Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kolejna wojna gazowa

Treść

Władze Polski zapewniają, że są przygotowane na problemy w dostawach gazu ziemnego do naszego kraju w wyniku nasilającego się konfliktu gospodarczego między Rosją i Białorusią. Rosyjski monopolista gazowy nie ustąpi, żąda przyjęcia przez Białoruś swoich warunków, od których uzależnia przyszłoroczne dostawy gazu do tego kraju. - Gazprom to nie święty Mikołaj - stwierdził wczoraj rzecznik koncernu Siergiej Kuprijanow, dodając, że firma nie zamierza obniżać proponowanej ceny gazu. Białoruś także nie chce ustąpić, a wczoraj zagroziła wstrzymaniem tranzytu surowca na Zachód, czyli także do Polski.

Białoruś grozi, że jeśli Gazprom nie zgodzi się na podpisanie kontraktu gwarantującego wystarczające dostawy gazu do tego kraju na potrzeby wewnętrzne, to wstrzyma tranzyt tego surowca z Rosji na Zachód. Taką informację przekazał we wtorek wieczorem wicepremier Białorusi Uładzimir Siemaszko po zakończonych fiaskiem rozmowach w Moskwie w sprawie cen gazu.
Szef Gazpromu Aleksiej Miller poinformował, że koncern wysłał wczoraj listy do władz Polski, Litwy i Niemiec, w których ostrzegł, że od 1 stycznia mogą wystąpić problemy z dostawami gazu przez Białoruś. - Dla swoich europejskich odbiorców Gazprom będzie dostarczać gaz na granicę z Białorusią w pełnej objętości i całkowicie zgodnie z obowiązującymi kontraktami - zapewnił. Ostrzegając przed możliwymi przerwami dostaw, Rosjanie tłumaczą, że wynikną one z kradzieży gazu przeznaczonego dla krajów europejskich.
Komisja Europejska nie boi się jednak odcięcia dostaw. Jej przedstawiciele tłumaczyli wczoraj, że kraje unijne mają wystarczające zapasy. Czy także Polska? Wiceminister spraw zagranicznych naszego kraju Paweł Kowal zapewnił, że ewentualne spełnienie tej groźby przez Białoruś nie będzie miało poważnych konsekwencji dla Polski. Według niego, Polska jest dobrze przygotowana na taką sytuację. Kowal wyjaśnił, że rosyjski gaz sprowadzany jest do nas nie tylko przez terytorium Białorusi, ale także przez Ukrainę. Dodał, iż zgromadzone są także zapasy gazu w Polsce i w innych krajach, a wydobycie tego surowca u nas pokrywa jedną trzecią krajowego zapotrzebowania na gaz. Według wiceszefa MSZ, niebezpieczeństwo pojawi się wówczas, jeśli przerwa w dostawach gazu miałaby się przedłużyć albo być zjawiskiem częstszym.
Według spółki Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo, ważne jest, że znaczna część gazu sprowadzana jest przez Ukrainę (6,8 mld m sześc. surowca sprowadzana jest z Rosji, z tego 2,8 mld przez Ukrainę). PGNiG podkreśla, że w razie zakłóceń w dostawach gazu przez Białoruś do Polski możemy korzystać z naszych rezerw magazynowych, które wynoszą prawie miliard metrów sześciennych surowca, co powinno wystarczyć na mniej więcej 45 dni. Dodatkowo jedną trzecią naszego zapotrzebowania pokrywa wydobycie krajowe.
PGNiG poinformowało także, że "w okresie świątecznym i obecnie nie odnotowano żadnych zakłóceń w realizowanych dostawach gazu dla klientów" oraz że "aktualnie nie występują żadne wydarzenia, które mogłyby spowodować zmiany w dostawach gazu".
Gazprom od kilku miesięcy negocjuje z Białorusią ceny gazu na przyszły rok. Koncern chce, by Białoruś płaciła 200 USD za 1000 m sześc. gazu. Białoruś gotowa jest płacić jedynie 46,68 USD za 1000 m sześc. gazu (według mediów, Polska będzie w 2007 r. płaciła prawdopodobnie ok. 280 USD). Byłaby to najniższa cena gazu na terenie byłego Związku Sowieckiego. Dla porównania Gruzja nabywa gaz od Gazpromu w cenie 235 USD, Mołdawia - 160 USD, Armenia - 110 USD.
Tymczasem szef Gazpromu Aleksiej Miller zapowiedział wczoraj, że koncern zwróci się do rządu rosyjskiego o wprowadzenie ceł eksportowych na gaz dla Białorusi. Zdaniem firmy, obecnie Rosja nie otrzymuje od Mińska wpływów z tego tytułu, ponosząc straty rzędu 1,3 mld USD. Miller przyznał, że "wprowadzenie cła eksportowego przy cenie rynkowej na gaz w wysokości 200 USD za 1000 m sześc." podniesie cenę kupowanego przez Mińsk surowca do 260 USD.
Dotychczasowy kontrakt między Białorusią a Gazpromem wygasa 31 grudnia. Strona rosyjska jest skłonna zaakceptować niższą cenę w zamian za nieodpłatne przekazanie Gazpromowi połowy udziałów białoruskiego operatora gazociągów Biełtransgaz, ale na takie rozwiązanie Mińsk nie chce się zgodzić.
Jednak nawet gdyby Mińsk przyjął warunki Moskwy, do uzgodnienia pozostaje sprawa wartości rynkowej białoruskiej spółki energetycznej. Według Gazpromu, BiełTransGaz jest wart 5 mld USD. Zdaniem prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki, wartość rynkowa państwowej spółki wynosi co najmniej 10 mld USD.
W 2002 r. Białoruś podpisała z Rosją umowę, na mocy której otrzymała ulgową cenę na gaz. W zamian Mińsk zobowiązał się do stworzenia razem z Gazpromem spółki, która zarządzałaby białoruskim odcinkiem gazociągu Jamal - Europa. Przez następne lata Łukaszenko nie wywiązywał się z umowy. Teraz w ciągu kilku dni musi podjąć decyzję, czy wpuścić rosyjskiego giganta energetycznego do swojego kraju. Gazprom transportuje przez Białoruś do Europy znaczną część sprzedawanego gazu. Szacuje się, że w 2006 r. tranzyt rosyjskiego gazu przez ten kraj wynosił 44 mld m sześc.
Razem z umową o sprzedaży gazu Gazprom powinien także zawrzeć z Białorusią porozumienie o tranzycie surowca przez białoruski odcinek gazociągu Jamal - Europa. Jeżeli przed nowym rokiem nie dojdzie do podpisania umowy, na Białorusi może powtórzyć się ukraiński scenariusz sprzed dwóch lat. Wówczas Ukraina, nie zgadzając się z proponowaną przez Gazprom ceną gazu, po prostu pobierała z gazociągu potrzebną ilość surowca. W efekcie zabrakło go dla odbiorców na zachodzie Europy. Gdyby doszło do takiego scenariusza, najbardziej ucierpiałaby Polska, która około połowy nabywanego gazu ziemnego otrzymuje z gazociągu Jamal - Europa. Gazprom zapewnia, że jego zachodni klienci będą otrzymywać surowiec w ilościach przewidzianych w umowach. Twierdzi, że w tym celu stworzył już specjalne rezerwy surowca w magazynach w Niemczech i Austrii.
Tomasz Chmal, ekspert ds. energetyki z Instytutu Sobieskiego, uważa, że największą korzyść ze wstrzymania tranzytu gazu przez Białoruś odniosłaby Rosja. Mogłaby bowiem powiedzieć, że to nie Gazprom jest problemem, ale państwa tranzytowe. - Białoruś obecnie jest w bardzo trudnej sytuacji. Z jednej strony jest w Związku Białorusi i Rosji, ale Mińsk nie chce się całkowicie uzależnić od Rosji, a z drugiej strony - nie ma czytelnych sygnałów z Zachodu, z Polski, że jest dla nich partnerem - tłumaczy Chmal. - To jest aspekt geopolityczny tej sytuacji - dodaje. Według niego, potrzebne są tu ruchy ze strony Polski i innych państw UE. Zdaniem Chmala, to, czy może Polsce może zabraknąć gazu, zależy od tego, czy mamy odpowiednie jego ilości w magazynach. - Jak informowało PGNiG, mamy tego surowca na mniej więcej 45 dni, dlatego przez taki okres teoretycznie mógłby ten konflikt ewentualnie trwać - uważa ekspert Instytutu Sobieskiego.
Andrzej Kołosowski, Paweł Tunia



