Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Koalicja już prawie na "tak"

Treść

Najpóźniej w przyszły czwartek ma zostać podpisana umowa koalicyjna, dzięki której powstanie większość popierająca rząd Kazimierza Marcinkiewicza. Obok Prawa i Sprawiedliwości oraz Samoobrony znajdą się w niej Polskie Stronnictwo Ludowe i Liga Polskich Rodzin. PSL oficjalną decyzję podejmie w środę. W LPR zmiana z "twardej opozycji" na niemal pewną koalicję ma być sukcesem grupy "reformatorskiej" pod wodzą Bogusława Kowalskiego. Warunki zawarcia koalicji to zmiana prezydium klubu oraz oczyszczenie partii, w tym wyjaśnienie zarzutów związanych z jej finansami.

Środowa Rada Polityczna LPR zakończyła się wygraną Romana Giertycha - takie było powszechne odczucie, o które zadbali swoją niejednoznacznością także ci, którzy wcześniej domagali się daleko idących zmian. W tekście uchwały nie znalazło się ani jedno słowo o uznaniu dotychczasowego dorobku negocjacyjnego zespołu, któremu przewodził Bogusław Kowalski. Zamiast tego mieliśmy niemal w całości cytowany list władz LPR do klubu PiS z 10 kwietnia br. i listę dziesięciu niemal zaporowych warunków.
Ale wygląda na to, że było to pyrrusowe zwycięstwo. Wczoraj prezes Ligi znacznie spuścił z tonu i na konferencji prasowej ogłosił, że żadnych warunków zaporowych nie ma i nie powinno być problemu z uzgodnieniem koalicji.
- Nie chciałbym nigdy stawiać swojej osoby przed dobrem Polski - twierdzi. Dodaje, że nie ma więc znaczenia, kto ostatecznie parafuje umowę koalicyjną.
- To może być Marek Kotlinowski, bo my dwaj jesteśmy jak Jarosław i Lech Kaczyńscy - żartował Giertych.
Grupa określająca się mianem "reformatorskiej", z Kowalskim na czele, stawia twarde warunki. Jeśli LPR ma znaleźć się w koalicji, to w pierwszym rzędzie musi nastąpić zmiana prezydium klubu. Kandydatem na nowego przewodniczącego będzie Kowalski, a w prezydium znaleźliby się także Robert Strąk i Andrzej Mańka. Ich obecność ma być dla PiS gwarancją, że Liga nie wywróci koalicyjnego układu do góry nogami w momencie, gdy Giertych uzna, iż koalicja przestała się opłacać.

Negocjacje do poniedziałku
Grupa "reformatorska" chce znacznie dalej idących modyfikacji. Mają nastąpić zmiany w zarządzie głównym i jego prezydium, tak by te ciała statutowe odzwierciedlały "zmianę kierunku politycznego w partii".
- Na środowej Radzie Politycznej przegrali przeciwnicy współpracy z PiS - uważa Robert Strąk, jeden z wiceprezesów. W gronie osób, które "straciły moralne prawo do reprezentowania LPR na zewnątrz", wymieniany jest Wojciech Wierzejski. To m.in. z jego osobą wiąże się kolejny postulat - powołanie wewnętrznej komisji do zbadania malwersacji finansowych.
- Nie można udawać, że nic się nie stało i musimy dostać wgląd do tych dokumentów, na które powołuje się wasza gazeta - mówi Strąk.
Jeśli nie "oczyszczenie", to rozłam. Członkowie grupy "reformatorskiej", którzy w optymistycznej wersji mają za sobą ponoć 15 posłów, podkreślają, że jeśli partia się nie oczyści, nie zamierzają jej dalej firmować swoimi nazwiskami.
Negocjacje z PiS, które LPR kontynuowała wczoraj w nowym składzie zespołu negocjacyjnego (do Kowalskiego dołączył Marek Kotlinowski), mają się zakończyć w poniedziałek. Z dziesięciu punktów uchwały Rady Politycznej Ligi PiS sprzeciwia się tylko dwóm. Ustawa tzw. senioralna jest nie do zrealizowania ze względu na braki w państwowej kasie, a punkt na temat wprowadzenia euro został przez LPR fatalnie sformułowany. Mówiła o tym zresztą na radzie posłanka Gabriela Masłowska. W uchwale znalazł się zapis o "zaprzestaniu działań zmierzających do wejścia Polski do strefy euro". Chodzi o tzw. kryteria konwergencji, które zgodnie z traktatem akcesyjnym musimy spełnić do 2010 r. W żadnym razie nie oznaczają one automatycznego wejścia do strefy euro, ale ich niespełnienie wiąże się z poważnymi karami ze strony Brukseli.
PSL zdaje się być coraz bliżej powiedzenia koalicji "tak", choć wciąż ono nie padło. Wszystko jednak wskazuje na to, że środowa Rada Naczelna tej partii opowie się za wejściem do rządu.

Rząd koalicyjny, ale sprawny
A co na temat przyszłej koalicji sądzi premier Kazimierz Marcinkiewicz? Także jest zdania, że rekonstrukcji rządu wynikającej z podpisania umowy z Samoobroną, PSL i przynajmniej częścią LPR dokona jeszcze w przyszłym tygodniu. W tej chwili problemem jest tylko decyzja Ligi, a potem podział resortów. Marcinkiewicz nie wyklucza podzielenia resortu transportu i budownictwa. Jest możliwe, że oba przypadną koalicjantom - transport LPR, a budownictwo ludowcom. Samoobrona niemal na pewno dostanie resorty rolnictwa (Andrzej Lepper, a sekretarzem stanu będzie obecny minister Krzysztof Jurgiel), pracy i polityki społecznej oraz sportu.
- Sprawy programowe w gruncie rzeczy są dogadane, wbrew temu, co próbuje robić LPR - mówi szef rządu. Jego zdaniem, postulaty Ligi to w dużej mierze wymyślone trudności.
- Nie ma przecież problemu wchodzenia do strefy euro - zapewnia.
Jak bardzo zmieni się poszerzony rząd? Marcinkiewicz jest pewny, że teraz tutaj przeniosą się główne spory polityczne, których areną dotąd był parlament.
- Musimy więc znacząco poprawić współpracę z parlamentem, by spory między koalicjantami zakończone w rządzie nie odżywały na nowo w Sejmie - wyjaśnia. Między innymi dlatego nie zgodzi się na jedną z propozycji Samoobrony, by wrócić do koncepcji komitetów wewnątrz Rady Ministrów. Przypomina, że za czasów koalicji AWS - UW to było główne pole demonstracyjnych sporów.
- Komitet ekonomiczny pod kierownictwem Leszka Balcerowicza przyjmował jedno i on to ogłaszał, a społeczny kierowany przez Janusza Steinhoffa co innego i ten też to ogłaszał - wspomina premier, który przecież wówczas obserwował to z bliska jako szef gabinetu politycznego premiera Jerzego Buzka.
Marcinkiewicz stanowcze "nie" mówi również propozycji ludowców, by każda partia w koalicji odpowiadała dokładnie za ten resort, który otrzymała.
- Rząd nie może być koalicją resortów, musi być maksymalnie jednolity - podkreśla premier.
Mikołaj Wójcik

"Nasz Dziennik" 2006-04-21

Autor: ab