Komorowski i Tusk powinni wykazać się taktem
Treść
- To była codzienna rozmowa. Rozmawialiśmy o stanie zdrowia mamy i  jeszcze do tego brat, który wiedział, że jestem mocno zmęczony tymi  wydarzeniami, doradził mi, mimo że pora nie była wczesna, żebym jeszcze  chwilę się przespał. I to były jego ostatnie słowa do mnie skierowane. O  niczym więcej żeśmy nie rozmawiali - mówił Jarosław Kaczyński w Radiu  Maryja. Rozmowa została przerwana. Prezes Prawa i Sprawiedliwości  wyjaśniał, że nie był tym zdziwiony, bo chociaż brat rzadko dzwonił z  telefonu satelitarnego, to jednak zawsze taka rozmowa w pewnym momencie  się urywała.
Najwłaściwszym miejscem oddania hołdu ofiarom  katastrofy smoleńskiej jest Warszawa - mówił w piątek na antenie Radia  Maryja Jarosław Kaczyński - i to w stolicy prezes Prawa i  Sprawiedliwości zamierza obchodzić pierwszą rocznicę katastrofy.  Uzasadniał to tym, że to w Warszawie odbywały się przecież główne  uroczystości i miały miejsce przejawy spontanicznego oddawania hołdu  tym, którzy polegli.
Jarosław Kaczyński był w piątek gościem "Rozmów  niedokończonych" w Radiu Maryja i Telewizji Trwam. - 10 kwietnia będę w  Warszawie, z całą pewnością tam chcemy obchodzić tę rocznicę. Tam  odbywały się przecież główne uroczystości, te przejawy takiego  spontanicznego oddawania hołdu tym, którzy polegli, przede wszystkim  prezydentowi, prezydentowej - mojemu bratu, mojej bratowej - tam były  najbardziej intensywne. Chociaż oczywiście doceniam to wszystko, co się  działo w całym kraju. Bo Msze św. i zgromadzenia publiczne odbywały się w  całym kraju i były równie ważne - mówił prezes Prawa i Sprawiedliwości.  
Jarosław Kaczyński powiedział, iż rocznica katastrofy powinna być  dniem zadumy, ale też dniem "godnej manifestacji, naszej wiary w Polskę,  polską godność, że jesteśmy w stanie zbudować silne państwo, z którym  inni będą się liczyć". 
Prezes PiS stwierdził, iż prezydentowi  Bronisławowi Komorowskiemu i premierowi Donaldowi Tuskowi "nie odmawia  prawa udziału w uroczystościach rocznicowych", lecz jednak powinni  wykazać się pewnym taktem i muszą mieć świadomość, że nie wszędzie będą  mile widziani. - Powinni coś uczynić, by pokazać, że katastrofę  pamiętają. Powinni jednak też pamiętać to wszystko, co robili przed  katastrofą i po katastrofie, choćby odmówili uczczenia w oddzielnej  uchwale bądź co bądź prezydenta Rzeczypospolitej, a później było  śledztwo, sprawa krzyża wręcz pożałowania godna. Stąd potrzeba taktu,  potrzeba zdania sobie sprawy, że nie wszędzie ich obecność będzie  pożądana - stwierdził Kaczyński. 
Ocenił, iż 10 kwietnia 2010 r.  doszło do straszliwej kompromitacji formacji ustrojowej nazywanej "III  Rzecząpospolitą". - Bo to właśnie ta formacja doprowadziła do tego, że  ta katastrofa była możliwa. Ta katastrofa nie była jakąś koniecznością,  nie była też czystym zbiegiem okoliczności, który się zawsze może  zdarzyć. Była wynikiem wielu wydarzeń, które miały miejsce przed nią,  wielu wydarzeń ze sfery, jakby się wydawało odległej od lotów samolotem.  To ta wielka kampania nienawiści, nienawiści do prezydenta obniżająca  jego prestiż, wobec tego obniżająca także jego bezpieczeństwo. Na pewno  demobilizująca służby polskie, jak i zewnętrzne w trakcie tego rodzaju  wydarzeń jak na przykład podróż - mówił Kaczyński. 
Odnosząc się do  śledztwa w sprawie katastrofy, stwierdził, iż jest ono "sprawdzianem  naszej podmiotowości w polityce międzynarodowej". - Jeśli to będzie szło  tak jak dotychczas, będzie to świadectwo tego, że doszło do niezwykle  radykalnej degradacji naszej pozycji - powiedział. 
