Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Koalicja czterech?

Treść

Do koalicji rządowej wejdzie znaczna część parlamentarzystów Ligi Polskich Rodzin - dowiaduje się "Nasz Dziennik". Wciąż nie jest jednak pewne, czy zrobi to jako klub Ligi, czy też podpisanie umowy koalicyjnej poprzedzi poważny rozłam w klubie. Według naszych informacji, decyzja w tej sprawie musi zapaść do dziś. W przeciwnym razie Ligę czeka rozłam. Poinformują o tym dzisiaj na konferencji prasowej posłowie LPR, którzy opowiadają się zdecydowanie za porozumieniem z PiS. To będzie ostatnia próba namówienia klubu i partii do jedności. Jeśli nie wypali, sprawdzi się scenariusz z rozłamem i powstaniem koła Stronnictwa Narodowego. W rządzie tak czy inaczej znajdzie się Polskie Stronnictwo Ludowe. Dzięki wejściu posłów LPR do koalicji PiS nie będzie zakładnikiem ludowców.
- Jeszcze przed Świętami Wielkanocnymi może zostać podpisana deklaracja rządowa, która będzie wstępem do umowy koalicyjnej, a ta może być zawarta później - powiedział wczoraj w Białymstoku prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Jego optymizm mógłby dziwić, gdyby brać pod uwagę wczorajsze wydarzenia. Tempo rozmów koalicyjnych bliższe jest raczej żółwiemu. Duży wpływ na to ma z pewnością zwłoka PSL. Dziś Kaczyński ma ponownie spotkać się z Waldemarem Pawlakiem.
- Mamy nadzieję, że koalicja zostanie rozszerzona o PSL, chociaż PSL nie tyle stawia warunki, co się nie śpieszy, a my chcielibyśmy, aby ten okres niepewności zakończył się jak najszybciej - tłumaczy prezes PiS.
Kaczyński ma dziś namawiać PSL do "przyspieszenia rozmów". Według naszych informacji, ludowcy mogą zostać postawieni w sytuacji "wóz albo przewóz".
- Nie może być dłużej zwodzenia, tylko jasna deklaracja, a wątpię, by ludowcom zależało na pozostaniu poza rządem - tłumaczy jeden z polityków PiS.
Wszystko wskazuje na to, że droga do koalicyjnego rządu będzie podzielona na dwa etapy. Najpierw, jeszcze w tym tygodniu, "deklaracja rządowa", a potem negocjacje personalne.
- Granicą ustępstw wobec ugrupowania Leppera jest zdrowy rozsądek - mówi Kaczyński o pierwszym etapie.
Deklaracja przygotowywana przez PiS wspólnie z Samoobroną ma być bardzo ogólna. Taki dokument mają podpisać z liderami Prawa i Sprawiedliwości pozostali koalicjanci. Dopiero umowa koalicyjna zostanie podpisana przez wszystkich.
Jarosław Kaczyński, Andrzej Lepper, Waldemar Pawlak i Bogusław Kowalski - te osoby, według naszych informatorów, mają zasiąść za stołem po świętach i parafować ten dokument. Spośród nich tylko prezes PiS nie wejdzie do rządu, mimo nacisków ze strony przyszłych koalicjantów. Dlaczego w tej grupie jest Kowalski, a nie ma Romana Giertycha?
- Jeśli chodzi o nasze doświadczenia z LPR i Romanem Giertychem, a zaczynamy rozdzielać te dwa byty polityczne, to my nie wyobrażamy sobie takiej koalicji, po doświadczeniach z panem Romanem Giertychem, w której pan Roman Giertych jest współkonstruktorem tej koalicji i znajduje się w rządzie, bo sądzimy, że znalazłby się w nim, by ten rząd rozbijać - wyjaśniał wczoraj wicepremier, a jednocześnie wiceszef PiS Ludwik Dorn.
- PiS rozmawia z tymi, którzy są zainteresowani współpracą - dodaje szef klubu PiS Przemysław Gosiewski.
O tym, że Prawo i Sprawiedliwość złoży konkretne propozycje dotyczące koalicji rządowej na ręce Anny Sobeckiej, negatywnie oceniającej dotychczasową politykę Giertycha, jako pierwsi informowaliśmy na łamach "Naszego Dziennika" już w sobotę. Jeszcze na początku tygodnia "zbuntowani" posłowie LPR, kierujący się lojalnością wobec władz partii, zastanawiali się nad podjęciem negocjacji.
