Koniec wielkiej koalicji w Austrii
Treść
Austriacki wicekanclerz Wilhelm Molterer (OEVP - Austriacka Partia Ludowa) poinformował wczoraj, że dalsza współpraca koalicyjna jego partii z socjaldemokratami jest niemożliwa, co oznacza rozpad dotychczasowej wielkiej koalicji i rozpisanie nowych wyborów.
- Już wystarczy, już dość, dalsza współpraca w koalicji jest niemożliwa - stwierdził Molterer, informując o rozpadzie koalicji i przedterminowych wyborach. Jego zdaniem, nowe wybory powinny odbyć się jak najszybciej. Niewykluczone, że nastąpi to już we wrześniu tego roku. O zamiarze zakończenia rządów koalicyjnych Molterer poinformował już obecnego kanclerza Alfreda Gusenbauera (SPOE) oraz prezydenta Austrii Heinza Fischera.
Kryzys w gronie wielkiej koalicji trwał w Wiedniu już od dłuższego czasu, ale konkretna decyzja o zerwaniu współpracy z koalicjantem została spowodowana zmianą nastawienia socjaldemokratów do Unii Europejskiej. Od kilku tygodni partia SPOE z nowo wybranym szefem Wernerem Frymannem z proeuropejskiej przeistoczyła się w partię ostro eurosceptyczną.
Kością niezgody stał się obecny (już ratyfikowany przez austriacki parlament) traktat lizboński i forma jego ratyfikacji, a także sposób przyjmowania podobnych dokumentów w przyszłości. Szef SPOE Frymann wraz z nadal rządzącym kanclerzem Gusenbauerem w liście otwartym zażądali dokonania bardzo istotnych zmian w treści traktatu lizbońskiego w przypadku podejmowania jakichkolwiek prób jego ratyfikacji. Obydwaj politycy żądają, aby w przyszłości analogiczne decyzje zapadały w drodze referendalnej.
Austriackie społeczeństwo także chce referendum
Według najnowszych badań opinii publicznej, aż 61 procent dorosłych obywateli opowiada się za tym, aby w sprawcach kluczowych, żywotnych i ważnych dla Unii Europejskiej (jak na przykład uchwalenie konstytucji lub nowych traktatów) decydowali mieszkańcy w referendach, nie zaś politycy. Wśród sympatyków partii SPOE odsetek ten przekroczył nawet 80 procent. Społeczeństwo austriackie wielokrotnie dawało wyraz niechęci do Wspólnoty i do arogancji władzy. Tak było także w kwestii ratyfikacji traktatu lizbońskiego, kiedy to ludzie wyszli na ulice, żądając, aby deputowani parlamentu rozpisali referendum w sprawie ewentualnego zatwierdzenia traktatu lizbońskiego. Demonstranci domagali się, aby władze w Wiedniu zaczęły respektować wolę narodu i rozpisały referendum w sprawie traktatu. Obawiają się oni, że traktat może oznaczać zerwanie z neutralnością Austrii. Wielu demonstrantów domagało się natychmiastowego wystąpienia ich kraju z Unii Europejskiej.
- Jeżeli spojrzymy na wiele euro pejskich krajów, gdzie rośnie liczba sceptyków, nie do Unii w ogóle, tylko do unijnych traktatów, to musimy dojść do wniosku, że odbierając obywatelom głos w tej sprawie, osłabiamy Wspólnotę - powiedział w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" deputowany do Bundestagu z CSU, Peter Gauweiler, który składając skargę do Trybunału Konstytucyjnego na sposób ratyfikacji traktatu lizbońskiego w Niemczech, skutecznie wstrzymał jego ratyfikację. Zdaniem Gauweilera, jakiekolwiek nowe traktaty muszą być zawierane w sposób transparentny i zrozumiały dla wszystkich obywateli.
- Bruksela nie może na siłę wprowadzać takich dokumentów jak traktaty bez pytania obywateli i rządów poszczególnych państw o zdanie - uznał Gauweiler i przypomniał, że takie właśnie zapisy pozbawiające narodowe kraje ich dotychczasowych kompetencji i zwiększające uprawnienia Brukseli, w sposób zawoalowany znajdują się w traktacie lizbońskim. Gauweiler wyraził nadzieję, że niemiecki Trybunał Konstytucyjny, widząc zagrożenia płynące z treści traktatu, albo w całości odrzuci dotychczasowy sposób niemieckiej ratyfikacji traktatu lizbońskiego, albo chociaż zapisze specjalną klauzulę zakazującą władzy niemieckiej w przyszłości przekazywania Wspólnocie narodowych kompetencji. - Unia Europejska ma być wspólnotą państw, a nie jednym państwem - skonstatował Gauweiler.
Waldemar Maszewski, Hamburg
"Nasz Dziennik" 2008-07-08
Autor: wa