Jarosław  Kaczyński stwierdził, że gdy przeczytał raport Tatiany Anodiny, to miał  poczucie, iż został bardzo mocno obrażony, a Polsce uczyniono wielki  despekt. - To przedsięwzięcie z całą pewnością zamierzone, bardzo dobrze  zaplanowane - powiedział prezes Prawa i Sprawiedliwości. Odniósł się do  postawy prezydenta i premiera, którzy nie zareagowali stanowczo na tezy  raportu MAK, lecz najwyżej mówili o potrzebie jego uzupełnienia, i to  mimo że polscy specjaliści w swoich uwagach przedstawili tezy przeczące  tym zawartym w rosyjskim raporcie. - Ci panowie nie mieli odwagi  powiedzieć tego, co napisali polscy eksperci, polscy urzędnicy -  uogólnić tego, przedstawić tego w jednym zdaniu. Skąd ten brak odwagi,  skąd ten serwilizm wobec Rosji, posunięty tak daleko? To jest pytanie,  na które tak do końca nie potrafię odpowiedzieć. Na pewno tu jest ten  element poczucia przegranej i niechęci przyznania się - ten element  przemawiania do własnego elektoratu, który ciągle chce wierzyć  koniecznie, że tamta strona ma rację, że ich stawka na Platformę  Obywatelską była słuszna - mówił Kaczyński. W ocenie prezesa PiS, taka  postawa Komorowskiego i Tuska ma dostarczać argumentów wyborcom  Platformy - choć te argumenty są niekiedy absurdalne - że mieli rację,  głosując na PO. - To jest psychologicznie zrozumiałe - dodał Kaczyński. 
Prezes  PiS wykluczył swój udział w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego za  kadencji prezydenta Komorowskiego. Bronisławowi Komorowskiemu zarzucił  małostkowość. Zaznaczył, iż przed uroczystościami 10 kwietnia w Katyniu  PiS poprosiło ówczesnego marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego o  przełożenie sejmowych głosowań, co pozwoliłoby parlamentarzystom PiS  wyruszyć do Katynia pociągiem, a nie nazajutrz samolotem. - Komorowski  odmówił, nie przełożył. Gdyby nie był tak straszliwie małostkowy, jak  był - jego postawa wobec Prawa i Sprawiedliwości była niesłychanie wroga  i małostkowa jednocześnie - to przynajmniej trzy osoby: Grażyna  Gęsicka, Aleksandra Natalli-Świat i Stanisław Zając, by żyły, dwie inne  być może by chciały jechać pociągiem - mówił Kaczyński. Zaznaczył, iż  przez tę małostkowość od 3 do 5 osób straciło życie.
- Mam wobec tego  człowieka stosunek - nazwijmy to - wyjątkowo trudny - mówił Jarosław  Kaczyński o swoim stosunku do prezydenta Komorowskiego.
Po raz  kolejny odniósł się do swojej rozmowy z bratem, Lechem Kaczyńskim, którą  prezydent prowadził na pokładzie Tu-154M przez telefon satelitarny, na  ok. 15 minut przed katastrofą. - Nie było najmniejszych oznak niepokoju -  stwierdził Jarosław Kaczyński. 
- Brat mówił mi wyłącznie o stanie  zdrowia mamy. To była codzienna rozmowa. Zawsze mniej więcej o tej porze  na ten temat rozmawialiśmy, chyba że byliśmy w szpitalu obydwaj, bo to  się zdarzało. Rozmawialiśmy o stanie zdrowia mamy i jeszcze do tego  brat, który wiedział, że jestem mocno zmęczony tymi wydarzeniami,  doradził mi, mimo że pora nie była wczesna, żebym jeszcze chwilę się  przespał. I to były jego ostatnie słowa w życiu do mnie skierowane. O  niczym więcej żeśmy nie rozmawiali - stwierdził prezes PiS. Jarosław  Kaczyński powiedział, że rozmowa została przerwana. Wyjaśniał, iż nie  był tym zdziwiony, bo chociaż brat rzadko dzwonił z telefonu  satelitarnego, to jednak zawsze taka rozmowa w pewnym momencie się  urywała. 
Artur Kowalski
Nasz Dziennik 2011-01-31
Autor: jc