Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kluczowy Kulczyk

Treść

W tzw. aferze PKN Orlen zaplanowane na dziś zeznania Jana Kulczyka przed komisją śledczą mogłyby pomóc wyjaśnić wiele znaczących wątków. Czy to prezydent narzucał własny skład rady nadzorczej płockiego koncernu, czy "tylko" ustalał go z premierem i biznesmenem? Czy premier był "zwierzchnikiem" prezesa Zbigniewa Wróbla i wyznaczał pośredników w dostawach ropy dla Orlenu? Możemy być prawie pewni, że nie dowiemy się tego od osoby, która ogłasza się ikoną polskiego biznesu i raczej nie ma zamiaru ryzykować zemsty sił robiących od wielu lat interesy w polityce czy służbach specjalnych.
Legendy o pozycji Jana Kulczyka w polskiej polityce zaczęły się pojawiać w poprzedniej kadencji Sejmu. To wówczas, według krążącej po Warszawie historii, przebywający w gabinecie ministra łączności Kulczyk wezwał premiera, gdy szef resortu oponował przeciwko jednemu z rozwiązań prywatyzacyjnych w Telekomunikacji Polskiej. Premier niezwłocznie stawił się na placu Małachowskiego i zebrał solidne cięgi od biznesmena.
Nieprawdziwa legenda? Być może, ale pozostawiająca duże wrażenie na słuchaczach. Niewiele mniejsze niż ta, gdy Leszek Miller miał zadzwonić do ówczesnego ministra skarbu Wiesława Kaczmarka i pytać się go w obecności Kulczyka, "czemu nie chce sprzedać Jasiowi grupy G-8". Teraz Miller przed komisją śledczą pewnym głosem tłumaczy, że za jego premierostwa Kulczyk nic nie kupił od państwa. Warto jednak zadać sobie pytanie, dlaczego tak się stało. Raz - bo już niemal wszystko zostało sprzedane, a w sprawie prywatyzacji energetyki i Rafinerii Gdańskiej sprzeciw wielu środowisk w Polsce jest tak duży i głośny, że trzeba było stąpać bardzo ostrożnie. Tym bardziej że w obu branżach przewijały się nazwy potentatów rosyjskich (ropa) i niemieckich (energia). Nie mieliśmy więc do czynienia z jakąś ogromną zasługą Millera - po prostu nie dało się ominąć faktów, choćby takich jak niechęć kolejnych ministrów skarbu wobec biznesmena.

Z prezydentem za pan brat
Prócz kontaktów z kolejnymi premierami nietrudno było dostrzec szczególną więź łączącą Kulczyka z Aleksandrem Kwaśniewskim. Prezydent tłumaczy je koniecznością promocji polskiego biznesu. Iluż jest jednak w Polsce przedsiębiorców, którzy doszli do ogromnych sukcesów w interesach bez wspierania się na autorytecie i majątku państwa, a z którymi prezydent nie spotyka się nawet w zaciszu gabinetów... Z Kulczykiem widuje się publicznie - słynna jest wizyta Kwaśniewskiego w Poznaniu, gdzie gościł na obiedzie fundowanym przez biznesmena. W kraju prawdziwie demokratycznym taka sytuacja jest nie do pomyślenia. Wysłany został kolejny raz jasny sygnał, że podobno najbogatszy Polak jest w świetnej komitywie z głową państwa. Jak można usłyszeć w kręgach biznesowych, Kulczyk nie raz powoływał się na swoje wpływy w politycznych gronach decyzyjnych. A przecież nikt go nie nazwał mitomanem, jak choćby aresztowanego posła Andrzeja Pęczaka, często powołującego się np. na Millera.

