Konieczność harmonizacji polskiej polityki pieniężnej i fiskalnej
Treść
Obecna dyskusja dotycząca kandydatury prezesa NBP w sposób istotny powinna podkreślać wagę wyboru dla kształtowania się koniunktury gospodarczej w Polsce, wysokości kosztów obsługi długu państwa, przedsiębiorstw, jak i gospodarstw domowych. A możliwości obniżki tych kosztów są ogromne, gdyż sięgają kwoty ponad 10 mld zł i to tylko w części dotyczącej obsługi długu Skarbu Państwa. Na tym tle warto chwilę się zastanowić zarówno nad stanem gospodarki polskiej, jak i realizacją obietnic programowych koalicji rządowej. Podczas tej analizy wyraźnie należy rozróżnić obecną sytuację gospodarczą kraju w skali makro, kreowaną właśnie przez politykę pieniężną, jak i przyspieszenie wzrostu gospodarczego za granicą - od działań systemowych realizowanych w skali mikro.
Obserwowany wzrost gospodarczy w istotnej części jest konsekwencją przeprowadzonych w ciągu ostatniego roku przez Radę Polityki Pieniężnej obniżek stóp procentowych. W efekcie wysokość kosztów odsetkowych uległa szybkiemu obniżeniu aż do początku kryzysu bankowego z UniCredito na początku marca 2006 r., aby po tym okresie ponownie wzrosnąć; niemniej jej relatywna wysokość nie jest już tak znaczącym obciążeniem jak w przeszłości, co powoduje skokowy wzrost opłacalności inwestycji. Jest to bardzo dobry sygnał, oznaczający, że polskie firmy dynamicznie się rozwijają i potrzebują pieniędzy na inwestycje, a gdyby postanowiono zaplanowaną strategię oddziaływania na stopy procentowe kontynuować, to transfer dochodów na rzecz sektora finansowego byłby jeszcze niższy. Niemniej w efekcie obniżek zadłużenie firm po raz pierwszy znacząco od pięciu (!) lat wzrosło, i to aż o 4,6 mld zł w 2006 r. - czyli o 12 proc. Po pięcioletnim okresie stagnacji, kiedy to wahało się między poziomem 123,6 mld zł na koniec 2001 r., a 127 mld na koniec 2003 r. i 125 mld zł w roku 2005.
Osiągnięciu trwałego wzrostu gospodarczego sprzyja prowadzenie polityki stabilizującej, która powinna zmniejszać, a nie potęgować rozmiary wahań cyklicznych. Niestety, upolitycznione w ostatnich latach decyzje Rady Polityki Pieniężnej nie spełniały tego kryterium. Decyzje o cięciu stóp nie tylko zapadały z dużym opóźnieniem wobec zmian sytuacji makroekonomicznej, ale i według zasady - gdy przeciwnik polityczny u władzy, to restrykcyjna polityka pieniężna tłumaczona dążeniem do obniżenia inflacji istniejącej, a jeśli ta jest niska, to antycypowanej w przyszłości.
Przede wszystkim spójność
Konieczna jest więc zmiana tego stanu i wprowadzenie spójnej polityki fiskalno-pieniężnej. Prawo i Sprawiedliwość w programie gospodarczym postulowało, aby polityka pieniężna stanowiła pozytywny element polityki gospodarczej prowadzonej przez rząd w celu ograniczenia bezrobocia, powstrzymania kryzysu demograficznego i kryzysu finansów publicznych oraz pobudzenia inwestycji i stabilnego tempa wzrostu gospodarczego.
