Konfidenci boją się zwolnień
Treść
Olbrzymia presja społeczna, by ujawniać konfidentów Służby Bezpieczeństwa, wywołuje prawdziwy popłoch wśród byłych funkcjonariuszy bezpieki. Negatywnie zweryfikowany w 1990 r. naczelnik wydziału V SB w Krakowie kpt. Aleksander Mleczko, który za pośrednictwem internetu instruuje kolegów, jak "unikać zagrożeń lustracyjnych", zaoferował szeroką pomoc zagrożonemu zwolnieniem "esbekowi z Konina", informując go jednocześnie o przygotowaniach do kolejnej akcji wymierzonej w "lustratorów". "Mógłby Pan założyć jednoosobową firmę i podpisać z klientem umowę na realizację dotychczasowego zakresu czynności, lekko wzbogaconego o odpowiedzialność i wówczas wypada Pan z kręgu osób obowiązanych do złożenia wniosku lustracyjnego" - poucza Mleczko "zagrożonego zwolnieniem esbeka".
"Tego oczywiście odpuścić nie można" - tak o restrykcjach dla funkcjonariuszy dawnych służb specjalnych PRL, jakie niesie ze sobą nowa ustawa lustracyjna - napisał w swoim liście funkcjonariusz krakowskiej SB, który w internecie instruuje dawnych kolegów z bezpieki, jak obchodzić przepisy ustawy o udostępnianiu informacji organów bezpieczeństwa państwa komunistycznego.
Mężczyzna, przyznający się do służby w SB, za pośrednictwem internetu próbuje zachować anonimowość, ukrywając się pod pseudonimem "ecco53". Wiadomo jednak, że chodzi o kapitana Aleksandra Mleczkę, naczelnika Wydziału V SB w Krakowie. Choć negatywnie zweryfikowany, kpt. Mleczko nadal funkcjonuje na styku biznesu, służb specjalnych i polityki. W lutym 2004 r. sekretarz stanu w Ministerstwie Finansów w rządzie SLD Wiesław Ciesielski powołał go na stanowisko wicedyrektora Biura Międzynarodowych Relacji Skarbowych, zajmującego się współpracą z zagranicznymi służbami skarbowymi. Dzięki wstawiennictwu działaczy SLD otrzymał wydany przez ABW certyfikat dostępu do informacji niejawnych do poziomu "ściśle tajne".
Za pośrednictwem prowadzonego przez niego blogu skontaktował się z nim funkcjonariusz SB "Jan D. z Konina".
"Na razie jest Pan jedynym, który napisał do mnie w kwestii przewidywanego zwolnienia" - ucieszył się Mleczko.
"Jan D." opisuje swoją historię. "Negatywnie zweryfikowany, po 1989 r. imał się różnych zajęć, by wreszcie zatrudnić się w spółce medialnej w Koninie i sporadycznie pisywać do jednego z bezpłatnych poznańskich tygodników. Życie układałoby się całkiem różowo, gdyby nie fakt, że pracodawca zażądał przedstawienia zaświadczeń IPN. I zapowiedział zwolnienie ewentualnych konfidentów SB". Takie prawo daje pracodawcy przygotowana przez Sejm nowa ustawa lustracyjna, jeżeli oczywiście zostanie podpisana przez prezydenta.
Jak się jednak okazuje, dla byłych funkcjonariuszy SB ominięcie zapisów ustawy to żaden problem. "Zrozpaczonemu groźbą utraty pracy Janowi D." kpt. Mleczko natychmiast udzielił "fachowej" porady, przekonując, że proponowany wybieg będzie skuteczny również w przypadku, gdyby jego pracodawca okazał się - cytujemy - "krwawym bezpiekożercą".
"Myślę, chociaż mogę się mylić, bo przecież nie znam szczegółów waszych relacji, że mógłby Pan założyć jednoosobową firmę i podpisać z tym klientem umowę na realizację dotychczasowego zakresu czynności, lekko wzbogaconego o odpowiedzialność, i wówczas wypada Pan z kręgu osób obowiązanych do złożenia wniosku lustracyjnego" - poucza "ecco53".
- W przypadku dziennikarzy mamy pewien problem. Bo o ile osoby pełniące funkcje publiczne w administracji państwowej mają swojego przełożonego, który musi zapis o ujawnieniu zaświadczenia lustracyjnego wyegzekwować, o tyle sprawa nie jest już tak prosta w przypadku dziennikarzy - "wolnych strzelców" - przyznaje poseł Arkadiusz Mularczyk, współtwórca nowej ustawy lustracyjnej. Problem bierze się stąd, że - jak mówi parlamentarzysta - co prawda ustawa nakłada na redaktorów naczelnych obowiązek wystąpienia do pracowników o przedstawienie im zaświadczenia IPN lub też takiego wystąpienia bezpośrednio do samego Instytutu, jednak nie wprowadza żadnych sankcji karnych dla osób, które tego nie zrobią. Nad ustawą lustracyjną będzie jednak w najbliższy wtorek pracować sejmowa komisja nadzwyczajna i to niedociągnięcie być może zostanie zlikwidowane.
- Jest olbrzymia presja społeczna, by ujawniać konfidentów SB. W mojej miejscowości, w Nowym Targu, właśnie zwolniono dziennikarza, który okazał się współpracownikiem bezpieki - mówi Mularczyk.
Zapis ustawy o udostępnianiu informacji organów bezpieczeństwa państwa komunistycznego dający pracodawcy możliwość zwolnienia z pracy osoby, która według zaświadczenia IPN była współpracownikiem lub konfidentem SB, szczególnie mocno nie podoba się byłemu pracownikowi krakowskiej bezpieki. "Kwestia nie jest całkiem prosta, bowiem cóż z tego, że przepis będzie niekonstytucyjny i w ostateczności wygramy w Trybunale Praw Człowieka - oczywiście, jeśli jeszcze zbierzemy odpowiednią ilość kasy na proces. Ale tego oczywiście odpuścić nie można. Myślę nad pewną inicjatywą, lecz jeszcze do końca się nie urodziła (...)" - napisał w swoim liście do "kolegi po fachu" kpt. Mleczko.
Wojciech Wybranowski
"Nasz Dziennik" 2006-08-31
Autor: wa