Kolarstwo górskie
Treść
W Atenach się jej nie udało, choć jechała po medal. Teraz wielkie nadzieje i oczekiwania postanowiła zostawić gdzieś z boku i ta taktyka przyniosła wymarzony efekt. W sobotę Maja Włoszczowska została wicemistrzynią olimpijską w kolarstwie górskim, ustępując jedynie Niemce Sabine Spitz. Bardzo dobre dziesiąte miejsce zajęła druga Polka, Aleksandra Dawidowicz. Włoszczowska, mimo młodego wieku, to już znakomita, utytułowana i posiadająca duże doświadczenie zawodniczka. Przed wyjazdem do Pekinu typowaliśmy ją w gronie kandydatów do medalu, ale pewniakiem nie była. Sama zresztą podkreślała, iż do swego startu podchodzi z mniejszą euforią niż przed czterema laty. - Staram się zachować większy spokój, nie wywieram już na sobie takiej presji, jak to miało miejsce przed Atenami. I wydaje mi się, że to jest dobra i właściwa droga - mówiła. Oczywiście dodawała, iż sam wyjazd do Chin jej nie interesuje, nie rezygnuje z marzeń i ambitnych planów. Te zakładały walkę o medal. Wiedziała, że łatwo nie będzie, i nie było. Zgodnie z planem wyścig miał zostać rozegrany w piątek, odbył się dzień później (oficjalny powód: uszkodzona przez opady deszczu trasa). Zawodniczki miały do pokonania sześć okrążeń, w sumie 27 kilometrów. Trasa była trudna, szczególnie zjazdy. Na dodatek rywalizacja toczyła się w upale, przy piekącym słońcu i temperaturze przekraczającej 30 st. Celsjusza. O sukcesie mogły myśleć tylko kolarki świetnie przygotowane pod względem fizycznym i psychicznym. Okazało się, że wiele, typowanych nawet do zwycięstwa, nie dało rady. Do mety nie dojechały m.in. broniąca tytułu Norweżka Gunn-Rita Dahle, mistrzyni świata Hiszpanka Margarita Fullana i prowadząca w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata Kanadyjka Marie-Helene Premont. Od pierwszych kilometrów na czele stawki znalazła się bardzo mocna Spitz. W grupie pościgowej jechała Włoszczowska, która nadawała jej tempo. Sytuacja być może byłaby inna, gdyby już na pierwszej rundzie upadku nie zaliczyła Fullana. Jadąca tuż za nią Polka musiała przez to zejść z roweru, straciła sporo cennych sekund, a ten moment wykorzystała na ucieczkę Niemka. Spitz szybko osiągnęła przewagę, ale Maja się nie poddawała. Na trzecim okrążeniu przyspieszyła i ruszyła w samotną pogoń za liderką. Niestety Spitz nie traciła sił, cały czas jechała bardzo mocno, niemal bezbłędnie. Niemal, bo na ostatnim "kółku" wywróciła się, ale bez konsekwencji. Fantastycznie dysponowana Włoszczowska co prawda systematycznie nadrabiała straty, ale nie była w stanie Niemki dogonić. Na dodatek od trzeciej rundy musiała borykać się ze szwankującymi hamulcami. - Płyn zaczął się nagrzewać i uciekała mi klamka, a nie da się tego szybko naprawić. Musiałam być przez to ostrożniejsza na zjazdach - powiedziała, dodając z uśmiechem: - Ale może przez to na tych niebezpiecznych odcinkach uciekałam rywalkom, bo siłą rzeczy musiałam jechać szybciej od nich. Włoszczowska minęła metę 41 sekund za triumfatorką (Niemka uzyskała czas 1:45.11 godz.) - i promieniała szczęściem. Trzecie miejsce, ze stratą 1.17 min do Spitz, zajęła Rosjanka Irina Kalentiewa. Bardzo dobrze w swym olimpijskim debiucie pojechała Aleksandra Dawidowicz. Długo jechała na szóstej pozycji, nieszczęśliwy i bolesny upadek spowodował, iż spadła na dziesiątą (6.10 min za Niemką). Nieźle, w wyścigu mężczyzn, spisał się także Marek Galiński, który zajął 13. miejsce. Wysokie. Zwyciężył Francuz Julien Absalon (1:55,59), drugi był jego rodak Jean-Christophe Peraud (strata: 1.07 min), trzeci Szwajcar Nino Schurter (1.57). Galiński przyjechał na metę 5.30 min po Absalonie. Srebro Włoszczowskiej to największy sukces polskiego kolarstwa górskiego w historii. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-08-25
Autor: wa