Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Komisja nie dopatrzyła się fałszerstw

Treść

Białoruska Centralna Komisja Wyborcza (CKW) ogłosiła wczoraj oficjalnie, że zwycięzcą niedzielnych wyborów prezydenckich na Białorusi został Aleksander Łukaszenko. Komisja podała, że na obecnego prezydenta głosowało 83 proc. wyborców. Wcześniej praktycznie wszystkie kraje europejskie, poza Rosją, uznały wybory za sfałszowane.
Komisja poinformowała, że na kandydata opozycji Aleksandra Milinkiewicza głosowało 6,1 proc. wyborców. Siarhiej Hajdukiewicz, lider Liberalno-Demokratycznej Partii Białorusi, uznawany za przywódcę koncesjonowanej opozycji, uzyskał 3,5 proc. głosów, a drugi obok Milinkiewicza kandydat opozycyjny Aleksander Kazulin otrzymał 2,2 proc. głosów. Frekwencja wyborcza wyniosła 92,9 proc.
Jednocześnie CKW odrzuciła skargi opozycyjnych kandydatów na prezydenta i Białoruskiego Komitetu Helsińskiego, którzy domagali się uznania wyborów za nieważne. Komisja nie dopatrzyła się faktów, "które podawałyby w wątpliwość rezultaty wyborów".
Jednak międzynarodowe organizacje monitorujące białoruskie wybory już wcześniej podważyły ich uczciwość. Obserwatorzy zwracają uwagę, że poza Rosją Aleksander Łukaszenko nie otrzymał gratulacji z żadnego z państw europejskich. Powinszowania dla dyktatora napłynęły jedynie z Iranu, Kuby i Chin.
Wczoraj po południu na placu Październikowym znajdowało się 400 osób i 35 namiotów. Uczestnicy akcji, którzy domagają się powtórzenia wyborów, zamierzają pozostać na placu przynajmniej do soboty, kiedy to przypada Dzień Niepodległości. W południe opozycja planuje zwołać wielką manifestację. Stosunek mińszczan do przeprowadzanej akcji jest ogólnie przychylny, jednak nie ma nastrojów radykalnych, dążących do czynnego poparcia akcji. Możliwe, że sobotnia manifestacja będzie ostatnią w trwającej od niedzieli fali protestów. Władza pozostaje nieugięta wobec żądań opozycji, zaś ludzie są coraz bardziej zmęczeni.
W Grodnie od dwóch dni milicja wzywa na przesłuchania Tadeusza Gawina, byłego prezesa Związku Polaków na Białorusi, a w niedzielnych wyborach męża zaufania Aleksandra Milinkiewicza. Postawiono mu zarzut, że jeszcze latem podpalił sklep na wsi w pobliżu Grodna. We wtorek przesłuchanie nie odbyło się, ponieważ pod budynek milicji, gdzie miał być przesłuchany, przyjechała ekipa polskiej telewizji. Bojąc się skandalu, milicjanci zrezygnowali z przesłuchania. Od kilku dni dom byłego prezesa ZPB jest obserwowany z trzech samochodów. W środę, gdy ponownie został wezwany na przesłuchanie, odprowadzało go kilku działaczy Związku Polaków. Prawdopodobnie będzie wzywany na przesłuchania aż do skutku.
Aleksander Bury, Mińsk

"Nasz Dziennik" 2006-03-24

Autor: ab