Piotr Woźniak, minister gospodarki:
Realizujemy zawarte wcześniej kontrakty z dostawcami gazu ze Wschodu, z firmami Gazeksport i Gazprom - jeden kontrakt, oraz GazUkrEnergo - drugi. Z obu kontraktów my, jako strona polska, wywiązujemy się bez zarzutu. Płatności dokonywane są w terminie i w pełnej wysokości, odbieramy tyle gazu, ile jest przewidziane w tzw. grafikach, czyli dyspozytorskich uzgodnieniach. Dlatego nie bierzemy pod uwagę jakichkolwiek zaburzeń w dostawach. Żadnego konfliktu w sprawie dostaw gazu nie będziemy brać pod uwagę, dlatego że nie ma jakichkolwiek przesłanek ani powodów do zmiany ilości dostaw przez partnerów wschodnich. Przypominam, że zawarte kontrakty zobowiązują bezwzględnie dostawcę do dostarczania gazu do wyznaczonych punktów na polskiej granicy wschodniej.
not. PPT




Konflikty rok po roku

18 lutego 2004 r.
Rosja przerwała dostawy gazu ziemnego na Białoruś. Następnie, w związku z pobieraniem przez Mińsk surowca z rurociągu eksportowego, Gazprom przerwał także jego tranzyt na Zachód. Jako oficjalną przyczynę konfliktu na linii Mińsk - Moskwa podano spór o cenę rosyjskiego gazu dostarczanego na Białoruś. Zabrakło wówczas surowca dla niektórych polskich firm, które ponisły duże straty. Natomiast zwykli odbiorcy nie odczuli problemu z dostawami.

25 grudnia 2005 r.
Gazprom zagroził wstrzymaniem z dniem 1 stycznia dostaw gazu ziemnego dla Ukrainy. Ta bowiem odrzuciła zarządzoną przez rosyjski koncern blisko 5-krotną podwyżkę cen surowca na rok 2006, argumentując, że potrzebuje czasu na dostosowanie swej gospodarki do warunków wolnorynkowych. W wyniku "podbierania" surowca przez Ukrainę zmniejszyły się dostawy do pozostałych krajów europejskich, co odczuła m.in. Polska.
AMJ
"Nasz Dziennik" 2006-12-28

Autor: wa