Kolejne zakazy religijne we Francji
Treść
Polityka kolejnych rządów francuskich prowadzona od z górą stu lat zaowocowała głęboką laicyzacją kraju. Przez wiele dziesięcioleci wrogiem dla francuskich elit był katolicyzm, który starano się wyrugować z przestrzeni publicznej, a jego pozycję mieli osłabić m.in. muzułmańscy imigranci. Ale Francja skręciła w ślepy zaułek, bo okazuje się, że tutejsi muzułmanie starają się coraz bardziej upowszechniać swoje tradycje i zwyczaje kłócące się z zasadami republiki i chrześcijańskiej cywilizacji. I teraz parlament chce się temu przeciwstawić.
Od kilku lat obserwuje się coraz więcej muzułmańskich kobiet noszących tradycyjne chusty - czadory. Stosunkowo nowym, ale widocznym fenomenem jest pojawianie się na ulicach muzułmańskich niewiast ubranych w czarne stroje, tzw. burki, w których kobieta ma jedynie niewielkie otwory na oczy. A ponieważ burka jest uznawana przez francuskich polityków nie tylko za symbol islamskiej obyczajowości, ale także element zniewolenia kobiet, sprawą zainteresowali się deputowani, proponując powołanie specjalnej komisji parlamentarnej do zbadania tego zjawiska i uchwalenia ustawy zabraniającej noszenia takich strojów.
Rząd zdaje sobie sprawę, że problem nie jest łatwy i bardzo drażliwy, gdyż nad Sekwaną żyje wielka, pięciomilionowa wspólnota muzułmańska. Tym bardziej że Francuska Rada Kultu Muzułmańskiego (CFCM) ma zastrzeżenia co do planów rządowych. Jej zdaniem, "przeprowadzenie analizy noszenia burek" oznacza groźbę napiętnowania muzułmanów. Przedstawiciele rządu nie zamierzają jednak ustępować. Sekretarz stanu ds. polityki miejskiej Fadela Amara (sama pochodzi z islamskiej Algierii) uważa, że "burka powinna być zakazana" i kwalifikuje ją jako "trumnę, która grzebie fundamentalne wolności". Podobnie sądzi wiceminister spraw zagranicznych Rama Yade (urodziła się w muzułmańskiej rodzinie w Senegalu), która twierdzi, że trzeba reagować w "imię obrony wolności laickości i godności kobiet". - Burka to fenomen, który się rozwija i jest widoczny gołym okiem, a którego nie było, kiedy ja wychowywałam się na przedmieściu Paryża - stwierdziła wiceminister. Ustawa o zakazie noszenie burek byłaby, w jej opinii, "akcją pedagogiczną wśród pewnych muzułmanów twierdzących, że burka jest wyrazem ich religii i tożsamości".
Socjaliści uważają, że propozycje rządowe są zbyt prostym rozwiązaniem. - Oczywiście, że sprzeciwiamy się noszeniu czadorów i burek, ale życzyłabym sobie, by przede wszystkim zajęto się integracją tej populacji - uważa pierwsza sekretarz Partii Socjalistycznej Martine Aubry.
Dla wiceprzewodniczącego Frontu Narodowego prof. Brunona Gollnischa "obecny problem jest kolejnym dowodem na błędną politykę imigracyjną wynikającą z przekonania, że masowy napływ muzułmanów nie stanowi zagrożenia dla Francji i jej przyszłości".
Fenomen czadorów i burek dotyczy wielkich miast francuskich, przede wszystkim Paryża i Lyonu, gdzie żyje najwięcej wyznawców Allaha. W opinii stowarzyszeń muzułmańskich, jest to "zjawisko znikome, bo jedynie 2,5 tys. kobiet przynależnych do skrajnego odłamu islamu, tzw. salafizmu, twierdzi, że nosi tego rodzaju odzienie". Poglądy te podziela islamista z Uniwersytetu w Lyonie Cyrille Aillet, twierdzący, że "Francja posiada już odpowiednie ustawodawstwo, by z tym walczyć". Arabista Dounia Bouzar radzi, by walki z objawami islamskiego integryzmu nie rozgrywać na płaszczyźnie religijnej, tylko jako akcję mającą zapewnić bezpieczeństwo publiczne, co umożliwiłoby uniknięcie "piętnowania religii".
Dość sceptycznie do projektu nowej ustawy podchodzi minister imigracji i identyfikacji narodowej Eric Besson, uważający, że będzie ona "nieskuteczna". Jego zdaniem, "jest zbyt wcześnie na rozpoczęcie polemiki dotyczącej ustawy z 2004 r. o zakazie noszenia ostentacyjnych symboli religijnych, która umożliwiła znalezienie pewnej równowagi". Ostateczną decyzję ma podjąć prezydent Nicolas Sarkozy, który wypowie się na ten temat dzisiaj w Wersalu.
Franciszek L. Ćwik
"Nasz Dziennik" 2009-06-22
Autor: wa