- Propozycje złożone nam przez PiS są satysfakcjonujące. Ale ponieważ więcej wniesiemy, wchodząc do koalicji jako cały klub LPR niż jako grupa, która mogłaby się z Ligi wyłonić, mam nadzieję, że przekonamy władze statutowe partii do tego pomysłu - mówi parlamentarzysta Ligi.
W poniedziałek sytuacja wewnątrz klubu LPR radykalnie się zmieniła. Przyczyniła się do tego konferencja prasowa Giertycha, który właściwie wykluczył podczas niej możliwość koalicji z PiS i w ostrych słowach zaatakował Gosiewskiego.
- Dziś na konferencji prasowej poinformujemy o rozpoczęciu negocjacji z PiS na temat wejścia do koalicji rządowej i będziemy je prowadzić niezależnie od negatywnego stanowiska Romana Giertycha - poinformował nas parlamentarzysta LPR, który wejdzie w skład zespołu negocjującego porozumienie z PiS.
Koalicji rządowej domaga się nie tylko część posłów LPR krytycznie oceniająca politykę i zachowanie Giertycha, ale również - co najważniejsze - partyjne tzw. doły. Od dawna wiele struktur terenowych żądało, by Liga poparła rząd Kazimierza Marcinkiewicza i nie marnowała szansy na "naprawę Polski".
- Gdybym miał oceniać procentowo, to 60 proc. szans na to, że powstanie nowy klub Stronnictwa Narodowego, który zawrze koalicję z PiS, i 40 proc., że cały klub LPR porozumie się z partią Kaczyńskiego - mówi nasz informator.
- Nie ma takiej możliwości, byśmy w tej czy innej formie nie poparli tego rządu - dodaje. Mówi też, że "Giertych jest niezdolny do współpracy".
Wiele więc wskazuje na to, że rząd w Sejmie popierać będzie ok. 250 posłów z PiS, Samoobrony, PSL i Stronnictwa Narodowego. W takim układzie osłabiona Liga pozostałaby w opozycji, zmarginalizowana w niej przez Platformę Obywatelską i SLD. Właśnie takiego losu chcą uniknąć zwolennicy porozumienia z Kaczyńskim.
Andrzej Lepper chce, by umowa koalicyjna została podpisana najpóźniej jutro. Nie zgadza się na to, aby była to powtórka z zawartości paktu stabilizacyjnego, czyli "tylko program PiS".
Lider Samoobrony na popołudniowej konferencji prasowej nazwał "paranoją" i "schizofrenią" wypowiedzi niektórych ministrów o tym, że mogą odejść z rządu w przypadku, gdy znajdzie się w nim Lepper.
- Wszyscy ministrowie, którzy wypowiadają się nieprzychylnie o Samoobronie i mówią, że nie zamierzają być w rządzie z Lepperem, chyba wiedzieli, że ministrami zostali tylko i wyłącznie dlatego, że Samoobrona ich poparła. I co, wtedy im Samoobrona nie przeszkadzała? Dlaczego wtedy nie zrezygnowali? - pytał Lepper.
Ale prawda jest taka, że jedynie szef MSZ Stefan Meller, mający zresztą niskie notowania w samym PiS, stwierdził, że rozważy wówczas swoją dymisję. Wicepremier Zyta Gilowska uzależniła swoje pozostanie w rządzie od możliwości realizacji programu naprawy finansów publicznych i osoby premiera. Wśród tych, którzy mieliby odejść po zawiązaniu koalicji z Samoobroną, media wymieniają ministra zdrowia prof. Zbigniewa Religę. On jednak temu stanowczo zaprzecza. - Jest mi zupełnie obojętne, kto z ministrów siedzi po mojej lewej czy prawej stronie, bo tak długo jak mogę realizować swój program w rządzie, tak długo moja obecność w nim ma sens - powiedział wczoraj Religa. Dodał, że nikt z dziennikarzy wcześniej nie rozmawiał z nim na ten temat.
Mikołaj Wójcik, Wojciech Wybranowski

"Nasz Dziennik" 2006-04-12

Autor: ab