Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kolejny cios w proces pokojowy

Treść

Do gwałtownego wzrostu napięcia doszło w Ziemi Świętej po masakrze, której izraelska artyleria dokonała w Beit Lahia na północy Strefy Gazy. W odpowiedzi na atak Izraela na cywili palestyńskich ramię zbrojne rządzącego ugrupowania Hamas wezwało do wznowienia ataków na Izrael. Ugrupowanie to przyznało się do wczorajszego ostrzału miasta Sderot na południu Izraela i zapowiedziało, że ataki będą kontynuowane "do czasu panicznej ucieczki" mieszkańców miasta. Do eskalacji konfliktu doszło w czasie, gdy prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas podjął intensywne działania, aby wszystkie palestyńskie ugrupowania, włącznie z rządzącym Hamasem, uznały Izrael.

Wskutek ostrzału północnych wybrzeży Strefy Gazy prowadzonego w piątek przez izraelską artylerię zginęło co najmniej ośmioro Palestyńczyków, w tym troje dzieci, a kilkadziesięcioro zostało rannych. Palestyńskie źródła szpitalne poinformowały, że Izraelczycy ostrzelali plaże w okolicach Beit Lahia, na których w piątek, w dniu świątecznym dla muzułmanów, znajdowały się setki osób. Według tych samych źródeł, większość ofiar stanowią dzieci, które bawiły się na plaży.
"Krwawą masakrę" potępił w piątek wieczorem prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas, który domagał się, aby "społeczność międzynarodowa, Rada Bezpieczeństwa, Kwartet Madrycki położyły kres izraelskiej polityce zabójstw". Z kolei ramię zbrojne rządzącego ugrupowania Hamas wezwało do wznowienia ataków na Izrael.
W sobotę szef sztabu generalnego armii izraelskiej generał Dan Haluc wyraził ubolewanie z powodu śmierci ośmiorga palestyńskich cywili w Gazie, ale powstrzymał się od przyjęcia odpowiedzialności za incydent, mówiąc, że śledztwo jest w toku. Dotychczasowe dochodzenie wykluczyło możliwość przeprowadzenia ostrzału z okrętów lub z powietrza, ale istnieje ewentualność, że użyto dział artyleryjskich - powiedział dziennikarzom generał Haluc.
Premier Izraela Ehud Olmert na posiedzeniu rządu, tuż przed swoim wyjazdem do Europy, posunął się nawet do gloryfikowania armii izraelskiej, by bronić jej przed zarzutem zbrodni. Przekonywał, że siły zbrojne Izraela są "najmoralniejszą armią na świecie i nikt nie może podawać tego faktu w wątpliwość". Dowodził, że wojskowi izraelscy nie prowadzą "polityki uderzania w niewinnych ludzi". Nie wiadomo, czy udało się Olmertowi przekonać swoją córkę Danę, która oskarżyła szefa sztabu generalnego o dopuszczenie się nieusprawiedliwionego okrucieństwa - ironizował żydowski portal informacyjny IsraelNationalNews.com.
Próbom premiera zrzucenia odpowiedzialności z armii izraelskiej wtórował minister obrony Amir Perec. Tłumaczył, że istnieje znacząca różnica czasowa między ostrzałem izraelskim a tragedią w Beit Lahia. Poinformował dziennikarzy, że izraelscy wojskowi jak dotąd ustalili dokładne miejsce trafienia tylko jednego spośród sześciu pocisków artyleryjskich.
Mimo to jeszcze przed zakończeniem śledztwa Perec całą winę za masakrę starał się zrzucić na Palestyńczyków. Jego zdaniem, istnieje "wysokie prawdopodobieństwo", iż przyczyną śmierci cywili w Beit Lahia były "wewnętrzne palestyńskie porachunki". Perec przyjął plan wstrzymania operacji odwetowych na kilka dni w nadziei, że sytuacja się uspokoi.
Bojownicy Hamasu w odwecie zatakowali Izrael. Wczoraj ostrzelali miasto Sderot na południu Izraela. Izraelskie źródła wojskowe podały, że jeden z dziesięciu wystrzelonych pocisków zranił kobietę. Przedstawiciele Hamasu zapowiedzieli, że ataki będą kontynuowane "do czasu panicznej ucieczki mieszkańców Sderot".
W odpowiedzi na palestyński ostrzał izraelskie lotnictwo natychmiast dokonało uderzenia odwetowego na Strefę Gazy, zabijając co najmniej jednego Palestyńczyka, a dwóch innych raniąc. Izraelscy wojskowi poinformowali, że celem ataku była grupa Palestyńczyków przygotowujących się do odpalenia kolejnej rakiety.
W związku z zagrożeniem atakami terrorystycznymi izraelskie siły bezpieczeństwa zostały wczoraj postawione w stan pogotowia. Alert obowiązuje zarówno policję, jak i izraelskie służby ratownicze.
Gwałtowny wzrost napięcia na Bliskim Wschodzie silnie niepokoi społeczność międzynarodową. Spośród zagranicznych państw jako jedna z pierwszych piątkowe ataki na Strefę Gazy potępiła Rosja, określając je jako "nieproporcjonalny" i "niemożliwy do zaakceptowania" odwet. Także Francja wyraziła w piątek ubolewanie z powodu izraelskiej "operacji", która miała "nieproporcjonalny charakter". Paryż zaapelował "do obu stron o umiarkowanie i położenie kresu spirali przemocy". W komunikacie hiszpańskiego MSZ napisano, że władze tego kraju "zawsze wyrażały swój sprzeciw wobec stosowania siły w celu rozwiązania konfliktu izraelsko-palestyńskiego".
Tradycyjnie Stany Zjednoczone wstrzymały się od jednoznacznego potępienia ostrzału, podkreślając jedynie "prawo Izraela do obrony". - Jednocześnie zachęcamy Izrael, aby rozważył konsekwencje swoich działań - oświadczył bez jakiejkolwiek stanowczości rzecznik Departamentu Stanu USA Sean McCormack.
Krzysztof Warecki, PAP, Reuters

---------------------------------------------------------------------------
Zastanawiające, że do izraelskiego ostrzału plaży w Beit Lahia doszło dokładnie w czasie, kiedy prezydent Abbas miał największe szanse na przekonanie liderów Hamasu do zorganizowania referendum w sprawie uznania państwa Izrael w granicach z 1967 r. Obecnie będzie to niezwykle trudne. Może o to chodziło Izraelowi, który dążąc do "jednostronnego wytyczenia granicy Izraela" poprzez m.in. aneksję części palestyńskich terytoriów, nie jest zainteresowany partnerskimi negocjacjami. Potrzebuje za to nieustannego pretekstu do prowadzenia krwawych pacyfikacji w ramach "prawa do obrony". Jednak jest to polityka krótkowzroczna i dla Izraela bardzo niebezpieczna.
Krzysztof Warecki

"Nasz Dziennik" 2006-06-12

Autor: ab