Zasadniczym wymogiem było obniżenie realnych stóp procentowych, przeciwdziałanie aprecjacji złotego oraz rezygnacja z restrykcyjnego podejścia do likwidowania inflacji. Niezależna, stabilna polityka pieniężna miała sprzyjać eksportowi, a obniżone stopy procentowe - inwestycjom. Te dwa czynniki stanowić miały fundament wzrostu gospodarczego, który bezpośrednio miał się wiązać ze wzrostem zatrudnienia. Konsekwentna polityka makroekonomiczna i monetarna wzorowana na kombinacji działań prowadzonych przez administrację prezydenta Clintona w USA w latach 90. miała doprowadzić do podobnego boomu gospodarczego i skokowego wzrostu zatrudnienia w okresie do 2009 roku. Powyższy typ strategii fiskalno-pieniężnej szczegółowo opisuje doradca Clintona (prezydenta "wybranego dzięki deklaracji: 'Praca, praca i jeszcze raz praca dla wszystkich!'") noblista Joseph E. Stiglitz w książce "The Roaring Nineties. A New History of the World's Most Prosperous Decade": "długoterminowe stopy procentowe gwałtownie spadły... W związku z tym cena długoterminowych obligacji państwowych wzrosła. W konsekwencji tej ryzykownej gry raptownie poprawiły się bilanse banków. A ponieważ długoterminowe stopy procentowe były teraz niskie, czyniąc długoterminowe obligacje mniej atrakcyjną inwestycją, banki zaczęły rozglądać się za zyskami gdzie indziej. Wróciły do swej właściwej działalności, którą jest pożyczanie", kreowanie inwestycji i miejsc pracy.
Zapobieganie upolitycznieniu
Właściwie to tylko ten element programu gospodarczego został konsekwentnie wprowadzony od samego początku rządu premiera Marcinkiewicza. Nastąpiło szerokie informowanie opinii publicznej o fakcie, że w Polsce istnieje zarówno najniższy poziom inflacji w UE przy jednocześnie dwukrotnie wyższym poziomie stóp procentowych. Powyższe działania zapobiegły upolitycznionym podwyżkom stóp procentowych, które postulował prezes Balcerowicz, a które w razie wprowadzenia doprowadziłyby do wyhamowania wzrostu gospodarczego i przerzucenia odpowiedzialności za ten stan na koalicję rządową. Nastąpiła znacząca redukcja "spreadu" między stopami w Polsce i za granicą - spadek stóp procentowych w Polsce o 50 pb przy jednoczesnym wzroście w strefie euro o 150 pb oznacza względny spadek restrykcyjności polityki pieniężnej o 2 punkty procentowe, a więc o 50 proc. w stosunku do stopy bazowej, jak i obniżki kosztów zaciągania długu, i w konsekwencji doprowadziło do przyspieszenia poziomu inwestycji oraz PKB, zaczynając od II kwartału roku 2006. Powyższe działania jednocześnie zmniejszyły opłacalność spekulacyjnych operacji typu "carry trade", polegających na zaciąganiu niżej oprocentowanych zobowiązań za granicą i wykupywaniu wyżej oprocentowanego długu w Polsce.
Wzrost inwestycji
Tak jak to było zaprezentowane w programie gospodarczym PiS, w przeciwieństwie do okresów poprzednich, kiedy to wysokie stopy procentowe doprowadziły do znaczącej redukcji ilości opłacalnych projektów inwestycyjnych, obniżenie stóp procentowych spowodowało znaczący wzrost poziomu inwestycji. Ich wzrost spowodował, że w przyroście PKB stanowiły one 2,3 proc. w II kw. i aż 3,4 proc. w III kw., a więc niemal 3/5 całej dynamiki gospodarki, w porównaniu z 0,9 proc. w I kw. ubiegłego roku. Gdyby udział inwestycji w PKB kształtował się w wysokości 1,1 proc., a więc na poziomie przeciętnym dla lat 2004-2005, to już obecnie wystąpiłyby widoczne objawy dekoniunktury w postaci spadku tempa wzrostu PKB do poziomu 4,3 proc. w II kw. i zaledwie 3,5 proc. w kw. III 2006 roku.
Tak więc batalia o NBP jest batalią o naszą przyszłość i należy mieć nadzieję, że Sławomir Skrzypek będzie w stanie tym wyzwaniom sprostać.
Autor jest doktorem ekonomii, w przeszłości pełnił funkcję prezesa Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi, był też wiceministrem finansów w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza. Współautor programu gospodarczego PiS. Absolwent SGH oraz prestiżowego programu doktorskiego w IESE w Barcelonie. Obecnie pracuje w Kancelarii Sejmu.
"Nasz Dziennik" 2007-01-05
Autor: wa