Konieczna centralizacja kontroli
Treść
Z wiceministrem zdrowia odpowiedzialnym za politykę lekową Bolesławem Piechą rozmawia Mikołaj Wójcik
Minister zdrowia Zbigniew Religa zwrócił się do prokuratora krajowego w sprawie afery corhydronu. Na czym miałoby polegać ewentualne przestępstwo?
- Generalnie badamy wszelkie możliwe okoliczności, jak mogło do tego dojść, jak w fiolce, na razie tylko jednej, mógł znaleźć się inny lek. W Polsce zdarza się rocznie około 150-200 przypadków niepożądanych działań leków, w Europie - ponad 1000. Chcemy zobaczyć, czy nieprawidłowości w przypadku corhydronu były po stronie urzędów. Proszę pamiętać, że główny inspektor farmaceutyczny jest autonomiczny. Minister może wystąpić o jego odwołanie, nakazać kontrolę albo wypracować inny system prawny. Ale ingerencja w decyzje inspektora jest niemożliwa. Stąd zwrócenie się do prokuratora o zbadanie, czy nie zostały naruszone procedury prawne. Oczywiście trzeba też zbadać, czy w Jelfie doszło do naruszenia procedury, bałaganu czy może działania umyślnego.
Nie wykluczają Państwo tego, że mogło dojść do sabotażu konkurenta Jelfy na rynku farmaceutycznym?
- Nie możemy tego wykluczyć. Jest taka sytuacja, że zbiegło się to w czasie z prywatyzacją Jelfy. Poprzednio nie było żadnych zastrzeżeń do corhydronu. Jest wielkie napięcie związane z listami leków refundowanych. To, że lek jest na tej liście, powoduje, że państwo z NFZ dopłaca do jego sprzedaży...
...i sprawia, że lek się sprzedaje.
- Dokładnie, bo jest tańszy, mniej kosztuje pacjenta czy szpital. Jestem zdziwiony, że po raz pierwszy nie ma przecieków z ustalania tej listy. To znaczy, że te nasze departamenty utrzymują prace w tajemnicy. To jest ogromny rynek, ogromne pieniądze. Prawo w Polsce jest jakie jest, niezbyt rygorystyczne, a były przecież tendencje, by jeszcze je liberalizować. Nie wykluczam sabotażu, ale to mało prawdopodobne. Pomyłka, głupota, bałagan - któreś z tych zdarzeń prokuratura musi potwierdzić lub wykluczyć.
I dopiero wtedy nastąpi ewentualna zmiana tych standardów i procedur?
- Tego typu zdarzenia od kilkudziesięciu lat zdarzyły się cztery razy. Za każdym razem zmieniano potem prawo, ale również systemy jakości. W 1985 r. w USA pracownik zagrożony zwolnieniem dostrzykiwał do tabletek cyjanek potasu. Były ofiary, stwierdzono przyczynę. Od tego czasu każdy pracownik musi zmieniać odzież, nie może niczego przenosić, zabezpieczono się w fabrykach przed wnoszeniem trucizn. Potem w 1987 r., również w Stanach, szaleniec chodził po hipermarketach i w buteleczkach, zatykanych wówczas tylko wacikiem i plastikowym koreczkiem, podmieniał tabletki na wyprodukowaną przez siebie w domu strychninę. Od tego czasu tabletki są głównie w listkach lub zaplombowane. Także i tym razem musi nastąpić zmiana prawa. Trzeba usprawnić system ostrzegania. W ustawie o zawodzie lekarza zobligujemy lekarza do każdorazowego informowania o działaniach niepożądanych leku wraz z koniecznością zachowania jego opakowania. Zmienimy też prawo farmaceutyczne, nakładając na GIF obowiązek informowania ministra zdrowia o takich przypadkach. Konieczne będą też drobne zmiany w systemie rejestracji leków. Wygląda na to, że chcieliśmy mieć społeczeństwo obywatelskie, zdecentralizowane. Wygląda na to, że bez kontroli organów rządowych nie da się tego zabezpieczyć. Mamy przygotowaną część zmian, ale bardzo trudno jest to uchwalić z powodu tzw. konsultacji społecznych.
Wiceszef MSWiA Marek Surmacz ujawnił, że podczas akcji docierania do odbiorców corhydronu zostały ujawnione nadużycia w systemie. Na czym one polegają?
- To była tajemnica poliszynela, że część leków w całości refundowanych przez Skarb Państwa nie trafia do pacjentów. Używano do tego inwalidów wojennych i wojskowych, bo oni mają prawo do takiej ulgi. Przy okazji tej akcji NFZ dał nam listę wszystkich takich osób. I okazało się, że np. pacjent, który miał zrealizować receptę, od roku leży w szpitalu i nie miał dostępu do lekarza, który taką receptę wypisał. Albo inny nie wiedział, że w ogóle ktoś mu sprzedał taki specyfik. To są nadużycia kryminalne. Prawdopodobnie część tych preparatów, z racji, że są to sterydy, trafiała do siłowni. Część mogła trafiać niestety do gabinetów lekarskich. To proceder, z którym borykamy się od wielu lat i bardzo trudno go wyeliminować. Są duże opory. Wolność gospodarcza - tak, jeśli będą zachowane zasady etyki. Ale z etyką w firmach farmaceutycznych, mimo wszystko, jest bardzo słabo.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2006-11-17
Autor: wa