Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Końca protestu nie widać

Treść

Nie udało się wczoraj wypracować rozwiązania, które pozwoliłoby lekarzom z podkarpackich szpitali zakończyć protest. Zaproszony na rozmowy prezes Narodowego Funduszu Zdrowia nie przyjechał do Rzeszowa, a przedstawiciel resortu zdrowia nie miał gotowej propozycji rozwiązania konfliktu. Po dyskusji wiadomo jedynie tylko to, że strony spotkają się na rozmowach w Warszawie. Jednak nie wiadomo, gdzie w tym czasie mają udać się pacjenci. Wczoraj bowiem blisko ośmiuset lekarzy z siedmiu podkarpackich szpitali kontynuowało swój protest rozpoczęty w ubiegłą środę. Pacjenci przyjmowani byli tam wyłącznie na zasadach ostrego dyżuru. Nie pracowała większość przychodni specjalistycznych. Do wczoraj protest nie był uciążliwy dla pacjentów, gdyż lekarze nie wypełniali jedynie swoich administracyjnych obowiązków.
Wczoraj lekarze, dyrektorzy szpitali spotkali się z przedstawicielem Ministerstwa Zdrowia. Niestety, na spotkanie nie mógł przybyć prezes NFZ Jerzy Miller, tłumacząc się obowiązkami w Warszawie. Wczorajsze spotkanie nie przyniosło zmiany napiętej sytuacji w podkarpackich szpitalach. Padły jedynie obietnice i propozycje rozmów.
- Mam wrażenie, że mówimy różnymi językami. W obecnym systemie co roku brakuje prawie 21 miliardów złotych. Jeżeli tych pieniędzy nie znajdziemy, to nie mamy o czym mówić, będziemy się szamotać, czy dać pielęgniarkom, czy dać lekarzom, czy przenieść z województwa do województwa. Samo mieszanie niczego nie zmieni. Pacjent na pewno nie odczuje poprawy, jeżeli w systemie nie będzie adekwatnych środków - mówił Zdzisław Szramik, przewodniczący podkarpackiego oddziału Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. Podkreślił, że protest w obecnej formie może potrwać jeszcze około dwóch tygodni. Jeżeli podwyżek płac nie będzie, lekarze zapowiadają złożenie wypowiedzeń z pracy. - Wtedy nie będzie już strajku, po prostu rozstaniemy się z tym systemem i może to otrzeźwi decydentów - dodał.
Taka sytuacja, jeśli do niej dojdzie, z pewnością sparaliżuje pracę szpitali. Lekarze uważają, że nawet jeżeli niektóre usługi medyczne będą świadczone z pewnym opóźnieniem, to warto walczyć o zmiany w systemie, gdyż ich brak spowoduje jeszcze większe straty. Sami pracodawcy zauważają już dotkliwe migracje personelu medycznego w celu lepszych płac, zarówno w granicach kraju, jak i poza nimi.
Rozwiązania tymczasowe nic nie zmienią. Już wiadomo, że w ślad za lekarzami o podwyżki pensji będą walczyły pielęgniarki, a za nimi kolejni przedstawiciele białego personelu. - Przygotowujemy się zgodnie z literą prawa do strajku. Trwają rozmowy, jeśli te nic nie wniosą, podejmiemy strajk. Dziś jeszcze trudno mówić, jakie będą jego formy - powiedziała nam Halina Kalandyk, przewodnicząca podkarpackiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych. Podkreśliła, że pielęgniarki popierają starania lekarzy, jednak nie dopuszczą do tego, by podwyżki otrzymali tylko lekarze.
Wspólnego pomysłu na zażegnanie kryzysu wczoraj jednak nie było. Przedstawiciele samorządów, będący organami założycielskimi szpitali powiatowych i wojewódzkich, rozkładali bezradnie ręce, gdyż nie mogą finansować płac w służbie zdrowia. Podobnie bezradni są dyrektorzy placówek medycznych, którzy ograniczeni są ustawowym pułapem wzrostu płac, w tym roku kształtującym się na poziomie 3,5 procenta. Żądania 30-procentowej podwyżki może więc rozwiązać rząd, można szukać rozwiązań w Sejmie lub dodatkowych pieniędzy w centrali NFZ. Dyrektorzy szpitali podkreślają, że zwiększenie wyceny punktów za usługi medyczne o 1 zł, poprawiłoby sytuację. Równocześnie zaznaczają, ich zdaniem niesłuszną, dysproporcję pomiędzy wyceną punktów w poszczególnych regionach kraju. - Płacimy takie same składki, czy różnicowanie wyceny jest sprawiedliwe? - pytali.
Wczoraj przedstawiciel resortu zdrowia nie dysponował oczekiwanymi "konkretami". - Konkretem byłyby tu pieniądze. Nie widzę dzisiaj takiej możliwości bez zmian w budżecie czy w prawie podatkowym. One nie wykluwają się z dnia na dzień, dlatego finansowe deklaracje byłyby nieuzasadnione - mówił wiceminister Bolesław Piecha. Zapewnił, że w 2007 roku dla służby zdrowia przeznaczone będzie o ponad 4 mld zł więcej. Podkreślił, że są podstawy do rozważenia propozycji lekarzy, które mogą skutecznie usunąć wady systemu. - Myślę, że lekarze dają szanse i nam, i pacjentom. Wydaje się, że pacjenci mimo tych przejściowych trudności powinni czuć się spokojnie - dodał. Minister zauważył także potrzebę "skrócenia dystansu" pomiędzy stronami sporu i wspólnych rozmów.
Podkarpacki strajk jest kolejnym etapem akcji tutejszych lekarzy. Przeprowadzili oni protesty 20 lutego oraz 13 i 14 marca. Placówki pracowały jak w dni świąteczne, odwołane były zaplanowane zabiegi i operacje, a przeprowadzane miały być jedynie te ratujące życie. Ponadto około tysiąca lekarzy skorzystało z urlopów "na żądanie", a w szpitalach byli tylko lekarze dyżurujący oraz kontraktowi. Do akcji dołączyły też przychodnie publiczne i pracownie diagnostyczne. Pod koniec marca protestowali już lekarze w Łodzi i Radomiu
Marcin Austyn, Rzeszów

"Nasz Dziennik" 2006-04-04

Autor: ab