Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kocham, więc nie muszę się bać...

Treść

Od chwili informacji o pogorszeniu się stanu zdrowia Ojca Świętego w nocy z czwartku na piątek naturalnym centrum modlitw warszawiaków stał się kościół akademicki św. Anny przy Krakowskim Przedmieściu. To tutaj w 1979 r. Jan Paweł II spotkał się z młodzieżą. Dziś, przez te ostatnie dni życia Ojca Świętego i tuż po Jego śmierci, nie tylko młodzi, ale i wielu starszych ludzi realizuje słowa, które Papież miał przekazać tuż przed śmiercią: "Szukałem was. Teraz przybyliście do mnie, i za to wam dziękuję".
Piątek - dzień pogrzebu Ojca Świętego - będzie wolny od pracy dla pracowników miasta i wszystkich instytucji podległych miastu, z wyłączeniem służb dyżurnych.

Wojtek, 31 lat, informatyk:
To niesamowite, jak ludzie spontanicznie przyszli już w piątek tutaj, do kościoła akademickiego. Spontanicznie - tak jak kochał Papież. Nikt nas nie zwoływał, nikt nie kazał. Nie wiem, czy kiedykolwiek tak było. A jakie uczucia? Smutno mi, ale gdy patrzę na to dzieło wspólnej modlitwy, nie mam wątpliwości - powinniśmy śpiewać "Alleluja".

Ania, 17 lat, uczennica:
Może mam za mało wiary, ale ja płaczę od piątku. Jan Paweł II był taki mój...

Barbara, 54 lata, rencistka:
Sama niedomagam, ale przeżywałam bardzo całą chorobę Ojca Świętego, każdy kolejny dzień, każde kolejne Jego pokazanie się w oknie dawało mi siłę. Od soboty wyobrażam sobie, jak On się cieszy tam, w Niebie, i jak bardzo by chciał, żeby dar tych dni nie został zmarnowany...

Dominika, 23 lata, studentka:
Mieliśmy dziś zajęcia na uczelni, ale nikt nie mógł siedzieć i się uczyć. Chodzę więc tak po całej Warszawie, patrzę na to słońce z nieba i nie potrafię się smucić. To raczej taka zaduma nad tym, co Papież nam zostawił, a co w tak niewielkim stopniu wcielaliśmy w życie przez tyle lat.

Krzysztof, 25 lat, handlowiec:
Czuję, jak wielkie szczęście miałem ja i moi rówieśnicy, że całe nasze życie przebiegało wraz z Jego pontyfikatem. Dla mnie Ojciec Święty był właśnie ojcem, autorytetem, który nigdy nie starał się przymilać, działać koniunkturalnie, mówił to, co myślał, i tak też żył. To autentyczny święty naszych czasów.

Maria, 37 lat, na urlopie opiekuńczym z córeczką Martą (16 miesięcy)
Żałuję, że moja córeczka nie będzie się mogła z Nim nigdy spotkać. Teraz czuję, że prócz powołania do macierzyństwa dostałam drugie - by przekazać jej, jaki wspaniały człowiek żył na tej ziemi i jak warto słuchać Go, także po Jego śmierci.

Marek, 21 lat, bezrobotny:
Ja tak w sumie to nie chodzę do kościoła, a w tym tygodniu byłem chyba częściej niż przez parę lat. Ale to był ktoś nie taki jak te wszystkie pseudoautorytety. Wiem: mimo iż moja wiara nie jest taka, jak by On chciał, nie odwróciłby się ode mnie. Dlatego tu jestem. Bo ja też chcę Mu coś dać z siebie, więc wolę posiedzieć tu, w kościele, niż pod blokiem.

Danuta, 71 lat, emerytka:
Jestem tu codziennie od piątku. Tyle tutaj młodych ludzi, ale nikt z nas, starych, nie czuje się tu źle. Papież tak pięknie jednoczy młodość i starość. Wczoraj zadzwonił do mnie wnuk. Zapytał, czy w czymś nie pomóc. Nigdy tego nie robił. To są małe cuda Jana Pawła II.

Kasia i Daria, po 20 lat, studentki:
Jesteśmy uśmiechnięte, bo przemawiają do nas słowa pieśni: "Kocham, więc nie muszę się bać". A Papież nie chciał, żebyśmy się bali. Trzeba jednak uszanować tych, co płaczą. Każdy odbiera to osobiście i to jest fantastyczne. On był postacią światową, a jednocześnie taki osobisty, każdego z nas.
Przed kościołem św. Anny w Warszawie zebrał MW

"Nasz Dziennik" 2005-04-05

Autor: ab