Kolejny krzyż na Golgocie Wschodu
Treść
Dotarli nad Neję po miesiącu podróży, wiezieni w bydlęcych wagonach przez Baranowicze, Mińsk, Moskwę, Jarosław i dalej ku Syberii. Stanowili pierwszą falę wywiezionych z województwa nowogródzkiego w tę straszną noc 10 lutego 1940 roku. Wszyscy z rodzin z najlepszym rodowodem, przywiązani do Polski i strzegący jej na dawnych Kresach.
Neja, jak na rosyjskie warunki maleńkie miasteczko, założone dopiero w 1929 roku przy szlaku kolei transsyberyjskiej, dziś liczące około 11 tysięcy mieszkańców, a położone w bezkresnych lasach Siewiera (północnej Rosji) w kostromskiej obłasti, stała się miejscem ich pobytu na następne sześć lat, a dla bardzo wielu... na zawsze. Wyszli z wagonów w szczerym polu i dopiero po jakimś czasie rozmieszczono ich w tzw. specposiołkach wokół miasta, w barakach, które bardziej nadawały się dla bydła niż dla ludzi. Powoli - dziesiątkowani przez niewolniczą pracę, od wczesnego rana do późnego wieczora, umierający od tyfusu i biegunki i cierpiący na chroniczny brak żywności - budowali świetlaną przyszłość Kraju Rad...
Dopiero porozumienie Sikorski - Majski przyniosło zmianę. Wielu mężczyzn zdolnych do noszenia broni powędrowało do formujących się oddziałów gen. Andersa. Ci, którzy nie zdążyli, trafili do armii Berlinga. Z kilku tysięcy deportowanych do Nei Polaków około tysiąca pozostało tu na zawsze. Właśnie ich chcieliśmy specjalnie uczcić, odsłaniając w uroczystość Zesłania Ducha Świętego na miejscowym cmentarzu pomnik poświęcony zmarłym sybirakom okręgu Nei.
Myśl o upamiętnieniu miejsca wiecznego spoczynku swoich krewnych i krajanów od dawna nurtowała Tadeusza Rzeszutka, sybiraka, który jako mały chłopiec wraz z rodzicami został zesłany do jednego ze specposiołków Nei. Zapamiętał te lata na całe życie. Z pomocą wielu sybiraków z Sulęcina, Gorzowa Wielkopolskiego i innych oddziałów Związku Sybiraków przed dwoma laty podjęto inicjatywę budowy pomnika w Nei. Wydawało się, że to nie najlepszy czas na wznoszenie pomników, gdy ze wszystkich stron dobiegają głosy, by je demontować. W Nei było inaczej.
Dyrektor miejscowego muzeum, rodowita Rosjanka urodzona w Nowosybirsku, całą duszę włożyła w powstanie tego pomnika. Miejscowe władze państwowe też nie czyniły żadnych trudności. Nawet gubernator w dalekiej Kostromie wydał pozwolenie na budowę i zatwierdził projekt monumentu. Na pomniku, obok dwujęzycznego napisu upamiętniającego zmarłych, w górnej części widnieje dość dużych rozmiarów godło Polski - przepiękny orzeł w koronie na czerwonym tle. Wszystko to zaistniało: wbrew, na przekór i mimo wszystko. Niezwykłe są losy powstania tego pomnika.
Sama uroczystość jego poświęcenia też była niezwykła. Naszą delegację, w skład której wchodzili obok byłych zesłańców przedstawiciele Ambasady Polskiej w Moskwie: minister pełnomocny Marek Gołkowski i pani konsul Longina Putka, powitano chlebem i solą.
Podczas ceremonii poświęcenia przedstawicielka gubernatora kostromskiej obłasti Tamara Wasiliewna wypowiedziała wiele ciepłych słów pod adresem Polski i Polaków, a miejscowy burmistrz Jurij Aleksandrowicz był przez te dni rzeczywiście bratem Moskalem.
Towarzysz Chruszczow na którymś z kolejnych zjazdów partii obiecał, że z religią zrobi koniec i chwalił się, że jeszcze w latach 60. pokaże w telewizji ostatniego żyjącego popa. Takie pomysły rodziły się gdzieś w dalekiej Moskwie, a w rosyjskiej "głubince" w prostych ludziach ostała się chrześcijańska, szczodra rosyjska dusza. Jeden z uczestników uroczystości wyznał mi: "Wtedy, kiedy było rzeczywiście źle, a głód zaglądał do wszystkich baraków, szło się do sąsiadów Rosjan, a oni na prośbę 'radi Boga, pomogitie' (pomóżcie, na Boga); nigdy, ale to nigdy, nie odmówili kilku ziemniaków czy kawałka chleba". Klasowa nienawiść do wrogów narodu sowieckiego nie miała przystępu do serc gospodarzy tej niegościnnej ziemi.
Na poświęcenie pomnika przyszli też ci, którzy pamiętali zesłanych Polaków. Miałem okazję chwilę porozmawiać z Klaudią Romanowną Smirnowską z Kapliena, dziś starszą, 87-letnią panią, która mimo zaawansowanego wieku zachowała doskonałą pamięć tamtych dni. Na moje pytanie, czy pamięta jeszcze kogoś z imienia, wspomniała rodzinę Goszczyńskich, a szczególnie Seweryna - jednego z chłopców, wtedy 10-letniego podrostka. Proszę sobie wyobrazić zdumienie wszystkich, kiedy na te słowa obok niej stanął jeden z byłych zesłańców, wtedy ów nastolatek, syn państwa Goszczyńskich - Seweryn we własnej osobie, choć o 61 lat starszy. Klaudia Romanowna wspominała, jak to wszyscy "żyli drużno i wsiegda pomagali drug drugu".
Dobrze, że choć w jakiejś małej mierze mogliśmy się za to ciepło, gościnność i pomoc odwdzięczyć. W imieniu Zarządu Głównego Związku Sybiraków w Polsce pani Jadwiga Wanda Ostrowska (zresztą sama urodzona w Nei) wyróżniła odznaczeniami tych wszystkich, którzy potrafili zrozumieć uczucia wygnańców i pomogli stworzyć miejsce upamiętniające Polaków, którzy z przymusu znaleźli się tutaj, by pozostać na zawsze. Na ich mogiłach stoją dwa krzyże: prawosławny i katolicki. Na ich mogiłach w niedzielę Zesłania Ducha Świętego modlili się prawosławni i my, katolicy. Niewiele jest miejsc w Rosji, które tak jednoczą i zbliżają jak ten krzyż na cmentarzu w Nei.
o. Jerzy Jagodziński SVD,
uczestnik uroczystości
"Nasz Dziennik" 2007-06-04
Autor: wa