Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Koalicja zgadza się na cięcia

Treść

Grecka koalicja rządowa porozumiała się wczoraj po południu w sprawie nowych cięć wydatków budżetowych. Dzięki temu Ateny mogą liczyć na otrzymanie kolejnej transzy pomocy międzynarodowej w wysokości 130 mld euro.

Wczoraj mijał "ostateczny termin" na zawarcie koalicyjnego porozumienia, jaki Grecji wyznaczyła "trojka", czyli przedstawiciele Unii Europejskiej, Europejskiego Banku Centralnego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. To od ich opinii zależy, czy Ateny otrzymają 130 mld euro wsparcia finansowego. A jeszcze rano wydawało się, że cały plan spali na panewce, gdyż koalicjanci nie mogli dogadać się w jednym, ale bardzo kluczowym punkcie: cięcia w świadczeniach emerytalnych o kwotę 600 milionów euro. Porozumienia długo nie było, choć taki punkt znalazł się już we wstępnej umowie zawartej między szefem rządu i przedstawicielami "trojki". W końcu premier Lukas Papademos nakłonił koalicję do ustępstw i jego kancelaria mogła poinformować o sukcesie. Grecja liczy więc, że teraz otrzyma wsparcie międzynarodowych instytucji i rząd będzie miał pieniądze np. na wykupienie w marcu obligacji zakupionych przez zachodnie banki.
Jednak cięcia emerytalne to nie jedyne wyrzeczenia narzucone Grekom. Papademos obiecał wszak "trojce" także realizację postulatów obniżenia płacy minimalnej o 20 proc. do poziomu 590 euro miesięcznie oraz redukcji zatrudnienia w sektorze publicznym o 15 tys. pracowników. Ponadto płace w sektorze prywatnym mają zostać zamrożone dopóty, dopóki stopa bezrobocia, wynosząca obecnie 19 proc., nie spadnie do 10 procent. W sumie cięcia mają przynieść co najmniej 3,2 miliarda euro oszczędności. Tak więc wszystko wskazuje na to, że obok płac minimalnych, stanowisk w budżetówce także emerytury Greków zostaną złożone na ołtarzu pakietu pomocowego.
Greccy politycy próbują jednocześnie tłumaczyć przyczyny kłopotów, w jakich się znaleźli. Zdaniem ministra gospodarki tego kraju Michalisa Chrisochoidisa, główną przyczyną panującego kryzysu są... subwencje z Unii Europejskiej, a dokładniej niewłaściwe ich wykorzystywanie. W jednym z wywiadów Chrisochoidis ocenił, że pobierane z Brukseli dotacje były przeznaczane praktycznie tylko i wyłącznie na konsumpcję zamiast na inwestycje. - Jedną ręką braliśmy pieniądze z UE, ale drugą ręką nie inwestowaliśmy ich w nowe i konkurencyjne technologie. Wszystko szło na konsumpcję. Rezultat był taki, że ci, którzy coś produkowali, zamykali swoje zakłady i zakładali firmy importowe, bo na tym dało się zarobić. Na tym właściwie polega klęska kraju - powiedział minister. Zapytany przez dziennikarza wprost, czy to subwencje UE zniszczyły Grecję, szef resortu gospodarki odparł: "Tak". Minister ocenił także, że wobec przedłużających się negocjacji z "trojką" jego ojczyzna nie może liczyć na zagraniczne inwestycje. Chrisochoidis ocenił, że jeśli obecna sytuacja utrzyma się jeszcze dłuższy czas i rząd będzie jedynie ciął płace i emerytury, wówczas może dojść do wielkiego wybuchu społecznego. Potwierdzeniem tych obaw jest kolejne wezwanie związków zawodowych do przeprowadzenia dwudniowego strajku generalnego, który ma się dzisiaj rozpocząć. W całym kraju odbędą się także wiece protestacyjne, w tym manifestacja przed siedzibą parlamentu w Atenach.

Łukasz Sianożęcki

Nasz Dziennik Piątek, 10 lutego 2012, Nr 34 (4269)

Autor: au