj panowie nie szczędzili sobie złośliwości i uwag, ale na samym finiszu potrafili podać sobie po przyjacielsku ręce i pogratulować sukcesu. To ważne i godne podkreślenia.
A w przyszłym sezonie może być jeszcze ciekawiej. Do Legii i Wisły dołączy przecież szalenie mocny Lech Poznań, swoje ambicje (i takież fundusze) ma Korona Kielce, podobnie Zagłębie Lubin. Zbroić się chcą i inni...
Piotr Skrobisz

"Nasz Dziennik" 2006-05-16

Autor: ab