Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Klucz tkwi w systemie szkolenia

Treść

Rozmowa z Czesławem Michniewiczem, trenerem piłkarzy Lecha Poznań

Żaden inny trener w polskiej ekstraklasie nie pracuje tak długo z jednym klubem jak Pan. To powód do dumy?
- Być może tak, ale zarazem do zastanowienia się, dlaczego trenerzy pracują tak krótko. Dlaczego jest tak, że tylko oni ponoszą odpowiedzialność i konsekwencje słabej postawy piłkarzy. Nie analizuje się dogłębnie przyczyn takiej a nie innej gry zespołu, co się wydarzyło w okresie transferowym, jakich graczy się sprzedało, a jakich na ich miejsce sprowadziło. Często jest tak, że po kilku przegranych meczach zarząd podejmuje decyzję o zwolnieniu szkoleniowca, nie zadając sobie pytania, co sam zrobił, by stan rzeczy był inny.

Patrząc na to, co dzieje się w naszej lidze od początku sezonu, nie sposób się nie zapytać, jak to możliwe, że udało się Panu tak długo przetrwać na trenerskim stołku w Poznaniu.
- Ależ ja również przechodziłem w Lechu różne etapy. Owszem, były sukcesy, Puchar i Superpuchar Polski, ale później przyszły gorsze, dużo gorsze wyniki. Zespół został osłabiony, szybko odpadliśmy z rozgrywek Pucharu UEFA, w lidze przegraliśmy pięć meczów z rzędu, tracąc szansę na wysoką lokatę. Gdyby to się działo dziś, to być może na fali zmian już bym pracę stracił. Ale wówczas zarząd wykazał się dużym spokojem, ba, w najtrudniejszym momencie nawet przedłużono ze mną kontrakt. Ja staram się za to zaufanie nieustannie odpłacać.
W sporcie najważniejsze są praca, praca i jeszcze raz praca, i na końcu szczęście. Ja pracuję najlepiej, jak umiem, mam troszkę szczęścia i nadal jestem w Lechu. Cieszę się z tego.

I to jest świetny dowód na to, że cierpliwość popłaca. Ta sama, której większości prezesów polskich klubów tak brakuje.
- Podobnie jest z Wojciechem Stawowym w Cracovii, który pracuje w tym klubie od dłuższego czasu, notując nieustanne postępy. No, może on ma o tyle łatwiejszą sytuację, że Cracovia ma ustabilizowany budżet, nie pozbywa się najlepszych piłkarzy. My, by przeżyć, niestety musimy ich sprzedawać. Jeszcze niedawno grali przecież w Lechu tacy zawodnicy, jak Ślusarski, Bosacki, Goliński, Lasocki, Kaczorowski, Madej, Grzelak. Gdzie bylibyśmy, gdyby nadal u nas występowali?
Nie narzekam jednak. Najważniejsze, by pracę mieć, szanować ją i zawsze wykonywać jak najlepiej. Odnosi się to i do trenerów, i do piłkarzy.

Zawód trenera jest stresujący, w Polsce chyba dodatkowo...
- Na pewno na Zachodzie trenerzy pracują w dużo bardziej komfortowych warunkach. Mają do dyspozycji nie tylko większe pieniądze, lepszych zawodników, ale także bazę. Większa jest ich ranga, szczególnie gdy łączą funkcje szkoleniowca i menedżera. José Mourinho w Chelsea Londyn, Alex Ferguson w Manchesterze United czy Arsene Wenger w Arsenalu Londyn to prawdziwe instytucje, które ponoszą ogromną odpowiedzialność, ale zarazem mają dużą satysfakcję, gdy coś się udaje.

Myśląc o stresie, mam też na myśli niepewność jutra. Chyba przodujemy w świecie pod względem liczby zwalnianych trenerów.
- Zgadza się. Ale jak z tym walczyć? Kto ocenia trenerów? Czy ludzie, którzy mieli z piłką coś wspólnego i potrafią realnie spojrzeć na możliwości zespołu i pracę szkoleniowca? Jeśli tak, to wszystko jest w porządku. Gorzej, gdy za ocenę biorą się przypadkowi sklepikarze, którzy skrzyknęli się i postanowili zrobić, a raczej zarobić na piłce, nie za bardzo się na niej znają, ale chcą o wszystkim decydować. Dla nich sukces odnosi tylko ten, kto z prowadzoną przez siebie drużyną zdobędzie mistrzostwo albo awansuje do europejskich pucharów. A to nie jest prawda, wyczynem może być też miejsce siódme czy utrzymanie się w lidze. Trzeba by przewartościować ambicje u niektórych prezesów.