Waga Kulczyka
W sferze zainteresowania sejmowej komisji śledczej ds. PKN Orlen Kulczyk znalazł się, bo jego firma była jednym z udziałowców koncernu. Choć oficjalnie miała ok. 6 proc. akcji, była języczkiem u wagi. W jednym z układów rady nadzorczej jej przewodniczącym został prezes Kulczyk Holding, nomen omen Jan Waga. W wywiadzie z Wiesławem Kaczmarkiem, od którego rozpoczęła się afera Orlenu, były minister skarbu powiedział, że od prezydenckiego ministra Marka Ungiera dostał gotową listę ze składem rady, a była ona uzgadniana na spotkaniu Kwaśniewski - Miller - Kulczyk. Wszyscy uczestnicy tego spotkania zaprzeczają, jakoby miało ono miejsce. W dzień po zatrzymaniu przez Urząd Ochrony Państwa Andrzeja Modrzejewskiego w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów gościł Kulczyk. Co tam robił? Według członków komisji śledczej, ustalano, że nowym prezesem PKN Orlen będzie Zbigniew Wróbel. Miller już zaprzeczył, Kulczyk zapewne zrobi to dzisiaj.

Boczny tor z Wiednia
Wątkiem dotyczącym Kulczyka, który pojawił się w trakcie prac komisji, jest spotkanie z Ałganowem. Coraz więcej śladów wskazuje jednak na to, że sprawa została powiązana z PKN Orlen dzięki sprytnemu zabiegowi służb specjalnych. Jeśli podczas rozmowy w gabinecie Zbigniewa Siemiątkowskiego biznesmenowi pomyliły się daty spotkania w Wiedniu i podał 18 lipca, to jak duże jest prawdopodobieństwo, że akurat identyczny błąd popełniło źródło Agencji Wywiadu, które donosi o innych szczegółach rozmowy z Władimirem Ałganowem? W tej sprawie jest morze niejasności - Kulczyk utrzymuje na przykład, że ani słowem nie wspominał szefowi AW o łapówce, jaką od Łukoilu mieli dostać Kaczmarek z byłym szefem Nafty Polskiej Maciejem Gierejem. Skąd więc pochodzi ta informacja? Jest niemal pewne, że wyjaśnianie tych niejasności zajmie najwięcej czasu członkom komisji. Oczywiście kosztem innych, znacznie bardziej dotykających sedna sprawy.

Mania wykluczania
Co ciekawe, właśnie tym najgłębiej drążącym sprawę posłom grozi wykluczenie z komisji. Przewodniczącego Józefa Gruszkę coraz mocniej obciążają środowiska lewicowe za współpracę z Pawłem D., aresztowanym przy aferze z Rafinerią Trzebinia. Może ci, którzy "pompują" tę aferę w pewnych mediach, liczą, że ani Gruszka, ani żaden z popierających go posłów nie zadadzą Kulczykowi pytań związanych z tą sprawą. A przecież zastanawia, że właśnie w Rafinerii Trzebinia, jak w PKN Orlen, Kulczyk Holding jest mniejszościowym udziałowcem. Romana Giertycha obciąża spotkanie z biznesmenem na Jasnej Górze. Czytając gazety czy oglądając telewizję, można dojść do wniosku, że to o niebo ważniejsze spotkanie niż Millera z Kulczykiem z 8 lutego 2002 r. Dziś najważniejszym pytaniem wydaje się być to, czy Giertych powinien przesłuchiwać Kulczyka. Trudno dziś znaleźć takich, których emocjonuje jeszcze to, co powie świadek. Chyba że miałoby dotyczyć lidera LPR. Biznesmen, jak wiadomo, chce wyłączenia z komisji także Zbigniewa Wassermanna i Konstantego Miodowicza. Zarzuca im brak obiektywizmu, co w myśl ustawy o komisji śledczej może skutkować wykluczeniem posła. Ale takiego braku obiektywizmu nie da się chyba zarzucić tylko tym posłom, którzy w komisji niewiele robią. Są przecież tutaj dzielni naśladowcy Anity Błochowiak czy Renaty Beger, których albo interesuje marka wina, jakie pito podczas obiadu w Wiedniu, albo w ogóle trudno zauważyć, że cokolwiek ich interesuje. Pozostaje tylko nadzieja, że posłowie, którym naprawdę zależy na wyjaśnianiu afery PKN Orlen przyprą Kulczyka do muru swoimi merytorycznymi pytaniami. I że po kilku godzinach tematem dla dziennikarzy znów będą niejasne układy biznesmena z ośrodkami władzy w Polsce, a nie trunki z Wiednia czy pączki z Jasnej Góry.
Mikołaj Wójcik

"Nasz Dziennik" 2004-12-01

Autor: kl