Za nami 13 kolejek ekstraklasy, do zmian trenerskich doszło w 11 klubach. To szok.
- Wiosną było polowanie na sędziów, teraz "źli" są trenerzy. A czy ktoś zastanowił się, ale tak poważnie, dlaczego tak się dzieje, dlaczego polskie kluby od lat nie mogą odnieść żadnego sukcesu, przegrywają na międzynarodowej arenie? Problem polega nie tylko na tym, że trenerzy są źli, ale i na tym, że mamy takie a nie inne warunki do pracy. Żyjemy w określonym klimacie, którego nie zmienimy, ale możemy zmienić sportową bazę i podejście do wielu spraw. W jaki sposób wychowujemy piłkarską młodzież? Nadchodzi jesień, chłopcy wychodzą ze szkoły i nie mają gdzie trenować, bo jest ciemno. Tak jest w październiku, listopadzie, grudniu, styczniu, lutym, marcu. Pograją trochę i popracują w kwietniu i maju, w czerwcu sezon się kończy. W lipcu są urlopy. Gdzie i kiedy mają się nauczyć grać w piłkę? W dobrze zorganizowanych klubach powinny być boiska ze sztuczną trawą, zadaszone, żeby można było trenować, gdy temperatura spada prawie do zera lub niżej. Ile jest ich w Polsce?
Żaden trener nic nie wskóra, jeśli nie będzie zdrowego systemu szkolenia. Zwróćmy uwagę, jak mało wychowanków trafia do podstawowych składów pierwszoligowych klubów. A przecież szczególnie kluby duże, z ambicjami, powinny odgrywać rolę wiodącą pod tym względem. I wtedy można od trenera wymagać, by z młodym zawodnikiem - już przygotowanym pod względem taktyczno-technicznym, motorycznym, koordynacyjnym, szybkościowym - coś osiągnął.
Jeśli kucharz ma upiec tort, ma ku temu wszystkie warunki i nie potrafi tego zrobić, to się go zwalnia. Ale nie wymagajmy, by zrobił pyszne ciasto, jeśli damy mu zamiast sześciu jedno jajko.

Często zarzucamy - i słusznie - trenerom, że nie stawiają na graczy młodych, perspektywicznych. Z drugiej jednak strony, czy można się im dziwić? Zaryzykują, przegrają trzy mecze i stracą pracę. To nie jest zdrowe.
- Wolą zatem sprowadzić ogranych 30-latków z Bałkanów czy Afryki, którzy dziś są odrobinę lepsi i mają większe doświadczenie od zdolnych 17-, 18-latków. Obronią wynik, trenerowi i działaczom zagwarantują spokój i pracę. Tak, to sytuacja niezdrowa. Wrócę jednak do tego, co mówiłem przed chwilą. Wychowankowie najczęściej nie są przygotowani do gry. Na pewnym etapie szkolenia poświęca się im za mało czasu, najczęściej z prostej przyczyny - nie ma gdzie trenować.
Każdy trener pracujący z młodzieżą powinien godnie zarabiać. Myślę, że dla PZPN-u nie byłoby wielkim problemem przeznaczyć dla każdego pierwszo- i drugoligowego klubu pensji dla czterech szkoleniowców zajmujących się najmłodszymi. Niech ci ludzie pracują, realizują konkretny program szkolenia i niech się od nich później wymaga. Widziałem, jak to jest rozwiązane we Francji. Każdy trener dostaje specjalną książkę, wykonuje zadania (te same) krok po kroku, jest z nich rozliczany.

Dlaczego u nas nie ma racji rozsądny model, w którym trener dostaje pod opiekę zespół na kilka lat i dopiero po tym czasie jest rozliczany?
- W pierwszym roku pracy w Manchesterze Alex Ferguson nic nie osiągnął. Podobnie było w drugim, dopiero od trzeciego coś się zaczęło zmieniać, aż przyszły wielkie sukcesy. Z Wengera w Arsenalu się śmiano, mówiąc, że posadę dostał tylko dlatego, że ma na imię Arsene. A później jego drużyna grała najpiękniejszą piłkę na świecie. Teraz Arsenal jest w małym dołku, bo szansę na mistrzostwo Anglii ma małe, ale nikt nie mówi, że trzeba zwalniać trenera. Skoro sukces osiągnął, znaczy, że stać go na kolejny. U nas Wenger już dawno posadę by stracił.
Pod uwagę trzeba bowiem brać wszystko - czy zespół został wzmocniony, czy realizowane są należności, jaka jest baza etc. I jaki mają charakter piłkarze. Bo niedopuszczalne są sytuacje, w których mówią, że pod wodzą takiego a nie innego trenera stracili ochotę i zapał do pracy. Oni muszą mieć je zawsze, niezależnie od tego, czy są pod opieką Nowaka, czy Kowalskiego. To ich praca.

Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz

"Nasz Dziennik" 2005-11-09

Autor: mj